Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Po kilku godzinach jazdy jestem przed wielkim czarnobiałym znakiem mówiącym "Witamy w HellHeaven". Jest już noc, przez co nikt nie będzie zwracał na mnie uwagi.
Zaciskam dłonie na kierownicy i patrzę na tą niewidoczną granicę między moim startym życiem, a nowym. Doskonale wiem, że mogę zawrócić i czekam aż policją rozwiąże sprawę. Mogę czekać i dawać sobie luksus nadzieji połączony że strachem o Doriego lub Tango. Jednak nie stracę już nikogo więcej.
Roześmiana Scarlett pojawią się na tuż koło znaku. Patrzy na mnie oczyma wielkim od szczerej dziecięce radości.
- Dom! - Krzyczy na cały głos, ale nie umiem podzielić jej radości. Dla niej jest to o wiele łatwiejsze. Nie dla mnie. Kłykcie aż zbielały od zaciskania rąk na kierownicy.
- Czas już wracać - mówi Scarlett patrząc na mnie spod zmrużonych powiek. - Już pokazałaś na co ciebie stać...
Naciskam pedal gazu. Wciąż nie mogę się przełamać. Sięgam do kieszeni marynarki i wyciągam pognieciona karteczkę.
Zanim zdążę się rozmyslec wrzucam bieg i przejeżdżam głupia granicę. Świat się nie zawalił, ani nic się nie stało złego.
Po kilku minutach widzę zarysy domów, sklepów, ścieżek rowerowych i drzew. Większość domów jest pogrążonych we śnie. Przejeżdżam przedmieścia ze ściśniętym żołądkiem i rozpoznaje niektóre miejsca przez co kręci mi się w głowie.
Dojeżdżam do części głównej miasta. Zajeżdżam pod kamienice z czerwonej cegły i białymi kolumnami. Zatrzymuję się przed wejściem na zakazie. Szybko wychodzę z auta i kieruję się do wejścia. Drzwi otwierają się szeroko i wyskakuje z nich niski, krępy mężczyzna w nowej peruce.
- Nie wolno ty parkować, młoda damo - mówi głośno z wyrzutem patrząc srogo na mnie.
- Domyślam się po zakazie - rzucam z przekąsem rozciągając mięśnie. Mężczyzna zapowietrzył się i otwiera usta. - Wynajęłam tutaj apartament kilka godzin temu, jeszcze nie zdążyłam się zapoznać z parkingiem na nazwisko Queen.
Mężczyzna podnosi głowę wysoko i marszczy krzaczaste brwi w zamyśleniu. Po chwili jednak dostaję olsniania i jego postura zmienia się bardzo szybko.
- Zapraszam do środka, pani Queen. Dostanie pani stosowne dokumenty i wtedy pokaże, gdzie zaparkować auto - mówi uroczyście, a ja powstrzymuje się by poprawić tego mężczyzne. Jednak jestem zbyt zmęczona na wyklocanie się. Wchodzę do holu w kolorach beżu i bieli. Mężczyzna będący korsierzam podchodzi do konutaru obłożonego beżowymi płytki z odrobioną złota i wyciąga dokumenty do podpisania oraz kluczę.
- Szczerze nikt nie robi takiej inwestycji w kilka godzin... - odzywa się kąsierż, a ja spoglądam na niego kątem oka. Widzę jak przystępuje z nogi na nogę przyglądając się mi zbyt uważnie. - Mogę wiedzieć skąd taka nagła decyzja?
- Może Pan, ale nie musi - odzywam się opryskliwie bardziej niż zamierzałam. Karcę się w duchu. Wzdycham ciężko. - Przepraszam bardzo, jestem zwyczajnie zmęczona. Musiałam podjąć tą decyzje ze względu na inwestycje jaka jest podjata w dzielnicy Barking.
- Słyszałem o niej - mówi naglę uradowany i wybudzony. - Cieszę się, że tam powstanie. Mieszka tam mój brat i wciąż narzekał, że nie ma tam dużego sklepu, gdzie by mógł kupić wszystko czego potrzebuje...
- Przepraszam bardzo - przerywa mu z przepraszajaca miną. - Czy bym mogła jutro dokończyć podpisywanie dokumentów, a teraz pójść spać? Przyniosę do Pana je z samego rana.
Mężczyzna przekręca głowę i zastanawia się, ale kiwa głową po chwili. Uśmiecham się z wdzięcznością. Zgarniam dokumenty i idę do auta, by je przestawić w wyznaczonym na mapce miejscu.
Po jakiś 30 minutach zamykam się w lofcie ze wszystkimi swoimi rzeczami. Szybko rozbieram się z ubrań jakich byłam na pogrzebie i wyciągam z torby bielizne, sprane jeansy oraz czarną bluzę Doriana, która przez jego błąd skurczyła się w praniu.
Idę do przestronnej łazienki w odcieniach szarości. Wchodzę pod lodowaty prysznic, który mnie pobudza i sprawia drżenie całego mojego ciała. Wycieram się w jeden z hotelowych ręczników i ubieram wcześniej wyciągnięte rzeczy. Susze włosy. W ostatniej chwili biorę z mojej torby piersiówkę z whisky. Wychodzę z pokoju. Przemykam przez jasny korytarz. Wsiadam do windy i zjeżdżam na teren parkingu. Przemykam niepostrzeżenie przez cały parking i wychodzę na dwór. Noc jest wyjątkowa ciepła, ale czuć nadchodzacą burze. Spaceruje po znajomym mieście. Jednak nim zdążę się zorientować moje nogi prowadzą do klubu nocnego "Inferno". Kiedyś to była gorsza dzielnica miasta, ale teraz patrząc dużo się zmieniło. Grafity zniknęło, drogi wyremontowane, drzewa posadzone... Coś wewnątrz mnie na ten widok odczuwa ulgę, że mimo wszystko dalej rozwijał pomysł na ratunek tej dzielnicy, że nie porzucił tego tak jak wiele rzeczy.
Z daleka widzę jaskrawe światła i tłum przed klubem. Przechodzę na drugą stronę i trzymam się bardziej ciemności niż światła co zdaje się być trudne. Kolejka jest kilku metrowa, co jest zaskakujące, ponieważ jest środek tygodnia. Aczkolwiek liczba drogich samochodów na parkingu koło klubu wskazuje, że dzisiaj jest impreza dla wybranej klientali. Przełykam ślinę, a ręce spociły mi się na samą myśl o tych ludziach wewnątrz tego budynku.
Przyglądam się odnowionej fasadzie budynku z podświtlonym na złoto szyldzie. Patrzę na podwójne czarne, zdobione drzwi, na dwójkę ogromnych goryli w czarnych marynarkach i białych podkoszulkach wyglądających groźnie. Poprawiam kaptur na głowie i wycofuje się z miejsca obserwacyjnego. Pod klub zajeżdża znajomy samochód czerwony Dodge Charger z czarnymi paskami, a mi nogi wrosły w ziemię. Wiem, że muszę już iść, ale nie mogę oderwać oczu od drzwi kierowcy. Serce mi przyśpiesza, a ja czuję ekscytacje pomieszaną ze złością. Drzwi otwierają się, a ja zachowuje się jak tchórz i odwracam wzrok. Szybko odchodzę z tamtego miejsca przy końcu ulicy już biegnę. Płuca zaczynają palić. Oddech staję się szybszy i płytszy. To uczucie, jakbym uciekał nie tylko przed tym konkretnym momentem, ale i przed własnymi myślami.
Przebiegam paręnaście przecznic, aż docieram do końca miasta i do ostatniego miejsca do jakiego chciałam dotrzeć. Cmentarz, gdzie jest moja pusta trumna i pewnie piękny grób. Wyciągam z kieszeni moją piersiówkę biorę łyk. Na mój język wylewa się smak słodkie nuty miodu i wanilii delikatnie otulają podniebienie, uzupełniane przez subtelną owocową nutę śliwek i jabłek. Stopniowo pojawia się nuta dymu, która dodaje whisky charakterystycznego, lekko palącego posmaku. Zakręcam piersiówkę i zaciskam na niej palce.
Nie mogę tego ciągle odwlekać, chociaż w mieście jestem od paru godzin. Wchodzę na teren cmentarza. Cmentarz jest dobrze utrzymany, a ścieżki prowadzące między nagrobkami umożliwiają spokojne spacerowanie wśród drzew i grobów.
Nagrobki są zróżnicowane - niektóre to tradycyjne kamienne grobowce z wygrawerowanymi datami i informacjami, podczas gdy inne są bardziej osobiste. Niektóre nagrobki są ozdobione kwiatami, zdjęciami, lampkami, a nawet osobistymi przedmiotami, co sprawia, że miejsce to jest bardziej intymne i pełne historii życia zmarłych.
Przez kilka kroków jest ciężko, ale z każdym krokiem jest łatwiej. Kieruje się na sam koniec cmentarza pomiędzy wierzbami, gdzie kiedyś kupiliśmy miejsce. Żwirowa alejką chrzęści pod moimi butami. W końcu docieram do miejsca, gdzie dostrzegam czarne nagrobki.
Poprawiam kaptur bluzy tak by być anonimową, ale nikt oprócz mnie nie chodzi na cmentarz o trzeciej w nocy. Przyglądam się groba w słabo oświetlonym. Każde imię i nazwisko mojej rodziny zostało wycięte na ciemnym kamieniu, który pewnie pochłania światło słoneczne.
Luna Moon.
Blade Moon.
Scarlett Sage.
Angel Crafts.
Ignis Black.
Na ostatnim nagrobku mój wzrok zawisa najdłużej. Przechodzi mnie dziwny dreszcz patrząc na swój nagrobek. Wiatr ponuro wył i porusza gałęziami drzew. W powietrzu czuć burze. Błyskawica rozcięła niebo na kilka części. Powinnam się już zbierać, ale nie mogę się ruszyć. Minęło dwa lata odkąd zginęli. Dwa lata życia bez nich, ale nadal czułam ich obecność. Pamiętam ich śmiechy, głupie docinki, ale wszystkie te wspomnienia bledną przy tym jak ostatni raz widziałam ich. Połamanych, poprzebijanych, krwawiących. Zaciskam powieki, gdy czuję zbierająca się wilgoć. Biorę głęboki oddech i splatam ze sobą dłonie jak do modlitwy.
Nie wiem co mam powiedzieć, czy pomyśleć. Nie za bardzo jestem osobą wierzącą, ponieważ za dużo zła samą zrobiłam. Nie chce myśleć o konsekwencjach tych wszystkich rzeczy po śmierci. W różnych religiach kary dla zbrodniarzy są trochę podobne obejmują ogień, mękę, izolację czy cierpenie emocjonalne. W chrześcijaństwie, Piekło jest miejscem wiecznego cierpienia dla tych, którzy odrzucili Boga. W islamie, "Dżahannam" to miejsce kar za złe czyny. W hinduizmie, "Naraka" to krótkotrwałe lub długotrwałe cierpienie po śmierci, uzależnione od zasług i win osoby. W mitologii greckiej dusze trafiają do Hadesu. Poddawane tam są różnym losom, zależnie od ich życia i zasług. Dusze zmarłych podróżują do podziemnego świata przez rzekę Styks, płacąc Charonowi, stróżowi rzeki, za przejście na tamten brzeg. Po przybyciu do Hadesu dusze podlegają sędziemu Minosowi, który decyduje o ich dalszym losie.
Brzmi to przerażająco, ale i sprawiedliwie. Nigdy nie mówiłam, że jestem dobrym człowiekiem. Zawsze wiedziałam, że skończę tragicznie, ale nigdy nie sądziłam, że oni tak skończą, a ja przeżyje. Jednak jeśli mam szukać sensu to nigdy nie znajdę.
Podchodzę do swojej płyty nagrobnej i dostrzegam pełno kolorowego rozbitego szkła przy nagrobku. Dotykam drżącymi palcami wygrawerowanego napisu. 
Ciche, nierówne kroki sprawiają, że odskakuje od swojego grobu przerażona i odwracam się tyłem do grobów. Blask latarni oświetla zbliżającą się postać. Nie umiem się ruszyć dostrzegając jego. Jeszcze mnie nie zobaczył, ale to kwestia chwili. Nie mam gdzie się ukryć, czy schować. Nie będę uciekać przed nim.
Mężczyzna podnosi głowę i zatrzymuje się gwałtownie chwiejac się niebezpiecznie. Wypuszczam wstrzymywane powietrze.
- Ignis? - Jego zaskoczony, wysoki ton głos sprawia, że krzywię się. Robi jeszcze kilka kroków naprzód i zatrzymuję się.
Ciemno brązowe włosy poukładane w bałagan na głowie, jeden loczek opada niedbale na jego czoło. Brązowe oczy wpatrują się we mnie zaskoczone. Dwudniowy zadbany zarost jest bardzo pociągający. Spoglądam na jego dłonie i dostrzegam brak czarnego tatuaża na palcu, albo mógł go usunąć. Ubrany jest cały na czarno. Czarne jeansy i czarną koszula z rozpiętym guzikiem. Spoglądam jeszcze raz w jego oczy i dostrzegam dobrze znany mi chłód oraz dystans. To nie jest Demon.
On równie mi się przygląda na jego twarzy wypełza dobrze znany mi uśmiech.
- Jak na martwą wyglądasz dość żywo - odpowiada z uniesionymi brwią Lucyfer, bliźniak Demona.
- Nie jesteś zaskoczony? - Krzyżuję ręce na piersi patrząc na mężczyznę.
- Takie robactwo jak Ty trudno wytępić. - Uśmiecha się mnie w okrutny sposób, a ja nie reaguję na komentarz. On tylko wzdycha kręcąc rozczarowny głową. - Przed śmiercią byłaś bardziej rozkoszna.
- Przed śmiercią Twoje uwagi były bardziej kąśliwe. - Wzruszam ramionami chowając dłonie do kieszeni bluzy. - Co tutaj robisz?
- Mógłbym Ciebie zapytać o to samo. - Podchodzi do mnie powolnym krokiem. Muszę spojrzeć w górę, bo jest odemnie o głowę wyższy.
- Kiedy ostatni raz sprawdzałem byłaś tam. - Machnął ręką w stronę grobów.
- Sprawdzałeś? Dla rekreacji przychodzisz w nocy na cmentarz i odkopujesz groby? - mój głos aż ocieka sztucznym zdziwniem.  - Ciekawe masz zajęcie Lucyferku.
Odwracam się tyłem do niego oglądając jeszcze raz groby, ale czuję jego obecność. Przez co jestem gotowa do ataku w każdej chwili.
- Granitowe nagrobki - odzywa się z dumna w głosie. - Demon wybierał. Ja bym wybrał marmur, ale kto co woli.
- Niby bliźniacy, a takie różne gusta - stwierdzam spokojnie, a Lucyfer staje mi w polu widzenia i wpatruję się intensywnie. Milczy przez kilka minut, a ja już chce sprawdzić, czy nie jest moją kolejną halucynacją.
- Co tutaj robisz, Ignis? - Pyta cicho, a ja nie umiem na niego spojrzeć. - Umarłaś dla nas. Byłaś wolna. Teraz wracasz. Po co?
Nie odpowiadam na jego pytanie. Chyba gdybym powiedziała to wszystko na głos stałoby się realne. Nie mogłam tego powiedzieć.
- Powiesz Demonowi? - Pytam ogólnie, ale Lucyfer doskonale rozumie co chce przekazać.
- Szczerze nie wiem, czy tu jesteś. - Odwraca się przodem do grobów. - Jestem pijany, a jak mnie znokautujesz dość mocno to możesz mnie zamroczyć. Następnie wlac do gardła alkohol. Kac i problem z pamięcią gwarantowany.
Uśmiecham się na ten plan, a Lucyfer rozkłada ręce czekają na mój cios. Przyglądam się w zamyśleniu Lucyferowi. Nie spuszcza ze mnie wzroku. Jego czarne oczy lśnią w ciemności rzucając mi wyzwanie. Zmienił się. Nie jest już takim nadętym dupkiem jakim był. Kręcę głową zrelaksowana nagle i odchodzę. Żwir chrzęści mi pod butami.
- Do zobaczenia? - Pyta cicho Lucyfer nie idąc za mną. Czuję tylko jego ciężkie spojrzenie na sobie.
- Może kiedyś w zaświatach - mówię przez ramię, ale dostrzegam jego uśmiech. Podczas całej rozmowy z Lucyferem zapomniałam czemu nienawidziłam jego, a mam za co.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro