Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Przez trzy dni żyłam jak nomad i przenosiłam się z miejsca na miejsce tylko po to by ludzie Remiego mnie nie znaleźli. Ukrywałam się w różnych miejscach. Jednak najbezpieczniejszym miejscem było biuro Pani Queen znajdujące się w wysokim wieżowcu, gdzie również ustalamy szczegóły pogrzebu. Nikogo nie dziwiło, że byłam pierwszą osobą pojawiającą się w biurze i ostatnią, która opuszczała to miejsce. Przez te kilka dni Dorian próbował się ze mną skontaktować, ale unikałam go jak ognia. Odczytywałam za to SMS od niego, gdzie wkurzył się, że wykluczam go z planowania tak ważnej uroczystość. Może bym go włączyła w planowanie, ale nigdy nie chciał słuchać na temat śmierci swojej babci, więc gdy pani Queen zaczynała ten temat to zwykle wychodził z pokoju mówiąc różne przykre rzeczy. Dla tego Pani Queen poprosiła mnie o dopilnowania wszystkich spraw, wykluczając własnego wnuka. Za to byłam w cały czas w kontakcie z szeryfem tłumacząc wszystko odnośnie pogrzebu.

Stoję na cmentarzu koło Doriana i Tanga trzymanego na smyczy. Pogoda dopisała i świeciło słońce, a niebo jest bezchmurne. Pewnie w taki dzień bym turlała się z Tangiem po trawie wyładowując jego energię, ale nie dziś. Dzisiaj musiałam ubrać się w pończochy, szpilki, czarną ołówkowa sukienkę bez dekoldu oraz marynarkę i czekać na mordercę podczas pogrzebu. Dorian miał o tyle łatwiej, ubrał garnitur i był gotowy. Jednak mimo wszystko, gdy zobaczyłam go w garniturze odebrało mi mowę. Wyglądał pociągająco, przez moment chciałam zrugać go i pośmiać się, ale okolicznościach nie pozwalają na to.

Trumna z orzecha ze złotymi elementami ładnie się mieni w promieniach. Dłonie mam splecione razem, ale przez moment chciałam złapać Doriana za dłoń i ścisnąć, jednak nie mogę się przełamać.

Blisko mnie stoi jeden z policjantów udając mojego partnera, by być w stanie zareagować na czas. Gdy szeryf o tym powiedział wykłócał się, ale w końcu i tak polegałam. Wolę już mieć niańke niż chodzenie w kamizelce kuloodpornej. Ksiądz stoi z Biblią i odmawia jakieś modlitwy na jakich nie mogę się skupić. Pewnie też dlatego, że nienawidzę pogrzebów. Sama myśl, aby składać ciało w trumnie i je zakopywać sprawia, że mam dreszcze. Sama wolałabym być spalona i rozsypana, przynajmniej bym nie była w ciemnym miejscu. Mogłabym być wszędzie i nigdzie...

Kątem oka rozglądam się wciąż po cmentarzu szukając zagrożeń lub co gorsza paparazzi. Na ten pogrzeb wynajęłam firmę ochroniarską, by nikt nie zakłócał tej ceremonii. Paparazzi i dziennikarze są daleko. Doriana mają wyprowadzić innym wyjściem, by nie musiał z nimi gadać i odpowiadać na głupie, prywatne pytania. Wszystkie te zabiegi mają jeden cel schwytanie mordercy. Osoba, która zabiła panią Queen na pewno się jakoś wślizgnęła lub obserwuje wszystkich z pewnej odległość. Gdybym była głupim mordercą bym chciała być na przedstawieniu takim jak to. Nie mogę pozbyć się wrażenie, że jest blisko. Doprowadza mnie to do szału, że ten ktoś może być tuż koło mnie, a ja nie wiem kim on jest.

- Dziękuje wszystkim, którzy dzisiaj są tutaj, aby oddać hołd i uczcić pamięć mojej babci. Jej obecność w naszym życiu była jak promień światła, który rozświetlał najciemniejszą godzinę. - Jego głos drży, ale mimo wszystko nie przerywa czytania przemowy, którą przygotowałam. Dorian nie oponował, bo doskonale wiedział, że on nie da rady nic wymyśleć. Wzdycham ciężko i zagryza wargę. Podnosi wzrok na mnie i odpręża się delikatnie. - Moja babcia, Dorothy zawsze była pełna ciepła oraz troski. Zawsze znajdowała czas, by wesprzeć, wysłuchać i pomóc, nie zważając na własne trudności. Od zawsze była moją babcią, ale również była powierniczką oraz najlepszą przyjaciółką. Opiekowała się mną i pozwoliła być sobą, chociaż nie zawsze pochwalała moje wybory. Z wdzięcznością patrzę wstecz na czas jaki spędziliśmy. Jej obecność będzie boleśnie brakować, ale jej duch i wpływ na moje życie pozostanie ze mną na zawsze.

Kończy gniotąc kartkę z przemową, ale widzę jak dłoń jemu się trzęsie. Podchodzi do mnie ze zaciśniętymi ustami. Staje koło mnie i bierze smycz ode mnie. Patrzę na niego kątem oka. Na mównicę wchodzi starszy mężczyzna w garniturze, który był jej prawnikiem oraz przyjacielem. Po moim przychodzi kolejna osoba. W pewnym momencie na mównicy wyliczam szóstą osobę, która powtarza słowa poprzednich osób. Jednak doskonale wiem, że mało kto z tych osób przygotował te przemowy sami. Wszystkie z nich wydawały się autentycznie, lecz jednocześnie sztuczne. Zwracam uwagę na kolejną osobę na mównicy - kobietę w czarnej garsonce z czarnym kapeluszem z przypiętymi żywymi kwiatami.

Trumna z Panią Queen jest wsuwana w ziemię obok jej męża, kiedy Tango zaczyna skomleć i cały się trząść. Jakby zdawał sobie sprawę z całej sytuacji w jakiej jesteśmy. Chór operowy zaczął śpiewać jakąś podniosłą, patetyczną pieśń. Z każdym centymetrem spuszczanej trumny coraz bardziej czuję jak dziura wewnątrz mnie się poszerza i wypełnia ją gniew. Serce mi drży, ale nadal stroje prosto i patrzę na ten ponury widok, a w żołądku mnie ściska. Kątem oka widzę, że Dorian pochyla się nad psem i głaszcze dodając otuchy. Mrużę oczy nie pozwalając by łzy wypłynęły. Upominam samą siebie, że muszę być skupiona. Ksiądz prosi Doriana podejście do mównicy. Dorian robi to bardzo niechętnie, ale z pokorą zaciskając dłonie na syczy Tanga. Odwraca się do mnie i podaję mi smycz. Stai przed zgromadzeniem obcych osób i przygląda się każdemu.

Ciężar ląduje na moim ramieniu. Odwracam błyskawicznie głowę i patrzę na policjanta, który próbuje odgrywać swoją rolę. Wychodzi jemu dość pokracznie. Zaciskam zęby, ale nie zrzucam dłoni. Aczkolwiek w posturze policjanta jest dostrzegalna sztuczność ruchu. Po chwili czuję inną dłoń na mojej tali i obracam głowę w przeciwnym kierunku od policjanta. Dorian przyciąga mnie w swoje ramiona, a ja przez chwilę wdycham znajomy zapach. Aczkolwiek czuję przez materiał koszuli kamizelkę kuloodporną. Wyczuwając kamizelkę uśmiecham się smutno. Nie zauważyłam nigdzie syna szeryfa, więc albo szeryf się nie zgodził albo Dorian nie chciał pokazać się z chłopakiem.

- Przepraszam - szepcze mi do ucha Dori.

- Nie ma to znaczenia - odpowiadam cicho.

Trumna zjechała na dół. Dorian podszedł wsypał trochę ziemii, później ja. Następnie dziura w ziemi została przykryta krata na której odkładają powoli ogromne wieńce z wyrazami współczucia. Ludzie podchodzili do Doriana i składają kondolencje.

Z Dorianem stoimy aż ludzie wszyscy wyjdą. Czuję puknięcie w ramię i widzę, że policjant na mnie patrzy nagląco. Rozumiem co chce przekazać. Chwytam Doriana za dłoń i uśmiecham się słabo. Zaczynają podchodzić do nas różni ludzie, składając Dorianowi kondolencje. Po jakimś czasie cmentarz robi się pusty.

- Musimy iść - mówię cicho. Dorian kiwa głową patrząc na grób.

Dorian kuca koło Tanga, by podnieść go, ponieważ Tango tak samo jak my nie za bardzo chce się ruszyć na dodatek nadal wyje. Jednak musimy iść. Spoglądam ostatni raz na stos wieńców, kiedy coś przyciąga moją uwagę. Podchodzę do grobu i kucam. Podnoszę czarną róże z bilecikiem i srebra wstążką. Na bileciu jest wydrukowane dobrze znane mi słowa. Dyskretnie zrywam bilecik i wkładam do kieszeni marynarki. Wstaję i zaciskam dłonie na róży wbijając sobie kolce w skórę.

Idę za Dorianem, a policjant idący koło mnie zerka co chwilę na mnie i na kwiat marszcząc brwi.

Wychodzimy z cmentarza i zatrzymujemy się koło auta, gdzie czeka na nas szeryf. Widząc róże marszczy brwi.

- Zabrałaś kwiata? - Pyta Dorian patrząc na róże.

- Ktoś sobie pograł, bo wszyscy dali piękne wieńce, a tutaj czarna róża... - Przełykam przekleństwo. - Nie spodobało mi się to.

Szeryf podchodzi do Doriego i składa kondolencje. Odwracam się i spoglądam w kierunku grobu czując ciężar w sercu, a poczucie winy ciąży mi na barkach. Powtarzam sobie ciągle, że poczucie winy nic nie da, ale nie umiem się go pozbyć. Doskonale zdaje sobie sprawę, że po części moją winą.

- Nic się nie stało, oprócz tej czarnej róży - wzdycha szeryf wyrywając mnie z rozmyślań. - Która mogła być tylko gestem współczucia.

- Może tak. Może nie - odpowiadam mechanicznie. - Mogę wyjechać?

- Nie powinna Pani wyjeżdżać. - Twardość w jego głosie odkrywa mnie chęć buntu. - Jednak zgodnie z prawnikiem Pani Queen, jest Pani odpowiedzialna za nową budowę supermarketu i musi Pani to dopilnować. Więc pozwolę Pani jechać, pod warunkiem, że będzie Pani odbierać telefonu i w każdym momencie będzie gotowa wrócić. Oraz składała mi codzienny raport.

- Oczywiście - odzywam się zbyt szybko, ale ulgą jaką czuję po jego słowach jest nie do opisania.

Szeryf kiwa tylko głową i odchodzi, a ja pewnym siebie krokiem kieruje się do Doriana. Zatrzymuję się kiedy Dorian zamyka drzwi za Tangiem. Przez chwilę spoglądam na psiaka, który płaczę i skamleć z tęsknoty. Sama mam ochotę wrzeszczeć i płakać, ale nie mogę się załamać. Później będzie czas na łzy. Odwracam głowę i patrzę na Doriana.

- Dlaczego? - Pytam bez ogródek patrząc w jego szare oczy.

- Sprecyzuj - odzywa się przecierając oczy.

- Mogę wyjechać z miasta - mówię krzyżując ręce na piersi. - Zgaduję, że gdyby nie Twoje słowa powiedziane szeryfowi, nie mogłabym. Więc dlaczego?

- Uznaj to za gałązke oliwną. Teraz jesteś jedyną moją bliska osoba i nie chce byśmy się skłócili. Oboje mamy trudne charaktery, a wiem, że potrzebujesz czasami czasu by uporządkować myśli. Po prostu załatw to co masz załatwić i przyjedź do baru na darmowe piwo. Może uda nam się wyjaśnić wszystkie tajemnice.

- Ogry mają warstwy, cebula ma warstwy - mówię próbując wprowadzić chociaż troszkę pogodniejsza atmosferę. Dostaję w zamian tylko pół uśmiech, który nie dosięga oczu.

- Czuję się jakbym się z Tobą żegnał na zawsze. - Jego głos jest przesiąknięty bólem.

- Wrócę. - Kłamie w żywe oczy, ale nie mogę być tego pewna.

Dorian przygląda się mi podejrzliwie, ale nie chce psuć takiej chwili. Kiwa głową i odchodzi. Dorian chwyta za klamkę do drzwi kierowcy, ale waha się przez moment. Spogląda na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, tak jakby wahał się nad czymś. Nim zdążę przeanalizować jego wyraz twarzy, przyciąga mnie do siebie. Więzi mnie między sobą a autem. Nachyla się nade mną i zatrzymuję kilka milimetrów od moich ust. Przygląda się mojej twarzy.

- Wróć do mnie - odzywa się niespodziewanie niskim głosem, a ja nie umiem oderwać oczu od jego. Szczerość jaka w nich bije przygniata mnie jeszcze bardziej.

- Nie możemy - szeptał cicho, jakbym bała się, że ktoś nas usłyszy. Aczkolwiek już i tak zrobiliśmy widowisko. - Obiecaliśmy, że sytuacja się nie powtórzy...

- Ty to zrobiłaś - odzywa się naglę wzburzony. - Ty postawiłaś granicę, ale teraz...

- Wrócę - powtarzam twardo i kładę dłonie na jego klatce piersiowej. Odpycham go delikatnie, ale pewnym siebie ruchem. Pozwala mi na to, a ja odbijam się od jego auta.

Kieruje się wściekła do swojego samochodu. Odpalam silnik auta. Wyjeżdżam gwałtownie z parkingu nie oglądając się za siebie ani razu odganiając wspomnienia głupiej, pijackiej pomyłki z Dorianem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro