Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.Ten zabójca nam pomoże?

***

Dwie dziewczyny siedziały na łóżku szpitalnym, na którym leżała nieprzytomna rudowłosa dziewczyna. Rozmawiały przyciszonymi głosami, kiedy Clary zaczęła się wiercić. W momencie, kiedy się wybudziła, uderzyła dłonią prosto w twarz Isabelle, na co Moon miała ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymała się od tego.

― Nie znam was.― powiedziała zdezorientowana dziewczyna, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Na myśl przyszło jej, że znajduję się w jakiejś lecznicy.

― Jestem Isabelle, a to Melody.― wskazała najpierw na siebie, a później na znajdującą się za nią dziewczynę. Pierwsze co przeszło przez myśl Clary, to że obydwie dziewczyny są bardzo śliczne.

― Jeszcze żadna Przyziemna nie zainteresowała tak Jace’a.― dopowiedziała Izzy.

― Tak, jest aż nieostrożny.― wtrąciła z lekką naganą w głosie, Melody. ― A jak już mogłaś zauważyć nieuwaga, jest dla nas dosyć niebezpieczna.― dodała szybko.

― Nie mam najmniejszego pojęcia o czym mówicie.― powiedziała Fray.― Kto to Jace? ― spytała.

― Niczego nie wiesz, co?― spytała Moon.

― Wiem, tylko że jacyś psychopaci porwali moją matkę, a wy mnie. ― powiedziała dziewczyna.

― Nie porwaliśmy cię, tylko ocaliliśmy życie.― wyjaśniła czarnowłosa.

― Nie powinno być tu tej Przyziemnej. ― powiedział brunet wchodzący do pomieszczenia. Rudowłosa spytała o jej miejsce pobytu, jednak nikt jej nie odpowiedział.

― Alec ma rację. ― poparła chłopaka Melody.

― Nie jest Przyziemną. ― powiedział pewny swego blondyn.

― Niby skąd to wiesz?― spytał ciemnowłosy.

― Rozświetliła serafickie ostrze, Przyziemna by tego nie zrobiła.― odparł pewnie chłopak, po czym poprosił dziewczyny, aby ustąpiły mu miejsca.

― Jestem Jace Wayland.― zwrócił się do Clary. Dziewczyna już chciała się przedstawić, kiedy chłopak, jej przerwał,podając  podstawowe dane i informując, że wiedzą kim jest.

― Czy tylko mi tutaj coś nie pasuje?― spytał już odrobinę zły Lightwood.

― Mi też, coś nie gra.― powiedziała Melody.

― Wam to nigdy nic nie gra. ― odparł Jace.

― Powinniśmy to zgłosić Clave.― rozległ się poważny głos Aleca.

― Wyluzuj trochę. ― powiedział Wayland

― Mój brat jest wiecznie spięty. Kocham cię, Alec, ale nie potrafisz wyluzować. ― powiedziała Izzy, która rozłożyła się na drugim łóżku.

― Też cię kocham, ale…― chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu głos jego parabatai, więc w końcu brunet zostawił ich samych w sali. Wyszedł wyprowadzony przez Izzy i Melody, które próbowały go nieco uspokoić.

― Twoja rana się zagoiła. ― powiedział blondyn, spoglądając w miejsce, gdzie wcześniej była rana.

― To niemożliwe, moja rana się jakoś cudownie wyleczyła. Jesteście ludźmi z cudownymi mocami, czy co?― spytała Fray.

― Co ty, to działka czarowników. ― odparł z uśmiechem blondyn. Po czym dziewczyna popatrzyła na niego dziwnym wzrokiem, a chłopak wytłumaczył jej, że wspomniani czarownicy to część Podziemia, co jeszcze bardziej zdezorientowało dziewczynę.

― Czarownicy, wampiry…― zaczął Jace.

― Przestań, zaraz mi mózg wybuchnie. ― przerwała rudowłosa.

― Upraszczając, wszystkie legendy są prawdziwe. Jesteśmy Nocnymi Łowcami i naszym zadaniem jest chronić świat ludzi przed demonami. Ci, którzy zginęli w Pandemonium, nie byli ludźmi, lecz demonami.

― Mam gdzieś wasze baśniowe potyczki, zależy mi a tym żeby odnaleźć mamę. Błagam, pomóż mi to zrobić.― powiedziała dziewczyna ze łzami w oczach.

― Jestem twoją najlepszą szansą.

― Nawet cię nie znam.― chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk przychodzącego połączenia z telefonu dziewczyny.

― To Simon― oznajmiła dziewczyna.

Czemu nie odbierasz od kilku dni?― rozległ się głos w słuchawce.

― Wszystko się rozwaliło.

Komórka pokazuje, że jesteś w opuszczonym kościele. Stoję przed wejściem.

― Tak, widzę cię.―powiedziała nastolatka podchodząc do okna.― Daj mi kilka minut, muszę się ubrać.

Co robisz rozebrana w starym kościele? Brałaś coś?― spytał zatroskany chłopak.

― Po prostu daj mi chwilę.― dziewczyna rozłączyła się i ponownie zwróciła do Waylanda.― Gdzie moje ciuchy?

― Jad demona. Izzy przyniosła ci inne.― mówiąc, ostatnie zdanie wskazał na krzesło z ubraniami.

― Żartujesz sobie ze mnie?― spytała dziewczyna.

― Isabelle jest bardzo śmiała i nie wstydzi się swojego ciała.

Dziewczyna ubrała skórzany strój i stojąc przy lustrze, odgarnęła rude włosy na drugą stronę swojej szyi, przy czym zauważyła tatuaż na niej.

― A to skąd?― spytała, wskazując na symbol.

― Narysowałem to.

― Okej, posłuchaj mnie, nie za bardzo rozumiem, to co się dzieje, ale nie możesz mnie tatuować, to dziwne.

― Nie ma sprawy, następnym razem dam ci umrzeć― dziewczyna zmrużyła oczy, nie rozumiejąc jego słów.

― To runa, mają ogromną siłę. Ludzi zabijają, a nam Nocnym Łowcom pomagają. Ale nie potrzebnie to mówię, ty wiesz już chyba wszystko na temat run.― dziewczyna popatrzyła na niego jak na kretyna. ― A może jednak nie. Co sprawia, że jesteś jeszcze bardziej interesująca, Clary Fray. 

*** 

Clary i Jace właśnie zmierzali w kierunku wyjścia z Instytutu, aby dziewczyna mogła spotkać się z przyjacielem.

― Zauważyłem coś za twoim przyjacielem.― odezwał,się chłopak wyciągając serafickie ostrze.

― Chyba nie zabijesz Simona?― spytała przestraszona dziewczyna.

― Kiedyś w końcu zrozumiesz. Zabijamy demony, chronimy ludzi.

― Dlaczego Simon cię nie widzi?― spytała Clary.

― To czar.― chłopak podciągnął rąbek koszulki ku górze, wskazując runę dziewczynie.―Ta runa sprawia, że jestem niewidoczny dla Przyziemnych. Szkoda, bo zdecydowanie jest na co popatrzeć.― powiedział chłopak z zawadiackim uśmiechem.

― Clary, co ty masz na sobie?― spytał Simon i od razu zarzucił kurtkę na plecy przyjaciółki. ― Zawiozę cię do domu.

― Ja już chyba nie mam domu. ― powiedziała gorzko dziewczyna.

― Co to znaczy?― spytał Simon. Fray chciała nakreślić sytuację przyjacielowi, ale przerwał jej donośny męski głos.

― Clary Fairchild!― dziewczyna niemal natychmiast odwróciła się w stronę nieznajomego mężczyzny.

W tym czasie Wayland zaszedł intruza od tyłu i zaczął go dusić, na co dziewczyna pisnęła przerażona i oglądała z rozwartymi ustami.

― Co się dzieje, na co patrzysz, Clary?― spytał całkowicie zdezorientowany Simon.Chłopak potrząsnął ramionami Fray, jednak to nic nie dało.

― Oddaj dziewczynę, a przeżyjesz.― powiedział nieznajomy.

― Wydaje mi się, że nie jesteś w pozycji do stawiania żądań.

Mężczyzna uderzył chłopak tyłem głowy, co spowodowała chwilowe zachwianie równowagi Waylanda. Chłopak szybko wysunął broń i rozpoczęła się walka.

― To za ojca. ― powiedział chłopak, kiedy przebił ostrzem swojego przeciwnika. Clary nieprzyzwyczajona do takich widoków, wzdrygnęła sięw miejscu.

― Jace!― krzyknęła dziewczyna, podchodząc do martwego ciała.

― Słucham?!― powiedział zdziwiony okularnik.

― On nie żyje?― spytała, wskazując na ciało.
Lewis chciał, już spytać o kim dziewczyna mówi, kiedy ciała stało się widoczne i dla niego.

― Odczaruj się, żeby Simon wiedział, że nie zwariowałam.― po chwili blondyn wyciągnął stelę z kieszeni i przejechał po runie, przez co Simon mógł go ujrzeć.

― Emm, co się tutaj dzieje?― spytał, coraz bardziej się stresując chłopak.

― Nie ma na to czasu, jazda do środka.― rozkazał Wayland.

― Ten gość, to twój diler?― spytał zły chłopak.

― Widziałam tego człowieka na komisariacie. ― powiedziała rudowłosa, ignorując pytanie przyjaciela.

― To członek Kręgu, przyszedł tu po ciebie.― blondyn zwrócił się do Clary.

― Jest z tych, którzy porwali moją mamę.

― Twój kumpel go tu zwabił. Jego zadaniem jest cię porwać albo zabić.― powiedział zły.

― Martwe ciało, zadzwońmy do Luke’a.― wtrącił się Simon.

― Nie możemy ufać Luke’owi.― odparł Fray.

― Clary, muszę cię chronić. Przyrzekam ci, pomogę odnaleźć twoją matkę. Ale jesteś jedną z nas, jesteś Nocnym Łowcą.― powiedział Jace.

― O czym ty mówisz? Clary, chodźmy stąd.― powiedział Simon i chwycił przyjaciółkę za ramię.

― Proszę cię.― powiedział Jace.

― Simon, Jace może pomóc. ― powiedziała Fray, łapiąc za ramię bruneta.

― Chodź.

― Mamy zaufać komuś, kto wygląda jak Mick Jagger?― spytał Simon.

― Nie ma czasu, Przyziemny.― warknął groźnym tonem Wayland.

― Chodźmy, Simon.― powiedziała dziewczyna, po czym złapała przyjaciela za rękę i ruszyli ku wejściu do budynku. 

Gdy weszli do środka Instytutu, Jace podwinął rękaw skórzanej kurtki i narysował runę.

― Zaufaj mi.― powiedziała cicho do bruneta Clary.

― On sam się parzy.― odpowiedział również szeptem Simon.

W tej chwili Jace chwycił Simona za rękę, który próbował się wyrwać, jednak żelazny uścisku mu to uniemożliwił.

― Wierz mi, nie jestem w twoim typie.― próbował Simon, jednak po chwili jego mina znacznie się zmieniła, więc rudowłosa wywnioskowała, że runa podziałała.

― Gdzie my jesteśmy?― spytał mocno zdziwiony widokiem chłopak. ― Wybuchła jakaś wojna, o której nie wiem?― spytał szybko.

― Teraz tak.― odpowiedział jej blondyn i ruszył do środka.

― I moja mama ma z nią coś wspólnego.― powiedziała dziewczyna, ruszając za Waylandem.

― Idziesz?― spytał blondyn.

― Tak.― odpowiedział mu Simon i ruszył do środka, jak reszta.

― Co to za miejsce? Sporo sprzętu.

Jace podszedł do jednego z pulpitów i zaczął klikać. ―

Ten zabójca nam pomoże?― spytał Simon.

― Nie jest zabójcą, chroni nas.― powiedziała dziewczyna.

― W szczególności ciebie. Coś nas łączy. ― wtrącił blondyn, zwracając się do Clary.

― Co on ma na myśli?― spytał Simon.

― Mówi o Nocnych Łowcach, ich zadaniem jest chronienie ludzi przed demonami.― odpowiedziała Clary.

― Demony, jasne. Bo w Nowym Jorku jest tyle demonów. ― powiedział sarkastycznie chłopak.

― Masz rację.― powiedział Jace. Po czym poklikał jeszcze po ekranie i ukazał im się obraz z kamery, na którym zobaczyli policję.

― Nie znajdą nas?― spytała dziewczyna.

― Nie, pokręcą się kilka godzin i odejdą.

― Co się tutaj dzieje?― spytał Alec. ― Co kolejny Przyziemny robi w Instytucie? Jeden w zupełności wystarczy― powiedział wkurzony Lightwood.

― Członek Kręgu doszedł za nim do Clary.― wyjaśnił Jace.

― Zupełnie jak ten który porwał mamę. ― dopowiedziała Clary.

― Ktoś mi wyjaśni co to za Kręg i czemu chcą nas zabić?― spytał Simon.

― Dawno temu, organizacja i działania Kręgu doprowadziły do buntu. Zginęło wielu Nocnych Łowców, w tym mój ojciec.― wyjaśnił blondyn.

― Od tego czasu zakazano nam słuchać o Kręgu.― zakończył Alec.

― Ale jak to? Przecież to wasza historia.― stwierdziła Fray.

― Mówi ktoś, kto nie miał pojęcia, że jest Nocnym Łowcą.― powiedziała Melody, która dołączyła do nich.

― Tak, masz rację. Tylko ja wiem, że nie ma prawdy. Nie obchodzi mnie, czego wam zakazano. Musi, być ktoś kto nam opowie i wyjaśni, dlaczego zabrali moją matkę.― powiedział Clarissa.

― Istnieje. Idziesz?― zwrócił się do Clary Jace.

― Tak. ― odpowiedziała dziewczyna i wspólnie z Simonem, ruszyła za blondynem.

― Ty nie. ― powiedział Wayland.

― My się nie rozdzielamy. ― powiedziała Clary.

― Te runy.― wskazał następne pomieszczenie.― Zabiłyby twojego chłopaka.

― Jesteśmy przyjaciółmi.― powiedział brunet.

― Najlepszymi.― uzupełniła dziewczyna.

― Jestem twardzielem, poradzę sobie. Dam radę z runami.―powiedział pewnie chłopak.― A tak właściwie to, czym są te runy?― spytał.

― Dodają nam mocy przy walce z demonami.― odezwała się Isabelle, przejeżdżając po nadgarstku i ukazując runę.

― Działają tylko na Nocnych Łowców.― dodała Melody.

― Gorące.― chłopak zlustrował spojrzeniem Isabelle i Melody, na której jego wzrok zatrzymał się trochę dłużej, jednak widząc Aleca, szybko go spuścił i dodał.― Te runy, rzecz jasna.

― Nie musisz się martwić, Clary. Twój przyjaciel będzie ze mną bezpieczny.― Izzy podeszła bliżej okularnika i dodała― Zrobię śniadanie.

― I całe bezpieczeństwo się kończy.― rzucił Jace ze śmiechem.

― Będę udawać, że tego nie słyszałam.― odparła Isabelle. ― Wybacz bratu brak manier. To Alec, a obok niego Melody moja przyjaciółka.― wskazała na bruneta stojącego przy stole ze skrzyżowanymi rękami i dziewczynę stojącą koło niego. ― A ja jestem Isabelle.― czarnulka wystawiła dłoń przed jego twarz, jednak ku jej zdziwieniu on ją uścisnął.

― Lewis. Simon. Simon Lewis. Dwa imiona, ciągle mówię?― spytał chłopak, na co ciemnowłosa się zaśmiała.

― Twój przyjaciel będzie bezpieczny.― odezwał się Jace.

― Jeśli coś mu się stanie…― dziewczyna nie dokończyła, bo przerwał jej głos Simona.

― Nic mi nie będzie. Tak, myślę.

― To gdzie idziemy?― spytała dziewczyna, oglądając się w stronę przyjaciela.

― Sala treningowa.― wskazał kierunek dziewczynie i zwrócił się do Lewisa.

― Dobrze radzę, lepiej niczego nie jedz, to niebezpieczne.― po czym ruszył za dziewczyną. 

***

Alec siedział w swoim pokoju, niecierpliwie czekając, aż Moon wróci z kuchni. Drzwi się otworzyły, a w nich stała Melody z tacą, na której znajdowały się dwie miseczki.

― To od Isabelle?― spytał, chłopak zabierając jedną miskę z tacy.

― To jogurt z owocami, ja go zrobiłam. ― odpowiedziała dziewczyna.

― Przynajmniej wiem, że nie stwarza zagrożenia zatruciem. ― powiedział ciemnooki.

― Przestań przecież wiesz, że się stara. Kiedyś się nauczy.― stanęła w obronie przyjaciółki.

― Tak, za kilkanaście lat może więcej, ugotuje coś jadalnego.― powiedział chłopak, zarabiając kuksańca w bok.

― Jesteś okropny. ― podsumowała dziewczyna. Po czym zaczęli jeść.

― Może to tylko jogurt, ale jest pyszny.― pochwalił Melody Lightwood.

― Dziękuję, Alec. Co myślisz o tej dziewczynie?― spytała Melody.

― Jestem pewien, że przysporzy nam kłopotów, Mel. ― odpowiedział chłopak.

― Może jesteś zbyt surowy, porwali jej matkę. ― powiedziała dziewczyna.

― A ty jak zwykle masz za dobre serce, to tylko dziewczyna, która nie wiedziała nic o naszym świecie.Jace nie powinien jej tu przyprowadzać. ― oznajmił Alec.

― Nie twierdzę, że powinien. Ale jest jedną z nas, jej ciało przyjęło runę. Musi być Łowcą, ale trzeba mieć na nią oko.― oznajmiła dziewczyna.

Dokończyli jedzenie i wrócili do centrum dowodzenia. 

***

W czasie, w którym Melody i Alec rozmawiali, Jace wraz z Clary udali się to Sali szkoleń.

― Kim on jest?― spytała dziewczyna, wskazując na mężczyznę walczącego w głębi Sali.

― To Hodge Starkweather. Nasz trener. W przeszłości należał do Kręgu, jednak po powstaniu żałował, więc przysłano go tu by zapłacił za swoje winy. Nie wolno mu opuścić Instytutu. ― wyjaśnił pokrótce chłopak.

Clary przyglądała się mężczyźnie toczącemu walkę z młodą kobietą, kiedy ostatecznie przeciął jej kij na trzy części. Nie czekając dłużej blondyn i rudowłosa podeszli do niego.

― Jocelyn.― powiedział mężczyzna niedowierzając.

― Nazywam się Clary. Jocelyn Fray to moja mama.― powiedziała natychmiastowa nastolatka.

― Znałem twoją matkę jako Jocelyn Fairchild. Byliśmy przyjaciółmi.

― Została porwana przez Valentine’a.

― Kogoś z Kręgu.― wtrącił Jace, poprawiając rudowłosą.

― To niemożliwe. Valentine zginął a razem z nim Krąg.― powiedział mężczyzna, jednak zaraz po tym podwójna runa okręgu na jego szyi dała o sobie znać.

― Co się dzieje?― spytała Fray.

― Dałem słowo, że nie będę o tym mówił. Clave pilnuję, abym przestrzegał obietnicy.― odpowiedział Hodge.

― Nie możemy go torturować Jace.― zwróciła się do blondyna.

― Może ktoś inny mógłby nam opowiedzieć?― spytała dziewczyna, jednak Wayland pokręcił głową.

― Jeśli Krąg powrócił i porwał Jocelyn.― kontynuował opowieść mężczyzna.

― Przywódcą Kręgu był Valentine Morgenstern.― gdy wypowiedział,nazwisko przywódcy runa na szyi ponownie go poparzyła. ― Myśleliśmy, że chce chronić ludzi, jak wszyscy Nocni Łowcy. Nie zdawaliśmy sobie sprawy,do czego jest zdolny, kogo jest w stanie poświęcić. Większość ludzi by zginęła, gdybyśmy zrealizowali swój plan. ― powiedział mężczyzna.

― Wciąż nie rozumiem, co moja matka ma do tego?― spytała dalej zdziwiona dziewczyna.

― Jocelyn też była członkiem Kręgu.― odparł Starkweather.

― Nie. Nie mogę uwierzyć… Moja mama…― mówiła dziewczyna.

― Ważne jest to, że twoja matka odeszła z Kręgu. Reszta nie jest ważna, Valentine zginął w pożarze kilka lat temu.― powiedział mężczyzna, po czym zachwiał się pod wpływem runy, na szczęście Jace w porę pomógł mu się utrzymać na nogach.

― Przepraszam.― powiedziała w kierunku trenera.
― Skończmy to Jace.― dodała w kierunku blondyna.

― Nie mamy innego wyjścia, Clary.― powiedział do dziewczyny.― Rozumiesz, Hodge?― zwrócił się do mężczyzny.

― Jace ma rację. Valentine prawie zniszczył Świat Cieni i ludzkość. Gdyby zdobył kielich.― powiedział Strakweather, podtrzymując się Waylanda.

― Czekajcie, matka coś przed nim ukryła. Jeśli to Kielich...― zaczęła dziewczyna.

― Clary, Kielich Anioła to najpotężniejszy artefakt w Świecie Cieni. Jego posiadacz może stworzyć nowych Nocnych Łowców.― powiedział Jace.

― Przy złych intencjach, może kontrolować demony. Jeśli Jocelyn ukryła Kielich przed Valentinem, to grozi jej ogromne niebezpieczeństwo.― dodał Hodge, po czym upadła na ziemię, zwijając się z bólu zadanego przez runę.

― Nie chcę, żebyś tak cierpiał.― powiedziała Fray.

― Przykro mi, Clary. Matka chciała cię chronić, a teraz to ty musisz chronić ją.― odparł mężczyzna.― Musisz powstrzymać Valentine’a zanim zniszczy nas wszystkich. ― dziewczyna słysząc to,wybiegła z Sali.

― Clary!― krzyknął za nią Jace, jednak dziewczyna nawet się nie obróciła.― Uspokój się.― chłopak chwycił ją za ramię.

― Uspokoić się! Może ty jesteś obojętny jak G.I. Joe…― powiedziała zdenerwowana dziewczyna.

― Kim on jest?― wtrącił chłopak.

― Żołnierz, który nie rozumie ludzkich emocji, który nie wie, jak to jest stracić matkę.― powiedziała Fray.

― Racja, nie znałem matki.― powiedział chłopak, a słysząc to, dziewczyna się zmieszała.

― Przepraszam, nie wiedziałam.― powiedziała cicho.

― O to chodzi. Nie znasz mnie ani nic nie wiesz o moim życiu. W Świecie Cieni brak szkolenia oraz planu prowadzi do śmierci.― powiedział blondyn, po czym rudowłosa podeszła do ściany i się o nią oparła.

― Wiemy, że Valentine szuka Kielicha i myśli, że moja matka go ma.

― A istnieje opcja, że go ma?― spytał chłopak.

― Nie wiem.― odparła dziewczyna.

― Clary, zastanów się. Wiesz o runach, rysowałaś je. Wiesz coś, pomyśl. Proszę.― powiedział Jace.

― Już próbowałam, Jace. Mam pustkę w głowie. Niczego nie pamiętam.― powiedziała dziewczyna.

― Ktoś musiał wymazać twoje wspomnienia.― stwierdził blondyn.

― To niemożliwe, prawda?

― Oczywiście, że możliwe. Wystarczy tylko znać czarownika.― odparł Wayland.

― Czarownika?― spytała zdziwiona dziewczyna.

― Dokładnie tak. Nieśmiertelne istoty. Pół ludzie, pół demony. Z iskrami wydobywającymi się z palców. ― powiedział blondyn.

― Dot. Asystentka mojej mamy. Otworzyła ścianę i miała przy tym poświatę wokół dłonie.― zaczęła dziewczyna.― Mama mnie tam wepchnęła i wylądowałam na komisariacie.

― To był portal, tylko czarownicy potrafią go otworzyć.― odpowiedził Jace.

― Jeśli odnajdziemy Dot, pomoże nam znaleźć mamę i Kielich?

― Chyba że, współpracuje z Valentinem.

― Jeszcze lepiej. Zaprowadzi nas prosto do niego.― powiedziała dziewczyna.― Gdzie jest Simon?― spytała.


Kochani!
Proszę was o odpowiedź na pytanie czy taka długość rozdziału was odpowiada czy może wolicie krótsze?

Jak wam się podobała ta część, koniecznie zostawcie komentarz ♡♡

Do zobaczenia w kolejnej♡♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro