3.Ten zabójca nam pomoże?
***
Dwie dziewczyny siedziały na łóżku szpitalnym, na którym leżała nieprzytomna rudowłosa dziewczyna. Rozmawiały przyciszonymi głosami, kiedy Clary zaczęła się wiercić. W momencie, kiedy się wybudziła, uderzyła dłonią prosto w twarz Isabelle, na co Moon miała ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymała się od tego.
― Nie znam was.― powiedziała zdezorientowana dziewczyna, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Na myśl przyszło jej, że znajduję się w jakiejś lecznicy.
― Jestem Isabelle, a to Melody.― wskazała najpierw na siebie, a później na znajdującą się za nią dziewczynę. Pierwsze co przeszło przez myśl Clary, to że obydwie dziewczyny są bardzo śliczne.
― Jeszcze żadna Przyziemna nie zainteresowała tak Jace’a.― dopowiedziała Izzy.
― Tak, jest aż nieostrożny.― wtrąciła z lekką naganą w głosie, Melody. ― A jak już mogłaś zauważyć nieuwaga, jest dla nas dosyć niebezpieczna.― dodała szybko.
― Nie mam najmniejszego pojęcia o czym mówicie.― powiedziała Fray.― Kto to Jace? ― spytała.
― Niczego nie wiesz, co?― spytała Moon.
― Wiem, tylko że jacyś psychopaci porwali moją matkę, a wy mnie. ― powiedziała dziewczyna.
― Nie porwaliśmy cię, tylko ocaliliśmy życie.― wyjaśniła czarnowłosa.
― Nie powinno być tu tej Przyziemnej. ― powiedział brunet wchodzący do pomieszczenia. Rudowłosa spytała o jej miejsce pobytu, jednak nikt jej nie odpowiedział.
― Alec ma rację. ― poparła chłopaka Melody.
― Nie jest Przyziemną. ― powiedział pewny swego blondyn.
― Niby skąd to wiesz?― spytał ciemnowłosy.
― Rozświetliła serafickie ostrze, Przyziemna by tego nie zrobiła.― odparł pewnie chłopak, po czym poprosił dziewczyny, aby ustąpiły mu miejsca.
― Jestem Jace Wayland.― zwrócił się do Clary. Dziewczyna już chciała się przedstawić, kiedy chłopak, jej przerwał,podając podstawowe dane i informując, że wiedzą kim jest.
― Czy tylko mi tutaj coś nie pasuje?― spytał już odrobinę zły Lightwood.
― Mi też, coś nie gra.― powiedziała Melody.
― Wam to nigdy nic nie gra. ― odparł Jace.
― Powinniśmy to zgłosić Clave.― rozległ się poważny głos Aleca.
― Wyluzuj trochę. ― powiedział Wayland
― Mój brat jest wiecznie spięty. Kocham cię, Alec, ale nie potrafisz wyluzować. ― powiedziała Izzy, która rozłożyła się na drugim łóżku.
― Też cię kocham, ale…― chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu głos jego parabatai, więc w końcu brunet zostawił ich samych w sali. Wyszedł wyprowadzony przez Izzy i Melody, które próbowały go nieco uspokoić.
― Twoja rana się zagoiła. ― powiedział blondyn, spoglądając w miejsce, gdzie wcześniej była rana.
― To niemożliwe, moja rana się jakoś cudownie wyleczyła. Jesteście ludźmi z cudownymi mocami, czy co?― spytała Fray.
― Co ty, to działka czarowników. ― odparł z uśmiechem blondyn. Po czym dziewczyna popatrzyła na niego dziwnym wzrokiem, a chłopak wytłumaczył jej, że wspomniani czarownicy to część Podziemia, co jeszcze bardziej zdezorientowało dziewczynę.
― Czarownicy, wampiry…― zaczął Jace.
― Przestań, zaraz mi mózg wybuchnie. ― przerwała rudowłosa.
― Upraszczając, wszystkie legendy są prawdziwe. Jesteśmy Nocnymi Łowcami i naszym zadaniem jest chronić świat ludzi przed demonami. Ci, którzy zginęli w Pandemonium, nie byli ludźmi, lecz demonami.
― Mam gdzieś wasze baśniowe potyczki, zależy mi a tym żeby odnaleźć mamę. Błagam, pomóż mi to zrobić.― powiedziała dziewczyna ze łzami w oczach.
― Jestem twoją najlepszą szansą.
― Nawet cię nie znam.― chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk przychodzącego połączenia z telefonu dziewczyny.
― To Simon― oznajmiła dziewczyna.
―Czemu nie odbierasz od kilku dni?― rozległ się głos w słuchawce.
― Wszystko się rozwaliło.
― Komórka pokazuje, że jesteś w opuszczonym kościele. Stoję przed wejściem.
― Tak, widzę cię.―powiedziała nastolatka podchodząc do okna.― Daj mi kilka minut, muszę się ubrać.
― Co robisz rozebrana w starym kościele? Brałaś coś?― spytał zatroskany chłopak.
― Po prostu daj mi chwilę.― dziewczyna rozłączyła się i ponownie zwróciła do Waylanda.― Gdzie moje ciuchy?
― Jad demona. Izzy przyniosła ci inne.― mówiąc, ostatnie zdanie wskazał na krzesło z ubraniami.
― Żartujesz sobie ze mnie?― spytała dziewczyna.
― Isabelle jest bardzo śmiała i nie wstydzi się swojego ciała.
Dziewczyna ubrała skórzany strój i stojąc przy lustrze, odgarnęła rude włosy na drugą stronę swojej szyi, przy czym zauważyła tatuaż na niej.
― A to skąd?― spytała, wskazując na symbol.
― Narysowałem to.
― Okej, posłuchaj mnie, nie za bardzo rozumiem, to co się dzieje, ale nie możesz mnie tatuować, to dziwne.
― Nie ma sprawy, następnym razem dam ci umrzeć― dziewczyna zmrużyła oczy, nie rozumiejąc jego słów.
― To runa, mają ogromną siłę. Ludzi zabijają, a nam Nocnym Łowcom pomagają. Ale nie potrzebnie to mówię, ty wiesz już chyba wszystko na temat run.― dziewczyna popatrzyła na niego jak na kretyna. ― A może jednak nie. Co sprawia, że jesteś jeszcze bardziej interesująca, Clary Fray.
***
Clary i Jace właśnie zmierzali w kierunku wyjścia z Instytutu, aby dziewczyna mogła spotkać się z przyjacielem.
― Zauważyłem coś za twoim przyjacielem.― odezwał,się chłopak wyciągając serafickie ostrze.
― Chyba nie zabijesz Simona?― spytała przestraszona dziewczyna.
― Kiedyś w końcu zrozumiesz. Zabijamy demony, chronimy ludzi.
― Dlaczego Simon cię nie widzi?― spytała Clary.
― To czar.― chłopak podciągnął rąbek koszulki ku górze, wskazując runę dziewczynie.―Ta runa sprawia, że jestem niewidoczny dla Przyziemnych. Szkoda, bo zdecydowanie jest na co popatrzeć.― powiedział chłopak z zawadiackim uśmiechem.
― Clary, co ty masz na sobie?― spytał Simon i od razu zarzucił kurtkę na plecy przyjaciółki. ― Zawiozę cię do domu.
― Ja już chyba nie mam domu. ― powiedziała gorzko dziewczyna.
― Co to znaczy?― spytał Simon. Fray chciała nakreślić sytuację przyjacielowi, ale przerwał jej donośny męski głos.
― Clary Fairchild!― dziewczyna niemal natychmiast odwróciła się w stronę nieznajomego mężczyzny.
W tym czasie Wayland zaszedł intruza od tyłu i zaczął go dusić, na co dziewczyna pisnęła przerażona i oglądała z rozwartymi ustami.
― Co się dzieje, na co patrzysz, Clary?― spytał całkowicie zdezorientowany Simon.Chłopak potrząsnął ramionami Fray, jednak to nic nie dało.
― Oddaj dziewczynę, a przeżyjesz.― powiedział nieznajomy.
― Wydaje mi się, że nie jesteś w pozycji do stawiania żądań.
Mężczyzna uderzył chłopak tyłem głowy, co spowodowała chwilowe zachwianie równowagi Waylanda. Chłopak szybko wysunął broń i rozpoczęła się walka.
― To za ojca. ― powiedział chłopak, kiedy przebił ostrzem swojego przeciwnika. Clary nieprzyzwyczajona do takich widoków, wzdrygnęła sięw miejscu.
― Jace!― krzyknęła dziewczyna, podchodząc do martwego ciała.
― Słucham?!― powiedział zdziwiony okularnik.
― On nie żyje?― spytała, wskazując na ciało.
Lewis chciał, już spytać o kim dziewczyna mówi, kiedy ciała stało się widoczne i dla niego.
― Odczaruj się, żeby Simon wiedział, że nie zwariowałam.― po chwili blondyn wyciągnął stelę z kieszeni i przejechał po runie, przez co Simon mógł go ujrzeć.
― Emm, co się tutaj dzieje?― spytał, coraz bardziej się stresując chłopak.
― Nie ma na to czasu, jazda do środka.― rozkazał Wayland.
― Ten gość, to twój diler?― spytał zły chłopak.
― Widziałam tego człowieka na komisariacie. ― powiedziała rudowłosa, ignorując pytanie przyjaciela.
― To członek Kręgu, przyszedł tu po ciebie.― blondyn zwrócił się do Clary.
― Jest z tych, którzy porwali moją mamę.
― Twój kumpel go tu zwabił. Jego zadaniem jest cię porwać albo zabić.― powiedział zły.
― Martwe ciało, zadzwońmy do Luke’a.― wtrącił się Simon.
― Nie możemy ufać Luke’owi.― odparł Fray.
― Clary, muszę cię chronić. Przyrzekam ci, pomogę odnaleźć twoją matkę. Ale jesteś jedną z nas, jesteś Nocnym Łowcą.― powiedział Jace.
― O czym ty mówisz? Clary, chodźmy stąd.― powiedział Simon i chwycił przyjaciółkę za ramię.
― Proszę cię.― powiedział Jace.
― Simon, Jace może pomóc. ― powiedziała Fray, łapiąc za ramię bruneta.
― Chodź.
― Mamy zaufać komuś, kto wygląda jak Mick Jagger?― spytał Simon.
― Nie ma czasu, Przyziemny.― warknął groźnym tonem Wayland.
― Chodźmy, Simon.― powiedziała dziewczyna, po czym złapała przyjaciela za rękę i ruszyli ku wejściu do budynku.
Gdy weszli do środka Instytutu, Jace podwinął rękaw skórzanej kurtki i narysował runę.
― Zaufaj mi.― powiedziała cicho do bruneta Clary.
― On sam się parzy.― odpowiedział również szeptem Simon.
W tej chwili Jace chwycił Simona za rękę, który próbował się wyrwać, jednak żelazny uścisku mu to uniemożliwił.
― Wierz mi, nie jestem w twoim typie.― próbował Simon, jednak po chwili jego mina znacznie się zmieniła, więc rudowłosa wywnioskowała, że runa podziałała.
― Gdzie my jesteśmy?― spytał mocno zdziwiony widokiem chłopak. ― Wybuchła jakaś wojna, o której nie wiem?― spytał szybko.
― Teraz tak.― odpowiedział jej blondyn i ruszył do środka.
― I moja mama ma z nią coś wspólnego.― powiedziała dziewczyna, ruszając za Waylandem.
― Idziesz?― spytał blondyn.
― Tak.― odpowiedział mu Simon i ruszył do środka, jak reszta.
― Co to za miejsce? Sporo sprzętu.
Jace podszedł do jednego z pulpitów i zaczął klikać. ―
Ten zabójca nam pomoże?― spytał Simon.
― Nie jest zabójcą, chroni nas.― powiedziała dziewczyna.
― W szczególności ciebie. Coś nas łączy. ― wtrącił blondyn, zwracając się do Clary.
― Co on ma na myśli?― spytał Simon.
― Mówi o Nocnych Łowcach, ich zadaniem jest chronienie ludzi przed demonami.― odpowiedziała Clary.
― Demony, jasne. Bo w Nowym Jorku jest tyle demonów. ― powiedział sarkastycznie chłopak.
― Masz rację.― powiedział Jace. Po czym poklikał jeszcze po ekranie i ukazał im się obraz z kamery, na którym zobaczyli policję.
― Nie znajdą nas?― spytała dziewczyna.
― Nie, pokręcą się kilka godzin i odejdą.
― Co się tutaj dzieje?― spytał Alec. ― Co kolejny Przyziemny robi w Instytucie? Jeden w zupełności wystarczy― powiedział wkurzony Lightwood.
― Członek Kręgu doszedł za nim do Clary.― wyjaśnił Jace.
― Zupełnie jak ten który porwał mamę. ― dopowiedziała Clary.
― Ktoś mi wyjaśni co to za Kręg i czemu chcą nas zabić?― spytał Simon.
― Dawno temu, organizacja i działania Kręgu doprowadziły do buntu. Zginęło wielu Nocnych Łowców, w tym mój ojciec.― wyjaśnił blondyn.
― Od tego czasu zakazano nam słuchać o Kręgu.― zakończył Alec.
― Ale jak to? Przecież to wasza historia.― stwierdziła Fray.
― Mówi ktoś, kto nie miał pojęcia, że jest Nocnym Łowcą.― powiedziała Melody, która dołączyła do nich.
― Tak, masz rację. Tylko ja wiem, że nie ma prawdy. Nie obchodzi mnie, czego wam zakazano. Musi, być ktoś kto nam opowie i wyjaśni, dlaczego zabrali moją matkę.― powiedział Clarissa.
― Istnieje. Idziesz?― zwrócił się do Clary Jace.
― Tak. ― odpowiedziała dziewczyna i wspólnie z Simonem, ruszyła za blondynem.
― Ty nie. ― powiedział Wayland.
― My się nie rozdzielamy. ― powiedziała Clary.
― Te runy.― wskazał następne pomieszczenie.― Zabiłyby twojego chłopaka.
― Jesteśmy przyjaciółmi.― powiedział brunet.
― Najlepszymi.― uzupełniła dziewczyna.
― Jestem twardzielem, poradzę sobie. Dam radę z runami.―powiedział pewnie chłopak.― A tak właściwie to, czym są te runy?― spytał.
― Dodają nam mocy przy walce z demonami.― odezwała się Isabelle, przejeżdżając po nadgarstku i ukazując runę.
― Działają tylko na Nocnych Łowców.― dodała Melody.
― Gorące.― chłopak zlustrował spojrzeniem Isabelle i Melody, na której jego wzrok zatrzymał się trochę dłużej, jednak widząc Aleca, szybko go spuścił i dodał.― Te runy, rzecz jasna.
― Nie musisz się martwić, Clary. Twój przyjaciel będzie ze mną bezpieczny.― Izzy podeszła bliżej okularnika i dodała― Zrobię śniadanie.
― I całe bezpieczeństwo się kończy.― rzucił Jace ze śmiechem.
― Będę udawać, że tego nie słyszałam.― odparła Isabelle. ― Wybacz bratu brak manier. To Alec, a obok niego Melody moja przyjaciółka.― wskazała na bruneta stojącego przy stole ze skrzyżowanymi rękami i dziewczynę stojącą koło niego. ― A ja jestem Isabelle.― czarnulka wystawiła dłoń przed jego twarz, jednak ku jej zdziwieniu on ją uścisnął.
― Lewis. Simon. Simon Lewis. Dwa imiona, ciągle mówię?― spytał chłopak, na co ciemnowłosa się zaśmiała.
― Twój przyjaciel będzie bezpieczny.― odezwał się Jace.
― Jeśli coś mu się stanie…― dziewczyna nie dokończyła, bo przerwał jej głos Simona.
― Nic mi nie będzie. Tak, myślę.
― To gdzie idziemy?― spytała dziewczyna, oglądając się w stronę przyjaciela.
― Sala treningowa.― wskazał kierunek dziewczynie i zwrócił się do Lewisa.
― Dobrze radzę, lepiej niczego nie jedz, to niebezpieczne.― po czym ruszył za dziewczyną.
***
Alec siedział w swoim pokoju, niecierpliwie czekając, aż Moon wróci z kuchni. Drzwi się otworzyły, a w nich stała Melody z tacą, na której znajdowały się dwie miseczki.
― To od Isabelle?― spytał, chłopak zabierając jedną miskę z tacy.
― To jogurt z owocami, ja go zrobiłam. ― odpowiedziała dziewczyna.
― Przynajmniej wiem, że nie stwarza zagrożenia zatruciem. ― powiedział ciemnooki.
― Przestań przecież wiesz, że się stara. Kiedyś się nauczy.― stanęła w obronie przyjaciółki.
― Tak, za kilkanaście lat może więcej, ugotuje coś jadalnego.― powiedział chłopak, zarabiając kuksańca w bok.
― Jesteś okropny. ― podsumowała dziewczyna. Po czym zaczęli jeść.
― Może to tylko jogurt, ale jest pyszny.― pochwalił Melody Lightwood.
― Dziękuję, Alec. Co myślisz o tej dziewczynie?― spytała Melody.
― Jestem pewien, że przysporzy nam kłopotów, Mel. ― odpowiedział chłopak.
― Może jesteś zbyt surowy, porwali jej matkę. ― powiedziała dziewczyna.
― A ty jak zwykle masz za dobre serce, to tylko dziewczyna, która nie wiedziała nic o naszym świecie.Jace nie powinien jej tu przyprowadzać. ― oznajmił Alec.
― Nie twierdzę, że powinien. Ale jest jedną z nas, jej ciało przyjęło runę. Musi być Łowcą, ale trzeba mieć na nią oko.― oznajmiła dziewczyna.
Dokończyli jedzenie i wrócili do centrum dowodzenia.
***
W czasie, w którym Melody i Alec rozmawiali, Jace wraz z Clary udali się to Sali szkoleń.
― Kim on jest?― spytała dziewczyna, wskazując na mężczyznę walczącego w głębi Sali.
― To Hodge Starkweather. Nasz trener. W przeszłości należał do Kręgu, jednak po powstaniu żałował, więc przysłano go tu by zapłacił za swoje winy. Nie wolno mu opuścić Instytutu. ― wyjaśnił pokrótce chłopak.
Clary przyglądała się mężczyźnie toczącemu walkę z młodą kobietą, kiedy ostatecznie przeciął jej kij na trzy części. Nie czekając dłużej blondyn i rudowłosa podeszli do niego.
― Jocelyn.― powiedział mężczyzna niedowierzając.
― Nazywam się Clary. Jocelyn Fray to moja mama.― powiedziała natychmiastowa nastolatka.
― Znałem twoją matkę jako Jocelyn Fairchild. Byliśmy przyjaciółmi.
― Została porwana przez Valentine’a.
― Kogoś z Kręgu.― wtrącił Jace, poprawiając rudowłosą.
― To niemożliwe. Valentine zginął a razem z nim Krąg.― powiedział mężczyzna, jednak zaraz po tym podwójna runa okręgu na jego szyi dała o sobie znać.
― Co się dzieje?― spytała Fray.
― Dałem słowo, że nie będę o tym mówił. Clave pilnuję, abym przestrzegał obietnicy.― odpowiedział Hodge.
― Nie możemy go torturować Jace.― zwróciła się do blondyna.
― Może ktoś inny mógłby nam opowiedzieć?― spytała dziewczyna, jednak Wayland pokręcił głową.
― Jeśli Krąg powrócił i porwał Jocelyn.― kontynuował opowieść mężczyzna.
― Przywódcą Kręgu był Valentine Morgenstern.― gdy wypowiedział,nazwisko przywódcy runa na szyi ponownie go poparzyła. ― Myśleliśmy, że chce chronić ludzi, jak wszyscy Nocni Łowcy. Nie zdawaliśmy sobie sprawy,do czego jest zdolny, kogo jest w stanie poświęcić. Większość ludzi by zginęła, gdybyśmy zrealizowali swój plan. ― powiedział mężczyzna.
― Wciąż nie rozumiem, co moja matka ma do tego?― spytała dalej zdziwiona dziewczyna.
― Jocelyn też była członkiem Kręgu.― odparł Starkweather.
― Nie. Nie mogę uwierzyć… Moja mama…― mówiła dziewczyna.
― Ważne jest to, że twoja matka odeszła z Kręgu. Reszta nie jest ważna, Valentine zginął w pożarze kilka lat temu.― powiedział mężczyzna, po czym zachwiał się pod wpływem runy, na szczęście Jace w porę pomógł mu się utrzymać na nogach.
― Przepraszam.― powiedziała w kierunku trenera.
― Skończmy to Jace.― dodała w kierunku blondyna.
― Nie mamy innego wyjścia, Clary.― powiedział do dziewczyny.― Rozumiesz, Hodge?― zwrócił się do mężczyzny.
― Jace ma rację. Valentine prawie zniszczył Świat Cieni i ludzkość. Gdyby zdobył kielich.― powiedział Strakweather, podtrzymując się Waylanda.
― Czekajcie, matka coś przed nim ukryła. Jeśli to Kielich...― zaczęła dziewczyna.
― Clary, Kielich Anioła to najpotężniejszy artefakt w Świecie Cieni. Jego posiadacz może stworzyć nowych Nocnych Łowców.― powiedział Jace.
― Przy złych intencjach, może kontrolować demony. Jeśli Jocelyn ukryła Kielich przed Valentinem, to grozi jej ogromne niebezpieczeństwo.― dodał Hodge, po czym upadła na ziemię, zwijając się z bólu zadanego przez runę.
― Nie chcę, żebyś tak cierpiał.― powiedziała Fray.
― Przykro mi, Clary. Matka chciała cię chronić, a teraz to ty musisz chronić ją.― odparł mężczyzna.― Musisz powstrzymać Valentine’a zanim zniszczy nas wszystkich. ― dziewczyna słysząc to,wybiegła z Sali.
― Clary!― krzyknął za nią Jace, jednak dziewczyna nawet się nie obróciła.― Uspokój się.― chłopak chwycił ją za ramię.
― Uspokoić się! Może ty jesteś obojętny jak G.I. Joe…― powiedziała zdenerwowana dziewczyna.
― Kim on jest?― wtrącił chłopak.
― Żołnierz, który nie rozumie ludzkich emocji, który nie wie, jak to jest stracić matkę.― powiedziała Fray.
― Racja, nie znałem matki.― powiedział chłopak, a słysząc to, dziewczyna się zmieszała.
― Przepraszam, nie wiedziałam.― powiedziała cicho.
― O to chodzi. Nie znasz mnie ani nic nie wiesz o moim życiu. W Świecie Cieni brak szkolenia oraz planu prowadzi do śmierci.― powiedział blondyn, po czym rudowłosa podeszła do ściany i się o nią oparła.
― Wiemy, że Valentine szuka Kielicha i myśli, że moja matka go ma.
― A istnieje opcja, że go ma?― spytał chłopak.
― Nie wiem.― odparła dziewczyna.
― Clary, zastanów się. Wiesz o runach, rysowałaś je. Wiesz coś, pomyśl. Proszę.― powiedział Jace.
― Już próbowałam, Jace. Mam pustkę w głowie. Niczego nie pamiętam.― powiedziała dziewczyna.
― Ktoś musiał wymazać twoje wspomnienia.― stwierdził blondyn.
― To niemożliwe, prawda?
― Oczywiście, że możliwe. Wystarczy tylko znać czarownika.― odparł Wayland.
― Czarownika?― spytała zdziwiona dziewczyna.
― Dokładnie tak. Nieśmiertelne istoty. Pół ludzie, pół demony. Z iskrami wydobywającymi się z palców. ― powiedział blondyn.
― Dot. Asystentka mojej mamy. Otworzyła ścianę i miała przy tym poświatę wokół dłonie.― zaczęła dziewczyna.― Mama mnie tam wepchnęła i wylądowałam na komisariacie.
― To był portal, tylko czarownicy potrafią go otworzyć.― odpowiedził Jace.
― Jeśli odnajdziemy Dot, pomoże nam znaleźć mamę i Kielich?
― Chyba że, współpracuje z Valentinem.
― Jeszcze lepiej. Zaprowadzi nas prosto do niego.― powiedziała dziewczyna.― Gdzie jest Simon?― spytała.
Kochani!
Proszę was o odpowiedź na pytanie czy taka długość rozdziału was odpowiada czy może wolicie krótsze?
Jak wam się podobała ta część, koniecznie zostawcie komentarz ♡♡
Do zobaczenia w kolejnej♡♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro