8
Otworzyłam oczy i zobaczyłam kobietę z cudownym uśmiechem. Była ubrana na szaro, miała we włosach czarną różę. Usta były strasznie blade można powiedzieć że nawet białe.Poznałam ją.
-Mama? zapytałam z niedowierzeniem.
-Tak kochanie.
-Ale jak.... przecież ty umarłaś. Jak?
-Emmo to że umarłam nie znaczy że też w twoim serduszku.
-Pomóż mi!
-Kochanie jestem duchem. Nie mogę dotykać rzeczy.
-To po co przyszłaś?
-Przyszłam by tobie powiedzieć żebyś się nie podawała. Emmo jesteś córką najpoterzniejszych czarodzieij jakich świat widział.Masz na nazwisko Riddle, nie bez powodu.
-Emm ty masz wielke zdolności. Nie chodzi mi o naukę tylko o prawdziwe moce. Jak widzisz jestem tu, tylko ty mnie widzisz, to jest jedna z twoich mocy.
-Ale to nie możliwe.
-Kochanie musisz się skupić by znaleść siłę, która je uwolni.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć,ale znikła.Jak to możliwe? Dlaczego teraz muszę się o tym tera dowiedzieć!?
Dobra Emma skup się. Robisz to dla Draco i waszego spólnego życia.Pomyślałam. Zamknełam oczy i się skupiłam.Poczułam wielką siłę, jakiej nigdy nie czułam w sobie.Otwożyłam oczy, czułam że zmienił się im korol na fioletowy. Zaczeły one mocno pulsować fioletowym korolem.
Siła rosła we mnie z każdym wdechem i wydechem. Spojrzałam na moje ręce, mocno było widać żyły. Czułam się nie pokonana.
Jednym mocnym szarpienciem zerwałam sznury, które już nie mogły się zacisnąć na moich rękach.Podniosłam się, przepełmiła mnie nienawiść do Dawida. Nie panowałam nad sobą, odwruciłam głowę i zobaczyłam czarnego węża przy mojej nodze.
Uśmiechnełam się do niego. Chwyciłam różkę do ręki i powolnym krokiem zmirzałam do salonu gdzie przebywał Dawid.
Jak mnie zobaczył przeraził się. Zaczełam się do niego zbliżąć,a ten zaczoł się cofać do tyłu.
Kiedy miałam zadać cios, usłyszałam jak ktoś biegnie do nas. Zobaczyłam bląd czuprynę. Za Draco stała Diana z Diabełkem.Draco podbiegł do mnie i wyrwał mi broń. Wtuliłam się w jego trosk i zaczełam płakać jak małe dziecko.Zambi zatrzymał tego Dawida.
-Nic ci nie jest skarbie? zapytał mnie Draco.
-Już wszystko gra. powiedziałam ocierając łzy z policzka.
-Jesteś dzielna. powiedził chłopak.
Draco przybliżył swoją twarz do mojej. Nasze czoła się stykały tak samo jak nosy.
Ja go pocałowałam.To był troskliwy, delikatny,a zarazem mocny pocałunek.Nie wiem ile czasu się z nim całowałam.Ale kiedy się od niego oderwałam nie było już Diany i czarnoskórego chłopaka.Popatrzyłam chłopakowi głęboko w oczy, on zrobił to samo.Zobaczyłam w jego oczach , ból, troskę i szczeńście.
DRACO
Patrzyłem w oczy Emmy.Nie miała już fioletowych tylko znowu jasno błękitne. Mogłem się w nich utopić. Zobaczyłem w nich: strach, tęsknotę,ból i małą odrobinę szczeńścia.
Szczerze powiem nigdy nie bałem się bardziej niż teraz. Może ten Dawid jest już za kratami,ale w ciąż coś nie daje mi spokoju. Muszę być pewny że ona chce być ze mną na zawszę.
Zawszę noszę w kieszeni noszę małe czerwone pudeczko.Oderwałem się od niej i uklęknełem przed nią.
-Czy ty Emmo uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
-TAK!!!
Pocałowałem ją bardzo namiętnie, jestem już pewien że od teraz moje smutne życie zacznie mieć sens, bo przy nie będzie piękna kobieta...
Piszcie, gwiastkujcie i obserwójcie. Bo nie jestem już pewna czy wy to ogulnie lubicie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro