Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.Czy to właśnie jest zazdrość?

ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY, za błędy przepraszam ;-;

-Boisz?- powtórzyłem zdziwiony, nigdy nie słyszałem aby Hamilton czegoś się bał...

-Yhym... Przez operacje straciłem bliską mi osobę... Nie chce się narażać, skoro mogę żyć to będe.

-Ale zdajesz sobie sprawe, że to życie w wiecznej ciemności? - nic nie odpowiedział. Usiadł zgarbiony drapiąc się po karku.

-Lepiej żyć tak niż w ogóle nie żyć... Prosze mnie już zostawić.- wytarł twarz, nic tu już po mnie. Wstałem i spojrzałem na niego smutno.
-Do jutra.- wystukałem w telefon. Szatyn jedynie kiwnął smętnie głową. Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem Johna idącego w kierunku sali.
-Co ty tu robisz?- burknął zdziwiony.
-Miłe przywitanie Laurens u mnie też dobrze.
-Jefferson...
- Przyszedłem sprawdzić jak się trzyma. - pieguś westchnął cicho, przechodząc koło mnie zatrzymał się i zerknął kątem oka w moją stronę.
- Nie wracaj tutaj. Alex potrzebuje spokoju, twoja obecność nie jest tu potrzebna.
- Twoja również i tak nie masz na co liczyć. - jego wzrok przepełniło zdziwienie, złapał mnie za łokieć.
- Co masz na myśli?
- Wszyscy widzą jak na niego patrzysz. Pamiętaj, on nie jest homo, Laurens. Czyżbyś zapomniał zeszłoroczną iprezę u Schuylerek?- szatyn natychmiast pobladł, puścił mnie na co zaśmiałem sie cicho.
-Nie mów mu, że tu byłem. Chyba, że chcesz by się zdenerwował.- ruszyłem w stronę wyjścia. Rok temu odwalił się niezły cyrk na imprezie w willi sióstr Schuyler, a mianowicie John wyznał swoje uczucia do Hamiltona, który był tak napruty, że następnego dnia nie wiedział nawet jak dojechał do owego domu! Ja i Lafayette musieliśmy zaprowadzić go do pokoju bo sam by nie doszedł, a po drodze opowiadał nam jak to on kocha swoich przyjaciół. Musze przyznać, że widok pijanego Alexa jest strasznie uroczy. Jego policzki są takie czerwonitkie, oczka tak ślicznie błyszczą. Znaczy się... To śmieszny widok.

Po kilku tygodniach szatyn został przypisany do budynku obok szpitala, w tamtym miejscu znajdował sie pod opieką rechablitantów, którzy pomagali mu w zaklimatyzowaniu się w nowej dla niego sytuacji. Bardzo zależało mi na kontynuowaniu swoich odwiedzin u niego pod przykrywką psychologa Nathana Gordona. Powiedziałem opiekunce, że jestem jego przyrodnim bratem, który chce poznać brata. Nie wiem jakim cudem uwierzyła w tę durną bajeczke... Czyli kolor włosów zobowiązuje, wybacz blondynko.
- Jaki przyjemny zapach, to konwalie?- zapytał siedząc na ławce w ogrodzie należący do placówki. Usiadłem koło niego i wystukałem w ekran:
- Nie to róża, frańcuska odmiana Rosa gallica.
- Poza psycholigią zajmujesz się ogrotnictwem?
- Nie, nawet nie umiem odróżnić zielska od niektórych kwiatków.- powiedziałem zgodnie z prawdą wzruszając ramionami.
- A widzisz różnice między marchewką a pietruszką?
-Cóż... Pietruszka jest taka czerwona a marchewka biała?
- Beznadziejny przypadek. Pietruszka jest biała! - nagle usłyszałem coś za czym bardzo, ale to bardzo tęskniłem... Jego śmiech, taki delikatny taki... Taki... Szczery.
-Rzeczywiście, mój błąd.- gdy już opanował śmiech wytarł łezke z policzka.
-mógłbyś zerwać mi tę róże? Chciałbym ją chociaż dotknąć. - ruszyłem na drugą stronę ścieżki i zerwałem kwiat. Ponownie koło niego usiadłem.
- Siedze po twojej prawej stronie, wyciągnij do mnie dłonie, a ja podam ci róże.
- Yhym. - wysunął w moją stronę trochę dygoczące ręce. Delikatnie objął płatnii przysunął nos do rośliny.
- Piękny zapach.- musiałem zasłonić sw usta aby niewydobył się z nich dźwięk zachwytu. Wyglądał majestatycznie... Ten kurdupel pewnie nawet o tym nie wie... Cholera.
- Jakiego koloru są płatki?
- Różowego.
- Hmm to taki odcień różu, który miała ostatnio Eliza na swojej sukience?- ostatnio była u niego szatynka w tej sukience. Z tego co zrozumiałem z tego co mu mówiła to miała tę sukienke na ich pierwszej randce. Nie mogłem wytrzymać tego jak ona obejmuje go... Jak trzymie jego dłoń i mówi " wszystko będzie w porządku. " Czy to właśnie jest zazdrość? I to zazrość o Hamiltona... *Sottise.
-Gordon?
- Tak to ten odcień...

*sottise- bzdura.

Hejka!
Dawno nie było rozdziału bo jestem łajzą i cieciem.
I jak na łajze przystało nie wiem kiedy będzie następny rozdział hehe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro