Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Ciemność

"- To ten nowy? - zapytałem Madisona, który siedział ze mną w ławce. Był to mój najlepszy ziomek, miał ciemną karnację, krótkie czarne włosy, brązowe oczy, a zazwyczaj ubierał się w ciemne ubrania.
- Taa. Podobno mieszkał na Karaibach, ale jego wieś została zrównana z ziemią przez tajfun.- Thomas, James nie gadajcie. Wasz nowy kolega chce się przedstawić.- powiedział nauczyciel, łapiąc niskiego bruneta za ramię. Chłopak uniósł głowę i z iskierkami w oczach odezwał się.
- Nazywam się Alexander Hamilton i bardzo się cieszę, że mogę dołączyć do waszej klasy.
- Może opowiesz coś o swoim hobby?
- Hmm... Lubię czytać książki przygodowe.
- Bardzo ciekawe zainteresowanie. Proszę, zajmij miejsce w tamtej ławce. - łysol wskazał rekom na pierwszą ławkę w trzecim rzędzie, gdzie nikt nie siedział. Przez resztę lekcji uważnie obserwowałem nowego, jego wygląd strasznie mnie irytował! Jak na chłopaka miał za długie czarne włosy sięgające ramion, oczy miał brązowe, momentami jego twarz wyglądała na zmęczoną. Dziwne dopiero co przyszedł. A co do ubrań do dopiero było! Nic nie miał markowego! Miał na sobie jakiś wyblakły sweter z dziurką na ramieniu, czarne jeansy i brzydkie granatowe trampki. Skąd on bierze ciuchy? Ze śmietnika?
- Ej Madison, co powiesz na to, aby podroczyć się z Hamiltonem?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Nie pękaj! - uśmiechnąłem się na widok bruneta , który szedł korytarzem w naszą stronę.
- Patrz i się ucz. - szepnąłem. Nowy był tak skupiony na obrazkach wiszących na ścianie, że nie zauważył, jak podsuwam nogę, o którą się potyka.
- Patrz, jak leziesz Hamilton! - krzyknąłem z udawanym oburzeniem. Chłopak wstał i pozbierał rzeczy, które wyleciały mu z rąk. Burknął coś pod nosem i odszedł. Irytujący...
~~~~~~~~
-Uspokój się Alexandrze! - krzyknęła Peggy, budząc mnie. Zdezorientowany rozejrzałem się, kilka pielęgniarek wbiegło do sali naprzeciwko mnie. Nim zdążyłem dojść do siebie, usłyszałem inne krzyki, bardziej rozpaczliwe, bardziej przerażające.
- Co się dzieje?! John, Hercules gdzie jesteście?! - wykrzyczał Alex.
- Koło ciebie, patrz koło okn-
- Jest ciemno! Zaświecie światło nic nie widzę! Cholera! Peggy, zrób coś!
- Ś-światło się świeci... - wyszeptała dziewczyna. Muszę sprawdzić co się dzieje, on tak strasznie krzyczy... Chwyciłem klamkę i otworzyłem drzwi, od razu poczułem, jak ktoś we mnie wbiega. Opuściłem głowę, okazało się, że to był brązowooki. Ubrany był w szpitalną szaro-niebieską piżamę, jego dłonie przylegały do mojej klatki piersiowej.
- Co tu się dzieje? Czemu wszystko jest czarne!
- Spokojnie Hamilton. To nic takiego. - odezwałem się. Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Jefferson?
- Niech pan go przytrzyma! - pisnęła jedna z pielęgniarek. Objąłem szczelnie chłopaka, opierają głowę o jego ramię. Rudowłosa podbiegła do nas ze szczykawką w ręce i wbiła ją w przedramię pacjenta.
- To powinno go uspokoić. - lek już po krótkiej chwili zaczął działać, Alexander był trochę osłupiały, jakby nie tylko przez tę sytuacje czuł się nieswojo. Pomogłem mu usiąść na łóżku, każdy krok, jaki stawiał był niepewny, nogi mu się częsły. Można powiedzieć, że byłem przerażony. Po kilku minutach przyszedł lekarz, używając jakiegoś niewielkiego urządzenia, przyjrzał się oczom Alexa. Spojrzał na zdjęcia z  rentgenu i mruknął coś pod nosem.

- Proszę pana, co mu jest? Czy to coś poważnego? - zapytała Peggy z drugiego końca sali. Mężczyzna poprawił okulary i oparł się o ramę łóżka.

- Jedynie za zgodą pacjenta mogę udzielić informacji.

- Niech pan mówi...

- A więc pan Hamilton stracił wzrok. Dałoby się go przywrócić jedynie operacyjnie, jednak trzeba się liczyć, że coś może pójść nie tak. Jednak zalecałbym zgodzić się na- brunet zacisnął pięści i opuścił głowę.

- Nie zgadzam się.

- Ale zagrożenie jest bardzo małe.

-Powiedziałem, że się nie zgadzam! Wynoście się! Wszyscy!

-Alex... - szepnął John, zbliżając się do łóżka.

- Ty też Laurens! Zostawcie mnie samego!- wykrzyczał łamiącym się głosem. Nie wiedziałem co myśleć, Hamilton do końca życia ma być ślepy? Przecież nie może! Chciał być pisarzem! Jak on będzie funkcjonował?! Wszyscy wyszliśmy z pomieszczenia. Oparłem się o ścianę i zakryłem dłonią oczy. Nie płaczę, nie płaczę... A jednak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro