Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Winny

 Bezczynność. To właśnie czułem siedząc na korytarzu, czekając na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia Hamiltona. Przez pół godziny słyszę tylko "Jeszcze nie wiem", "Jest na badaniach", " Niech pan będzie spokojny". Nie wiedziałem co robić, wszystkie moje myśli były związane z chłopakiem, czułem się winny tego wszystkiego. Jakbym nie nabijał się z jego matki... Nic by mu nie było. Przez mój niewyparzony język coś mogło mu się stać. Wkurzony zacisnąłem mocno dłonie na kolanach, przygryzując przy tym wargę.

-Thomas! - usłyszałem głos Laurensa, który zdyszany biegł razem z Peggy i Mulliganem. Bezmózgie trio, brakuje tylko pana bagiety.

- Nie krzycz, słychać cię na całym korytarzu. - warknąłem, rzucając mu zmęczone spojrzenie.

- Powiedziałeś, że Alexowi coś się stało. Co dokładnie? - zapytała szatynka, tuląc się do swojego czarnoskórego chłopaka. Opuściłem wzrok na palce, którymi się bawiłem.

- Został potrącony przez samochód.

-Jezu. Ale wszystko z nim dobrze? - Zapytał Herkules.

- Skąd mam wiedzieć? Biorą go od sali do sali i nikt nic mi nie chce powiedzieć. - para usiadła koło mnie przytuleni do siebie, a John chodził w kółko. Szczerze mówiąc, to nie wiem co mnie bardziej wkurza koleś, który chyba ma ADHD czy osoby przepiórkujące ze sobą.

- Ja pierdole, Laurens siadaj, przez ciebie za chwile zakręci mi się w głowie.

- Nie mogę usiąść, denerwuje się. Co, jeśli mu się coś poważnego stało i lekarze walczą o jego życie? Albo mu coś amputują! - Nikt się nie odezwał. Piegus miał racje, nic nie wiemy o Hamiltonie, w tym czasie może już leżeć w kostnicy, a grabarz dobiera do niego odpowiednią trumnę. Cholera... Nie mogę tak myśleć, Alexander będzie cały i zdrowy, to silny chłopak, byle jakiemu samochodowi się nie da.

- Alexandrze! - pisnęła Peggy, widząc bruneta na łóżku, które pchały dwie pielęgniarki.

- Co z nim? - zapytał John. Lekarz poprawił osuwające się okulary z nosa.

- Pacjent na razie jest nieprzytomny. Ma zwichnięty nadgarstek przy lewej ręce, zszyte rozcięcia na policzku brzuchu i nodze. - pielęgniarki wjechały z brązowookim do sali, zamykając za sobą drzwi.

- Możemy do niego wejść? - Odezwał się Mulligan.

- Tak, ale tylko trzy osoby i proszę zachować cisze, pacjent musi rozpocząć.- okularnik poszedł sobie razem z pielęgniarkami, które po chwili wyszły z sali. Wstałem i złapałem klamkę, muszę go jeszcze raz zobaczyć. Gdy już miałem pchnąć drzwi ktoś zacisnął palce na moim ramieniu. Z westchnięciem odwróciłem się do dziewczyny, która mnie trzymała.

- Może lepiej będzie jak ja, Herkules i John pójdziemy? Jesteśmy jego przyjaciółmi, a ty...

- Dupkiem, rozumiem. - usiadłem na krześle, mrucząc bod nosem wiązankę przekleństw. Jeśli powiedziałbym "nie" zadawali by pytania, czemu chce go widzieć, a to nie tak, że mam zamiar zrobić mu psikusa, po prostu chce być chociaż raz przy nim, puki jest szansa.

-Tak Jefferson.- Laurens spojrzał na mnie wrogo, czyżby coś zrozumiał? Najwyższa pora. Gdy trio wszedło do sali odchyliłem głowę do tyłu, opierając ją o szarą ścianę. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo męczący...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro