Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mając siedemnaście standardowych lat

Mając siedemnaście standardowych lat Leia Skywalker nadal nie lubiła swoich urodzin.

Powodów miała kilka, ale głównym z nich był fakt, że jej urodziny wypadały podczas Dnia Imperium. To zaś powodowało, że miała do wyboru, albo siedzieć w domu (lub na statku, jeśli jej urodziny wypadały w chwili, gdy podróżowali gdzieś po kosmosie), albo szwendać się po miastach i ciągle napotykać się na przeróżne parady i informacje o obchodzonym święcie. A ponieważ Leia nie za bardzo przepadała za Imperium, owe obchody tylko ją irytowały.

Oczywiście, mogła zostać w domu. Ale tam panowały pustki. Jej ojciec miał w ten dzień wyjątkowo zły humor, warczał na każdego, kto się tylko do niego zbliżał i był gotowy ruszyć na Imperatora w każdym momencie. Nic więc dziwnego, że Ahsoka zabierała go wtedy dla siebie. Leia próbowała raz zobaczyć, co robią w ten dzień, ale tylko się zawiodła. Skywalker i Tano trenowali ze sobą, wkładając w to całą siłę i zaangażowanie. Gdyby Leia nie wiedziała, że tylko ćwiczą, mogłaby powiedzieć, że chcą siebie nawzajem zabić. Miecze świetle uderzały o siebie prędko, bezlitośnie. Dziewczyna widziała już wcześniej, jak Ahsoka i Anakin trenują razem, ale tym razem ani jedno z nich się hamowało. Było to piękne i przerażające równocześnie. Gdy zobaczyli Leię, od razu wygonili ją z pomieszczenia. Później zaczynali znajdować dla siebie zamknięte pomieszczenie bądź umykali gdzieś na ubocze, by nikt im nie przeszkadzał.

Leia parę razy próbowała znaleźć kogoś w domu, ale nigdy jej się nie udawało. Sonja wolała obserwować parady, będąc nimi zafascynowana.

Z biegiem czasu pomysł, by utworzyć "małą kosmiczną szkółki dla niewykształconych Jedi", jak to lubiała nazywać Ahsoka, upadł. Powód był prosty: pomimo iż byli w stanie odszukać owe pozostałe sześć osób wrażliwe na Moc, połowa z nich nie miała ochoty zostać wyszkolona. Zbytnio obawiała się Imperium. Nie potrafiąc ich przekonać, zostali zmuszeni do odpuszczenia. Jeden raz przybyli za późno – chłopak, mężczyzna już właściwie, którego mieli odnaleźć, już nie żył. W innym przypadku okazało się, że ich cel zmienił miejsce zamieszkania. Pomimo starań, nie byli w stanie natrafić na jego ślady.

Udało im się odnaleźć i przekonać do siebie jedną osobę, pewnego siebie chłopaka o imieniu Joshua, który zawsze był skłonny zrobić wszystko jako pierwszy. Leia osobiście go lubiła. Pomimo dzielących ich różnic wiekowych – ona miała wtedy osiem lat, on prawie dwadzieścia – dogadywali się. Z biegiem czasu zaczęła go traktować jak starszego brata i ze smutkiem przyjęła jego decyzję, by przerwać szkolenie i dołączyć do Rebelii. Od tego czasu nic od niego nie słyszała, co, biorąc pod uwagę jej i jego styl życia, było raczej zrozumiałe.

Takim właśnie sposobem skończyli we czwórkę: ona, jej ojciec, ciotka Ahsoka oraz Sonja. Anakin czasami żartował, że czuje się przytłoczony przez obecność trójki dziewcząt i wolałby, aby Joshua z nimi został, bo "przynajmniej wtedy nie byłem sam i miałem się z kim napić".

Co zaś sprowadzało się do tego, że podczas Dnia Imperium Leia mogła albo przebywać w pustym domu, albo oglądać te przeklęte parady z Sonją.

Ani jedna z tych opcji jej się nie podobała.

–––

Mając siedemnaście standardowych lat, Luke Skywalker nadal nie lubił swojego stylu życia.

Powodów miał kilka, ale głównym z nich był fakt, że nigdy nie był tak naprawdę bezpieczny. Jako syn członkini Rebelii oraz ciągle doszkalający się Jedi stanowił dla Imperium zagrożenie, co sprawiało, że musiał zdecydowanie zbyt często zmieniać miejsce zamieszkania. Jego życie było jedną wielką ucieczką. Nigdy nie był w stanie powiedzieć, gdzie się znajdzie jutro, a co dopiero za rok czy dwa.

Fakt, że jego matka zaczynała się robić paranoiczką, nie pomagał. Padmé zaczęła nalegać, by przestał używać swojego prawdziwego nazwiska, nawet wśród przyjaciół czy Rebeliantów.

– Musimy zniknąć – powiedziała pewnego dnia. – Imperator i Vader nie mogą się o tobie dowiedzieć, Luke.

Nie mając innego wyjścia, zgodził się. Jego mistrz, Obi–Wan Kenobi (bądź też Ben, jak czasami kazał na siebie wołać) oznajmił, że rozumie tą decyzję i że powinna zostać już dawno temu podjęta.

Luke'a osobiście zaczynało to irytować. Dlaczego miałby nie używać nazwiska ojca? Przecież stary Ben pomimo swojego wieku był potężny. Potrafił go ochronić. A Imperium powinno wiedzieć, że syn Anakina Skywalkera żyje i ma się dobrze.

Ale cóż, Luke już dawno nauczył się, że z jego matką się nie dyskutuje.

I być może właśnie dlatego Luke znalazł się na Kuat. Ben oznajmił, że muszą dokończyć trening, a Padmé poparła go. Po burzliwych naradach ustalono, że zatrzymają się dłuższy czas właśnie na Kuat. Luke osobiście był zadowolony z tego faktu, bo wreszcie mógł odpocząć od tego nieustannego napięcia wiszącego w powietrzu.

Ukrywanie się na Kuat nie uchroniło go od jednego: od oglądania obchodów Dnia Imperium.

To nie było tak, że planował je oglądać. Po prostu miał ochotę wyrwać się na chwilę z domu, który zamieszkiwał z Obi–Wanem. Padmé nie podążyła za nimi, ufając mistrzowi Jedi, że ten ochroni jej syna, poza tym "Rebelia mnie potrzebuje".

Pod nim równe szeregi szturmowców przemierzały ulice miasta. Luke oparł się o murek mostu, na którym się znajdował i oglądał maszerujących żołnierzy oraz tubylców, którzy witali ich gromkimi brawami.

Czy naprawdę wszyscy są szczęśliwi z ich obecności? Zastanowił się Luke. Czy nikt z nich nie był świadomy, jak wiele planet i narodów zniewolili w imię "pokoju i sprawiedliwości"? Czy naprawdę tylko nieliczni to zauważyli?

Chłopak westchnął, nagle zniesmaczony. Chyba jednak wróci do siebie. Już lepszą opcją byłoby pomedytowanie ze starym Benem. Odwrócił się szybko i zrobił pierwszy krok – akurat w samą porę, by wpaść na kogoś, kto szedł ulicą i niósł pudełko pełne śrubek, śrubokrętów i innych sprzętów, których przeznaczenia Luke mógł się tylko domyślać.

Zawartość pudełka wysypała się na ziemię, gdy osoba, która je niosła, zachwiała się.

Luke zamarł w miejscu na sekundę, obserwując, co się stało. Owa osoba od razu przyklękła, zaczynając zbierać porozrzucane przedmioty.

– Przepraszam bardzo – odezwał się Luke, momentalnie przyklękając i dołączając do zbierania. – To nie było celowe.

– Nie, to była moja wina – odpowiedziała owa osoba. – Nie patrzyłam przed siebie, tylko chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Siostra już pewnie na mnie czeka.

Luke, zajęty szukaniem śrubek i innych różności, nie patrzył na dziewczynę, ale doszedł do wniosku, że ta ma ładny głos.

– To ja postanowiłem tak nagle się odwrócić – zauważył Skywalker. – Więc to moja wina.

Nieznajoma zaśmiała się cicho.

– Powinnam być w stanie to przewidzieć.

– Ja też – odpowiedział Luke. – Dużo wypadło tego wszystkiego?

– Nie mam pojęcia – jęknęła dziewczyna. – Ojciec mnie chyba zabije, jeśli coś się zgubi.

– W takim razie musimy zadbać o to, by nic się nie zgubiło – skwitował Luke. – Pożyczyłaś to od kogoś?

– Nie. Zamówiliśmy części zamienne i dostaliśmy wczoraj wiadomość, że już są, ale oczywiście nikomu nie chciało się po nie pójść. A ponieważ i tak miałam zamiar iść zobaczyć paradę z okazji Dnia Imperium, stwierdziłam, że równie dobrze mogę się przydać i że to przyniosę.

– Przepraszam – powtórzył Luke.

– Nie przepraszaj, po prostu mi z tym pomóż – zirytowała się nagle nieznajoma. – Włóż wszystko do pudełka.

Skywalker wywrócił oczami, ale kontynuował swoje zadanie. W końcu był jej to winny. To była jego wina.

Szukali porozrzucanych części jeszcze przez chwilę, po czym oboje wyprostowali się. Luke ze zdumieniem zauważył, że dziewczyna nie jest od niego starsza. Wręcz przeciwnie, wydawała się być w jego wieku, być może nawet młodsza. Spod gęstej, rudej grzywki zerkały na niego zielone oczy, a twarz dziewczyny zdobiły piegi.

– Może pomóc ci to zanieść? – zaproponował Luke, widząc, że pudełko wydaje się być ciężkie.

Nieznajoma zawahała się, studiując go na tyle uważnie, że zaczął się zastanawiać, czy jakimś cudem go skądś nie znała.

– A masz zamiar coś potem kupić? – spytała po chwili.

– To zależy, czy macie coś wartego kupienia.

– Tylko stare roboty – odpowiedziała. – Ojciec jest mechanikiem.

Luke uśmiechnął się do niej.

– W takim razie może coś kupię – stwierdził. – Lubię roboty.

Dziewczyna przyjrzała mu się uważnie, jego długiemu płaszczowi oraz kapturowi, który na siebie narzucił. Luke nieco zbyt późno zorientował się, że może wydawać się podejrzany, ale nieznajoma nagle stwierdziła:

– Okej. To chodź. Pomożesz mi. Weź to pudło.

Skywalker prędko chwycił za pojemnik, nie czekając aż dziewczyna zmieni zdanie. Widząc, że ta jest chętna ruszyć jak najszybciej, poszedł za nią i spytał:

– Często chodzisz ze sprawunkami dla rodziców?

– Tylko dla ojca. Moja matka nie żyje.

Oh.

– Przykro mi tego powodu – odezwał się Luke. – Ja wychowałem się tylko z matką. Nigdy nie poznałem ojca.

Nieznajoma zerknęła na niego przez ramię, a w jej wzroku pojawiła się ciekawość i zaintrygowanie.

– W obecnych czasach wiele osób pochodzi z niepełnych rodzin, panie niezdarny – zauważyła, a ton jej głosu całkowicie kontrastował z badawczym spojrzeniem, którym go obdarzyła.

– Ian – fałszywe imię nawet nie brzmiało już fałszywie w ustach Luke'a. – Jestem Ian.

Kąciki ust dziewczyny podniosły się odrobinę.

– Niecodzienne imię. Skąd pochodzisz?

– Z różnych stron świata – odpowiedział. – Moja rodzina dużo podróżuje.

– Rozumiem.

Przez moment ponownie między nimi zapadła cisza.

– Więc, ja powiedziałem ci moje imię, może ty zdradzisz mi swoje? – zaproponował Luke, skręcając za dziewczyną w boczną odnogę i ulgą oddalając się od żołnierzy i parady. Im dalej od Imperium, tym lepiej.

Dziewczyna raz jeszcze rzuciła mu spojrzenie, tym razem dłuższe.

– W sumie, to mi tam szkodzi – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Jestem Sonja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro