Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dawno zapomniane imię

Siedząc wśród gromady rebeliantów, Darth Vader czuł się co najmniej dziwnie. Obserwował ich, gdy ci rozmawiali między sobą przyciszonymi bądź podniesionymi głosami. Jakieś dziecko zaczęło płakać, jakaś kobieta zbladła tak mocno, że wydawało się, że w każdej chwili może zemdleć i paść na ziemię. Ludzie przyciskali do siebie torby ze swoim niewielkim dobytkiem, pilnując dzieci i pozostałych członków swoich rodzin. W powietrzu unosiła się rozmaita mieszanka zapachów, i tych przyjemnych, i tych nieprzyjemnych.

Pokład statku lekko drżał, gdy pojazd szykował się do startu. Vader siedział pod ścianą tuż obok swojej córki, która od pewnego czasu nie odzywała się. Oczy dziewczynki zamykały się wbrew jej woli. Nie chciała jeszcze zasypiać, ale nie potrafiła nic poradzić na to zmęczenie. Vader zerkał podejrzliwie na otaczające go osoby, tylko czekając, aż ktoś go rozpozna i wymierzy w niego broń.

Tak się nie stało. Został niemal całkowicie zignorowany, nie licząc tego, że poproszono go, by po wylądowaniu od razu zgłosił się do kogoś z dowództwa. Wystarczyła jednak proste sugestia, by rebelianci zapomnieli o nim.

Siedząc tak, Vader zastanawiał się, co mu strzeliło do głowy, by opuścić Imperium akurat w taki sposób.

Oczywiście, znał powód, dla którego wybrał akurat taką drogę ucieczki. Ucieczki... Czy mógł to tak nazwać? Wszak sam nie był więźniem. Był wysoko postawionym człowiekiem w Imperium.

Jednakże zachowując się w ten sposób, miał szansę choć trochę uprzykrzyć życie Imperatorowi. Przekazując swoją wiedzę Rebelii, ci – jeśli tylko nie byli bandą półgłówków – mogli zyskać większą przewagę w swojej nierówną walkę, którą prowadzili. Oczywiście, Vader nie dbał o Rebelię, ale, jak to się mówi, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – a więc mógł ich choć trochę wesprzeć, by ci choć trochę zezłościli Imperatora.

A jego zagrywka... Cóż, jakoś trzeba było zdobyć wiarygodność, prawda? Nie mógł przecież pójść i powiedzieć im: "Cześć, przez ostatnie siedem lat wybijałem was jak miło, ale od dzisiaj nie lubię Imperatora, oto cała wiedza, którą posiadam, użyjcie jej mądrze, a teraz do widzenia, nie chcę się z wami bratać.", czyż nie?

I właśnie dlatego siedział teraz na tym statku, wśród tłumu, który powinien się go lękać, ale zamiast tego tak się nie stało.

Po raz pierwszy od ponad siedmiu lat, jego obecność nie wzbudzała w ludziach żadnych emocji, ani pozytywnych, ani negatywnych.

To było dziwne uczucie. Drażniło go to. Powinni się go obawiać. Szanować. Wszak nie był byle kim!

Siedząca obok niego Leia w końcu poddała się i pozwoliła swoim powiekom opaść. Dziewczynka musiała być dość mocno zmęczona, bowiem nawet nie zauważyła, że opiera się o Vadera.

Sith w pierwszej chwili miał ochotę po prostu potrząsnąć dzieckiem i przypomnieć mu, kim tak naprawdę jest. Że nie dostało pozwolenia na bycie taką bezczelną.

Vader nie zrobił jednak tego. Po prostu postanowił ignorować Leię, nie mając pojęcia, jak powinien się zachować. Przez te kilka miesięcy, które z nią spędził, tak naprawdę zachowywał odpowiedni dystans od dziewczynki. Mógł z nią rozmawiać, z biegiem czasu mówić jej coraz więcej i coraz mocniej się do niej przywiązywać, ale zawsze pilnował się, by dziecko nie zbliżało się zbytnio. Ba, teraz, gdy Vader o tym pomyślał, przez te siedem lat, które spędził służąc Imperium, nikogo nie dotykał, nie licząc sytuacji, gdy kogoś torturował lub z kimś walczył.

Teraz zaczynał zauważać, jak bardzo było samotne i puste jego życie, zanim poznał dziewczynkę.

Sith nie poruszył się. Po prostu postanowił obserwować otoczenie. Statek wzniósł się w powietrze, opuszczając Dantooine.

Darth Vader, druga osoba w Imperium, powszechnie obwiany Sith i upadły Jedi, delikatnie i powoli sięgnął po swoją córkę, układając jej głowę tak, by było jej wygodniej, po czym pozwolił statkowi Rebelii zanieść go gdzieś daleko, w zupełnie inny zakątek galaktyki.

–––

Na Dantooine Ahsoka Tano dopadła jednego z rebeliantów.

– Gdzie jest statek z cywilami?

Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym wskazał na niemal puste pole startowe.

– Już odleciał.

– Gdzie zmierzają?

Rebeliant wzruszył ramionami.

– Jeszcze nie wiadomo. Gdzie nas przyjmą.

Togrutanka zazgrzytała zębami, po czym rozejrzała się wokół. Nadal pozostało kilka mniejszych statków.

– Zabierzesz mnie tam, gdzie oni polecieli – rozkazała rebeliantowi.

Ten ponownie wzruszył ramionami. I tak miał zamiar polecieć za resztą. Nie miał zbytnio innej opcji. A zabrać jedną kobietę nie było aż takim problemem, szczególnie, że mężczyzna wiedział, że akurat ta szczególna Togrutanka odgrywa ważną rolę w Rebelii.

– Jak chcesz.

–––

Kilka godzin później Vader zrozumiał, że statek zbliża się do celu. Lekko trącił palcem córkę.

– Obudź się – wyszeptał. – Będziemy się zbierać.

Leia niechętnie otworzyła oczy.

– Chcę spać – jęknęła.

– Pośpisz sobie później – obiecał jej Sith. – Ale jeszcze nie teraz.

Dziecko wyraźnie nie było zadowolone z tego powodu, ale nie narzekało. Dziwne uczucie ogarnęło Vadera, gdy porównał zachowanie córki z zachowaniem innych dzieci. Leia nie narzekała, w przeciwieństwie do niektórych z jej rówieśników. Dopiero teraz, mając jako wzór inne dzieci, Vader zrozumiał, jak bardzo dziewczynka się od niech różni. Choć potomkowie rebeliantów nie mieli łatwego życia, Leia zdawała się być od nich starsza i doroślejsza. A może to było tylko jego wrażenie?

Mimo wszystko, Leia zasługuje na normalne dzieciństwo, przemknęło przez myśl Vaderowi. Nie powinna być ranna bądź zamknięta na statku, jednym pokoju, byle tylko ktoś z załogi jej nie skrzywdził. Powinna przebywać z innymi dziećmi, móc być wolna, tak jak i one.

Sith w milczeniu obserwował, jak dziewczynka powoli przebudza się. Wkrótce statek zaczął lądować. Zgromadzeni na pokładzie powstawali ze swoich miejsc. Zrobiło się nagle tłoczno, każdy chciał jak najszybciej opuścić duszne pomieszczenie. Zauważając, że drzwi otwierają się, a tłum zaczyna na nie napierać, Vader chwycił Leię za dłoń.

– Nie puszczaj mnie – powiedział do dziewczynki. – Inaczej się zgubisz.

Dziecko kiwnęło głową, ponownie zbyt mądre i zbyt stare.

– Dobrze.

Mężczyzna podążył za tłumem, pilnując córki. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się jej stało, nie teraz, gdy zostawił dla niej Imperium. Instynktownie zasunął na jej głowę kaptur. Specjalnie przed opuszczeniem Egzekutora zadbał o to, by dziecko miało na sobie odpowiedni strój. Gdy tylko Imperator dowie się o jego zdradzie, zacznie go szukać. Być może już zaczął.

– Nie ściągaj go – rozkazał. Sam także zarzucił swój kaptur.

Wyszli na zewnątrz. Vader rozejrzał się, zastawiając się, na jakiej planecie wylądowali. Znajdowali się w pobliżu dość mocno zurbanizowanego miasta, którego Sith w pierwszej chwili nie rozpoznał.

– Chodź – ponaglił córkę, która zatrzymała się, obserwując otoczenie. Przed nimi rebelianci zaczynali rozdzielać się na mniejsze grupki. Dołączyła do nich część tutejszych buntowników, którzy niemal od razu rozpoczęli rozmawiać z dowodzącymi statkiem ludźmi.

– Nie zostajemy z nimi? – Leia spojrzała na niego, a Vader z zaskoczeniem odkrył, że dziewczynka ani nie jest zdumiona, ani zawiedziona.

– Nie – odparł. – Nie ufam rebeliantom, a oni nie ufają mi.

– To co teraz z nami będzie?

– Idziemy do miasta – Vader wskazał na piętrzące się przed nimi budynki. – Dzisiaj tam przenocujemy. A potem opuścimy tę planetę. Imperium może za nami podążać.

Leia ścisnęła jego dłoń.

– Nikt nas nie zaatakuje? – spytała cicho.

– Nawet jeśli, pozbędę się ich wszystkich – oznajmił z zaciętością Sith, puszczając dłoń dziecka. Przyklęknął przy córce i spojrzał jej prosto w oczy. – Posłuchaj, Leia. Nie mówię, że będzie prosto. Ba, przypuszczam, że jak wszystko wyjdzie na jaw, stanę się wrogiem publicznym numer jeden połowy galaktyki. Możliwe, że nie będziemy mieli okazji przeżyć ani spokojnego jednego dnia. Ale nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, ani Imperium, ani Rebelii.

Dziewczynka odwzajemniła jego spojrzenie.

– Dlaczego tak o mnie dbasz? – jej oczy, oczy Padmé, patrzyły na niego z powagą. – Mogłeś mieć wszystko. Nie musiałeś mi pomagać. Mógłbyś mnie już teraz tutaj zostawić.

– I wtedy? – Vader uniósł jedną brew. – Kto by się tobą zajął? Nie mamy pojęcia, czy Kenobi lub Padmé nadal żyją, ani gdzie są. Jeśli żyją, mam zamiar znaleźć twoją matkę. Jednakże skoro ukryła się przed Imperium, to nie będzie łatwe zadanie. Wierzę jednak, że jeśli będzie to taka wola Mocy, to nasze drogi kiedyś się ponownie przetną. Do tego czasu mam zamiar cię wyszkolić, by nikt cię nie skrzywdził.

Leia zmarszczyła czoło, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego ja, a nie ktoś inny?

Vader westchnął.

– Mówiłem ci. Jesteś córką Anakina i Padmé Skywalker. Moim obowiązkiem jest cię chronić.

– I? – Leia założyła ręce na piersi. – Moi rodzice powinni być twoimi wrogami.

– Ale nie są! – zirytował się Sith. – Słuchaj, mówiłem ci już, że... – Vader urwał, po czym, bardzo niechętnie, zaczął: – Leia, nie mam zamiaru cię okłamywać. Mogę ci już teraz obiecać, że nigdy cię nie okłamię. Uwierz mi, mam swoje powodu, by cię chronić.

– Swoje powodu, czyli jakie?

Cóż za uparte dziecko!, przemknęło byłemu Jedi przez myśl.

– Ja... – zaczął szukać odpowiednich słów Sith.

Nie chciał jej tego mówić. Choć w sumie, to był już odpowiedni czas, by jej to powiedzieć. Leia zasługiwała na to, by znać prawdę. A gdy już ją pozna, łatwiej będzie zyskać jej zaufanie. – Leia, pamiętasz, co ci powiedziałem, gdy oskarżyłaś mnie, że zabiłem twojego ojca?

Dziewczynka zamrugała oczami, wyraźnie zaskoczona.

– Em, że coś mi o tym wspomnisz w przyszłości?

– Owszem – Vader nagle zorientował się, że ciężko mu się zebrać na odwagę, by powiedzieć prawdę córce. Co, jeśli dziewczynka go znienawidzi za zostawienie jej, jej brata i Padmé samych? – Teraz mam zamiar powiedzieć ci całą prawdę. Otóż musisz wiedzieć, że nie narodziłem się jako Darth Vader – ściszył lekko głos, by zgromadzeni go nie usłyszeli. – Kiedy Jedi staje się Sithem, porzuca swoje imię nadane przez rodziców i przyjmuje inne. Imię, którego teraz używam, nadał mi mój mistrz w chwili, gdy przysiągłem mu wierność.

W chwili, gdy zdradziłem Jedi, dopowiedział jakiś głos w głowie Vadera. A teraz to ja zdradzam mojego mistrza.

Najwyraźniej potrafię tylko zdradzać innych.

Myśl ta nie była zbyt przyjemna.

– Widzisz, Leia, jako Jedi nosiłem inne imię – kontynuował Vader. – Moja matka nazwała mnie Anakin.

Dziecko drgnęło lekko.

– To tak samo, jak... – zaczęła.

– Dokładnie – potwierdził Vader. – Jako Jedi nazywałem się Anakin Skywalker, a moją żoną była Padmé Amidala, twoja matka. Leia, jestem twoim ojcem, a ty jesteś moją córką. 

Dziewczynka milczała przez długi, długi czas.

Vader spodziewał się zaprzeczenia, krzyków, lęku, przerażenia, obrzydzenia. Ale zamiast tego Leia tylko mu się przyglądała w ciszy.

– Rozumiem – odezwała się w końcu. – To ma sens.

Vader rozchylił lekko usta, szukając odpowiednich słów.

– Chodź, Leia. Gdy tylko znajdziemy się w odpowiednim miejscu, odpowiem ci na wszystkie pytania.

Dziecko powoli, powoli, kiwnęło głową, po czym podążyło za nim. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro