4. Siarczysty policzek
Tego dnia trenowali w pojedynkę, co nie spodobało się pewnej dwójce, ponieważ ich zakład nie został rozstrzygnięty. Mimo to z chęcią konkurowali między sobą, co motywowało również pozostałych. James i Syriusz przeszli tor kilkakrotnie, niestety żadnemu nie udało się uzyskać znaczącej przewagi.
- Czy oni kiedyś przestaną?- zapytała się Lily Remusa. Marlena, która właśnie skończyła tor, spojrzała na huncwotów, którzy dyskutowali na temat swoich umiejętności.
- Jak oni mogą tak jednego dnia się kłócić, a drugiego stać za sobą murem?- zapytała blondynka.
- Nie wiem- przyznał Lupin.- Trochę jak dzieci.
- A ty robisz za ich nianie?- zapytała ruda.
- Nad nimi nikt nie zapanuje, przecież same wiecie, to nieznośne bachory- dziewczyny się roześmiały, co w końcu odwróciło uwagę Jamesa i Syriusza. Podeszli żeby sprawdzić, co jest aż tak zabawnego.
Trening zakończył się niedługo później. Potter i Black, żeby na chwilę zapomnieć o konkurowaniu, postanowili zorganizować niewielki żarcik. I tak oto po obiedzie, rycerska zbroja ganiała za uczniami, aż rozgniewana McGonagall jej nie odczarowała. Posłała mordercze spojrzenie huncwotom, ale bez dowodów znów nie mogła im nic zrobić.
W następną sobotę nadarzyła się okazja na rozstrzygnięcie zakładu, ale zdenerwowane ich zachowaniem dziewczyny, zbuntowały się i postanowiły, że będą współpracować we dwie, przez co James i Syriusz byli zmuszeni pracować razem, co zakończyło się wielką katastrofą, bo żaden z nich nie potrafił podporządkować się drugiemu, przez co „ofiara" próbowała wyręczać swojego obrońcę. Skończyło się na tym, że Marlena i Lily uzyskały zdecydowanie lepszy czas.
- Świetna robota, widać postępy- pochwalił ich Padmore. Uczniowie zaczęli się rozchodzić.- Nieźle ci dzisiaj poszło, Marleno. Twój ojciec byłby z ciebie dumny, gdyby zobaczył jak sobie tutaj radzisz- dziewczyna się uśmiechnęła.- Stosowałaś dość zaawansowane zaklęcia- zauważył, patrząc na Lily.
- Wolę być gotowa na wszystko- odparła rudowłosa.
- Tak trzymaj. Trenujcie tak dalej, a nie będzie od was lepszych- stojący z boku Syriusz i James nie wyglądali na zadowolonych.- A wy dwaj nauczcie się współpracować, nie zawsze to wy będziecie silniejsi. W niektórych sytuacjach lepiej się wycofać i zrobić miejsce innym.
- Dzięki za radę, szkoda, że nie wiedziałeś o tym na boisku- odgryzł się Black.- No cóż, każdy potrzebuje lekcji- mężczyźni spojrzeli na siebie groźnie.
- Na nas pora- oznajmiła Lily, łapiąc obydwu huncwotów pod ramię. Wolała ich stamtąd zabrać nim narobią sobie kłopotów.
- Idziesz McKinnon?- zapytał niespodziewanie Syriusz, wyswobadzając się z uścisku rudowłosej.
- Zaraz was dogonię- obiecała. Black skinął głową i posłała kolejne mordercze spojrzenie Padmorowi, po czym wyszedł z sali razem z Remusem.
- Widzę, że Syriusz jest uroczy jak zawsze. Nadal jest uparty jak osioł- Blondynka uśmiechnęła się lekko.
- Niestety nic na to nie poradzę, tych dwóch nie potrafi grać w drugim rzędzie. Zawsze są na czele albo wcale nie biorą udziału w zabawie. Chyba, dlatego trzymają ze mną, Remusem i Peterem, my potrafimy się dostosować.
- Oby to nie skróciło długości ich życia- wiedział, że wielu młodych aurorów gubi zbyt wielka pewność siebie. W pewien sposób czuł się za nich odpowiedzialny i nie chciał żeby do tego doszło.- A jak tam zwykłe zajęcia? Siódma klasa to nie przelewki, wiele osób zaczyna panikować.
- Nie będę kłamać, lekko nie jest, a ja nie ułatwiłam sobie życia, wybierając rozszerzenia, ale jakoś sobie radzę. Gdy coś mnie przerośnie zawsze mogę liczyć na pomoc Lily, Remusa i reszty.
- Przyjaciele to podstawa, trzymaj się ich- przyjrzał się dziewczynie, która jak zawsze w jego towarzystwie, oczywiście, gdy nie trwały już zajęcia, uśmiechała się delikatnie. Otrząsnął się z zamyślenia i powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy.- Podobno Dumbledore zastanawia się nad włączeniem starego, McKinnona w szeregów Zakonu- Marlena nie wyglądała na zachwyconą tym pomysłem.
- Jeśli on zostanie Feniksem to jedno jest pewne, ty i ja nie weźmiemy udziału w żadnej niebezpiecznej akcji. Mój ojciec będzie robił wszystko żeby nas chronić- Padmore przytaknął.
- Wracasz do domu na święta?
- Raczej tak, chyba, że natłok nauki mnie zabije. Nie chcę zostawiać rodziców samych, a już tym bardziej mamy, aurorów często gdzieś wysyłają w takie wieczory.
- Spokojnie, twój ojciec będzie na święta, wziąłem jego dyżur- zapewnił ją.- Nie wezwą starego McKinnona chyba, że mnie zabiją, ale do tego nie dojdzie wiec będziesz miała rodzinną kolację.
- Dziękuję, rozumiem, że to mój tegoroczny prezent?- mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Zdecydowanie i na nic więcej nie licz- było widać, że Sturgis żartuje.- A teraz marsz na obiad i ucz się pilnie, bo podpytam McGonagall jak ci idzie nauka.
- Spróbuj, a nikt cię przede mną nie obroni- zażartowała, po czym wzięła swoje rzeczy i poszła na obiad.
Jej przyjaciele już kończyli posiłek, ale poczekali na nią, żartując przy stole, jakby dwóch huncwotów wcale nie rywalizowało ze sobą kilka chwil wcześniej. Relacja między Jamesem i Syriuszem naprawdę była dziwna. Zachowywali się naprawdę jak bracia i byli do siebie podobni, chociaż na swój sposób bardzo się od siebie różnili.
Największym dowodem na to był związek Pottera z Lily. Black nie do końca rozumiał sens czegoś takiego, chociaż widział jak szczęśliwy dzięki temu jest jego przyjaciel, chociaż i go czasami ich widok doprowadzał do szału. Przykładowo w trakcie tej soboty, gdy wszyscy razem zdecydowali iść na błonia, widok przytulającej się i szepczącej sobie słodkie słówka pary, doprowadzał go do szału.
- Idźcie sobie znaleźć pokój!- powiedział w końcu.- Są wśród nas dzieci- przypomniał im, wskazując na siedzących niedaleko pierwszorocznych.
- Zazdrosny?- zapytała rudowłosa, wtulając się w Jamesa.- Wiem, że wolałbyś być na moim miejscu- jej chłopak parsknął śmiechem.
- A weź go sobie i gdzieś schowaj- odparł Black.- Oboje się gdzieś schowajcie i przestańcie niszczyć ten piękny krajobraz.
- No nie wiem czy on taki piękny- oznajmił Remus, przyglądając się grupie Ślizgonów, którzy szli w ich kierunku. Reszta huncwotów szybko dostrzegła owe zagrożenie i przygotowała się na kolejną sprzeczkę.
- No proszę, dzieciaki siedzą sobie na trawce- zakpił wysoki, ciemnowłosy chłopak, na którego wszyscy po prostu wołali Pucey. Banda jego głupich towarzyszy zaczęła się śmiać jakby powiedział coś naprawdę zabawnego.
- No proszę, węże wypełzły z nory by powygrzewać się na słoneczku. W lochach zbytnio śmierdzi stęchlizną?- zapytał James. Ślizgoni spochmurnieli.- Gotowi na kolejną porażkę? Nasz mecz ma być wyjątkowo pierwszy w tym roku, już nie mogę się doczekać aż znów okażemy się od was lepsi.
- Nie tym razem Potter, puchar będzie nasz- Syriusz parsknął śmiechem.
- Oni chyba naprawdę w to wierzą- oznajmił Black swoim przyjaciołom.- Kogo tym razem wystawicie na kozła ofiarnego?
- Nie słyszałeś, twój braciszek zgarnie dla nas Złoty Znicz- Syriusz zmarszczył czoło. Nie rozmawiał z Regulusem od kilku miesięcy, nie wiedział, że ten dostał się do drużyny.
- No to już po was, nie każdy Black dobrze radzi sobie w powietrzu- zauważył James, świetnie ukrywając zaniepokojenie. On tak samo jak Syriusz, wiedział, że Regulus jest nie do zatrzymania, gdy wzbije się w powietrze.- Ale może być ciekawie.
- Komentator się namęczy z nazwiskami- zauważył Remus.- Black przejmuje kafel, ale czekajcie, bo Black właśnie mknie przez boisko, ale ten zielony nie czerwony!... Black ma piłkę, ale nie ten, Ślizgoni jeszcze nie wygrali- parodia ich szkolnego komentatora wyszła mu całkiem nieźle, co rozśmieszyło jego znajomych.
- Będzie trzeba zrobić nowy plakat, żeby podkreślić, który z braci jest lepszy- oznajmiła Lily.- Czerwony Black brzmi dziwnie, Marlena, masz jakiś lepszy pomysł?
- Siedź cicho ty idiotko- warknęła z obrzydzeniem jedna ze Ślizgonek.- Nikogo nie obchodzi zdanie takiej wrednej szlamy jak ty.
W następnej chwili stało się kilka rzeczy. Lily ledwo utrzymała rozzłoszczonego Jamesa, a Syriusz okazał się wolniejszy od Marleny, która wstała i wymierzyła dziewczynie siarczysty policzek. Black schował za sobą blondynkę, widząc, że reszta Ślizgonów szykuje się do ataku. Reszta jego przyjaciół już stała, gotowa do obrony. Wiedzieli, że z wężami nie ma, co ryzykować.
- Co tu się dzieje?- zapytał, szybko idący w ich kierunku, Slughorn. Akurat zbierał listki jakiejś dziwnej rośli, rosnącej nad jeziorem, gdy zauważył to niecodzienne zgromadzenie.
- Ona mnie uderzyła!- oznajmiła Ślizgonaka, wskazując na Marlenę, która nie żałowała swojego czynu.
- A ona, nazwała mnie szlamą- oznajmiła Lily, wskazując dziewczynę z zaczerwienionym policzkiem. Skoro już rzucali oskarżenia to nie zamierzała pozwolić żeby Ślizgonom uszło to na sucho, zwłaszcza, że wiedziała, iż jest jedną z ulubionych uczennic Slughorna.- Marlena tylko mnie broniła, bo wie, jaką przykrość sprawia mi to określenie.
- Nikt nie będzie się tak do ciebie zwracał moja droga- obiecał Horacy, spoglądając na swoich podopiecznych.- To nie godne ucznia Hogwartu- oznajmił stanowczo.- Wszyscy jesteśmy sobie równi i następny przejaw dyskryminacji z powodu pochodzenia będzie niósł za sobą konsekwencje dla całego domu Salazara Slytherina, zrozumiano?
- Tak panie profesorze- odparli zgodnie Ślizgoni, chociaż wcale nie zamierzali odpuszczać. Jednak dzięki interwencji Slughorna, zostawili Gryfonów w spokoju, przynajmniej w tamtej chwili.
- No tego to ja się po tobie nie spodziewałem- oznajmił Black, patrząc z uznaniem na blondynkę.- Niezły cios.
- Dzięki- odparła, lekko rumieniąc się.- Nikt nie będzie mi obrażał współlokatorki.
- Jesteś najlepsza- rudowłosa objęła ją mocno.
- Może w naszych szeregach jest więcej furii niż przypuszczałem- zauważył Remus.- Będę pamiętać żeby nigdy nie zadzierać z dziewczynami.
- One wcale nie są groźne- widząc spojrzenie Lily i Marleny, Syriusz cofnął się o krok.- Wy dwie to wyjątek, który potwierdza tą regułę.
- Uważaj, bo tych wyjątków jest więcej- zapewniła go rudowłosa.
- Ja tam uwielbiam takie furie- oznajmił James, całując ją w policzek.- To, co, może spacerek?
Jego przyjaciele przystali na tą propozycję i poszli się przejść wzdłuż jeziora. Dopiero następnego ranka wrócili do swojego koszmaru, w którym stoły uginały się od książek, które trzeba było przewertować. Noce zaczęły się robić dziwne krótkie, zwłaszcza, gdy uczyło się do pierwszej w nocy i wstawało o szóstej rano. Marlena była zmuszona niejednokrotnie odkładać bieganie żeby się ze wszystkich wyrobić. Jej i Lily nastrój, szybko zaczął przerażać ¾ huncwotów, którzy uważali, że jest jeszcze sporo czasu by się pouczyć do egzaminów. McKinnon chciała myśleć tak, jako oni, ale nie potrafiła. Wizja czekających ją testów, sprawiała, że budziła się przerażona w środku nocy. A żeby nie było jej zbyt lekko, zgodziła się pójść za Lily na piątkowy dyżur, w trakcie, którego miał jej towarzyszyć przeziębiony Puchon. Chyba nie mogło już być gorzej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro