Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Siarczysty policzek

Tego dnia trenowali w pojedynkę, co nie spodobało się pewnej dwójce, ponieważ ich zakład nie został rozstrzygnięty. Mimo to z chęcią konkurowali między sobą, co motywowało również pozostałych. James i Syriusz przeszli tor kilkakrotnie, niestety żadnemu nie udało się uzyskać znaczącej przewagi.

- Czy oni kiedyś przestaną?- zapytała się Lily Remusa. Marlena, która właśnie skończyła tor, spojrzała na huncwotów, którzy dyskutowali na temat swoich umiejętności.

- Jak oni mogą tak jednego dnia się kłócić, a drugiego stać za sobą murem?- zapytała blondynka.

- Nie wiem- przyznał Lupin.- Trochę jak dzieci.

- A ty robisz za ich nianie?- zapytała ruda.

- Nad nimi nikt nie zapanuje, przecież same wiecie, to nieznośne bachory- dziewczyny się roześmiały, co w końcu odwróciło uwagę Jamesa i Syriusza. Podeszli żeby sprawdzić, co jest aż tak zabawnego.

Trening zakończył się niedługo później. Potter i Black, żeby na chwilę zapomnieć o konkurowaniu, postanowili zorganizować niewielki żarcik. I tak oto po obiedzie, rycerska zbroja ganiała za uczniami, aż rozgniewana McGonagall jej nie odczarowała. Posłała mordercze spojrzenie huncwotom, ale bez dowodów znów nie mogła im nic zrobić.

W następną sobotę nadarzyła się okazja na rozstrzygnięcie zakładu, ale zdenerwowane ich zachowaniem dziewczyny, zbuntowały się i postanowiły, że będą współpracować we dwie, przez co James i Syriusz byli zmuszeni pracować razem, co zakończyło się wielką katastrofą, bo żaden z nich nie potrafił podporządkować się drugiemu, przez co „ofiara" próbowała wyręczać swojego obrońcę. Skończyło się na tym, że Marlena i Lily uzyskały zdecydowanie lepszy czas.

- Świetna robota, widać postępy- pochwalił ich Padmore. Uczniowie zaczęli się rozchodzić.- Nieźle ci dzisiaj poszło, Marleno. Twój ojciec byłby z ciebie dumny, gdyby zobaczył jak sobie tutaj radzisz- dziewczyna się uśmiechnęła.- Stosowałaś dość zaawansowane zaklęcia- zauważył, patrząc na Lily.

- Wolę być gotowa na wszystko- odparła rudowłosa.

- Tak trzymaj. Trenujcie tak dalej, a nie będzie od was lepszych- stojący z boku Syriusz i James nie wyglądali na zadowolonych.- A wy dwaj nauczcie się współpracować, nie zawsze to wy będziecie silniejsi. W niektórych sytuacjach lepiej się wycofać i zrobić miejsce innym.

- Dzięki za radę, szkoda, że nie wiedziałeś o tym na boisku- odgryzł się Black.- No cóż, każdy potrzebuje lekcji- mężczyźni spojrzeli na siebie groźnie.

- Na nas pora- oznajmiła Lily, łapiąc obydwu huncwotów pod ramię. Wolała ich stamtąd zabrać nim narobią sobie kłopotów.

- Idziesz McKinnon?- zapytał niespodziewanie Syriusz, wyswobadzając się z uścisku rudowłosej.

- Zaraz was dogonię- obiecała. Black skinął głową i posłała kolejne mordercze spojrzenie Padmorowi, po czym wyszedł z sali razem z Remusem.

- Widzę, że Syriusz jest uroczy jak zawsze. Nadal jest uparty jak osioł- Blondynka uśmiechnęła się lekko.

- Niestety nic na to nie poradzę, tych dwóch nie potrafi grać w drugim rzędzie. Zawsze są na czele albo wcale nie biorą udziału w zabawie. Chyba, dlatego trzymają ze mną, Remusem i Peterem, my potrafimy się dostosować.

- Oby to nie skróciło długości ich życia- wiedział, że wielu młodych aurorów gubi zbyt wielka pewność siebie. W pewien sposób czuł się za nich odpowiedzialny i nie chciał żeby do tego doszło.- A jak tam zwykłe zajęcia? Siódma klasa to nie przelewki, wiele osób zaczyna panikować.

- Nie będę kłamać, lekko nie jest, a ja nie ułatwiłam sobie życia, wybierając rozszerzenia, ale jakoś sobie radzę. Gdy coś mnie przerośnie zawsze mogę liczyć na pomoc Lily, Remusa i reszty.

- Przyjaciele to podstawa, trzymaj się ich- przyjrzał się dziewczynie, która jak zawsze w jego towarzystwie, oczywiście, gdy nie trwały już zajęcia, uśmiechała się delikatnie. Otrząsnął się z zamyślenia i powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy.- Podobno Dumbledore zastanawia się nad włączeniem starego, McKinnona w szeregów Zakonu- Marlena nie wyglądała na zachwyconą tym pomysłem.

- Jeśli on zostanie Feniksem to jedno jest pewne, ty i ja nie weźmiemy udziału w żadnej niebezpiecznej akcji. Mój ojciec będzie robił wszystko żeby nas chronić- Padmore przytaknął.

- Wracasz do domu na święta?

- Raczej tak, chyba, że natłok nauki mnie zabije. Nie chcę zostawiać rodziców samych, a już tym bardziej mamy, aurorów często gdzieś wysyłają w takie wieczory.

- Spokojnie, twój ojciec będzie na święta, wziąłem jego dyżur- zapewnił ją.- Nie wezwą starego McKinnona chyba, że mnie zabiją, ale do tego nie dojdzie wiec będziesz miała rodzinną kolację.

- Dziękuję, rozumiem, że to mój tegoroczny prezent?- mężczyzna uśmiechnął się do niej.

- Zdecydowanie i na nic więcej nie licz- było widać, że Sturgis żartuje.- A teraz marsz na obiad i ucz się pilnie, bo podpytam McGonagall jak ci idzie nauka.

- Spróbuj, a nikt cię przede mną nie obroni- zażartowała, po czym wzięła swoje rzeczy i poszła na obiad.

Jej przyjaciele już kończyli posiłek, ale poczekali na nią, żartując przy stole, jakby dwóch huncwotów wcale nie rywalizowało ze sobą kilka chwil wcześniej. Relacja między Jamesem i Syriuszem naprawdę była dziwna. Zachowywali się naprawdę jak bracia i byli do siebie podobni, chociaż na swój sposób bardzo się od siebie różnili.

Największym dowodem na to był związek Pottera z Lily. Black nie do końca rozumiał sens czegoś takiego, chociaż widział jak szczęśliwy dzięki temu jest jego przyjaciel, chociaż i go czasami ich widok doprowadzał do szału. Przykładowo w trakcie tej soboty, gdy wszyscy razem zdecydowali iść na błonia, widok przytulającej się i szepczącej sobie słodkie słówka pary, doprowadzał go do szału.

- Idźcie sobie znaleźć pokój!- powiedział w końcu.- Są wśród nas dzieci- przypomniał im, wskazując na siedzących niedaleko pierwszorocznych.

- Zazdrosny?- zapytała rudowłosa, wtulając się w Jamesa.- Wiem, że wolałbyś być na moim miejscu- jej chłopak parsknął śmiechem.

- A weź go sobie i gdzieś schowaj- odparł Black.- Oboje się gdzieś schowajcie i przestańcie niszczyć ten piękny krajobraz.

- No nie wiem czy on taki piękny- oznajmił Remus, przyglądając się grupie Ślizgonów, którzy szli w ich kierunku. Reszta huncwotów szybko dostrzegła owe zagrożenie i przygotowała się na kolejną sprzeczkę.

- No proszę, dzieciaki siedzą sobie na trawce- zakpił wysoki, ciemnowłosy chłopak, na którego wszyscy po prostu wołali Pucey. Banda jego głupich towarzyszy zaczęła się śmiać jakby powiedział coś naprawdę zabawnego.

- No proszę, węże wypełzły z nory by powygrzewać się na słoneczku. W lochach zbytnio śmierdzi stęchlizną?- zapytał James. Ślizgoni spochmurnieli.- Gotowi na kolejną porażkę? Nasz mecz ma być wyjątkowo pierwszy w tym roku, już nie mogę się doczekać aż znów okażemy się od was lepsi.

- Nie tym razem Potter, puchar będzie nasz- Syriusz parsknął śmiechem.

- Oni chyba naprawdę w to wierzą- oznajmił Black swoim przyjaciołom.- Kogo tym razem wystawicie na kozła ofiarnego?

- Nie słyszałeś, twój braciszek zgarnie dla nas Złoty Znicz- Syriusz zmarszczył czoło. Nie rozmawiał z Regulusem od kilku miesięcy, nie wiedział, że ten dostał się do drużyny.

- No to już po was, nie każdy Black dobrze radzi sobie w powietrzu- zauważył James, świetnie ukrywając zaniepokojenie. On tak samo jak Syriusz, wiedział, że Regulus jest nie do zatrzymania, gdy wzbije się w powietrze.- Ale może być ciekawie.

- Komentator się namęczy z nazwiskami- zauważył Remus.- Black przejmuje kafel, ale czekajcie, bo Black właśnie mknie przez boisko, ale ten zielony nie czerwony!... Black ma piłkę, ale nie ten, Ślizgoni jeszcze nie wygrali- parodia ich szkolnego komentatora wyszła mu całkiem nieźle, co rozśmieszyło jego znajomych.

- Będzie trzeba zrobić nowy plakat, żeby podkreślić, który z braci jest lepszy- oznajmiła Lily.- Czerwony Black brzmi dziwnie, Marlena, masz jakiś lepszy pomysł?

- Siedź cicho ty idiotko- warknęła z obrzydzeniem jedna ze Ślizgonek.- Nikogo nie obchodzi zdanie takiej wrednej szlamy jak ty.

W następnej chwili stało się kilka rzeczy. Lily ledwo utrzymała rozzłoszczonego Jamesa, a Syriusz okazał się wolniejszy od Marleny, która wstała i wymierzyła dziewczynie siarczysty policzek. Black schował za sobą blondynkę, widząc, że reszta Ślizgonów szykuje się do ataku. Reszta jego przyjaciół już stała, gotowa do obrony. Wiedzieli, że z wężami nie ma, co ryzykować.

- Co tu się dzieje?- zapytał, szybko idący w ich kierunku, Slughorn. Akurat zbierał listki jakiejś dziwnej rośli, rosnącej nad jeziorem, gdy zauważył to niecodzienne zgromadzenie.

- Ona mnie uderzyła!- oznajmiła Ślizgonaka, wskazując na Marlenę, która nie żałowała swojego czynu.

- A ona, nazwała mnie szlamą- oznajmiła Lily, wskazując dziewczynę z zaczerwienionym policzkiem. Skoro już rzucali oskarżenia to nie zamierzała pozwolić żeby Ślizgonom uszło to na sucho, zwłaszcza, że wiedziała, iż jest jedną z ulubionych uczennic Slughorna.- Marlena tylko mnie broniła, bo wie, jaką przykrość sprawia mi to określenie.

- Nikt nie będzie się tak do ciebie zwracał moja droga- obiecał Horacy, spoglądając na swoich podopiecznych.- To nie godne ucznia Hogwartu- oznajmił stanowczo.- Wszyscy jesteśmy sobie równi i następny przejaw dyskryminacji z powodu pochodzenia będzie niósł za sobą konsekwencje dla całego domu Salazara Slytherina, zrozumiano?

- Tak panie profesorze- odparli zgodnie Ślizgoni, chociaż wcale nie zamierzali odpuszczać. Jednak dzięki interwencji Slughorna, zostawili Gryfonów w spokoju, przynajmniej w tamtej chwili.

- No tego to ja się po tobie nie spodziewałem- oznajmił Black, patrząc z uznaniem na blondynkę.- Niezły cios.

- Dzięki- odparła, lekko rumieniąc się.- Nikt nie będzie mi obrażał współlokatorki.

- Jesteś najlepsza- rudowłosa objęła ją mocno.

- Może w naszych szeregach jest więcej furii niż przypuszczałem- zauważył Remus.- Będę pamiętać żeby nigdy nie zadzierać z dziewczynami.

- One wcale nie są groźne- widząc spojrzenie Lily i Marleny, Syriusz cofnął się o krok.- Wy dwie to wyjątek, który potwierdza tą regułę.

- Uważaj, bo tych wyjątków jest więcej- zapewniła go rudowłosa.

- Ja tam uwielbiam takie furie- oznajmił James, całując ją w policzek.- To, co, może spacerek?

Jego przyjaciele przystali na tą propozycję i poszli się przejść wzdłuż jeziora. Dopiero następnego ranka wrócili do swojego koszmaru, w którym stoły uginały się od książek, które trzeba było przewertować. Noce zaczęły się robić dziwne krótkie, zwłaszcza, gdy uczyło się do pierwszej w nocy i wstawało o szóstej rano. Marlena była zmuszona niejednokrotnie odkładać bieganie żeby się ze wszystkich wyrobić. Jej i Lily nastrój, szybko zaczął przerażać ¾ huncwotów, którzy uważali, że jest jeszcze sporo czasu by się pouczyć do egzaminów. McKinnon chciała myśleć tak, jako oni, ale nie potrafiła. Wizja czekających ją testów, sprawiała, że budziła się przerażona w środku nocy. A żeby nie było jej zbyt lekko, zgodziła się pójść za Lily na piątkowy dyżur, w trakcie, którego miał jej towarzyszyć przeziębiony Puchon. Chyba nie mogło już być gorzej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro