35. Kocham cię
Kolejne dni mijały spokojnie, no może nie tak zupełnie, w końcu nadeszła pełnia, a później następna, ale na szczęście wszyscy przetrwali je bez chociażby jednego zadrapania. Nie obeszło się nawet bez kilku dowcipów, zorganizowanych przez huncwotów, którzy mieli już zdecydowanie dość zakuwania dniami i nocami do egzaminów.
Syriusz i James chcieli zostać aurorami, a to oznaczało minimum pięć egzaminów zdanych na przynajmniej powyżej oczekiwań. Remus zamierzał udowodnić, że mimo swojej przypadłości jest wiele wart, dlatego zamierzał wypaść jak najlepiej na owetumach, narzucając sobie więcej przedmiotów niż inni. Siedem egzaminów przekraczało nawet zakres zainteresowań Lily, która ograniczyła się do pięciu podobnie jak większość jej znajomych. Z całej grupy jedynie Peter niezbyt martwił się wynikami, bo nie miał aż tak wygórowanych planów jak jego przyjaciele. Dla niego wystarczająca była praca w jakimś sklepie, do czego właściwie nie potrzeba było owetumów, ale skoro wszyscy jego przyjaciele zamierzali się zmierzyć z tymi egzaminami to i on postanowił to zrobić.
- Gdzie jest Remus?- zapytał swoich przyjaciół, gdy całą grupką siedzieli w dormitorium huncwotów i się uczyli.
- Jakaś dziewczyna z szóstej klasy namówiła go na spacer- odparła Lily.- Z czym masz problem?- zapytała zaglądając do jego chaotycznych notatek.
- Czekajcie, to Lunio właśnie podbija serce jakiejś uroczej kujonki, a ja siedzę z nosem w książce?- wszyscy zerknęli na Łapę, a już zwłaszcza Marlena. Blondynka wyprostowała się, unosząc jedną brew. Widząc to, Syriusz przełknął głośno ślinę, próbując wymyślić sposób jak wybrnąć z tego, co powiedział.- Chodziło mi tylko o to, że... no wiecie, nasz wiecznie odpowiedzialny Remus zachowuje jak nie on...
- Tylko jak ty?- zapytała blondynka, krzyżując ręce na piersi.
- Jak dawny ja- sprostował, uśmiechając się dumnie.- Wszystko, czego potrzebuje mam dokładnie tutaj, najsłodszą w świecie dziewczynę i podręczną encyklopedie w jednym- zapewnił, wskazując na nią.
- Daruj sobie Łapo, ona i tak nigdy nie zapomni- ostrzegł go James.- Kobiety mają wręcz niemożliwą pamięć, jeśli chodzi o to, co mówią i robią faceci.
- On ma rację, ale ładnie wybrnąłeś- oznajmiła blondynka.- Poza tym nikt nie radzi sobie lepiej z OPCM od Remusa, więc niech się nacieszy życiem.
- Jeszcze przyjdzie mu uczyć dzieci w Hogwarcie, jak w dalszym ciągu będzie takim geniuszem. Dumbledore zawsze zatrudnia najlepszych- stwierdziła Lily, kręcą głową na boki by pozbyć się bólu w karku.
- Już widzę jak siedzi sobie koło McGonagall w wielkiej sali i razem omawiają nauczycielskie sprawy- Syriusz zamknął podręcznik.
- A co to będzie jak nasze dzieciaki tu wparują, a on złapie je na łamaniu regulaminu, „ale wujku, przecież ty też tak robiłeś" albo „przecież ty wujku to wymyśliłeś z moim tatą."- James zaśmiał się krótko.- Będzie miał zagwozdkę jak ich ukarać. Fala małych huncwotów kiedyś zaleje ten zamek.
- Tylko gdzie znajdziecie takie głupie, które zechcą wytrzymać w tym rodzinnym cyrku?
- Oj Lilyś, myślałem, że już dawno ustaliliśmy, że nie jesteś głupia tylko szaleńczo we mnie zakochana- dziewczyna posłała mu złowrogie spojrzenie, ale on się jedynie szeroko do niej uśmiechnął.- Oj tak, wiem, że mnie kochasz moja ty, rudzinko wiec nawet nie próbuj zaprzeczać.
- Może i tak, ale moje dzieci będą istnymi aniołkami- zapewniła go.
- Aniołki w domu, diabełki w Hogwarcie, mi taki układ pasuje- Lily uderzyła chłopaka książką.- To będą piękne czasy, już nie mogę się doczekać tej naszej barwnej przyszłości.
- Albo małego piekła- stwierdziła rudowłosa.- Chodź Marlena, musimy się wyspać przed treningiem żeby im jutro porządnie dokopać.
Blondynka wstała razem z nią i pożegnawszy się z huncwotami opuściła ich dormitorium razem z przyjaciółką, za którą Potter jeszcze krzyknął, że ją kocha. Gdy drzwi się zamknęły, Syriusz spojrzał na najlepszego przyjaciela, który dalej się uśmiechał. Uwielbiał się droczyć z Lily, a teraz, gdy dziewczyna odwzajemniała jego uczucie, było to jeszcze przyjemniejsze niż dawniej.
- Co się tak gapisz Łapo?- zapytał, widząc dziwne spojrzenie przyjaciela.- Ubóstwiam tą rudą wariatkę i nie zamierzam się z tym kryć.
- Pewnie połowa wieży się o tym przed chwilą przekonała- zapewnił go Łapa.
- Nie marudź. Dzięki Lily odkryłem, że nie ma nic cudowniejszego niż przyznawanie się do uczuć- jego przyjaciele nie byli przekonani.- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że sam tego nie robisz, gdy znikasz nam z Marleną- Syriusz zmarszczył czoło i sięgnął po książkę.- Czekaj, ty jej nigdy tego nie powiedziałeś?
- To słowo ma zbyt wielki... ładunek żeby nim rzucać na prawo i lewo- stwierdził Łapa.- Jak będę pewny, to jej to powiem.
- Jak będziesz pewny czy ją kochasz czy jak się upewnisz, że ona czuje to samo?- chłopak milczał.
- To nie jest takie proste- oznajmił po chwili.- Idę do salonu, tam jest cieplej- zabrał podręcznik i opuścił pokój.
Pozostali dwaj huncwoci spojrzeli na siebie, ale nic nie powiedzieli. Wiedzieli, że Syriusz ma problem z mówieniem na temat tego, co czuje. Właściwie byłoby dziwnie gdyby było inaczej. Zbyt wiele osób, które kochał w swoim życiu go zraniło i odtrąciło żeby mógł tak po prostu uwierzyć w istnienie tego uczucia u kogoś, kogo znał właściwie tak krótko. Bał się, że to, co łączy go z Marleną jest tylko zbiorem kilku najpiękniejszych chwil, które kiedyś przeminą, dlatego wolał się nie wychylać.
Tak jak było do tej pory, było cudownie. Przypomniał mu o tym uśmiech, którym uraczyła go blondynka, rano przy śniadaniu. Uścisnął mocniej jej dłoń, po czym nalał jej kawy, pamiętając o miejscu na mleko. Marlena w nagrodę pocałowała go w policzek i zabrała się za jedzenie śniadania, żartując, że musi mieć siłę żeby mu skopać tyłek.
Było to niemal niemożliwe, zwłaszcza, że po porwaniu, Syriusz stał się prawą ręką Padmora. Dalej brał udział w szkoleniu, ale nie raz pomagał w tłumaczeniu lub demonstrowaniu, co młody auror miał na myśli. James mógłby być o to zazdrosny gdyby nie szło mu tak dobrze jak przyjacielowi.
- No Myszko, to mnie naprawdę zaskoczyłaś- zapewnił ją chłopak, gdy przy drugim wspólnym pojedynku, wytrąciła mu różdżkę.- Chylę czoła przed nową mistrzynią- blondynka się szeroko uśmiechnęła.- Z całą pewnością współczuje wszystkim, którzy staną przeciwko tobie.
- Więc dobrze, że my stoimy po jednej stronie barykady. A teraz wybacz, idę dokopać Lily- Syriusz również znalazł nowego partnera do pojedynku.
Niedługo później Padmore wpadł na pomysł żeby przeprowadzić kontrolowane starcie uliczne. Rozważnie podzielił uczniów na dwie grupy, tak żeby siły były wyrównane, a sala powoli zamieniła się w idealny tor do tego ćwiczenia. Po wielu miesiącach nauki, kandydaci na feniksów nie tylko doskonale radzili sobie w rzucaniu zaklęć, ale i nauczyli się współpracować, dzięki czemu walka wyglądała naprawdę groźnie i pięknie zarazem.
- Jak Dumbledore to zobaczy to zostaniesz oficjalnym nauczycielem dla kolejnych kandydatów- oznajmiła blondynka, podchodząc do Padmora.- Jak ręka?
- Bez zmian, ale na szczęście mam różdżkę- oznajmił, uśmiechając się lekko.- Świetnie ci dzisiaj poszło.
- Odświeżyłam gruntownie swoją pamięć odnośnie wszystkich znanych mi zaklęć wiec mam teraz głowę pełną pomysłów.
- Widzę, że bardzo poważnie przygotowujesz się do egzaminów- blondynka przytaknęła.- Co dokładnie wybrałaś?
- Transmutację, OPCM, zaklęcia, eliksiry i numerologię- wyliczyła bez chwili zwątpienia.
- No to dwa Wybitne masz już w kieszeni, a z resztą pójdzie ci pewnie równie dobrze, chociaż mnie numerologia zawsze przerażała- przyznał.- Mam nadzieję, że niedługo dam ci popalić na szkoleniu dla aurorów.
- Cos mi mówi, że będziesz miał całą grupkę ofiar do dręczenia- Padmore spojrzał na huncwotów.- Zrobimy wszystko by dobrze zdać te egzaminy.
- Wierzę, ale pamiętaj, że to nie koniec świata. To tylko egzamin, są na świecie sprawy ważniejsze- wzrok blondynki powędrował mimowolnie w kierunku Syriusza.- Bardzo mu na tobie zależy.
- Wiem o tym- uśmiechnęła się lekko.- Dzięki niemu jeszcze nie zwariowałam przed tymi egzaminami.
- Brawo dla niego, aż boję się pomyśleć jak mu się to udało- dziewczyna lekko się zarumieniła.- No dobra, ale nie ma co robić sobie zbyt wiele przerw. Teraz marsz na obiad i do książek- dziewczyna się zaśmiała.
- Tak jest kapitanie- zażartowała po czym podniosła swoją torbę.
Szybko dołączyła do przyjaciół i razem opuścili Pokój Życzeń. Syriusz złapał jej drobną dłoń, uśmiechając się do niej szeroko. Następny trening mieli mieć dopiero po Owutemach. Przyszły weekend mieli mieć cały na naukę. Uczniowie nawet nie zauważyli, kiedy minęło aż tyle czasu. Mieli wrażenie, że od sylwestra minęło zaledwie kilka dni, ale o to stanęło przed nimi największe, szkolne wyzwanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro