Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. Jak odchodzić to tylko w chwale

Ile dni minęło? Syriusz i Padmore stracili już rachubę, mogli tam być trzy dni albo tydzień, szczerze mówiąc nie zdziwiliby się gdyby minęło znacznie więcej czasu. Jedyne, co czuli to głód, zimno i ból całego ciała po niekończących się torturach. Śmierciożercy pytali ich o dosłownie wszystko, co jakimś cudem mogli wiedzieć. Syriusza zadręczano pytaniami na temat ochrony, Hogwartu i Dumbledora, a Padmora o tropy odnalezione przez aurorów i podjęte przez nich kroki.

- Że im się to jeszcze nie znudziło- wymamrotał gdzieś w środku nocy Syriusz, gdy do ich celi przywleczono wykończonego towarzysza jego niedoli. Sturgis padł na ziemię koło niego.

- Przybył ktoś nowy- oznajmił opatrując fragmentem zniszczonego płaszcza ranę na ręce.- Ten ma sporo energii. Idioci myślą, że wiem, coś o jakimś zakonie. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż zabawa w jakieś tajne zgromadzenie- Padmore bał się, że ich podsłuchują, dlatego postanowił ostrzec Syriusza w ten sposób przed tym, o co mogą go zapytać.

- Pierwsze słyszę, przecież łapanie ich to wasza robota i raczej nikt nie chciałby was wyręczać- gra w "nic nie wiem" szła im całkiem dobrze, chociaż padali już z wyczerpania.- Próbowali ci już czytać w myślach?

- Tak mi się wydaje, ale potrafię się przed tym bronić- Syriusz nie był pewny czy posiada tą umiejętność.- Myśl o czymś innym niż pytają, skup się na czymś naprawdę dla ciebie ważnym, jeśli spróbują to dostrzegą tylko to.

- Mam zdradzić, kto jest dla mnie cenny? To ja już wolę pokazać im przysypiającego przy kolacji Dumbledora- Sturgis skinął głową.- Czym ci to zrobili?- zapytał wskazując jego rękę.

- Szczerze mówiąc nie zauważyłem, byłem zbyt zajęty wrzeszczeniem. Jeszcze nie osiągnąłem twojej wysokiej tonacji, ale jestem już blisko- zażartował, sprawiając, że Syriusz się lekko uśmiechnął.

Zgadza się, tych dwóch żartowało sobie razem w tej okropnej norze. Chyba tylko to pozwalało im zachować zdrowy rozsądek, chyba, że był to pierwszy objaw szaleństwa. Pewnie gdyby przyjaciele Łapy ich teraz zobaczyli to by nie uwierzyli własnym oczom i nie chodzi tu o okropny wygląd obu mężczyzn, lecz o ich przyjazne stosunki. Kilka dni tortur, głodu, zimna i strachu sprawiło, że odnaleźli w sobie coś w rodzaju przyjaciół. Dziwne, ale prawdziwe.

- Idą po mnie, zaraz dam ci lekcję prawdziwego wrzasku- zażartował z trudem wstając.

- Nie daj się im- w oczach Padmora było widać coś na pozór troski. Wiedział, że oboje mają tajemnice, które mogą zainteresować ich wrogów. Jeśli odkryją, że o czymś wiedzą to zrobią wszystko by to z nich wydobyć.

- Przygotuj mi wygodną poduszkę- podszedł do drzwi, a gdy te stanęły otworem, uniósł ręce i uśmiechnął się głupkowato.- No ile można na was czekać? Myślałem, że jesteście tylko głupi, ale jak widać również leniwi- cios w brzuch pozbawił go chęci do dalszej pogawędki.

Niedługo po tym jak zamknęły się drzwi, rozpoczęło się kolejne przesłuchanie. Padmore nie był w stanie po prostu siedzieć i słuchać tych wrzasków. Wiedział jak w tej chwili cierpi Syriusz i czuł się z tym okropnie. Był aurorem, a w zakonie jego nauczyciel, powinien był go jakoś bronić, ale nie miał jak, nie mógł nawet zadbać o samego siebie.

Po mniej więcej trzydziestu minutach drzwi zostały otwarte, ale Śmierciożercy nie wepchnęli do środka wykończonego Syriusza tylko wywlekli ponownie Padmora.

- Tak upartych jeszcze nie spotkałem- oznajmił nowo przybyły Śmierciożerca z blizną, która zakrywała mu pół twarzy.- Głupcy, my wiemy, że posiadacie cenne informacje i je z was wydobędziemy prędzej czy później. Lepiej dla was byłoby się przyznać i powiedzieć nam to, co chcemy usłyszeć. Zakon, lista ludzi podejrzanych o przynależność do naszej organizacji, system zabezpieczeń Hogwartu i biura aurorów.

- Przykro mi, ale jestem tylko szarym żołnierzem, zwykłym aurorem, któremu nie zdradza się szczegółów. Spróbujcie porozmawiać z kimś innym.

- Ich może byś oszukał tym głupim gadaniem, ale nie mnie. Prawa ręka McKinnona, zastępcy szefa biura aurorów na pewno posiada wiele przydatnych informacji. A ty- odwrócił się do Syriusza- jesteś jednym z ulubieńców Dumbledora. Ty i twoi przyjaciele gdzieś ciągle znikacie wraz z kilkoma innymi osobami. Ten stary głupiec pewnie chce z was zrobić swoich żołnierzy- nie wiedzieli skąd Śmierciożerca wiedział o tym, ale widocznie w Hogwarcie musiało być kilku bystrych szpiegów.- To, który zacznie?

Nie było chętnych, więc przystąpiono do dalszych tortur. Syriusz wył z bólu, błagając samego siebie żeby milczał. Nie mógł zdradzić, wydać swoich przyjaciół i narazić ich życia. Wiedział, że jeśli powie to Marlena, James i reszta znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ból jednak był tak okropny, że tracił zdolność racjonalnego myślenia.

Starał się myśleć o ważnych dla niego osobach żeby w ten sposób zagłuszyć cierpienie, ale niewiele to pomagało. Skupił swoje myśli na wieczorze, gdy zabrał Marlenę na szczyt dachu, a później na dniu, w którym stał się częścią rodziny Potterów. Tęsknił za domem, za uśmiechem pani Potter i troską w jej spojrzeniu. Ugodzony nie wiadomo, którym zaklęciem po prostu się rozpłakał, kuląc się na brudnej podłodze. Tego było już za dużo.

Do podobnego wniosku doszli ich oprawcy. Wiedzieli, że jeśli przesadzą to nie zdobędą żadnych informacji, a do tego nie mogli dopuścić, tych dwóch mogło wiedzieć zbyt wiele żeby ich stracić przez nierozwagę, dlatego wrzucono ich do celi.

Sturgis z trudem się podniósł i próbując odpędzić okropne myśli, doczołgał się do leżącego bez ruchu Syriusza.

- Wstawaj- wysyczał mu do ucha.- Podnieś się, mamy mało czasu, zaraz zauważą, że zniknęła- chłopak zamrugał i utkwił wzrok na trzymanym przez Padmora przedmiocie.

- Różdżka!- widząc ją, poczuł przypływ energii. Usiadł, czując nadzieję na wydostanie się z tego miejsca.- Teleportujmy się.

- Nie możemy, jeśli to miejsce jest otoczone kopułą podobną do tej, która chroni Hogwart, możemy nawet zginąć.

- To, po co ją zabierałeś?- Syriusz nie rozumiał.

- Mam dość bycia ofiarą, wydostańmy się stąd, posyłając ich jak największą liczbę do piekła. Odbierzemy druga różdżkę strażnikowi, który stoi za drzwiami i jeśli trzeba to zburzymy to miejsce.

- Mam wrażenie, że nie chcesz stąd wyjść żywy- twarz Padmora lekko drgnęła.- Ale nie będziemy tak siedzieć- z trudem dźwignął się na kolana, a później razem wstali.- Pokarzmy im, co znaczy odrodzić się z popiołów.

Padmore skinął głową i zacisnął mocniej dłoń na różdżce. Wysadził drzwi. Eksplozja ogłuszyła ich strażnika, któremu Syriusz szybko odebrał broń. Razem ruszyli doskonale im znanym korytarzem, wysadzając wszystkie mijane pomieszczenia. Nie było to najlepsze miejsce na wieczny spoczynek, ale trzeszczące ściany zdawały się niedługo runąć, stając się dla nich kryptą.

To ich jednak nie powstrzymało, zwłaszcza, gdy natrafili na pierwszych Śmierciożerców, którzy rzucili się do ataku. Desperacja, która kierowała dwojgiem członków zakonu, sprawiła, że byli nieustraszeni. Walczyli zaciekle, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze. Ból, który towarzyszył im przez ostanie dni, dodał im siły i chęci walki. Torowali sobie przejście, aż nagle sufit zaczął się sypać.

Część Śmierciożerców zaczęła uciekać, inni dalej walczyli, blokując wyjście Syriuszowi i Sturgisowi. Naprawdę zaczynało to przypominać ich koniec, który zamierzali uczynić bardzo chwalebnym. Jak odchodzi to tylko w chwale.

Budynek głośno zatrzeszczał, gdy kolejne zaklęcie rozbiło jedną z nośnych ścian, a później dach runął przygniatając tych, którzy jeszcze pozostali w środku. Po chwili nastała cisza, którą przerywała tylko lejąca się z rur woda. Kurz powoli opadał, odkrywając zgliszcza siedziby Śmierciożerców.

Aurorzy pojawili się na miejscu katastrofy w niecałe trzydzieści minut później, zaalarmowani wieściami o walce z udziałem czarodziei. Nie wiedzieli, co się tam stało, ale wyglądało na to, że cegły i deski pogrzebały wszelkie życie. Nikt nie mógł przetrwać czegoś takiego, masa budynku była zbyt wielka żeby ludzkie ciało mogło ją znieść.

- Cicho!- zawołał jeden z aurorów, gdy jego towarzysze dyskutowali o możliwym znaczeniu tego miejsca.- Słyszycie to?- wszyscy wytężyli słuch i gdy ciche pukanie się powtórzyło, usłyszeli je.- Tam ktoś jest, ktoś przeżył!

Zaczęli szukać źródła hałasu, przesuwając się powoli po ruinach budynku. Wiedzieli, że jeden niewłaściwy ruch może zabić osobę, która ocalała. Mężczyzna, który jako pierwszy usłyszał dziwny dźwięk odrzucił kilka dachówek i dostrzegł wyciągnięta dłoń, palce się poruszyły, a z wnętrza dobiegł słaby głos:

- Pomóżcie nam- wymamrotał ktoś, po czym zaczął kaszleć.

Aurorzy szybko zabrali się do pracy, zdejmując kolejne warstwy dachu z przygniecionych ciał. W końcu dostrzegli dwóch mężczyzn. Ten przytomny obejmował swojego towarzysza, który miał dużą ranę na głowię, ale dalej oddychał. Najpierw wyciągnięto rannego Padmora, a później Syriusza, który zawył z bólu, gdy jego połamana noga zahaczyła o jakąś deskę.

- Czy on żyje?- wychrypiał ledwo zrozumiałym głosem.

- Jeszcze, zabieramy was do Munga- oznajmił stary auror, który go podtrzymywał.- Złap się mnie mocno chłopcze.

Silne szarpnięcie sprawiło, że ból, który odczuwał Syriusz stał się jeszcze gorszy. Gdy wylądowali w szpitalu, runął na ziemię, zwymiotował żółcią i padł nieprzytomny. Był już jednak w dobrych rękach i nic mu tam nie groziło. Lekarze opatrzyli jego złapaną nogę i liczne zadrapania, podano mu również eliksir na wzmocnienie i drugi działający przeciwbólowo.

Inna grupa medyków zajęła się Sturgisem, który był w znacznie gorszym stanie. Poza mniejszymi ranami miał pękniętą czaszkę, a uderzenie, które do tego doprowadziło, mogło uczynić jeszcze wiele innych, mniej widocznych szkód.

Szpital zawiadomił rodzinę Syriusza, ale ci się nie pojawili, los młodego Blacka ich nie interesował, dopiero Dumbledore powiadomił właściwe osoby i niedługo później w szpitalu pojawili się Potterowie. Matka Jamesa wyglądała jakby od kilku dni nic tylko płakała. Początkowo nie wiedziano, kto został porwany razem z Padmorem. Dopiero po kilku godzinach jeden z aurorów przypomniał sobie nazwisko, jakim Sturgis się do niego zwracał. Niedługo później połączono fakty i zawiadomiono, kogo trzeba, tym razem bez pomyłki odnośnie rodziny Syriusza.

- Co mu jest?- zapytała kobieta.

- Przykro mi, ale nie mogę udzielić takich informacji osobie postronnej...

- Postronnej!?- pan Potter wyglądał na zdenerwowanego.- Ten chłopak musiał uciekać z domu przez to, kim są jego rodzice, teraz my jesteśmy jego rodziną, mieszka z nami. Od miesięcy jesteśmy za niego odpowiedzialni, a pan nie chce nam powiedzieć, co się z nim dzieje?

- Panie doktorze- Dumbledore zaczął nieco spokojnej.- Sądzę, że w tej sytuacji można zrobić niewielki wyjątek. Biologiczni rodzice nie pojawili się tu mimo wieści o złym stanie zdrowia, chłopak wróci pod opiekę Potterów, więc dobrze by było żeby wiedzieli jak mu pomóc- lekarz rozejrzał się po korytarzy. Wiedział, że jest to pogwałcenie etyki zawodowej, ale tym razem postanowił zaryzykować.

- Złapana w trzech miejscach prawa łydka, do jutra kość powinna się zrosnąć, ale noga będzie osłabiona przez kilka następnych dni.

- Będzie mógł grać, jesteśmy w drużynie Quidditcha- oznajmił James.

- Zalecam dwa tygodnie przerwy od treningów, niech wydobrzeje. Doszło do lekkiego wstrząsu mózgu. Poza tym wyczerpanie organizmu, spore odwodnienie, mnóstwo stłuczeń i kilka krwiaków. Miał chłopak szczęście. Z tym drugim jest gorzej- James spojrzał na dyrektora, który jedynie skinął głową.

Potterowie podziękowali lekarzowi i weszli do sali, w której spał Syriusz. Oczy kobiety znów się zalśniły od łez, ale nie pozwoliła im popłynąć. Usiadła koło chłopaka i ujęła jego bladą pokaleczoną dłoń. Wyglądał tak mizernie jakby przez tych kilka dni schudł wiele kilogramów.

- Pójdę wysłać listy do chłopaków, Marleny i Lily- oznajmił ojcu James.

- Jutro go zabierzemy do domu, jeśli chcąc to niech przyjdą go odwiedzić- zaproponował mężczyzna. Jego syn uśmiechnął się.

- Jutro jest sylwester, Łapa by im nie wybaczył gdyby się nie pojawili żeby świętować z nim przy herbatce i eliksirze przeciwbólowym- zażartował.- Nic go nie pokona.

- Skoro przeżył to, to rzeczywiście świat się go tak łatwo nie pozbędzie- przyznał pan Potter.

James spojrzał jeszcze raz na przyjaciela i poszedł powiadomić przyjaciół, którym kamień spadł z serca. Bali się, że już nigdy więcej nie zobaczą Syriusza, ale ten potrafił ich zaskoczyć nawet leżąc w szpitalu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro