Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Pomocny Kamień

Syriusz obudził się ponownie dopiero następnego dnia po południu, ale wcale nie czuł się lepiej, wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej, chociaż nie wiedział jak to jest możliwe. Tylko widok śpiącej w oddali blondynki dawał mu ukojenie, dalej tam była, walczyła.

Po chwili zrozumiał,  że coś, a raczej ktoś, go obudził, był tego pewny. Słyszał znajome głosy, dobiegające z niedaleka. Obrócenie głowy, by zobaczyć, co się dzieje, po drugiej stronie jego łóżka, wymagało użycia niemal całej siły, jaka w nim pozostała, było jednak warto. Na wolnym posłaniu, które zeszłego dnia zajmowała pewna rudowłosa Gryfonka, siedziało dwóch pokiereszowanych huncwotów. Wyglądali jakby stoczyli brutalną walkę na pieści, a patrząc na to, co spotkało ich przyjaciół, Syriusz wcale by się nie zdziwił gdyby okazało się, że ci dwaj postanowili w swej głupocie odpłacić znacznie liczniejszym Ślizgonom.

- Jakbym nie miała dość roboty!- fuknęła na nich pielęgniarka.- Czyżby wam umknęło, co tu się dzieje?

- Ależ skąd, to właśnie, dlatego tak wyglądamy- wyjaśnił Remus.- Przepraszamy za kłopot.

Kobieta westchnęła z dezaprobatą i zabrała się za doprowadzenie ich do porządku, co nie było takie łatwe jak się wydawało. Stłuczenia, zadrapania, złamany nos i wiele innych ran odniesionych w starciu z domniemanymi sprawcami obecnego stanu zdrowia większości Gryfonów.

Gdy pielęgniarka na chwilę wyszła, dwaj huncwoci szybko podeszli do przyjaciół. Peter i Marlena spali w najlepsze, dlatego niezwłocznie podeszli do Syriusza, który nie miał siły żeby chociażby poruszyć ręką.

- Wytrzymaj jeszcze trochę, do zamku przyjechało kilku wybitnych znawców eliksirów żeby ustalić jak wam pomóc- oznajmił mu Remus.- Ślizgoni się nie przyznają, ale nie pozwolimy żeby im to uszło płazem.

- Widzę- z trudem wymamrotał. James rozejrzał się nerwowo. Odkąd zabrano ze szkoły Lily i przeniesiono ją świętego Munga, odchodził od zmysłów.

- Marlena i Peter jakoś sobie radzą, ty też musisz się postarać i to wytrzymać- poprosił Remus.

- Lily- jego przyjaciele zrozumieli ten ledwo słyszalny szept. James spiął się i gwałtownie odsunął się od łóżka czując przypływ złości i smutku.

- Przenieśli ją do Londynu, było z nią trochę gorzej, bo najdłużej była w polu działania tej substancji. Tam ma lepszą opiekę. Dumbledore powiedział nam, że jej stan się nie pogorszył w trakcie nocy, ale Jamesa i tak poniosło i rzucił się na te glizdy. Szkoda, że cię z nami nie było, chętnie zobaczyłbym twoją pokiereszowaną buźkę- na twarzy Lunatyka pojawił się lekki uśmiech.- Musisz wytrzymać, rozumiesz?- chłopak mrugnął, bo na więcej nie miał siły.- Walcz z tym diabelstwem.

Powrót pielęgniarki zmusił Remusa do powrotu na wcześniejsze miejsce gdzie kobieta skończyła ich opatrywać, po czym kazała im bezzwłocznie opuścić szpital. Bała się, że ich obecność tam może zaszkodzić pacjentom, którzy byli coraz bardziej osłabieni.

W Londynie, lekarze postanowili przeprowadzić próbę detoksykacji organizmu. Pan Evans, który nie rozumiał właściwie nic z tego, co mówili tamtejsi lekarze, zgodził się na to, ponieważ stan jego córki był naprawdę zły. Chciał żeby jej jakoś pomogli, bo gdy patrzył, na Lily w tym stanie, miał wrażenie, że jego ukochana córka już nie żyje. Była taka blada, a jej pierś ledwo się unosił, gdy oddychała.

Początkowo terapia zastosowana przez lekarzy pomogła odrobinę i dziewczyna zdołała się wybudzić jednak po kilku chwilach osłabienie wróciło i znów usnęła. Podejrzewano, że za tą dziwna chorobą musi stać jakiś gaz, to wydawało się najlogiczniejszym wytłumaczeniem, ale stosowana zwykle w takich przypadkach terapia zawiodła. Nie oznaczało to jednak zakończenia prób ratowania Gryfonów. Lekarze dalej rozważali możliwe sposoby leczenia, chociaż dalej nie wiedzieli, z czym się mierzą.

Grupa najlepszych twórców eliksirów próbowała ustalić, czym był tajemniczy kamień i jaką substancję przenosił, że zaszkodził uczniom w taki konkretnie sposób. Nie znaleziono na nim niczego, co by to wyjaśniało, a i jego skład był czymś naturalnym. To był zwykły kryształ. Jeśli ktoś rzucił na niego zaklęcie to już przestało działać. Gdyby był przeklęty to każdy z zarażonych musiałby go dotknąć, a tak się nie stało.

W Hogwarcie pojawiła się również grupa, aurorów, którzy mieli za zadanie ustalić, co się stało z uczniami zamku. W tym celu zaczęto przesłuchiwać wszystkich mieszkańców. Zaczęto od dyrektora i nauczycieli, a skończono na uczniach pierwszych klas. Nikt nie powiedział nic pomocnego, chociaż kilkoro Ślizgonów sprawiało dziwne wrażenie. Jednak dopóki nie było ofiar śmiertelnych, aurorzy nie mogli podjąć drastycznych kroków i przeprowadzić bardziej efektywnych przesłuchań. Uczniowie byli pod opieką rodziców i dyrektora Hogwartu.

- Jak do tego doszło?- Dumbledore spojrzał na swojego starego przyjaciela, którzy przewodził grupie aurorów.- Tylu uczniów jednocześnie, połowa naszego nowego oddziału?- w tym gabinecie nie musiał się bać omawiania spraw zakonu.

- Nie wiem, coś takiego zdarzyło się w tych murach pierwszy raz, jestem jednak pewny, że to sprawa kogoś z zewnątrz- zapewnił go dyrektor.- Dom Godryka zawsze stał przeciwko Ślizgonom, a teraz walczy przeciw Czarnemu Panu, nie potrafimy zapowiedz temu podziałowi wśród naszych uczniów. Będąc na miejscu Toma, chciałbym się pozbyć swoich przeciwników jeszcze nimi w pełni staną się zagrożeniem. Eliminacja kilku roczników Gryfonów osłabiłaby nasze szeregi oraz morale innych.

- Myślisz, że to aż tak skomplikowany plan? Jak dla mnie to lekka przesada?

- Doprawdy? Najtęższe umysły nie wiedzą, z czym mamy do czynienia, a to wszystko miałoby być sprawką jakiegoś ucznia? Nie sądzę- zapewnił do Dumbledore.

- Wśród Ślizgonów jest jeden uczeń, który szczególnie zwrócił moją uwagę. Jest w siódmej klasie, ponoć znakomicie radzi sobie z eliksirami...

- Przypuszczam, że chodzi ci o Severusa Snapa, jest jednym z ulubieńców Horacego, ale wątpię by opanował takie umiejętności.

- Szczerze, wolałbym żeby za tym atakiem odpowiadał jakiś uczeń, a nie Czarny Pan, wtedy nie bałbym się tak bardzo o życie tych dzieciaków.

Pewnie wielu podzielało tą opinię. Niestety za tym atakiem bezpośrednio stali Śmierciożercy, którzy wysłuchiwali poleceń Voldemorta, a to nie wróżyło nic dobrego. W ciągu kolejnej doby, następnych dwóch uczniów zostało przeniesionych do Londynu, ale tamtejsi lekarze nie wiedzieli jak pomóc chorym. Sztab specjalistów próbował zrozumieć, z czym mają do czynienia, ale substancja, która została wykorzystania nie była im znana.

James zaczynał naprawdę tracić zmysły, towarzyszący mu na każdym kroku Remus, zaczynał się o niego martwić. Sam również słabo znosił tą sytuację, ale jego przyjaciel zachowywał się coraz dziwniej. Cały dzień spędził siedząc na fotelu i jedynie lekko się kołysał. Nic do niego nie docierało, czasami z jego ust wymykał się jakiś cichy pomruk.

W trzy dni po pojawieniu się dziwnej choroby, w trakcie śniadania zrobiło się dziwne zamieszanie i to przy stole nauczycieli. Zaintrygowani uczniowie umilkli i zaczęli przyglądać się sytuacji, która z początku nie miała dla nich sensu. Dopiero po chwili, gdy Dumbledore przeprosił innych profesorów, zebrani w sali uczniowie dostrzegli dziwnego starca, który coś mocno trzymał w dłoni. Dyrektor szkoły szybko go wyprowadził z jadalni.

- Chodź!- Remus zmusił Jamesa do wstania z miejsca.- To był Nicolas Flamel, twórca Kamienia Filozoficznego- Potter nie rozumiał, o co mu chodzi.- Ten koleś ma z sześćset lat, może wie jak pomóc.

To wyjaśnienie sprawiło, że James jakby ożył i szybko ruszyli w ślad za profesor McGonagall, która podążyła w ślad za niespodziewanym gościem i dyrektorem. Potter mógł nie wiedzieć jak dokładnie działa ten cały Kamień, ale dzięki niemu poczuł jak wraca nadzieja, że jego przyjaciele wyzdrowieją.

Niestety zderzyli się z zamkniętymi drzwiami szpitala. Nie wiedzieli, co się tam dzieje, ale nie zamierzali się stamtąd ruszać chociażby na krok. Czekali, a każda sekunda dłużyła się im niemiłosiernie. Po paru chwilach James zaczął chodzić tam i z powrotem, przeczesując, co chwile włosy, które i tak były w nieładzie.

- Uspokój się, będzie dobrze- zapewnił go Remus, ale jego słowa nie pomogły Potterowi. Jego dwóch najlepszych przyjaciół i miłość jego życia, cierpieli, a on nie mógł im w żaden sposób pomóc.

- A co jeśli to zawiedzie, co jeśli ten Kamień nie pomoże? Przecież nikt nie wie, co im zrobiono. Jeśli oni... jeśli...

- Nie dojdzie do tego. Oni są silni, a Dumbledore nie pozwoli żeby któryś z uczniów umarł na jego warcie- James skinął głową.- To im pomoże- Remus nie wiedział, kogo próbuje przekonać, siebie czy swojego przyjaciele. Obaj z trudem panowali nad emocjami. Ich serca niemal zamarły, gdy po trzydziestu minutach drzwi się uchyliły i wyszła przez nie McGonagall.

- Pani profesor, co z nimi?!- zapytał natychmiastowo James.- Czy on im pomoże?- kobieta przyjrzała się im łagodnie.

- Pan Flamel podał eliksir kilku osobom, pierwsze z nich już poczuły się lepiej, wygląda na to, że odzyskają siłę- zwykle poważna opiekunka Gryfonów wyglądała na przeszczęśliwą.- Może dzisiaj wieczorem pielęgniarka pozwoli na odwiedziny, jeśli środek rzeczywiście zadziała.

- To cudownie!- James nie zapanował nad sobą i mocno uściskał kobietę, która spojrzała na Remusa z przerażeniem w oczach.- O przepraszam, ale to cud!- złapał przyjaciela za ramiona i nim potrząsnął, a później nagle spoważniał.- A co z Lily?

- Dumbledore i pan Flamel zaraz wyruszają do Londynu, jeśli lek zadziała to uczniowie jutro wrócą do Hogwartu.

James znów uściskał kobietę i ją wręcz podniósł. Gdyby nie wyjątkowa okazja, Minerwa ukarałby go surowym szlabanem, ale wziąwszy pod uwagę okoliczności udzieliła mu tylko upomnienia. Jej serce również się radowało na wieść, że jej podopieczni wrócą do zdrowia. Nie wierzyła, że coś takiego mogło jej przemknąć przez myśl, ale już nie mogła się doczekać aż znów będzie musiała znosić ich wybryki. Z chęcią zostałaby nawet ofiarą dowcipu huncwotów, jeśli dzięki temu Gryfoni mieliby odzyskać zdrowie.

Hojność Nicolasa Flamela, zaskoczyła wszystkich, ale jego dar sprawił, że w mury Hogwartu zawitała nowa nadzieja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro