Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Wieczorny deszcz

Sobotnie śniadanie trwało już w najlepsze, gdy Syriusz pojawił się w wielkiej sali. Z tego, co powiedział Remus dziewczynom, chłopaka nie było w ich dormitorium od jakiegoś czasu, ale nie wiedział, gdzie Black poszedł. Marlena przyjrzała się swojemu chłopakowi, który usiadł koło niej wrzucając sobie na talerz trzy tosty.

- Gdzież to nam dzisiaj zniknąłeś? Już myślałam, że boisz się ze mną zmierzyć na treningu- Syriusz uśmiechnął się do niej, przeżuwając sporych rozmiarów kęs.

- Planowałem coś- blondynka z doświadczenia wiedziała, że to nie wróży nic dobrego.- Musisz wybrać: jedne, dwa czy trzy?

- Co mam wybrać, przecież nie przedstawiłeś mi żadnych możliwości? To jak kupowanie kota w worku- oznajmiła, nie spuszczając go z oczu.

- Raczej psa, ale spokojnie każda ta opcja obejmuje mój udział, więc się nie zawiedziesz- zapewnił ją, uśmiechając się dumnie. Marlena przyjrzała się mu uważnie, poszukując jakiejś wskazówki, ale nie dostrzegła nic, co mogłoby zdradzić jego zamiary.

- Niech ci będzie, wybieram opcję numer dwa. Teraz mi powiesz, co mnie czeka?- chłopak pokręcił głową, biorąc kolejny kęs.

- To moja słodka tajemnica, ale nie martw się, będzie cudownie- Marlena spojrzała na Lily, która się im przysłuchiwała, ale jej przyjaciółka też nie wiedziała, o co chodzi.

Z huncwotami był zawsze jeden spory problem, nie dało się przejrzeć ich szalonych myśli. Gdy człowiek myślał, że ich już przejrzał, nagle okazywało się, że jednak czegoś nie wiedział na ich temat, co dawało im sporą przewagę nad wszystkimi. Poza tym, niezależnie od tego jak bardzo Syriuszowi zależało na Marlenie, potrafił utrzymać przed nią tajemnicę, co trochę ją denerwowało. Nie lubiła niespodzianek, ale próbowała mu zaufać. Skończyło się na tym, że co jakiś czas próbowała się dowiedzieć, o co chodzi, ale chłopak był nieugięty.

- Skup się lepiej Myszko na treningu, bo ci skopię tyłek- blondynka posłała mu groźne spojrzenie i skoncentrowała się na zadaniu.

Jak się okazało to Syriusz był bardziej rozproszony tamtego dnia i po dość intensywnym pojedynku, blondynka wytrąciła mu różdżkę, ale to również nie pomogło w ujawnieniu prawdy. Lily śmiałą się cicho z przyjaciółki. Znała jej podejście do niespodzianek i wiedziała, że w Marlenie wszystko się aż gotuje z niepokoju i ekscytacji. Wiedziała, że Syriusz raczej zaplanował coś, co spodoba się dziewczynie, chociaż z drugiej strony miała już, jako takie doświadczenie z huncwotami, którzy czasami źle dobierali elementy układanek. Lily miała nadzieję, że tym razem wszystko będzie takie jak powinno, zależało jej na szczęściu przyjaciółki, a odkąd ta była bliżej z Syriuszem, uśmiech częściej gościł na jej twarzy.

- McKinnon, mam coś dla ciebie- dziewczyna spojrzała na Padmora, który sięgnął do swojej torby.- Wolisz najpierw złą wiadomość czy miłą niespodziankę?

- Ile tych niespodzianek jeszcze dzisiaj będzie?- mężczyzna jej nie rozumiał.- Dobra, zacznij od tego złego, a później mam nadzieję, że poprawisz mi humor.

- Twój ojciec dołączył do naszych szeregów i wie, że szkolisz się na Feniksa- blondynka wyglądała na zaskoczoną i zarazem lekko przerażoną.- Tak wiem, będzie ciężko, mnie już zaczął ustawiać i złości się na Dumbledora, że ten zaangażował nas pierwszych, nie pytając go o zgodę.

- To może ja już zacznę się przyzwyczajać do siedzenia na ławce rezerwowych- blondynka wiedziała, że jej ojciec jest nadopiekuńczy, a teraz, gdy wiedział, na jakie niebezpieczeństwo naraża się jego jedyne dziecko, na pewno będzie chciał zrobić wszystko, co w jego mocy by ją chronić.- Nie wiem, czy coś zdoła osłodzić tą wiadomość.

- Nawet bezy twojej mamy?- wyjął z torby idealnie zapakowane pudełko i jej podał.- Przypadkiem wymsknęło mi się, że tu dzisiaj będę, więc poprosiła żebym ci je dostarczył.

- To ratuje nieco sytuację- uśmiechnęła się do niego.- Stęskniłam się za jej wypiekami.

- Ja jeszcze trochę nie zmieszczę się przez nie w mundur- blondynka uśmiechnęła się szeroko.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?- dziewczyna nie rozumiała, o co mu chodzi.- Ty i Black, z daleka widać, że miedzy wami jest wiele więcej niż bym chciał.

- Syriusz to dobry człowiek, zmienił się i chyba naprawdę mu na mnie zależy- Marlena zerknęła na chłopaka, który czekał na nią przy wyjściu.- Jestem szczęśliwa, a to chyba najważniejsze- Sturgis przytaknął.- Moglibyście w końcu zakopać topór wojenny.

- Ja bardzo chętnie zapalę fajkę pokoju, tylko najpierw go przekonaj- blondynka uśmiechnęła się szeroko.

- Postaram się- obiecała mu.- Dziękuję za ciastka i nie obgaduj moich zdolności z moim ojcem, bo się dowiem- chłopak uśmiechnął się do niej, patrząc jak podchodzi do Blacka, który troskliwie ujmuje jej drobną dłoń.

Spokojnie wyszli z Pokoju Życzeń, chociaż Syriusz z trudem ukrywał swoją niechęć odnośnie aurora, któremu Marlena zawsze poświęcała kilka minut po treningu. Wiedział, że nie musi być zazdrosny, bo dziewczyna wybrała jego, ale i tak walczył z narastającą niechęcią, od której odwrócił uwagę niespodziewany widok za oknem.

Syriusz aż się zatrzymał, sprawiając, że i blondynka to zrobiła, chociaż w pierwszej chwili nie wiedziała, o co chodzi. Spojrzała w tym samym kierunku, co on i dostrzegła prawdziwą śnieżycę, która otoczyła zamek.

- Czas najwyższy, to już prawie koniec listopada, niedługo święta- Syriusz nie wyglądał na zachwyconego.- Czyżby ta nagła zmiana pogody uniemożliwiła opcję numer dwa? Skoro tak to możesz mi powiedzieć, co to było.

- Cwana jesteś, ale nic z tego, plany nie uległy zmianie- blondynka nie wyglądała na zachwyconą.

Razem dotarli do więzy Gryffindoru, gdzie już zgromadzili się ich przyjaciele. Pudełko najlepszych w świecie bez szybko odwróciło ich uwagę od śnieżycy, chociaż Syriusz dalej wyglądał na zmartwionego. Nie chciał jednak nic powiedzieć, nawet swoim przyjaciołom, co było naprawdę dziwne. James przyglądał mu się z niedowierzaniem, tych dwóch nie miało przed sobą tajemnicy, znali się jak łyse konie, ale tym razem Syriusz postanowił działać w pojedynkę i szło mu to całkiem nieźle, chociaż pogoda nieco namieszała.

Gdy po obiedzie, śnieżyca nie ustała, postanowił, że trzeba przygotować plan b, który był bardziej czasochłonny od opcji wybranej przez blondynkę, ale dla huncwota nie było rzeczy niemożliwych. Marlena, co chwilę spoglądała na wielki zegar w bibliotece, nie wiedząc, kiedy Syriusz powie jej, co wybrała.

Przy kolacji była już naprawdę zniecierpliwiona. Nienawidziła niespodzianek, doprowadzały ją do szału. Przeanalizowała wszystkie możliwości, od spaceru po zamku do wspólnego dowcipu, ale ogrom możliwości tylko bardziej ją denerwował.

- Patrzcie, widać niebo, już po śnieżycy- oznajmił Remus, gdy wracali do po kolacji do wieży. Syriusz aż wychylił się przez okno i uśmiechnął się szeroko, rzeczywiście, chmury już zniknęły i nad zabieloną okolicą górowało piękne niebo.

- Idealnie- blondynka spojrzała na niego pytająco, ale on się tylko uśmiechnął i złapał ją za rękę.- Nie patrz tak na mnie, bo i tak ci nie powiem- Marlena wyglądała trochę jak dziecko, które nie dostało zabawki.- Wytrzymaj jeszcze chwilę.

- Nienawidzę niespodzianek- chłopak się uśmiechnął i pociągnął ją w ślad za przyjaciółmi.- Czemu nie możesz mi powiedzieć, o co chodzi?

- Bo nie- blondynka wydało pomruk niezadowolenia, ale wiedziała, że nawet siłą nie zmusi go do mówienia.

Niedługo po tym jak dotarli do wieży, chłopak poprosił ją żeby poszła po płaszcz, bo tam gdzie idą jest zimno. Blondynka spojrzała na niego jakby czekała na dalsze wyjaśnienia, ale Syriusz jedynie się uśmiechnął i pomknął do swojego dormitorium. Zabrał stamtąd nie tylko ciepła odzież, ale również pelerynę niewidkę i mapę huncwotów.

Był to dziwny zestaw, ale blondynka postanowiła nie pytać. Dopiero, gdy chłopak poprowadził ją w górę zamku, a nie w stronę wyjścia, zatrzymała się. Syriusz jedynie tajemniczo oznajmił, że nie idą na błonia i poprowadził ją dalej. Szli coraz wyżej i wyżej, Marlena szybko doszła do wniosku, że w te rejony zamku się wcześniej nie zapuszczała, bo nie mieli tam żadnych lekcji. Właściwie nawet się nie zastanawiała, co tam jest i teraz rozglądała się po pustych korytarzach, które niewiele różniły się od tych, które znała, były może odrobinę węższe.

W końcu dotarli najwyżej jak się tylko dało, ale Syriusz dalej się nie zatrzymywał. Marlena szła za nim, nie bojąc się, była wręcz podekscytowana tym, co ją czeka.

- Zapnij płaszcz, bo zaraz zrobi się naprawdę zimno- posłuchała jego polecenia. Syriusz podszedł do ściany i otworzył niewielkie przejście, a gdy się w nim znaleźli otworzył jakieś kolejne drzwi, które strasznie zaskrzypiały, odgarniając przy okazji sporą ilość śniegu.

Marlena podążyła za nim, nie wierząc własnym oczom. Byli na dachu najwyższego budynku Hogwartu. Było stamtąd widać całą okolicę, wiele kilometrów pokrytych białą pierzyną, co potęgowało efekt. Widzieli całą wioskę, olbrzymi las i jezioro, odległe góry, a przede wszystkim idealnie czyste niebo pełne błyszczących gwiazd i księżyca, który lada dzień miał zalśnić w całej swej okazałości.

- I co powiesz na ta niespodziankę?- zapytał obejmując ją ramieniem żeby mieć pewność, że dziewczyna nie spadnie, zwłaszcza, że od przepaści nie dzielił ich żaden murek.- Podobno Rowena Ravenclaw przychodziła tutaj pomyśleć, gdy reszta założycieli ją wkurzała.

- To niesamowite, czuję się jakbym mogła dotknąć gwiazd- oznajmiła, opierając się o stojącego za nią Syriusza, który z równie wielkim zachwytem patrzył w niebo.- Kiedy znalazłeś to miejsce?

- Dawno temu, gdy tworzyliśmy mapę, sprawdzaliśmy wtedy każdy centymetr zamku i przypadkiem natrafiliśmy na to miejsce- blondynka spojrzała na pokryty bielą świat.- Zmiana pogody prawie zniszczyła tą niespodziankę. Przez te chmury nie było by widać nieba.

- Kto by pomyślał, że z ciebie taki romantyk- Marlena była zachwycona tym miejscem, jego piękno sprawiało, że zapomniała o niebezpieczeństwie. Dwa kroki i mogliby spaść ze szczytu dachu, ale póki stali w tamtym miejscu, byli bezpieczni.- To najpiękniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek byłam.

- Nie ma to jak stary dobry Hogwart- Marlena musiała mu przyznać rację.- Z tobą jest tutaj znacznie przyjemniej, niż gdy byłem tu wcześniej sam...

- Spójrz!- uniosła gwałtownie dłoń, wskazując olbrzymią przestrzeń nad nimi.- Spadająca gwiazd i kolejna.

- To chyba zamówiony przeze mnie deszcze meteorytów- Syriusz nie spodziewał się, że tej nocy będą mogli oglądać coś tak pięknego, ale jak widać, szczęście mu sprzyjało.

- Pomyśl życzenie- oznajmiła, ostrożnie obracając się w jego stronę.- No dalej, zamknij oczy i pomyśl życzenie, póki gwiazdy spadają, a może się spełni.

- To głupia tradycja- oznajmił, ale i tak to zrobił.- Gotowe, a ty? Czego sobie zażyczyłaś?

- Ja mam już wszystko- odparła wymijająco.

Dziewczyna spojrzała w jego szaroniebieskie oczy, sprawiając, że po jego plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Lekki wiatr sprawił, że otoczył go zapach truskawek. Widząc ją zapomniał o pięknie za jej plecami, największy skarb stał tuż przed nim. Marlena uśmiechnęła się do niego promiennie i wtedy zrobił coś, o czym marzył od pewnego czasu. Pochylił się i ją pocałował, a ona odwzajemniła pocałunek.

- Właśnie spełniło się moje życzenie- oznajmiła, patrząc mu dalej prosto w oczy. Odgarnęła dłonią pasmo jego włosów i nim się zorientował, pocałowała go ponownie. Syriusz, objął ją, przyciągając nieco bliżej, a w jego uszach rozbrzmiał anielski chór.

- Może jednak polubisz niespodzianki- blondynka wtuliła się w niego, patrząc na ostatnie spadające gwiazdy.

- Do takich z chęcią przywyknę- zapewniła go.- Dziękuję, do końca życia nie zapomnę tego widoku.

- Dla ciebie wszystko- blondynka uniosła głową, a wtedy chłopak znów ją pocałował, sprawiając, że poczuła się jeszcze cudowniej o ile to było w ogóle możliwe.

Chyba nikt nie miał piękniejszego pierwszego pocałunku. Marlena skakałaby wręcz pod niebo ze szczęścia, gdyby nie fakt, że już była tuż poniżej gwiazd. Dla takich chwil warto było czekać i całą wieczność w niepewności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro