Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Żyć pełną parą

O tym, co planowali Huncwoci, Gryfoni dowiedzieli się w sobotę wieczorem. Akurat tego dnia wypadała trzydziesty pierwszy października, a to oznacza Halloween. Wielka sala Hogwartu była z tej okazji odpowiednio przystrojona, nawet posiłki nawiązywały do tradycji związanej z tym dniem. Huncwoci nie byliby sobą gdyby tego dnia nie zorganizowali nielegalnego przyjęcia w salonie swojej wieży.

Ich sąsiedzi przyjęli to z entuzjazmem i obiecali nie zdradzić niczego nauczycielom. Wszyscy mieli ochotę na odrobinę zabawy, nawet Marlena i Lily. Dziewczyny nie wiedziały jak im umknęło coś tak dużego, ale jak widać ich przyjaciele potrafili zachować niektóre sprawy w sekrecie. Rudowłosa dziewczyna chciała w pierwszej chwili zaprotestować, była przecież prefektem i powinna zapobiegać takim sytuacjom, ale wiedziała, że nie ma, co próbować. Skoro huncwoci chcieli to zrobić to nic nie mogło ich powstrzymać, chyba, że sama McGonagall przyszłaby do ich wieży i spędziła cały wieczór, siedząc w ich salonie, a tego wszyscy woleli uniknąć.

- Czy oni kiedyś przestaną nas zaskakiwać?- zapytała się przyjaciółki blondynka, gdy we dwie szły na trening. Lily pokręciła głową.

- Jeśli nadejdzie taki dzień to najprawdopodobniej umrę w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Oni mogą być z kimś naprawdę blisko, ale zawsze będą mili swoje tajemnice. Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie oni mają przed tobą sekrety.

- A ty jakieś ich sekrety znasz i mi o nich nie mówisz?- ruda machinalnie pokręciła głową, ale jej przyjaciółka miała wrażenie, że Lily coś przed nią ukrywa.

- A skąd, miałam ci tylko nie mówić o tym, że Syriusz się wyprowadził, ale o tym dowiedziałaś się od niego, więc to tyle- teraz blondynka była już całkiem pewna, że jej przyjaciółka kłamie, ale nim zdążyła zapytać, o co chodzi, zza zakrętu wyłonili się roześmiani huncwoci. James pocałował Lily, która od razu uśmiechnęła się promiennie.- Jesteście przed nami? Cud.

- Tak jakoś wyszło- oznajmił Remus.- Sam nie wierzę, że udało mi się ich namówić do punktualności.

- Nie przyzwyczajaj się Luniu- poradził mu Syriusz, obejmując blondynkę ramieniem.- Co tam Myszko?- dziewczyna już przywykła, że do tak do niej mówił, ale nie lubiła, gdy robił z niej podpórkę. Strąciła jego ramię i się uśmiechnęła.

- Zamierzam ci dzisiaj skopać tyłek- odparła pewnym głosem.- Musze ci się przecież odwdzięczyć za naszą ostatnią potyczkę- Syriusz uśmiechnął się złośliwie.

- Możesz spróbować, ale nie będzie taryfy ulgowej Myszko. Nie chcę ci nic zrobić, ale nie zamierzam się powstrzymywać.

- I dobrze- spojrzała mu prosto w oczy.- Polubiłam z tobą wygrywać.

Syriusz wyglądał na rozbawionego, chociaż wiedział, że dziewczyna nie żartuje. Gdy stanęli na torze, stoczyła z nim nie jeden pojedynek, sprawiając, że chłopak kilka razy bał się, że przegra. Na pięć starć, cztery zostały nierozstrzygnięte, ponieważ Padmore pilnował, żeby nikomu nic się nie stało. Tylko raz Syriusz tak naprawdę wygrał. Nie chełpił się tym, bo wiedział, że dziewczyna jest godnym przeciwnikiem. Godziny ciężkiej pracy zaczynały procentować. Blondynka stosowała liczne zaklęcia, o których on nie pamiętał, a czasami nawet nie słyszał o ich istnieniu. Marlena obiecała pożyczyć mu notes, w którym opracowywała zaklęcia, których ich nie uczyli, a które wydały się jej przydatne. Znalazła ich całkiem sporo w bibliotece i raz zaskoczyła nimi nawet Lily.

Padmore oczywiście nie zapomniał jej pochwalić po zakończeniu treningu. Ich krótkie pogawędki stały się już niemal elementem sobotniego szkolenia, który bardzo denerwował pewnego huncwota. Syriusz patrzył na nich, czując narastający w nim gniew, dlatego wychodził z sali najszybciej jak to było możliwe. Nie chciał sobie narobić problemów, a tym bardziej kłócić się z blondynką, która dalej wysyłała dość częste listy do Londynu. Auror był częścią jej życia. Syriusz miał problem z oswojeniem się z zazdrością, której wcześniej nie czuł. Ciągłe uciekanie myśli w kierunku Marleny, doprowadzało go do szału, ale z drugiej strony, nie chciał z tym nic robić.

Na szczęście tego dnia, Black miał coś innego do rozmyślań. Szykowało się cudowne przyjęcie, na którym nie zamierzał się oszczędzać. Taka okazja trafiała się raz do roku, a oni nie po to urządzili kilka nielegalnych wypadów do wioski żeby teraz nie skorzystać ze sprowadzonych słodkości i zakazanych w szkole trunków. Gdyby ktoś ich przyłapał to mieli by spore kłopoty, ale na szczęście McGonagall nigdy nie sprawdzała, co się dzieje w wieży, dzięki czemu wszystkie mniejsze i większe przyjęcia zorganizowane przez huncwotów, odbywały się bez wiedzy kadry nauczycielskiej.

Zabawa miała się rozpocząć o dwudziestej. Była to taka pora, kiedy nikogo już by nie dziwił brak Gryfonów na korytarzach. Co prawda uczniowie poniżej czwartek klasy mieli zostać odprawieni do dormitoriów nie później niż o dwudziestej pierwszej, co nie obeszło się protestów, ale i tak wszyscy chcieli wziąć udział w zabawie. Pewnie gdyby Lily nie wysunęła takiego żądania to dzieciaki zostałyby do końca, ale dziewczyna nie mogła na to pozwolić.

Jak się okazało nie tylko huncwoci przemycili, co niego do zamku. Kilka innych osób z szóstej i siódme klasy również zaopatrzyło się w kilka kremowych piw. Lily przyglądała się temu z oburzeniem, ale w niecałe dwadzieścia minut, James zdołał ją udobruchać, obiecując, że przed dwudziestą pierwszą nie sięgną po te tajne zasoby. Nie było to zbyt wielkie pocieszenie, ale lepsze to niż nic. Poza tym sama zaczęła się niedługo później dobrze bawić.

Za sprawą zaklęcia wygłuszającego nie musieli się bać, że ktoś ich usłyszy z korytarza, dlatego muzyka mogła grać. Remus zadbał również o to żeby również w dormitoriach było cicho tak, aby osoby, które miały już dość, mogły się spokojnie wyspać.

- Marlena, chcesz jedno?- zapytał Remus, siadając na sąsiednim fotelu. W ręce trzymał dwa kremowe piwa. Blondynka przyjęła jedno z nich.- Nie przeszkadza ci to?

- A skąd, wcześniej nie chętnie brałam udział w tych waszych imprezach i dalej mnie trochę przerażają, ale przecież mnie nie zabiją- otworzyła butelkę i wzięła niewielki łyk.- Jak ty wytrzymujesz tyle lat z tymi dwoma wariatami?- zapytała, wskazując dwóch huncwotów, którzy stali na stoliku śpiewając, co wychodziło im okropnie. Byli już dość mocno rozweseleni, ale dochodziła dwudziesta druga, więc zgodnie z umową, mogli sięgnąć po trunki.

- Tak samo jak ty. Są moimi przyjaciółmi, dlatego znoszę nawet ich okropne fałszowanie- zaśmiali się z wydawanych przez Syriusza i Jamesa dźwięków.- Jak już się do nich przywiążesz to stają się częścią twojego życia i nic tego nie zmieni.

- Przyjaźń do grobowej deski?- Remus upił spory łyk.

- Można tak powiedzieć- spojrzał na swoich przyjaciół.- Niewiele osób akceptuje mnie takim, jaki jestem naprawdę- blondynka zmarszczyła czoło.

- Ja też nie mam z tym problemu- Remus opuścił wzrok. Coraz częściej chciał jej powiedzieć prawdę, ale bał się to zrobić. Huncwoci i Lily go nie zawiedli, ale to nie znaczyło, że ktoś inny nie ucieknie z krzykiem.- Jesteś moim przyjacielem i tak łatwo się mnie nie pozbędziesz- zapewniła go, po czym się napiła.- Myślałam, że to jest gorsze w smaku.

- Nigdy nie piłaś?- pokręciła głową.- No to lepiej dzisiaj uważaj, bo kac jutro cię zabije.

Blondynka zaśmiała się. Nie zamierzała pić już więcej, dlatego nie bała się, że następnego dnia coś przeszkodzi jej w nauce. Niestety kilka innych osób postanowiło spożyć nieco więcej alkoholu. James i Syriusz zdecydowanie pokonali pozostałych. Rogacz miał dość, gdy po dwudziestej trzeciej wypił całe piwo na raz. Chwiejąc się stwierdził, że zna umiar i mu wystarczy, ale mordercze spojrzenie Lily i tak zdradzało, że następnego dnia nie będzie miał zbyt lekko.

Syriusz się z niego zaśmiał i opadł na sofę, na którą kilka chwil wcześniej przeniosła się Marlena. Wiele osób wróciło już do siebie i w salonie zostało nie więcej niż dziesięć osób. O dziwo Remus rozmawiał z jakąś dziewczyną z szóstej klasy jakby zapomniał o swoim problemie, który służył mu za wymówkę, a kilka innych osób grało w coś przy stoliku pod oknem. Lily wyszła chwilę wcześniej, gdy Remus obiecał, że dopilnuje by James nie zrobił już nic głupiego, ale tak naprawdę była zmęczona i chciała się położyć.

- I jak ci się podobało?- chłopak miał lekko zamglony wzrok, ale ją widział bardzo dokładnie.

- Było znośnie, ale idę już do siebie- Syriusz nie pozwolił jej wstać, złapał ją mocno pod rękę i zmusił żeby z nim została.

- Nie ma szans, przez cały wieczór nie mieliśmy okazji porozmawiać- blondynka uniosła jedną brew.

- Nie wyglądasz na kogoś zdolnego do jakiejkolwiek sensownej konwersacji- powiedziała wprost. Chłopak jakby na potwierdzenie jej słów położył się, robiąc sobie z jej głowy poduszkę.- Trochę z tym przesadzasz- oznajmiła.- Nie jestem twoją poduszką!

- E tam- ułożył się wygodniej.- Chcesz to możemy się zamienić, tak po prostu jest wygodniej- uderzyła go poduszką.

- Żeby nie było ci za wygodnie- chłopak odebrał jej przedmiot i objął go ramionami.

- Ładnie dzisiaj wyglądasz- dziewczyna wyglądała na zaskoczoną.- Mało strasznie jak na Halloween, ale ładnie, ogólnie jesteś ładna, nawet bardzo ładna. Czemu nie masz chłopaka?- przekręcił głowę i utkwił wzrok na jej twarzy. Marlena wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.

- Nie mam na to czasu, później sobie kogoś poszukam- Syriusz parsknął śmiechem.

- Okres szkolny jest nie tylko po to żeby się uczyć- zapewnił ją.- Teraz można popełniać liczne błędy bez konsekwencji. Zaliczyć kilka szlabanów, zakochać się w jakimś kretynie i to wiele razy. Gdy stąd wyjdziemy wszystko się skończy, a już na pewno nasze dzieciństwo. Jeszcze trochę pójdziemy do pracy i zaczniemy walczyć- twarz Syriusza spoważniała na chwilę jakby odzyskał nieco trzeźwość.- Jeśli teraz nie znajdziesz na to czasu to później na pewno go nie będzie. Nie powinnaś czekać, jeśli jest tutaj ktoś warty twojej uwagi to lepiej się za niego weź, nawet jeśli miałby się to skończyć w ciągu tygodnia. Trzeba żyć pełną parą.

- Dzięki za radę znawco- przeczesała jego włosy i w kilku ruchach zaplotła niewielki warkoczyk.- Lepiej sam sobie kogoś znajdź, spróbuj się zaangażować, może ci się spodoba.

- To musiałby być ktoś bardzo wyjątkowy- znów na nią spojrzał.- Jakaś nietuzinkowa, piękna i wesoła dziewczyna, taka, która sprawi, że będę chciał być sobą.

- A teraz, kim jesteś?- chłopak się zaśmiał i złapał jej dłoń żeby dłużej nie zaplatała mu włosów.

- Sobą- przekonanie, z jakim to powiedział, zaskoczyło ją nieco.- Przy tobie zawsze jestem sobą, tylko jakoś mało wkurzającym- Marlena lekko się uśmiechnęła.

- To naprawdę przyjemna wersja ciebie- zapewniła go. Syriusz zaczął ściskać i rozprostowywać jej palce.

- Lubię spędzać z tobą czas, naprawdę jesteś wyjątkowa- ziewnął.- Bardzo cię lubię Myszko- zamknął zmęczone oczy.- Jesteś najlepsza.

Wystarczyła minuta żeby chłopak zasnął. Marlena przyglądała się mu niepewnie. Jego słowa zabrzmiały nie tylko tak jakby mówił o przyjaźni, co ją bardzo zaskoczyło. Dziwnie się z tym poczuła, ale z drugiej strony poczuła jak jej uśmiechnięta twarz się lekko rumieni. Do tej pory nie patrzyła na Syriusza w inny sposób niż jak na przyjaciela, ale jego słowa w jakiś dziwny sposób uderzyły w stawiane przez nią mury.

Ostrożnie rozejrzała się po salonie, ale Remusa już tam nie było. Nie chciała budzić Syriusza, ale wizja spędzenia całej nocy w tym miejscu nie wydawała się atrakcyjna, zwłaszcza, że w jej umyśle rodziła się jakaś dziwna myśl.

 Ostrożnie uwolniła dłoń z jego uścisku i przeczesała jego włosy po raz kolejny, uśmiechając się lekko. Wyglądał tak spokojnie, że nie wierzyła własnym oczom. Ten wiecznie szalony huncwot wyglądał jak najniewinniejsza istota na świecie, w tamtej chwili nawet McGonagall nie byłaby w stanie go o nic obwinić.

Gdy cicho chrapnął parsknęła śmiechem. Zbudzenie go w takim stanie było niemal niemożliwe, ale i tak wstała bardzo ostrożnie i podłożyła mu pod głowę poduszkę. Wzięła z sąsiedniego fotela koc i go nim delikatnie okryła żeby nie zmarzł, a później poszła się położyć, uśmiechając się z niezrozumiałego dla siebie powodu.

Cicho się przebrała i położyła, ale nie udało się jej usnąć. Tamtej nocy zadręczało ją jedno pytanie, czy warto było w ogóle myśleć o nim w bardziej zawiły sposób?

Nie wiedziała tego i bała się, że nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro