12. Grupa wariatów
W piątkowy poranek, Syriusza ze snu wyrwał silny cios poduszką, zadany przez Remusa, który próbował postawić przyjaciół na nogi. Jeśli chcieli zjeść śniadanie to musieli już wychodzić, a tym czasem James ledwo wstał, a Łapa jeszcze leżał.
- Za pięć minut wychodzimy- oznajmił Lupin. Tylko on i Peter byli gotowi.- Bo przyjdzie wam znieść ten dzień z pustym żołądkiem.
- Już wstaje Luniu, idźcie, my was dogonimy- zapewnił go Syriusz.- Zajmijcie nam miejsca.
Remus spojrzał na niego, a później stwierdził, że nie ma sensu na nich czekać i razem z Peterem udał się na śniadanie. Pozostałych dwóch huncwotów szybko się wyszykowało i ruszyło w ślad za nimi. Syriusz nie miał siły, chociaż całkiem dobrze się mu spało. Wizja spędzenia kilku najbliższych godzin w sali lekcyjnej nie poprawiała jednak samopoczucia, zwłaszcza, że za oknem była całkiem ładna pogoda, przynajmniej jak na drugą połowę października.
- Jutro odetchniemy świeżym powietrzem na treningu- przypomniał mu James.- Musimy przećwiczyć nowy manewr.
- Damy radę- odparł krótko, po czym zajął miejsce i zabrał się do jedzenia, wiedząc, że nie mają zbyt wiele czasu.- Gdzie dziewczyny?
- Wychodziły jak my dotarliśmy- odparł Remus.- Gdzieś się śpieszyły, ale pewnie będą na czas.
- Lily to niemal podręczny zegarek, na pewno już tkwią pod salą- zauważył James, nakładając sobie sporą porcję jajecznicy.- Tylko cztery godziny- wymamrotał, po czym wziął pierwszy kęs.
- Jakoś mniej nie cieszę na ten weekend- przyjaciele spojrzeli na Syriusza.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Łapą?- w wykonaniu Jamesa nie zabrzmiało to aż tak wyraźnie, ponieważ miał usta pełne jedzenia, ale jego przyjaciele i tak domyślili się, o co mu chodzi.
- Trening goni za treningiem i jeszcze ta nauka- westchnął.- Żyć się odechciewa.
- Idź lepiej do pielęgniarki, jeszcze nigdy nie narzekałeś na treningi, zwłaszcza Quidditcha- Remus przyjrzał się mu badawczo.- Wszystko w porządku?
- Taaa, jestem tylko jakoś dziwnie zmęczony- utkwił wzrok w jedzeniu.
Z trudem wmusił w siebie cała porcję. Gdy skończył wstali i razem poszli na zajęcia, które ciągnęły się mu niemiłosiernie, przyprawiając o ból głowy. Zaszył się gdzieś na końcu sali i robił wszystko, co w jego mocy by nie rzucać się w oczy nauczycielowi. Jeszcze tylko brakowało żeby ktoś mu zadał pytanie, na które w tamtej chwili nie byłby w stanie udzielić poprawnej odpowiedzi.
Nim zajęcia dobiegły końca, zaczął kichać i głowa rozbolała go na dobre. Remus radził mu żeby zwolnił się z ostatniej lekcji i poszedł do pielęgniarki, ale Syriusz jak zawsze to zignorował. Nie był chory od lat i nawet po całym dniu na deszczu nie łapało go przeziębienie, a przecież teraz właściwie nigdzie nie wychodził.
- Wyglądasz fatalnie- zauważyła Marlena, gdy razem wychodzili z sali lekcyjnej.- Wszystko w porządku?- zatrzymała go nim ruszył w kierunku wieży Gryffindoru.
- Tylko głowa mnie boli- machnął lekceważąco ręką, ale wtedy dziewczyna podeszła bliżej i przyłożyła mu dłoń do czoła. Chłopak odruchowo wtulił twarz w jej dłoń.- Moja mama nigdy tak nie robiła, wysyłała skrzata- oznajmił sennym głosem. Marlena nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, jedynie mocniej zacisnęła usta.- Zimno mi.
- Nic dziwnego, masz gorączkę. Idziemy do pielęgniarki- Syriusz chciał się od tego wymigać, ale blondynka mu nie pozwoliła.- No chodź, wypijesz jakiś eliksir i od razu poczujesz się lepiej, przecież jutro musisz być wstanie wsiąść na miotłę.
Ten argument przeważył. Poszedł razem z nią do skrzydła szpitalnego, gdzie jak się okazało musieli chwile poczekać w kolejce, bo pod drzwiami zebrało się już kilku innych uczniów z podobnymi objawami. Jak widać łatwo było się zarazić na tak niewielkiej przestrzeni, nawet, jeśli źródłem epidemii był ktoś z Ravenclaw.
- Poło Krukonów była tu w przeciągu kilku ostatnich godzin, tylko brakuje żeby się jeszcze na waszą wieżę to rozniosło- oznajmiła pielęgniarka, podając mu dawkę eliksiru.- Masz wypij to- podała dziewczynie flakonik z przejrzystym płynem.- To na wzmocnienie odporności, nie wyglądasz na chorą i lepiej żeby tak zostało, i tak przeczuwam pracowity weekend.
Po pięciu minutach opuścili skrzydło szpitalne, a wtedy do środka weszła kolejna osoba. Syriusz domyślił się, że skoro zaczęło się to wśród Krukonów to musiał zarazić się od Ellen, tylko z nią miał jakikolwiek bliższy kontakt, a wątpił żeby się zaraził do siedzących w sąsiedniej ławce uczniów.
- Nie ma to jak jesienna grypa- stwierdziła Marlena, gdy powoli kierowali się do wieży Gryffindoru.- Ten eliksir na odporność jest gorszy od tego na przeziębienie.
- To żebyś nie czuła się tak okropnie jak ja- dziewczyna spojrzała na niego z troską.- Spokojnie, już mi lepiej. Zaraz pójdę się położyć i do kolacji wyzdrowieje- obiecał jej.- Ale skoro ten syrop jest tak okropny jak mówisz to może najpierw wyślę pozostałych huncwotów żeby się go napili.
- Widzę, że naprawdę już ci lepiej- oznajmiła uśmiechając się lekko.- Mimo to marsz do łóżka i przykryj się porządnie, jeśli chcesz jutro dotrzeć na którykolwiek trening.
- Spokojnie, przeziębienie mnie nie pokona- głośno kichnął, w ostatniej chwili zasłaniając twarz.- Świat wiruje.
- Może pielęgniarka powinna była ci dać mocniejszą dawkę- chwyciła go za ramię i poprowadziła ostrożnie w kierunku portretu Grubej Damy.- Zaraz będzie lepiej.
Gdy dotarli do wieży, nie było tam zbyt wiele osób. Cześć jeszcze miała lekcje a inni odpoczywali w swoich dormitoriach lub zbierali się już powoli w wielkiej sali, czekając na pojawienie się obiadu. Marlena zaprowadziła Syriusza prosto do jego pokoju i nie wyszła dopóki nie upewniła się, że chłopak poszedł spać.
- Nie musisz mnie tak pilnować- oznajmił, widząc jak się mu przygląda.- No chyba, że chcesz tu poleżeć ze mną.
- Widzę, że gorączka jeszcze nie ustąpiła- poprawiła koc, który był niechlujnie rzucony na jego posłanie.- Śpij, bo jutro będziesz oglądał trening z okna w skrzydle szpitalnym- zagroziła mu.
- Niech ci będzie Myszko- uśmiechnął się złośliwie.
- Nie nazywaj mnie tak- poprosiła.
- W życiu nie przestanę- zaśmiał się cicho.- To do ciebie pasuje, zawsze zachowywałaś się jak taka szara Myszka.
- Weź tak swoją dziewczynę nazywaj, a nie mnie- odparła stanowczo.- Dobra, idę do siebie, a ty odpoczywaj. Jakby coś się działo to krzycz, na pewno ktoś usłyszy.
- Dzięki Myszko- Marlena wywróciła oczami i opuściła jego dormitorium, zostawiając go całkiem samego.
Syriusz przez kilka chwil leżał wpatrując się w sufit. Nie czuł się na tyle zmęczony by zasnąć, ale i tak usnął nim minęło piętnaście minut. Obudził się idealnie w porze kolacji, czując się o wiele lepiej niż wcześniej. Korzystając z tego, że łazienka była wolna, wziął prysznic i wygodnie ubrany, poszedł do wielkiej sali.
Dosiadł się do przyjaciół, którzy musieli odrobinę pożartować na temat jego krytycznego stanu zdrowia i pogrzebu, który jednak będą zmuszeni odwołać. Syriusz jedynie uznał, że stać ich na lepsze żarty i zabrał się do jedzenia. W ciągu dnia nie jadł obiadu, a jako, że znaczeni mu się poprawiło to bardzo chętnie zjadł dwie dokładki i zastanawiał się nad jeszcze jedną, ale nie miał już siły.
- A gdzie dziewczyny?- o ich nieobecności zorientował się dopiero, gdy pusty żołądek przestał mu doskwierać.
- Lily wspominała coś o powtórkach z zaklęć- odparł James.- Nie rozumiem jak można sobie tak niszczyć piątkowy wieczór.
- Ja tam zaraz zamierzam iść spać dalej- przyznał Black.- Jutro muszę być w pełni sił.
- A co jest jutro tak interesującego?- cała czwórka spojrzała na stojącą koło nich Ellen. Dziewczyna zajęła miejsce koło Syriusza i się do nich uśmiechnęła.
- Mamy trening Quidditcha, pewnie zajmie nam pół dnia- wyjaśnił jej James.- Jak tam zdrówko, ponoć Krukoni rozsiewają zarazę?
- Ja tylko raz kichnęłam i nic mi nie jest, ma się tą odporność, ale ty nie wyglądasz najlepiej- oznajmiła, przyglądając się Syriuszowi.
- Już i tak jest lepiej- zapewnił ją.- Pielęgniarka uraczyła mnie lekarstwem na grypę i większość objawów minęła. Wyśpię się porządnie i jutro będę jak nowo narodzony.
- Trzymam cię za słowo. To, co ty na to żebym jutro odebrała cię po treningu, a później poszlibyśmy na spacer przed obiadem?
- Po treningu? Nie mogę- dziewczyna zmarszczyła czoło.- Umówiłem się z nimi i dziewczynami na zakuwanie do zaklęć, Lilka urwie mi głowę jak spróbuje się wykiwać- nic lepszego nie przyszło mu do głowy, ale to wydawało się wiarygodnym kłamstwem.- Wiesz siódmy rok, egzaminy, nawet tak wspaniali czarodzieje jak my muszą się czasem uczyć.
- Syriusz Black i nauka- dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.- Niech będzie, już ja cię później porządnie przepytam- uśmiechnęła się do niego sugestywnie i wróciła do swojego stolika.
- Ona jest bardziej tobą niż ty sam- oznajmił Remus, nie wierząc, że to jest możliwe.- Czy wy tylko obściskujecie się po kątach?
- Nie, czasami rozmawiamy- zapewnił go Black.- Nam taki układ pasuje, a wy się nie mieszajcie, bo specjalistów od spraw związków ja tutaj nie widzę.
- Ej, a ja? Spotykam się z Lily już przeszło dwa miesiące- oznajmił oburzony James.- Chyba coś na temat wiem.
- Rzeczywiście, wiesz jak odstraszać kobiety, dobrze wiemy, że gdyby nie moja interwencja to nic by z tego nie było- przypomniał mu.- Zaraz znajdę jakieś dziewczyny dla Lunia i Glizdka, i będziecie zbytnio zajęci swoimi problemami by wtykać nos w moje życie. Chociaż Remus to już chyba kogoś ma- zaskoczony Lupin spojrzał na przyjaciela.- Ktoś tu ostatnio sporo czasu spędza z Marleną- ta sugestia zaskoczyła pozostałą trójkę.
- Serio, Łapo? Z Marleną? Ja ją tylko uczę jak wyczarować Patronusa żeby jak najszybciej z tobą wygrała- przypomniał mu.- To dobra przyjaciółka, nic więcej. Poza tym nie mógłbym się związać z kimś, kto nie zna prawdy na mój temat.
- No to jest tylko Lilka i McGonagall, a że ruda jest już zajęta to zostaje ci tylko nasza urocza Minerwa, jestem pewny, że zgodzi się na romantyczną kolację- Remus nie wyglądał na rozbawionego, w przeciwieństwie do swoich przyjaciół.- Daj spokój, Luniek to nie koniec świata, na pewno wiele osób ma takie podejście jak my.
- Nikt nie jest tak szalony jak wy- zapewnił ich Lupin.- Poza tym ja aktualnie nikogo nie szukam i niech tak na razie zostanie. Egzaminy, zakon, mój mały problem to i tak dość wiele jak na jedną głowę
- Za dużo myślisz- stwierdził Peter, a reszta musiała się z nim zgodzić.
Remus jednak nie żartował, nie chciał nikomu więcej komplikować życia swoim problemem. Już jakiś czas wcześniej pogodził się z myślą, że najprawdopodobniej całe życie spędzi samotnie. Wiedział, że jeśli ktoś jest blisko to łatwo można go zarazić albo przekazać wilkołactwo następnemu pokoleniu, a tego chciał uniknąć za wszelką cenę.
Jego przyjaciele nie musieli tego rozumieć, wiedział, że chodzi im o jego dobro, ale on musiał myśleć o innych. Cieszył się, że ma takich świetnych przyjaciół, a reszta go zbytnio nie obchodziła. Dzięki tej grupie wariatów nie był samotny, nic więcej nie potrzebował do szczęścia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro