1.Z wierzchu dowcipniś, wewnątrz myśliciel
Ta historia zaczyna się, gdy na stacje Hogsmeade, pierwszego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku, wjechał pociąg, z którego wyszedł tłum podekscytowanych uczniów. Wśród nich była siedemnastoletnia Marlena McKinnon, drobna Gryfonka o włosach w kolorze słońca sięgających poniżej łokci i błękitnych oczach, które aktualnie wytężała do granic możliwości. Ten dzień był najbardziej mglisty od wielu lat, a na dodatek chłodny przez, co nikt kto miał wybór, nie wystawiał nosa poza dom. Niestety uczniowie nie mieli innego wyboru i musieli się zmierzyć z tą niepogodą. Stojąc przy jednym skraju wagonu, nie widzieli jego drugiego końca.
Marlena starała się przejrzeć przez tą wszechobecną biel, poszukując swojej rudowłosej przyjaciółki, a tłum uczniów i wszechobecny hałas jej to dodatkowo utrudniał. Ciągle migały przed nią sylwetki innych uczniów, a ponad wszechobecne rozmowy i śmiechy przebijał się głos gajowego, który przywoływał przerażonych pierwszorocznych.
Wiedziała, że Lily Evans, owa zaginiona w tłumie dziewczyna, gdzieś tam jest, bo widziała ją przez chwilę w pociągu, gdy wpadła do przedziału przed spotkaniem prefektów, by powiedzieć jej, że musi jej później o czymś opowiedzieć. Niestety już nie wróciła i Marlena nie wiedziała, co jest aż tak ciekawego.
Rozglądając się, nie zauważyła wysokiego szatyna, na którego wpadła. Znali się, bo chodzili razem do jednej klasy już siedem lat i należeli do jednego domu. Był to Syriusz Black, jeden z Huncwotów, którego znała cała szkoła. Jego znakiem rozpoznawczym poza zalotnym spojrzeniem, był źle zawiązany krawat. Tym razem chłopak zawiązał go w luźną kokardkę, taką, jaką się robi sznurując buty, co nie uszło uwadze dziewczyny, której szata prezentowała się idealnie.
- Black, co zrobiliście z Lily? Gdzie ona jest? - Syriusz spojrzał na nią z góry, po czym wskazał parę uczniów, która ponownie zniknęła we mgle, trzymając się za ręce.
- Jak widać na załączonym obrazku, James w końcu przebił się przez jej niechęć i zdobył skute lodem serduszko rudej furii- chłopak ruszył za pozostałymi dwoma huncwotami, a ona poszła za nim. Marlena nie rozumiała, czemu Lily nie powiedziała jej wcześniej, o tym, co dzieje się między nią, a Potterem. Domyśliła się, że to o tym mówiła, gdy weszła do przedziału, ale i tak dziwiła się, że rudowłosa zwlekała z tą wiadomością aż do powrotu do Hogwartu. - Nie gryź się tym maleńka, gdybym nie mieszkał u rozczochrańca też bym nie wiedział.
- Mieszkacie razem? - zdziwiła się. Syriusz w przeciwieństwie do niej się nie zatrzymał,dopóki nie dotarł do powozu zajętego już przez Remusa i Petera.
- Chodź, mamy miejsce, możesz pojechać z nami- zaproponował obojętnie, znikając wewnątrz, tym samym uznając rozmowę za zakończoną.
Marlena wsiadła do środka i uśmiechnęła się do siedzącego naprzeciwko niej Remusa, który był chorobliwie blady. Zdążyła już przywyknąć, że chłopak ma kłopoty ze zdrowiem i często wygląda naprawdę źle. Później zerknęła na Petera, który już wyobrażał sobie wszystkie pyszności, które czekają na nich w Hogwarcie, przez co pozostawał nieobecny duchem.
Na koniec skierowała swój wzrok na Syriusza, który siedział wpatrując się w coś za oknem. Osobiście niezbyt go znała, wiedziała tyle, co większość szkoły, czyli niewiele, ale Lily nie raz jej powtarzała, że to prawdziwy Gryfon. Nie był inteligentny, a przynajmniej nie w szkolnej skali, ale mimo to był jedną z najbystrzejszych osób na ich roku, chociaż daleko mu było do Lily czy Remusa. Poza tym, że był dowcipnisiem, wszyscy słyszeli o jego lojalności, znajomi chłopaka wiedzieli, że zawsze mogą liczyć na pomoc ze strony młodego Blacka, nie ważne jak beznadziejna jest sytuacja.
Na co dzień niewiele można było wyczytać z jego twarzy, chyba, że żartował z resztą huncwotów. Marlena wiedziała, że tylko w tym wąskim gronie, chłopak jest naprawdę sobą, ale nigdy wcześniej jej to nie obchodziło. Był tylko jednym z elementów jej otoczenia. Mimo tego, że był popularny i przystojny, pozostawał jej obojętny, ale w tamtej chwili, gdy zaczynali siódmy rok, poczuła dziwną chęć by go poznać, dowiedzieć się czegoś więcej.Możliwe, że spowodowała to krótka wzmianka o mieszkaniu u przyjaciela, a nie z rodziną.
Jako, że Marlena była najlepszą przyjaciółką Lily, poznanie szalonej zgrai, która nawiedzała Hogwart, nie stanowiło problemu, bo gdzie jedna tam i druga, a tak się składa, że Syriusz naprawdę lubił i szanował tylko jedną dziewczynę, a była nią młoda Evansówna.
W wielkiej sali usiedli całą szóstką razem, co było dość niespotykane i zwróciło uwagę tych uczniów, którzy jeszcze nie słyszeli o zmianach, które dokonały się w trakcie wakacji. James przez cały czas trzymał rudowłosą za dłoń, jakby bał się, że ją straci, jeśli przestanie, ale Lily wcale to nie przeszkadzało. Siedziała i uśmiechała się jak nigdy przedtem. Marlena, podobnie jak wiele innych osób, wiedziała, że to tylko kwestia czasu aż ci dwoje będą razem, ale nadal czuła lekkie ukłucie w okolicach serca na myśl, że przyjaciółka nie powiedziała jej od razu.
Widząc badawcze spojrzenie blondynki, rudowłosa zarumieniła się, gdy znudzony słuchaniem James pocałował ją w czubek głowy. Marlena się uśmiechnęła, a chwilę później, gdy przemowa dobiegła końca, Remus skomentował całą sytuację:
- I tak oto nasza rodzinka się powiększyła- zażartował, ale miał sporo racji. Huncwoci byli otwarci na nowe znajomości, a Lily w pewien sposób już od dawna była częścią ich zgrai. Nie przeszkadzało im ani trochę, że razem z nią przyłączyła się Marlena. - Może wam uda się zapanować nad tymi wariatami.
- W życiu nie będę się słuchał kobiet, zwłaszcza w odniesieniu do dobrej zabawy- zapewnił go Syriusz. - A ty James? - chłopak potarł z zakłopotaniem kark. Znalazł się między młotem, a kowadłem.
- Jestem otwarty na wszelkie propozycje- powiedział w końcu.
- Mięczak! - Blackowi znaczeni poprawił się humor, gdy znów znalazł się w murach szkoły. Jego nowym obiektem żartów stał się nie kto inny niż jego najlepszy przyjaciel, który potrafił się odwdzięczyć pięknym za nadobne, przez co spędzanie z nimi czasu stało się jeszcze ciekawsze.
Myśli Marleny jedna nadal krążyły wokół tajemnicy Lily. Niestety nie mogła przepytać przyjaciółki tuż po uczcie, bo ku ogólnemu zdziwieniu zostali wezwani przez dyrektora. Dumbledore poprosił ich szóstkę i jeszcze kilka innych osób. Obowiązkami obecnych wśród nich prefektów zajęli się młodsi uczniowie posiadający ten tytuł więc nie było konieczności czekania w niepewności.
- Przepraszam, że przeszkadzam wam tego pierwszego wieczora i pewnie nie postępuję zbyt roztropnie zapraszając was wszystkich razem, ale tak będzie łatwiej dla mnie i być może dla was. Zanim wam jednak powiem o co chodzi musicie zrozumieć, że to sprawa najwyższej wagi i nikt, poza tym pomieszczeniem nie może usłyszeć o tym, co wam powiem. Rodzice, przyjaciele, nauczyciele. Nikt. Jeśli to kogoś przerasta to niech wyjdzie teraz, nikt nie będzie miał do niego żalu.Ci którzy zostaną i zdradzą moje zaufanie, spotkają się z naprawdę niemiłymi konsekwencjami- uczniowie spojrzeli po sobie, ale nikt się nie poruszył. - Cieszę się, że godziny rozmyślań pozwoliły mi wybrać właściwie...
- Czy tutaj chodzi o Zakon Feniksa? - przerwał mu James, który niemal podskakiwał z podekscytowania i tyko fakt, że Lily trzyma go za rękę mu na to nie pozwalał.
- Widzę, że przed panem, panie Potter, nic się nie ukryje. Tak, chodzi mi o Zakon Feniksa. Jego głównym celem jest walka z Lordem Voldemortem, który ku naszemu nieszczęściu coraz bardziej wzrasta w siłę. Nie jest nas dość wielu by go powstrzymać, dlatego poprosiłem was tutaj. Wszyscy tu obecni zaczynacie siódmy rok nauki i większość z was skończyła już siedemnaście lat. Macie najlepsze wyniki i poszukiwane przez nas cechy, które sprawiają, że jesteście bardzo pożądanymi sprzymierzeńcami. Oczywiście nie chcę byście już teraz zaczęli wypełniać niebezpieczne misje, proponuję wam dodatkowe szkolenie, które rozwinie wasze umiejętności i sprawi, że będziecie silniejsi niż wcześniej. Treningi nie tylko podniosą wasze kwalifikacje, ale sprawią, że nauczycie się ze sobą współpracować, co jest dla nas bardzo ważne. Zaufanie to podstawa w tej sytuacji, ale czeka na was wiele wyzwań. Już pierwszym z nich będzie całkowita dyskrecja, ponieważ jeśli coś komuś zdradzicie inni, tu obecni, znajdą się w niebezpieczeństwie. Nawet w tych murach można odnaleźć jego szpiegów, a przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo. Nie jesteśmy jeszcze na tyle silni, żeby wyjść z ukrycia i zaatakować. Opinia publiczna mogłaby to źle zrozumieć.
- Uznaliby, że sprzeciwiamy się nie tylko Voldemortowi, ale i ministerstwie- zauważyła Lily.
- Mogliby nawet uznać, że chce pan siłą przejąć tytuł Ministra Magii- dodał Remus.
- Zgadzam się i chociaż nie byłoby w tym za grosz prawdy, postawiłoby to nas w bardzo złej sytuacji, a przecież nie o to chodzi. Chcemy by inni nas poparli, a nie nas się bali, dlatego trzeba zachować dyskrecje i ostrożność.
- Nic nie powiemy! - obiecał James. - Gdzie podpisać, a może złożyć przysięgę wierności?
- Żadnych dokumentów, które mogłyby zostać przechwycone. Najpierw szkolenie, później oficjalna przynależność. Teraz waszym zadaniem jest przekonać innych, że nadajecie się by zostać członkami naszego Zakonu. Pierwszy trening w tą sobotę o 12 w Pokoju Życzeń, jeśli ktoś nie wie, gdzie to jest to proszę na mnie poczekać tu pod gabinetem. Gdyby ktoś pytał, powiedźcie, że macie konsultacje z profesor McGonagall, a ci, którzy nie mają transmutacji niech mówią, że ja ich wezwałem. To wasz ostatni rok, od niego zależy najwięcej, dlatego nikt nie powinien zadawać pytań- spojrzał po twarzach zebranych. Wybór niektórych z tam obecnych była oczywisty, łatwy tak jak w przypadku Jamesa czy Syriusza, ale byli tam również uczniowie, którzy budzili lekki niepokój. Dumbedore wiedział, że stawia wszystko na jedną kartę, ale był gotowy na różnorodne konsekwencje. Uśmiechnął się do nich. - Dzisiaj jest was szesnaścioro, to ostatnia szansa by zrezygnować. Ci którzy się rozmyślą, niech po prostu nie przychodzą na spotkanie, ale tajemnica dalej obowiązuje. A teraz idźcie się rozpakować i nacieszyć towarzystwem przyjaciół, bo od jutro czeka was sporo pracy.
Uczniowie ledwo opuściwszy gabinet zaczęli między sobą szeptać, korzystając z tego, że korytarze były puste. Większość uznała to za niecodzienną okazję i w sercach tylko paru osób pojawiła się niepewność i strach. Walka z Czarnym Panem nie była dziecinną zabawą, lecz poważną sprawą, można było przez to stracić nawet życie.
Niektórzy jednak czuli się dzięki temu niesamowicie. Lily jak do tej pory widziała Jamesa tak podekscytowanego tylko wtedy, gdy po raz pierwszy zgodziła się z nim umówić w te wakacje, chociaż nie zostawił jej wtedy zbyt wielkiego wyboru. Wiedziała o jego marzeniach i rozumiała, że zależy mu na Zakonie, chociaż wcześniej nie miał dowodów, że ten naprawdę istnieje.
Uradowany chłopak pocałował swoją dziewczynę na pożegnanie i zniknął w ślad za pozostałymi Huncwotami. Wtedy Lily złapała swoją przyjaciółkę pod ramie i razem dotarły do ich dormitorium. Ich współlokatorka Alice najwidoczniej została po spotkaniu z Frankiem, swoim chłopakiem, a Dorcos jak to ona, zniknęła gdzieś z tajemniczym kimś zaraz po kolacji.
- To niesamowite, że dyrektor aż tak w nas wierzy, spodziewałaś się tego? - Marlena zaprzeczyła, siadając na swoim idealnie zasłanym przez skrzaty łóżku.
- Nie, ale nie spodziewałam się też, że będziesz miała przede mną sekrety. Ty i James? - rudowłosa się zarumieniła. - Czemu mi nie powiedziałaś od razu!?
- Bo sama nadal w to nie wierzę, nie sądziłam, że kiedyś się poczuje przy nim tak... bezpieczna i szczęśliwa. Lubiłam Remusa i Syriusza, ale James zawsze był moją zmorą. Zmienił się jednak przez te wakacje, stał się inny, jakby trochę dorósł. Wpadł do mnie do domu jakieś trzy tygodnie temu i oznajmił mi i moim rodzicom, że nie wyjdzie, dopóki nie zgodzę się z nim pójść na spacer. Zrobiłam to i bawiłam się naprawdę cudownie. Nie jest taki jak Remus czy Syriusz, ale jest chyba właśnie tym czego mi brakowało.
- Tobie nic nie brakuje, to jemu przyda się twój mózg- zażartowała. Lily promieniała radością i Marlena nie wiedziała czy to dobry pomysł, ale musiała zapytać. - Dlaczego Syriusz mieszkał przez wakacje u Jamesa? - rudowłosa w jednej chwili spoważniała.
- Powiedział ci? - zdziwiła się. - Do tej pory poza Huncwotami wiedział dyrektor, nasza opiekunka, jego brat Regulus i ja, ale przysięgłam, że nikomu nie powiem, nawet tobie.
- Rozumiem. To jego sekret i on powinien decydować o tym kto o nim wie, ale dlaczego?
- Jego sytuacja rodzinna... powiedzmy, że nie miał łatwe życia, zwłaszcza gdy trafił do Gryffindoru. Ta jego powierzchowność ma go chronić, stosował tą taktykę od lat, ale jak się go lepiej pozna, to człowiek rozumie, że Syriusz jest inny, wrażliwy i łatwo go zranić. Z wierzchu dowcipniś, wewnątrz myśliciel. Gdyby nie on pewnie dalej krzyczałabym na Jamesa.
- Syriusz Orion Black dobrym i wrażliwym człowiekiem? - Lily potaknęła. - Wielu uznałoby to za żart, ale ja jestem skłonna w to uwierzyć.
Marlena nie rozumiała, dlaczego, ale chciała się przekonać czy chłopak rzeczywiście jest taki jak twierdzi Lily. Mimo wielu, różnych znajomych, miała tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę, która właśnie stała się częścią innej grupy, a ona nie chciała zostać sama. Huncwotów lubili wszyscy, a przynajmniej ci, których bawiły ich dowcipy, a ona mimo wszystko należała do tego grona. Teraz wszyscy razem mieli dołączyć to tajnego stowarzyszenia, co teoretycznie miało ich zbliżyć. Marlena wiedziała, że powinna i może im zaufać, bo inaczej nie przetrwa.
************************************
Witam serdecznie w moim nowym opowiadaniu!
Mam nadzieję, że ta historia przypadnie wam do gustu i że pozostawicie po sobie jakiś ślad
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro