Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Wilczy apetyt

Marlena otworzyła oczy, gdy słońce przebijało się już przez gęste chmury, z których na szczęście nie padał deszcz. Dziewczyna lekko się przeciągnęła, a później znów zwinęła w kłębek, wtulając się ponownie w Syriusza, który zaśmiał się cicho. Blondynka otworzyła oczy i zamrugała jakby dopiero zrozumiała, że to nie był sen, a ona rzeczywiście jest gdzieś w głębi Zakazanego Lasu i śpi w ramionach pewnego huncwota.

- Dzień dobry- przywitał się z nią wesoło. Zaskakujące, w jakich sytuacjach młody Black potrafił mieć dobry humor.- Jak się spało?

- Dobrze, dziękuję- ostrożnie wstała i się przeciągnęła, co i on uczynił po chwili.

- Pamiętasz jak kiedyś mówiłaś, że spanie z tobą jest poza moim zasięgiem?- Marlena nie potrafiła skojarzyć tej konkretnej sytuacji, ale Syriusz wyglądał jak małe dziecko, które właśnie coś wygrało.- Szczęście jest zawsze po mojej stronie- dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Która godzina, szczęściarzu?- zapytała, chcąc jak najszybciej zmienić temat.

- Najpóźniej dziewiąta, powinniśmy spokojnie zdążyć wrócić do zamku przed zmrokiem- zapewnił ją, wychodząc z jaskini.- Poczekaj tutaj, ja spróbuje ustalić, w którą stronę powinniśmy iść.

Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Syriusz złapał się gałęzi jednego z drzew i po chwili zniknął jej z oczu. Słyszała jedynie towarzyszący jego wspinaczce hałas i liczne przekleństwa. Chłopak wrócił po kilku minutach, ze śladami zadrapań na twarzy i dłoniach.

- W tę stronę powinniśmy iść- oznajmił dumnie, wskazując właściwy kierunek marszu.

- Mogliśmy użyć zaklęcia czterech stron świata, skoro masz ze sobą różdżkę- przypomniała mu.- Ale tak też się udało, więc ruszajmy.

- Tak było ciekawiej, nie chciałem psuć sobie zabawy- zapewnił ją. Głupio było mu się przyznać, że nie pomyślał o tym magicznym kompasie.

Na szczęście Marlena nie drążyła tematu i szła spokojnie koło niego, chociaż jej bystry wzrok ciągle przeszukiwał okolicę. Gdy do ich uszu dobiegał jakiś dziwny hałas, szybko znajdowała się tuż koło Syriusza, który w końcu złapał ją mocno za rękę i poprowadził w kierunku szkoły, rozumiejąc, że dziewczyna się boi, a oboje wiedzieli, że jest, czego. Zakazany Las była prawdziwą tajemnicą. Nawet ich gajowy nie znał wszystkich sekretów tego miejsca, a najwięksi badacze nie zdołali skatalogować wszystkich żywych istot, które się tam ukrywały.

Oboje mieli nadzieję, że w trakcie wędrówki, wpadną na jakiegoś aurora, który szukał Marleny, ale niestety żaden z nich tam nie zawędrował albo już sprawdzili ten teren minionego dnia. Zrobili sobie tylko kilka krótkich postojów. Nie mieli skąd wziąć jedzenie, ale przynajmniej pragnienie im nie doskwierało, dzięki czemu dotarli do Hogwartu wykończeni, ale żywi.

Ledwo wyłonili się z lasu, gdy zaczęli się wokół nich pojawiać ludzi. Uczniowie siedzący na błoniach, pojedynczy aurorzy i nauczyciele, a przede wszystkim Lily i reszta huncwotów. Rudowłosa uściskała przyjaciółkę tak mocno, że tamtej aż zabrakło tlenu do normalnego oddychania. James poklepała Syriusza po ramieniu, a Remus podał mu tabliczkę czekolady.

- Udało ci się!- oznajmiła uradowana Lily, rzucając się mu na szyję. Black odwzajemnił jej uścisk, podając jednocześnie blondynce czekoladę.

- Huncwoci na wszystko mają swój sposób- zapewnił ją.- A teraz chcemy więcej czekolady i kakao.

- Ja poproszę jeszcze galaretkę z owocami- dodała blondynka, po tym jak przełknęła swój pierwszy posiłek od dwóch dni.- I ciasteczka z orzechami.

- To wszystko dwa razy- podsumował Syriusz.- I hasło do łazienki prefektów dla Marleny, dziewczyna musi się porządnie umyć- blondynka szturchnęła go lekko łokciem.

Szybko odwołano poszukiwania, a ich dwójkę zabrano do skrzydła szpitalnego, gdzie pielęgniarka upewniła się czy nic im nie dolega. Stwierdziła jedynie zmęczenie, wychłodzenie i wilczy apetyt. Dała im coś na wzmocnienie i pozwoliła wrócić do swojej wieży. Nim jednak na dobre opuścili to miejsce, zjawił się w nim Padmore, który uściskał Marlenę na powitanie. Jego ramiona otoczyły ją mocno, ale troskliwie i Syriusz niemal poczuł złość, chociaż nie wiedział dla czego, widać dalej postrzegał go przez pryzmat szkolnego wroga.

- Tak się bałem- powiedział młody auror, przyglądając się jej dokładnie.- Jak się czujesz? Nic ci nie jest?

- Jestem cała, wszystko dzięki Syriuszowi- mężczyzna spojrzał na Blacka, który stał krok dalej.- Gdyby nie on, dalej bym tam tkwiła.

- Jak widać, prawdziwe jest stwierdzenie, że na ciebie zawsze można polegać- wyciągnął ku niemu dłoń, którą Syriusz uścisnął, nawet odrobinę za mocno.

- Od tego ma się przyjaciół. Na nas już chyba pora, powinniśmy iść się umyć i przebrać, a przede wszystkim zjeść jakiś ciepły posiłek.

- Marlena musi na chwilę pójść ze mną do dyrektora. Udało się nam wyłapać dwóch uczniów, którzy brali udział w twoim porwaniu, już zostali usunięci z Hogwartu. Dumbledore ma nadzieję, że powiesz nam coś, co ułatwi zidentyfikowanie pozostałych, poza tym twój ojciec zaraz tam będzie i na pewno zechce cię zobaczyć- dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Spróbuję powiedzieć coś przydatnego, ale nic nie pamiętam. Niedługo wrócę- spojrzała na Blacka.- Dziękuję Syriuszu.

- Nie ma, za co- zapewnił ją.

- Tylko nie zjedź mojej porcji słodkości- Black uśmiechnął się do niej.

- Niczego nie obiecuję- blondynka wywróciła oczami, uśmiechając się, po czym poszła razem z Padmorem do gabinetu dyrektora.

W tym czasie, Syriusz dotarł do wieży Gryffindoru i wziął długi, gorący prysznic, który ukoił jego zmęczone ciało. Był naprawdę wykończone, bo minionej nocy nie zmrużył oka nawet na minutę. Przez cały czas pilnował żeby nic im się nie stało, jego czujne oczy wypatrywały zagrożenia, które dzięki Merlinowi nie nadeszło.

Gdy on siedział w salonie przy kominku, Marlena w końcu wróciła do wieży Gryffindoru, gdzie wielu uczniów powitało ją wesołym okrzykiem. Blondynka była wykończona i wszystko ją bolało od mocnych objęć ojca, z których wydostała się jedynie dzięki interwencji Dumbledora, który zauważył, że dziewczyna powinna pójść coś zjeść. Mimo to uśmiechnęła się do wesołych Gryfonów, którzy cieszyli się z jej powrotu. Wyminęła ich szybko, twierdząc, że musi się umyć po tym zwariowanym weekendzie.

Wyszła z łazienki po prawie godzinie. Lily czekała na nią, jakby się bała, że jej przyjaciółka znowu gdzieś zniknie.

- Tak cię przepraszam za tamto. Nie sądziłam, że ktoś może spróbować cie porwać w trakcie mojego patrolu, już nigdy więcej cię o coś takiego nie poproszę- obiecała.

- Nic się nie stało Lily, wiem, że to nie twoja wina- zapewniła ją, ubierając dodatkowy sweter.- Liczy się tylko to, że nic mi się nie stało, a połowę z tych drani już usunięto ze szkoły, szkoda, że nie potrafię wskazać reszty.

- Spokojnie, dyrektora nie spocznie póki ich wszystkich nie wyłapie- Lily przerwało nagłe otwarcie drzwi, w których stanął James. Blondynka podskoczyła przestraszona, łapiąc za ukrytą w kieszeni różdżkę. Chłopak podniósł ręce, uśmiechając się przepraszająco.

- To tylko ja, nie strzelaj- zażartował, a dziewczyna schowała magiczny przedmiot.- Mamy dla ciebie prawdziwą ucztę, chodźcie do naszego dormitorium, bo w salonie ktoś mógłby wam spróbować zabrać te pyszności.

Dziewczyny poszły za nim. Dormitorium huncwotów nigdy nie było całkiem posprzątane, właściwie obecny stan był najlepszym z możliwych, chociaż w kącie zgromadziła się kupka śmieci, a pod łóżkiem Petera leżało trochę ubrań. Skrzaty chyba przestały próbować zadbać o to miejsce, bo codziennie było tylko gorzej.

Jednak tym razem, w centrum pomieszczenia, znajdował się prowizoryczny stół, na którym ustawiono zamówione przez Syriusza i Marlenę smakołyki oraz kilka innych, pysznych potraw i dzban gorącej herbaty z imbirem, która bardzo skutecznie rozgrzewała ciała grupki przyjaciół.

- Jeśli chcecie coś jeszcze to zaraz po to pójdziemy- zapewnił ich Remus, który wyglądał okropnie. Za dwa dni miał znów przechodzić przez straszliwą transformację, ale w tamtej chwili cieszył się z powrotu przyjaciół.

- To i tak zbyt wiele- zapewniła go blondynka, zajmując miejsce u jego boku.- Jesteście wspaniali- uśmiechnęła się do zebranych, wiedząc, że nie tylko Syriusz jej szukał. Była pewna, że wszyscy huncwoi brali udział w przeszukiwaniu lasu za co była im naprawdę wdzięczna.- Dziękuję.

- Nie ma, o czym mówić- zapewnił ją James.- Miejmy nadzieję, że nie będziesz musiała się nam kiedyś odwdzięczać tym samym. A teraz jedź zanim on wszystko pochłonie- wskazał na Syriusza, który już zjadł pięć ciastek, cztery paszteciki, dwie tabliczki czekolady i wypił dzbanek kakao. Black uśmiechnął się szeroko.

- Pielęgniarka stwierdziła wilczy apetyt, jeszcze trochę potrwa aż wyzdrowieję- zapewnił ich, biorąc dwa naleśniki.- Poza tym, wystarczy dla wszystkich, nie moja wina, że ona się ociąga. McKinnon, zabieraj się do jedzenia.

- Tak jest Łapo- uśmiechnęła się do niego, po czym zabrała się za jedzenie.

O dziwo udało się jej zjeść niemal tyle samo, co Syriuszowi, a nie było to łatwe zadanie. Po chwili rozbolał ją od tego brzuch, ale był to w pewien sposób przyjemne uczucie. Szczęśliwa wtuliła się w ramie przyjaciółki, która objęła ją troskliwie, a Remus okrył ją kocem żeby było jej cieplej. W tamtej chwili czuła się naprawdę bezpieczna. Nie wiedziała, co przyniosą najbliższe dni, ale gdy otaczali ją przyjaciele, była naprawdę szczęśliwa, a wszystkie zmartwienia znikały gdzieś hen daleko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro