Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Najszczęśliwszy człowiek

Niestety, wraz z nadejściem nowego dnia sytuacja się nie poprawiła. Zarówno Syriusz i Marlena byli zbyt dumni żeby ustąpić ze stanowiska. Dodatkowo blondynka wiedziała, że ma rację i nie zamierzała za to przepraszać, nie mogła pozwolić żeby ktoś, nawet tak ważny jak Łapa, zmieniał ją i sprawiał, że będzie się zgadzać na rzeczy, którym jest całkowicie przeciwna.

Owszem była zła i chciała żeby sprawcy zostali ukarani, ale nie zamierzała używać przemocy. Gdyby huncwoci postanowili wyciąć kolejny żart Ślizgonom to by nie protestowała, bo nikt by trwale nie ucierpiał. Jednak to, co zobaczyła na tym ciemnym korytarzu, nie zmierzało w dobrą stronę i z pewnością doprowadziłoby do uszczerbku na zdrowiu.

Lily oczywiście stała po jej stronie, nawet, gdy James próbował usprawiedliwiać swojego przyjaciela.

- Nie może atakować innych!- oznajmiła stanowczo rudowłosa.- Marlena ma rację, on nie powinien się tak zachowywać, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Jeśli mu na to pozwolimy to stanie się taki sam jak oni.

Remus wiedział, że dziewczyny mają rację, zresztą James również szybko to zrozumiał, ale problem z Syriuszem był taki, że nie dało się go po prostu do czegoś przekonać. Gdyby powiedzieli mu po prostu, że źle robi to nic by to nie zmieniło. Nie mogli stanąć przeciw niemu, ale nie mogli również tak tego zostawić, zwłaszcza, że szybko okazało się, że taka sytuacja z Marleną, nie daje mu spokoju.

- Nie będę robił tylko tego, co mi każe!- powiedział, gdy reszta huncwotów go w końcu znalazła.- Trzeba się zemścić na tych glizdach, a jeśli ona tego nie rozumie to jej problem.

- Może spróbujmy to zrobić trochę inaczej- propozycja Remusa nie spodobała się Syriuszowi.- Siłą ich nie pokonamy, na to są przygotowanie. Trzeba to lepiej zaplanować.

- Głupie gadanie, sam sobie z tym poradzę, jeśli wy boicie się ubrudzić rączki.

- Łapo, poczekaj- Black nie posłuchał najlepszego przyjaciela.- Nie poszło zbyt dobrze- podsumował James.- Uparty jak osioł.

- Dajmy mu dzień lub dwa żeby to przemyślał- Remus miał nadzieję, że to naprawdę pomoże, ale żądza zemsty nie ustępuje tak łatwo.

Syriusz śledził Ślizgonów, a fakt, że nie udało mu się jeszcze odnaleźć sprawcy, tylko go napędzał do działania. Na jego nieszczęście, brak pewnej osoby denerwował go jeszcze bardziej. Marlena ciągle była na wyciągnięcie ręki. Mieszkali w jednej wieży, chodzili na wiele wspólnych przedmiotów, ale on i tak nie potrafił się odezwać, a ona utrzymywała największy możliwy dystans.

Nie trzeba było jej długo obserwować by dostrzec jak smutna jest. Ta sytuacja źle na nią wpłynęła i przez dwa pierwsze dni ciągle miała zaczerwienione oczy. Lily chciała jej jakoś pomóc, pocieszyć, ale blondynka robiła wszystko, co w jej mocy by siedzieć w samotności nad toną piętrzących się zadań i prac do wykonania. W tym była dobra, mogła się uczyć dniami i nocami, i wiedziała, że zawsze to przyniesie jakiś efekt. Poświęcenie zbyt wiele czasu czemuś innemu, a już zwłaszcza emocjom, które odciągają nas od ważniejszych spraw, wydało się jej czymś głupim. Nie zmienia to jednak faktu, że za tym tęskniła.

- Może chcesz coś porobić tylko we dwie?- zaproponowała Lily w piątkowy wieczór.- Możemy się powłóczyć po zamku, albo zrobić sobie baski wieczór w dormitorium. Trochę relaksu i kilka zabiegów dla urody. Co ty na to?

- Właśnie miałam iść do biblioteki- oznajmiła bez wahania.- Musze dokończyć wypracowanie...

- To, które mamy oddać w środę? Ja jeszcze do niego nie usiadłam, a ty już je kończysz, to już jest lekka przesada- oznajmiła stanowcza, mając dość tej dziwnej sytuacji.- Nie możesz się tak zamykać i uciekać, przecież jesteśmy przyjaciółkami.

- Wiem o tym Lily, ale każdy ma swój sposób na uporanie się z problemami, moim jest nauka, wtedy nie myślę o niczym innym, a już na pewno o nikim, a teraz przepraszam, ale śpieszy mi się- wzięła swoją torbę i opuściła wieże Gryfonów, nie spoglądając nawet na siedzącego w salonie Syriusza.

- Chyba dalej jest zła- oznajmił Peter, któremu nic nie chciało się robić.

- Zauważyłem, nie musisz mi o tym przypominać- Syriusz nie chciał żeby zabrzmiało to aż tak wrogo.- Wybacz Glizdku, ale ta sprawa niech zostanie między nami, nie chcę nikogo w to mieszać.

Peter przytaknął, skoro Łapa nie chciał żeby mówił o Marlenie to postanowił milczeć na jej temat, ale to również nie pomogło. Dziewczyna dalej była w pobliżu, a on myślał o niej coraz więcej i czasami łapał się na tym, że bardziej zajmowała jego myśli niż chęć zemszczenia się na Ślizgonach. Upominał sam siebie w takich chwilach, ale nie wiele to pomagało, tęsknił za nią.

Przez kilka ostatnich miesięcy stała się dla niego kimś bardzo ważnym i teraz żałował każdej chwili spędzonej osobno, ale nie byłby sobą gdyby ustąpił i przyznał, że miała rację. To on postępował słusznie, nie można było puszczać płazem czegoś takiego, ale im dłużej tak myślał tym bardziej był na siebie zły. Przez to podejście oddalił się od przyjaciół i zranił pierwszą dziewczyną, na której mu naprawdę zależało. Po nieprzespanej nocy z przykrością musiał stwierdzić, że jest głupcem i to wielkim, a jego błąd sprowadził na niego wielką tragedię.

Jak z tego wybrnąć? Nie wiedział. Niby wystarczyło podejść i przeprosić, przyznając się do błędu, ale dla niego nie było nic trudniejszego od czegoś tak na pozór łatwego.

Wątpliwości, które go dręczyły, sprawiły, że na treningu całkiem sobie nie radził. Najpierw pokonała go Lily, której akurat przyniosło to sporo satysfakcji, później zwyciężył z nim James a na koniec Remus, sprawiając, że miał serdecznie dość tamtego dnia

- Za dużo myślisz o sprawach niezwiązanych z pojedynkiem- oznajmił Padmore. Akurat rady ze strony młodego aurora mogły go tylko bardziej rozwścieczyć. Syriusz z trudem zapanował nad złością.- Świetna technika, ale jakoś brakuje ci dzisiaj energii.

- Dzięki za to wielkie odkrycie, Sherlocku- oznajmił z sarkazmem i poszedł odpocząć chwile z dala od wszystkich.

- Wyczuwam kłopoty w raju- oznajmił Sturgis, gdy po treningu został sam z Marleną.- Black wyglądał na nieźle wściekłego na wszystkich i wszystko.

- Dopadła nas rozbieżność zdań, a ja nie mogę ustąpić- dziewczyna wyglądała blado, miała opuszczone ramiona i nie uśmiechała się prawie wcale.- Może tak będzie lepiej, skoro od razu odkryliśmy, że mamy inne podejście do życia to przynajmniej nie zderzymy się z tym, gdy zrobi się poważnie.

- Doprawdy? Ja miałem wrażenie, że dla niego to już coś poważnego, skoro trwało to tak długo- zauważył, sprawiając, że dziewczyna opuściła wzrok.- Sam nie wierzę, że to mówię, bo przez lata nie cierpiałem tego gnojka, ale nie skreślaj go już teraz, daj mu jeszcze kilka dni, może się otrząśnie.

- Zaraz będzie miał aż nazbyt wiele czasu do rozmyślań, w przyszłym tygodniu wracamy na święta i nie będziemy musieli się oglądać całymi dniami- Padmore nie wyglądał na przekonanego.

Owszem, nie przepadał za Syriuszem i nawet czuł lekką zazdrość, ale gdy blondynka się z nim spotykała, wyglądała na szczęśliwszą, a jej myśli zajmowało coś poza nauką. Była wesoło, zawsze uśmiechnięta, a teraz zdawała się być przygnieciona ciężarem tej sytuacji, która pozbawiła jej wszelkiej radości.

Blondynka marzyła o powrocie do domu na święta jak nigdy wcześniej. Chciała się ukryć wśród rodziców przed tym koszmarem, który dręczył ją dniami i nocami. Unikanie Syriusza sprawiło, że trzymała się również z dala od przyjaciół. Bała się do nich podejść, bo gdyby on się pojawił to musiałaby tam zostać, a nie była pewna czy jest na to gotowa.

- Porozmawiaj z nią ty kretynie!- fuknęła w końcu na Blacka, Lily.- Chodzicie jak strucie, a wszystko, dlatego, że nie potrafisz się przyznać do błędu. Nic nie wskórałeś poza tym, że odepchnąłeś ją i jeśli nie chcesz jej stracić to schowaj tą przeklętą dumę do kieszeni i idź do niej zanim wyjedziemy do domów i ona zapomni o tym, co między wami było.

- Ja nie...

- Ani się waż wciskać mi tu jakieś żałosne wymówki! Jeśli ci na niej zależy to z nią porozmawiasz i wyjaśnisz tą sytuację, a jeśli nie masz na to siły to lepiej raz na zawsze ją sobie odpuść- obróciła się i odeszła, zostawiając go całkiem samego z myślami.

Chciał porozmawiać z Marleną, o niczym innym nie marzył. Był gotów nawet wysłuchać litanii najgorszych przekleństw, jakie blondynka mogła wymyślić na jego temat żeby tylko móc z nią być. Nienawidził tego uczucia, ale przywiązał się do niej, zależało mu na Marlenie znacznie bardziej niż sądził, że jest to możliwe.

W końcu doszedł do wniosku, że dla niej jest gotów, co nieco zmienić w sobie. Duma nie była warta utraty kogoś tak wspaniałego. Ona była jego oczkiem w głowie i już nic innego się nie liczyło. Trzeba było tylko znaleźć odwagę by to wszystko naprawić. Dotarcie do biblioteki nie było czymś trudnym, nogi samego go niosły, ale gdy dotarł do celu, znieruchomiał. Widząc Marlenę, siedzącą między regałami i coś szybko notującą, nie był w stanie się poruszyć. Serce zabiło mu szybciej, a w ustach zrobiło się sucho jak na Saharze.

Ręce mu zadrżały, więc je zacisnął w pięści, a wtedy ona go dostrzegła. Spojrzał w jej błękitne, smutne oczy i przepadł. Była taka śliczna jak nigdy przedtem. Miał wrażenie, że świat zawirował, co tylko utrudniło sklecenie jakichkolwiek sensownych słów.

- Zaraz odłożę na półkę książki do transmutacji- zapewniła go, po czym spróbowała znów zajrzeć do tekstów.

- Nie o to mi chodziło- oznajmił, zmniejszając nieco dzielący ich dystans.- Ja tylko... znaczy się...- Marlena przyglądała mu się z nadzieją w oczach.- Nie dopadłem sprawców, żaden Ślizgon nie ucierpiał.

- To dobrze- zapewniła go, czując jak zbiera się jej na płacz.- Przynajmniej nie dostaniesz szlabanu- chłopak przytaknął.

- Chociaż tyle- zdawało mu się, że jego serce zaczęło jakoś dziwnie szybko i głośno bić. Nie wiedział, co się z nim dzieje, gdy nagle z jego ust wyskoczyło to jedno, najważniejsze słowo.- Przepraszam- blondynka zamrugała zaskoczona, a kąciki jej ust mimowolnie drgnęły lekko.- Przepraszam, że byłem takim głupcem, miałaś rację, nie powinienem był tego robić. Nie chcę być jak oni.

- Cieszę się, że to mówisz...

- I mam nadzieję, że to nie jest koniec, że dasz mi druga szansę, chociaż jestem uparty jak osioł i głupi jak koza- dziewczyna się uśmiechnęła.- Dzięki tobie jestem lepszy, zmieniasz mnie, a ja wcale nie chcę z tym walczyć, bo staję się lepszym człowiekiem. Wybaczysz mi?

- Jak najbardziej- zapewniła go, sprawiając, że na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ledwo wstała, gdy znalazł się koło niej i ją pocałował. Marlena natychmiastowo się rozpromieniła i z przyjemnością odpowiedziała na ta czułość.

- Tęskniłem, nawet nie wiesz jak bardzo.

- Śmiem twierdzić, że coś na ten temat jednak wiem- uśmiechnęła się, gdy odgarnął pasmo jej włosów.- Nie rób więcej czegoś takiego.

- Nigdy, przenigdy- obiecał jej.- A teraz lepiej się szybko ewakuujmy, bo bibliotekarka jak nic zaraz tu wparuje i da nam szlaban za zakłócanie ciszy i spokoju.

Marlena przystała na jego propozycje. Szybko się spakowała a on odstawił książki. Umknęli w dosłownie ostatniej chwili, gdyby zostali minutę dłużej, bibliotekarka by rzeczywiście wystawiła im szlaban, ale skoro zdążyli opuścić jej królestwo to nie musieli się martwić. Mogli się cieszyć swoją bliskością, za którą tak tęsknili, że czas dzielący ich od ciszy nocnej zdawał się zaledwie mrugnięciem. Nie chcieli się rozchodzić do dormitoriów, bo następnego dnia mieli wsiąść do pociągu. Wcześniej planowali, że spotkają się dopiero w sylwestra u Potterów. Teraz mieli wrażenie, że to okropny pomysł, którego nie dało się jednak zbytnio zmienić. Mieli jednak siebie, a to najważniejsze. Syriusz całkiem zapomniał o fakcie, że chociaż raz przestał się buntować i uległ komuś innemu. Przyznał jej rację i nie czuł się z tym źle, wręcz przeciwnie, czuł się jak najszczęśliwszy człowiek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro