Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Trędowaci

Przygotowania do zemsty rozpoczęli już następnego dnia, gdy Syriusz wypytał Ellen o kolegów jej brata, by poznać nazwiska osób biorących udział w nieuczciwym pojedynku. Było to konieczne żeby Huncwoci mogli się dowiedzieć, w których dormitoriach mieszkają i które łóżka zajmują. Potrzebowali tej informacji by ich plan się powiódł.

Ich zemsta wydawała się na pierwszy rzut oka zwykłym dowcipem, ale tym razem jego efekt miał trwać zdecydowanie dłużej. Jednak by wszystko się udało, okazało się, że tym razem Marlena nie miała im zapewnić alibi tylko stać się członkiem spisku. W pierwszej chwili zaprotestowała, ale po wysłuchaniu argumentów przyjaciół, zmieniła zdanie i zgodziła się im pomóc.

Lily miała w razie potrzeby powiedzieć, że we dwie uczyły się w swoim dormitorium, chociaż zdaniem huncwotów nie było szans żeby ktoś ją podejrzewał. Syriuszowi maiła w razie potrzeby zapewnić alibi Ellen, twierdząc, że byli razem na spacerze w dzień przed wystąpieniem objawów. O dziwo, szalony plan zakładał dostanie szlabanu przez resztę huncwotów, ale z doświadczenia wiedzieli, że zostaną ukarani jednym dniem za ożywienie zbroi, na czym dadzą się wyjątkowo przyłapać.

- Jesteście szaleni- stwierdziła blondynka w środowy poranek, gdy Lily i Remus oznajmili, że eliksir jest gotowy.

- Nie ma szans żeby ktoś nas obwinił za ten żarcik- zapewnił ją James.- A dobrze wiemy, że się im należy, nikt nie będzie atakował naszych bezkarnie, prawda Łapo?

- Ja bym najchętniej po prostu przyłożył bratu w nos, ale ten plan też mi się podoba. Dostaniemy się tam niezauważeni, a po piętnastu minutach już nas nie będzie, oni natomiast obudzą się jutro i zaczną czuć, że coś jest nie tak, a później...- Black uśmiechnął się szeroko.- To będzie piękny widok.

Marlena zacisnęła usta i nic nie powiedziała, chociaż bała się tego, co ją czeka. Nigdy nie brała udziału w dowcipach huncwotów, nawet o nich nie słuchała, bo wolała nie wiedzieć, co tych czterech wyprawia by tak skutecznie wkurzać nauczycieli. Teraz jednak została wplątana w ich plany i nie mogła się już wycofać, chociaż nie wierzyła w to, że nikt ich nie zobaczy.

Działania rozpoczęli tuż po kolacji, na której Syriusz, Marlena i Lily pojawili się, jako pierwsi by szybko opuścić jadalnie. Obserwowali stół Ślizgonów, przy którym pojawiało się coraz więcej osób. Gdy większość była już na miejscu, opuścili wielką salę i rozdzielili się niedaleko od wejścia. W ślad za nimi wyszła Ellen, która przecież musiała zniknąć na kilka chwil, tak by McGonagall jej nie zauważyła, bo była jedynym alibim, jakie miał Syriusz. Na szczęście Krukonka była chętna by pomóc dopiec Ślizgonom i nie miała nic przeciwko ukrywaniu się przez pół godziny w pustej klasie.

Tym czasem Marlena i Łapa ukryli się pod peleryną niewidką Jamesa i poszli razem do lochów. Blondynka nie wierzyła w skuteczność tego materiału aż nie minęło ich kilku Ślizgonów, którzy ich nie zauważyli, chociaż stali zaledwie krok od nich.

- Niesamowite- wyszeptała dziewczyna.

- Mówiłem, ale teraz cicho, bo mogą nas usłyszeć- przypomniał jej i ruszyli dalej. Dla ułatwienia, by peleryna ich dokładnie okryła, Syriusz objął ją ramieniem.- Zaraz będzie po wszystkim.

Dziewczyna wierzyła chłopakowi. Miała nadzieję, że jego wieloletnie doświadczenie w wycinaniu innym dowcipów, uchroni ich przed zdemaskowaniem. Wolała nie zostać przyłapana przez Ślizgonów, zwłaszcza na ich terenie, gdzie nie mieliby z nimi żadnych szans, ponieważ mieliby tam druzgocącą przewagę. Mogliby nie wyjść stamtąd cali, kto wie, do czego posunęliby się poplecznicy Voldemorta gdyby w ich ręce wpadło dwoje Gryfonów.

Marlena nie wiedziała skąd Syriusz znał hasło do drzwi, ale dzięki niemu udało się im dostać do niemal całkiem pustego salonu. Tylko jeden uczeń siedział przy kominku i coś czytał, nie zwracając uwagi na otoczenie. Black poprowadził ją najpierw do żeńskich dormitoriów. Za sprawą mapy upewnili się, że nikogo tam nie ma nim, cicho otworzyli drzwi i weszli do środka. Marlena pilnowała żeby nikt ich nie zaskoczył, a tym czasem Syriusz spryskał posłanie Ślizgonki eliksirem przygotowanym przez ich przyjaciół.

Nic złego się nie stało, co sprawiło, że Marlena uwierzyła w powodzenie ich planu. Jej towarzysz aż się zdziwił, widząc w jej oczach jakiś dziwny błysk. Gdy dotarli do kolejnego dormitorium ona zajęła się rozpyleniem eliksiru, uważając żeby, chociaż jedna kropla nie spadła na nią, wiedziała jak to może się skończyć i wolała tego uniknąć, ale nie mogła się opanować. Nie sądziła, że kiedyś przyłoży rękę do czegoś takiego, a tym czasem bardzo się jej to spodobało.

- Kim ty jesteś i co zrobiłaś z naszą Myszką?- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.- Jeszcze chwila, a rozpyliłabyś to we wszystkich pokojach.

- To twoja wina, ja nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam- przypomniała mu. Czuła się dziwnie z tym, co zrobili, ale w pewien sposób się jej to spodobało.

- Dlatego się bałem, że przez ciebie wpadniemy- dziewczyna uderzyła go w ramie.- No, co, przecież ty nigdy nie brałaś udziału w takiej akcji, w ogóle nie łamałaś regulaminu szkolnego. Dla nas to codzienność, dlatego tak dobrze sobie radzimy w podobnych sytuacjach.

- Nie ma się, czym chwalić- oddała mu mapę, z której dzięki krótkiej formułce, zniknęły wszelkie linie i teraz wyglądała jak zwykły pergamin..- Reszta już pewnie tłumaczy się McGonagall.

- Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem to już dostali szlaban. Nasza kochana Minerwa pewnie się cieszy, że nas w końcu na czymś przyłapała, pewnie się zdziwi, gdy zobaczy jutro Ślizgonów- Syriusz wyglądał na bardzo zadowolonego.- Weź pelerynę i leć do naszej wieży i grzecznie się poucz z Lily, a ja idę poszukać Ellen.

- Tylko nie przesadź z tym alibi- okryła ramiona peleryną, dzięki czemu większość jej osoby rozpłynęła się w powietrzu.

- Nic nie obiecuję- odgarnął włosy, przyglądając się jej z lekkim zakłopotaniem.- Zmykaj Myszko.

- Oj Pchlarzu, już ja ci się kiedyś odwdzięczę- poprawiła materiał i zniknęła całkowicie.

Syriusz poczuł silne ukłucie w brzuch, gdy go dźgnęła różdżką. Dziewczyna się zaśmiała i po chwili Black został całkiem sam. Powoli ruszył w kierunku umówionego miejsca spotkania z Ellen. Brunetka uśmiechnęła się na jego widok.

- Udało się?- zapytała, zarzucając mu ręce na szyje.

- Jeśli Lily i Remus mają rację to efekt będzie niesamowity- zapewnił ją.- Przez dobry tydzień się z tym nie uporają- było widać, że jest z tego zadowolony.

- Nie chciałabym wam nigdy podpaść- przeczesała jego włosy dłonią.- Nie mogę się doczekać aż ich jutro zobaczę- pocałowała go, sprawiając, że szybko zapomniał o wszystkim innym. Ta dziewczyna miała tajemną moc, jeśli chodzi o odwracanie jego uwagi i chyba, dlatego tak ją lubił.

Następnego ranka, Huncwoci wraz z dziewczynami zeszli na śniadanie zdecydowanie wcześniej niż mieli w zwyczaju, chcieli się jak najszybciej upewnić, że ich plan się powiódł. Na twarzach sześciorga Ślizgonów dostrzegli jak na razie niewielkie wypryski, które przypominały lekki trądzik. Uczniowie byli tym zdziwieni, zwłaszcza, że gdy szli spać mieli idealnie gładkie twarze. Grupę Gryfonów bardzo ucieszyła skuteczność eliksiru.

- Udało się- oznajmiła uradowana Ellen, pojawiając się koło nich po zakończeniu drugiej lekcji.- Wyglądają obrzydliwie, Flitwick odesłał ich do pielęgniarki, gdy te pryszcze zaczęły pękać i śmierdzieć.

- Na pewno tego nie uleczą?- zapytała Marlena.

- Nie ma szans, że pozbędą się tego w ciągu tygodnia, nawet, jeśli będą ciągle przemywać twarze substancją od pielęgniarki- zapewniła ją Lily.- I jak Łapcio, czujesz się lepiej?

- Poczuje się jak sam ich zobaczę. Patrząc na to ile substancji rozpyliła Marlena, muszą mieć objawy nie tylko na twarzach. Nasza Mysz się rozszalała.

- Ta Mysz zaraz cię kopnie- ostrzegła go.- A teraz lepiej chodźmy na lekcje, bo dostaniemy szlaban.

Reszta przyznała jej rację. Grupa przyjaciół nie mogła się doczekać obiadu, mieli nadzieję, że upiększeni ich substancją Ślizgoni pojawią się tam i nie zawiedli się. Przy stole Slytherinu siedziało sześć osób, do których nikt inny nie chciał się zbliżyć. Na ich twarzach, szyjach i dłoniach były obrzydliwe wrzody, które wyglądały jeszcze gorzej niż wcześniej za sprawą ciemnobrązowej maści, którą pielęgniarka je posmarowała. Syriusz wyglądał na naprawdę zadowolonego, właściwie efekt był lepszy niż przypuszczał.

- Trzeba częściej współpracować z dziewczynami- stwierdził James.- Nie chcecie oficjalnie zostać huncwotami?

- A kto was będzie wtedy krył?- zapytała rudowłosa.- Ja tam wolę się więcej nie mieszać w wasze paskudne plany.

- A ty Myszko?- blondynka spojrzała na Syriusza.- Wczoraj ci się podobało.

- Tylko trochę- Syriusz nie wyglądał na przekonanego, pamiętał wyraz jej twarzy, gdy rozpylała eliksir.- Nie patrz tak na mnie, nie jestem taka jak wy.

- Wystarczy cię trochę podszkolić- zapewnił ją Łapa.- Będzie z ciebie huncwot- objął ją ramieniem i rozczochrał jej włosy. Blondynka spróbowała się mu wyrwać, ale nie dała rady.

- Jesteś okropny!- chłopak się zaśmiał, ale jej nie puścił.- Łapo!- dziewczyna próbowała uwolnić się z jego uścisku, ale nie miała dość siły.

Dopiero pojawienie się koło nich profesor McGonagall sprawiło, że chłopak uwolnił ją z uścisku. Cała szóstka spojrzała na nią. Ich opiekunka przyglądała się im podejrzliwie.

- Czy wiecie coś odnośnie nietypowej wysypki u części Ślizgonów?- grupa przyjaciół pokręciła głowami.- Nie zawędrowaliście przypadkiem do ich dormitoriów?

- Niby, kiedy?- zapytał niewinnie James.- Przecież wczoraj cały dzień się uczyliśmy, a później spędziliśmy wieczór razem z panią.

- A co robił pan, panie Black?- kobieta wyglądała jakby udało się jej go w końcu na czymś przyłapać.

- Byłem razem a Ellen Abernat z Ravenclaw, spacerowaliśmy po zamku- odparł spokojnie. Kobieta zmrużyła oczy i się im przyjrzała jakby im nie wierzyła.

Nie było dowodów na to, że ktoś przyłożył rękę do nietypowej wysypki u Ślizgonów. Nikt podejrzany nie kręcił się w okolicy ich dormitoriów, a uczniowie zapewnili pielęgniarkę, że w ciągu ostatnich dwóch dni nie mieli kontaktu z żadnymi dziwnymi substancjami.

Huncwoci słusznie przewidzieli, że nikt nie wpadnie na ich trop, a już zwłaszcza na współudział  Lily i Marleny. Jednodniowy szlaban za zaczarowanie zbroi był wart widoku, który towarzyszył im przez następne dni. Pęcherze na twarzach Ślizgonów pękały, a skóra się łuszczyła. Gdy jeden wrzód znikał, pojawiał się nowy i żaden specyfik nie dawał rady tego zwalczyć. Syriusz przyglądał się bratu i miał wrażenie, że jest to lepsze uczucie niż przyłożenie mu w nos. Cała szkoła ich unikała, byli jak trędowaci. Nawet sami ze sobą nie chcieli rozmawiać i woleli utrzymywać dystans. 

Zarażeni Ślizgoni wiedzieli czyja to sprawka, ale nie mogli nic na to poradzić i musieli nosić swoje obrzydliwe maski. Mieli tylko nadzieję, że zwyciężą w zbliżającym się meczu i zetrą uśmiechy z Gryfońskich twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro