Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Grupa wariatów

W piątkowy poranek, Syriusza ze snu wyrwał silny cios poduszką, zadany przez Remusa, który próbował postawić przyjaciół na nogi. Jeśli chcieli zjeść śniadanie to musieli już wychodzić, a tym czasem James ledwo wstał, a Łapa jeszcze leżał.

- Za pięć minut wychodzimy- oznajmił Lupin. Tylko on i Peter byli gotowi.- Bo przyjdzie wam znieść ten dzień z pustym żołądkiem.

- Już wstaje Luniu, idźcie, my was dogonimy- zapewnił go Syriusz.- Zajmijcie nam miejsca.

Remus spojrzał na niego, a później stwierdził, że nie ma sensu na nich czekać i razem z Peterem udał się na śniadanie. Pozostałych dwóch huncwotów szybko się wyszykowało i ruszyło w ślad za nimi. Syriusz nie miał siły, chociaż całkiem dobrze się mu spało. Wizja spędzenia kilku najbliższych godzin w sali lekcyjnej nie poprawiała jednak samopoczucia, zwłaszcza, że za oknem była całkiem ładna pogoda, przynajmniej jak na drugą połowę października.

- Jutro odetchniemy świeżym powietrzem na treningu- przypomniał mu James.- Musimy przećwiczyć nowy manewr.

- Damy radę- odparł krótko, po czym zajął miejsce i zabrał się do jedzenia, wiedząc, że nie mają zbyt wiele czasu.- Gdzie dziewczyny?

- Wychodziły jak my dotarliśmy- odparł Remus.- Gdzieś się śpieszyły, ale pewnie będą na czas.

- Lily to niemal podręczny zegarek, na pewno już tkwią pod salą- zauważył James, nakładając sobie sporą porcję jajecznicy.- Tylko cztery godziny- wymamrotał, po czym wziął pierwszy kęs.

- Jakoś mniej nie cieszę na ten weekend- przyjaciele spojrzeli na Syriusza.

- Kim jesteś i co zrobiłeś z Łapą?- w wykonaniu Jamesa nie zabrzmiało to aż tak wyraźnie, ponieważ miał usta pełne jedzenia, ale jego przyjaciele i tak domyślili się, o co mu chodzi.

- Trening goni za treningiem i jeszcze ta nauka- westchnął.- Żyć się odechciewa.

- Idź lepiej do pielęgniarki, jeszcze nigdy nie narzekałeś na treningi, zwłaszcza Quidditcha- Remus przyjrzał się mu badawczo.- Wszystko w porządku?

- Taaa, jestem tylko jakoś dziwnie zmęczony- utkwił wzrok w jedzeniu.

Z trudem wmusił w siebie cała porcję. Gdy skończył wstali i razem poszli na zajęcia, które ciągnęły się mu niemiłosiernie, przyprawiając o ból głowy. Zaszył się gdzieś na końcu sali i robił wszystko, co w jego mocy by nie rzucać się w oczy nauczycielowi. Jeszcze tylko brakowało żeby ktoś mu zadał pytanie, na które w tamtej chwili nie byłby w stanie udzielić poprawnej odpowiedzi.

Nim zajęcia dobiegły końca, zaczął kichać i głowa rozbolała go na dobre. Remus radził mu żeby zwolnił się z ostatniej lekcji i poszedł do pielęgniarki, ale Syriusz jak zawsze to zignorował. Nie był chory od lat i nawet po całym dniu na deszczu nie łapało go przeziębienie, a przecież teraz właściwie nigdzie nie wychodził.

- Wyglądasz fatalnie- zauważyła Marlena, gdy razem wychodzili z sali lekcyjnej.- Wszystko w porządku?- zatrzymała go nim ruszył w kierunku wieży Gryffindoru.

- Tylko głowa mnie boli- machnął lekceważąco ręką, ale wtedy dziewczyna podeszła bliżej i przyłożyła mu dłoń do czoła. Chłopak odruchowo wtulił twarz w jej dłoń.- Moja mama nigdy tak nie robiła, wysyłała skrzata- oznajmił sennym głosem. Marlena nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, jedynie mocniej zacisnęła usta.- Zimno mi.

- Nic dziwnego, masz gorączkę. Idziemy do pielęgniarki- Syriusz chciał się od tego wymigać, ale blondynka mu nie pozwoliła.- No chodź, wypijesz jakiś eliksir i od razu poczujesz się lepiej, przecież jutro musisz być wstanie wsiąść na miotłę.

Ten argument przeważył. Poszedł razem z nią do skrzydła szpitalnego, gdzie jak się okazało musieli chwile poczekać w kolejce, bo pod drzwiami zebrało się już kilku innych uczniów z podobnymi objawami. Jak widać łatwo było się zarazić na tak niewielkiej przestrzeni, nawet, jeśli źródłem epidemii był ktoś z Ravenclaw.

- Poło Krukonów była tu w przeciągu kilku ostatnich godzin, tylko brakuje żeby się jeszcze na waszą wieżę to rozniosło- oznajmiła pielęgniarka, podając mu dawkę eliksiru.- Masz wypij to- podała dziewczynie flakonik z przejrzystym płynem.- To na wzmocnienie odporności, nie wyglądasz na chorą i lepiej żeby tak zostało, i tak przeczuwam pracowity weekend.

Po pięciu minutach opuścili skrzydło szpitalne, a wtedy do środka weszła kolejna osoba. Syriusz domyślił się, że skoro zaczęło się to wśród Krukonów to musiał zarazić się od Ellen, tylko z nią miał jakikolwiek bliższy kontakt, a wątpił żeby się zaraził do siedzących w sąsiedniej ławce uczniów.

- Nie ma to jak jesienna grypa- stwierdziła Marlena, gdy powoli kierowali się do wieży Gryffindoru.- Ten eliksir na odporność jest gorszy od tego na przeziębienie.

- To żebyś nie czuła się tak okropnie jak ja- dziewczyna spojrzała na niego z troską.- Spokojnie, już mi lepiej. Zaraz pójdę się położyć i do kolacji wyzdrowieje- obiecał jej.- Ale skoro ten syrop jest tak okropny jak mówisz to może najpierw wyślę pozostałych huncwotów żeby się go napili.

- Widzę, że naprawdę już ci lepiej- oznajmiła uśmiechając się lekko.- Mimo to marsz do łóżka i przykryj się porządnie, jeśli chcesz jutro dotrzeć na którykolwiek trening.

- Spokojnie, przeziębienie mnie nie pokona- głośno kichnął, w ostatniej chwili zasłaniając twarz.- Świat wiruje.

- Może pielęgniarka powinna była ci dać mocniejszą dawkę- chwyciła go za ramię i poprowadziła ostrożnie w kierunku portretu Grubej Damy.- Zaraz będzie lepiej.

Gdy dotarli do wieży, nie było tam zbyt wiele osób. Cześć jeszcze miała lekcje a inni odpoczywali w swoich dormitoriach lub zbierali się już powoli w wielkiej sali, czekając na pojawienie się obiadu. Marlena zaprowadziła Syriusza prosto do jego pokoju i nie wyszła dopóki nie upewniła się, że chłopak poszedł spać.

- Nie musisz mnie tak pilnować- oznajmił, widząc jak się mu przygląda.- No chyba, że chcesz tu poleżeć ze mną.

- Widzę, że gorączka jeszcze nie ustąpiła- poprawiła koc, który był niechlujnie rzucony na jego posłanie.- Śpij, bo jutro będziesz oglądał trening z okna w skrzydle szpitalnym- zagroziła mu.

- Niech ci będzie Myszko- uśmiechnął się złośliwie.

- Nie nazywaj mnie tak- poprosiła.

- W życiu nie przestanę- zaśmiał się cicho.- To do ciebie pasuje, zawsze zachowywałaś się jak taka szara Myszka.

- Weź tak swoją dziewczynę nazywaj, a nie mnie- odparła stanowczo.- Dobra, idę do siebie, a ty odpoczywaj. Jakby coś się działo to krzycz, na pewno ktoś usłyszy.

- Dzięki Myszko- Marlena wywróciła oczami i opuściła jego dormitorium, zostawiając go całkiem samego.

Syriusz przez kilka chwil leżał wpatrując się w sufit. Nie czuł się na tyle zmęczony by zasnąć, ale i tak usnął nim minęło piętnaście minut. Obudził się idealnie w porze kolacji, czując się o wiele lepiej niż wcześniej. Korzystając z tego, że łazienka była wolna, wziął prysznic i wygodnie ubrany, poszedł do wielkiej sali.

Dosiadł się do przyjaciół, którzy musieli odrobinę pożartować na temat jego krytycznego stanu zdrowia i pogrzebu, który jednak będą zmuszeni odwołać. Syriusz jedynie uznał, że stać ich na lepsze żarty i zabrał się do jedzenia. W ciągu dnia nie jadł obiadu, a jako, że znaczeni mu się poprawiło to bardzo chętnie zjadł dwie dokładki i zastanawiał się nad jeszcze jedną, ale nie miał już siły.

- A gdzie dziewczyny?- o ich nieobecności zorientował się dopiero, gdy pusty żołądek przestał mu doskwierać.

- Lily wspominała coś o powtórkach z zaklęć- odparł James.- Nie rozumiem jak można sobie tak niszczyć piątkowy wieczór.

- Ja tam zaraz zamierzam iść spać dalej- przyznał Black.- Jutro muszę być w pełni sił.

- A co jest jutro tak interesującego?- cała czwórka spojrzała na stojącą koło nich Ellen. Dziewczyna zajęła miejsce koło Syriusza i się do nich uśmiechnęła.

- Mamy trening Quidditcha, pewnie zajmie nam pół dnia- wyjaśnił jej James.- Jak tam zdrówko, ponoć Krukoni rozsiewają zarazę?

- Ja tylko raz kichnęłam i nic mi nie jest, ma się tą odporność, ale ty nie wyglądasz najlepiej- oznajmiła, przyglądając się Syriuszowi.

- Już i tak jest lepiej- zapewnił ją.- Pielęgniarka uraczyła mnie lekarstwem na grypę i większość objawów minęła. Wyśpię się porządnie i jutro będę jak nowo narodzony.

- Trzymam cię za słowo. To, co ty na to żebym jutro odebrała cię po treningu, a później poszlibyśmy na spacer przed obiadem?

- Po treningu? Nie mogę- dziewczyna zmarszczyła czoło.- Umówiłem się z nimi i dziewczynami na zakuwanie do zaklęć, Lilka urwie mi głowę jak spróbuje się wykiwać- nic lepszego nie przyszło mu do głowy, ale to wydawało się wiarygodnym kłamstwem.- Wiesz siódmy rok, egzaminy, nawet tak wspaniali czarodzieje jak my muszą się czasem uczyć.

- Syriusz Black i nauka- dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.- Niech będzie, już ja cię później porządnie przepytam- uśmiechnęła się do niego sugestywnie i wróciła do swojego stolika.

- Ona jest bardziej tobą niż ty sam- oznajmił Remus, nie wierząc, że to jest możliwe.- Czy wy tylko obściskujecie się po kątach?

- Nie, czasami rozmawiamy- zapewnił go Black.- Nam taki układ pasuje, a wy się nie mieszajcie, bo specjalistów od spraw związków ja tutaj nie widzę.

- Ej, a ja? Spotykam się z Lily już przeszło dwa miesiące- oznajmił oburzony James.- Chyba coś na temat wiem.

- Rzeczywiście, wiesz jak odstraszać kobiety, dobrze wiemy, że gdyby nie moja interwencja to nic by z tego nie było- przypomniał mu.- Zaraz znajdę jakieś dziewczyny dla Lunia i Glizdka, i będziecie zbytnio zajęci swoimi problemami by wtykać nos w moje życie. Chociaż Remus to już chyba kogoś ma- zaskoczony Lupin spojrzał na przyjaciela.- Ktoś tu ostatnio sporo czasu spędza z Marleną- ta sugestia zaskoczyła pozostałą trójkę.

- Serio, Łapo? Z Marleną? Ja ją tylko uczę jak wyczarować Patronusa żeby jak najszybciej z tobą wygrała- przypomniał mu.- To dobra przyjaciółka, nic więcej. Poza tym nie mógłbym się związać z kimś, kto nie zna prawdy na mój temat.

- No to jest tylko Lilka i McGonagall, a że ruda jest już zajęta to zostaje ci tylko nasza urocza Minerwa, jestem pewny, że zgodzi się na romantyczną kolację- Remus nie wyglądał na rozbawionego, w przeciwieństwie do swoich przyjaciół.- Daj spokój, Luniek to nie koniec świata, na pewno wiele osób ma takie podejście jak my.

- Nikt nie jest tak szalony jak wy- zapewnił ich Lupin.- Poza tym ja aktualnie nikogo nie szukam i niech tak na razie zostanie. Egzaminy, zakon, mój mały problem to i tak dość wiele jak na jedną głowę

- Za dużo myślisz- stwierdził Peter, a reszta musiała się z nim zgodzić.

Remus jednak nie żartował, nie chciał nikomu więcej komplikować życia swoim problemem. Już jakiś czas wcześniej pogodził się z myślą, że najprawdopodobniej całe życie spędzi samotnie. Wiedział, że jeśli ktoś jest blisko to łatwo można go zarazić albo przekazać wilkołactwo następnemu pokoleniu, a tego chciał uniknąć za wszelką cenę.

Jego przyjaciele nie musieli tego rozumieć, wiedział, że chodzi im o jego dobro, ale on musiał myśleć o innych. Cieszył się, że ma takich świetnych przyjaciół, a reszta go zbytnio nie obchodziła. Dzięki tej grupie wariatów nie był samotny, nic więcej nie potrzebował do szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro