Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.Szczwana Mysz

Następnego dnia zarówno Marlena i Remus wstali niewyspani za sprawą nauki do późno. Blondynce udało się, co prawda zrobić całe zadanie z numerologii, ale jak już zaczęła nad nim pracować to nie potrafiła przerwać, dlatego tkwiła nad nim do pierwszej w nocy i teraz czuła się tak okropnie. Jedynym plusem był fakt, że tej nocy będzie mogła porządnie odpocząć, bo wszystko miała odrobione, a piątki poza numerologią nie miała nic szczególnie wymagającego.

- List do ciebie- oznajmił James, który przyszedł do wielkiej sali, wcześniej niż ona.- Sowa robiła straszne zamieszanie, więc go odebrałem i ją odesłałem.

- Dziękuję- przyjęła kopertę, na której rozpoznała pismo Padmora.

- Czego tym razem chce ten przeklęty auror?- dziewczyna spojrzała na siedzącego obok niej Syriusza, który wyglądał jakby mu ktoś dolał czegoś obrzydliwego do owsianki.

- Przesyła ci pozdrowienia- odparła, uśmiechając się przesadnie słodko.- W końcu tak za nim przepadasz, że nie mógł o tobie zapomnieć- Black posłał jej wściekłe spojrzenie.

- Widzimy się pod salą- oznajmił zabierając tosta. Ściskając go mocno w dłoni, opuścił jadalnie.

- Marlena, ty chyba naprawdę zaczęłaś flirtować z naszym nauczycielem- zauważyła Lily.

- Po pierwsze to nie jest nasz nauczyciel tylko starszy stażem kolega ze "stowarzyszenia", a po drugie ja z nim nie flirtuje- oznajmiła, otwierając list.

- A on o tym wie?- Marlena posłała rudej wściekłe spojrzenie i skupiła się na zawartości listu.

Nie znalazła w nim nic dziwnego, zwykła wiadomość od przyjaciela, podobną mogłaby dostać od kilku innych osób. Zaczynała podejrzewać, że Lily ma dziwny plan, znalezienia jej kogoś skoro sama ma chłopaka, ale jeśli liczyła na Padmora to źle trafiła. Blondynka myślała o nim tylko w kategoriach przyjacielskich i nie miała czasu by zmienić ten stan rzeczy, poza tym sama nie wiedziała, czy chciałaby spotykać się z kimś takim jak młody auror. Nie chodziło o różnicę wieku tylko o podejmowane przez ich dwójkę zobowiązania. Ona, tak jak on, chciała pracować w biurze aurorów i jeśli nic nie ulegnie zmianie to oboje mieli być członkami Zakonu Feniksa. Niby dobrze by się złożyło, bo nie musieliby mieć przed sobą tajemnic, ale z drugiej strony, oboje byliby ciągle wystawieni na wielkie ryzyko.

Marlena próbowała od siebie odgonić te myśli, nie chciała nic zmieniać w tej relacji, ale jak ktoś raz zasieje ziarno niepewności to trudno je później wyplewić. Nawet wymagające zajęcia nie potrafiły w pełni usunąć myśli na temat pewnego aurora, co z czasem zaczęło ją irytować.

- Nigdy więcej nie pleć podobnych głupot- fuknęła na Lily, po czym razem z Remusem poszła odpracować swój szlaban.

- Chyba trochę ją wkurzył ten list- zauważył James, łapiąc dłoń rudowłosej.

- Nie tylko ją- przypomniała mu, zerkając na Syriusza, który został w tyle razem z Ellen.- Może i dobrze, że sobie znalazł tą Krukonkę, dzięki temu, jeśli ona wybierze Padmora to nie będzie powodów do złości.

- Ty naprawdę za dużo myślisz o problemach innych ludzi i ich relacjach. A co ze mną? Z twoim biednym chłopakiem?- James się zatrzymał, zmuszając ją do tego samego.- O mnie już wcale nie myślisz.

- Myślę, mam podzielną uwagę. Zdziwiłbyś się jak często zadręczasz moją głowę- chłopak uśmiechnął się i ją pocałował.

- Uwielbiam cię- zapewnił ją.- Ale już nie wtykaj tego ślicznego noska w relacje innych ludzi- poprosił.- Niech to się toczy po swojemu.

- No dobrze, postaram się nie zbliżać do tego tematu, ale mówię ci, że Syriuszowi jakoś dziwnie na niej zależy.

James o tym wiedział, ale wolał niczego nie robić w tej sprawie. Znał swojego przyjaciela jak prawie nikt inny i wiedział, że do niczego go nie przekona. Jeśli miedzy Blackiem, a Marleną miało się coś zmienić to tylko oni mogli to zrobić. Interwencja z zewnątrz tylko by pogorszyła sprawę i dała Syriuszowi nowy obiekt, przeciwko któremu mógłby się buntować, a przecież nie o to chodziło.

Poza tym nic nie wskazywało na to, że blondynce zależy na Blacku. Owszem lubiła go i była mu bardzo wdzięczna za ocalenie, ale nigdy nawet słowem nie wspomniał, że Syriusz się jej podoba. Właściwie nie powiedziała czegoś takiego na temat żadnego znanego jej chłopaka. Zbytnio bała się odtrącenia by pozwolić sobie na myślenie o kimś w ten sposób. Łatwiej było nie mieć takich marzeń, bo wtedy człowiek nic nie tracił i nie cierpiał.

Lepiej, jej zdaniem, było po prostu we wszystkich widzieć przyjaciół, zwłaszcza, gdy i oni patrzyli na ciebie w taki sposób. Chyba, dlatego Marlena tak polubiła spędzać czas z Remusem. Młody Lupin mógł być spokojny i opanowany, ale również bardzo przyjacielski. Rozmawianie z nim było czystą przyjemnością, a na dodatek chłopak świetnie radził sobie w roli nauczyciela. Niestety i tego wieczora, po skończeniu szlabany, blondynce nie udało się wyczarować idealnego Patronusa.

- To pewnie wina zmęczenia- zapewnił ją, gdy wracali do wieży.- Wyglądasz jakbyś zaraz miała zasnąć.

- Trochę za długo siedziałam nad zadaniami minionej nocy- przyznała.- Ty chyba również- chłopak przytaknął.- Na szczęście dzisiaj się wyśpię.

- Ja muszę jeszcze napisać jedną pracę z OPCM, ale zajmie mi to nie więcej niż godzinkę. Później doleje reszcie huncwotów eliksiru słodkiego snu żeby nie gadali przez pół nocy i dzięki temu porządnie się wyśpię.

- Kiedy oni się uczą? Przecież oni prawie wcale nie zaglądają do książek.

- Nie mam pojęcia, ale jak to ustalisz to daj mi znać- Remus przepuścił ją pierwszą w wejściu do wieży.

W salonie Gryfonów panował nie mały hałas, a wszystko za sprawą zorganizowanej przez pozostałych huncwotów gry. Wciągnęli do niej kilku innych uczniów i teraz połowa pomieszczenia była zajęta przez osoby grające w jakąś innowacyjną grę w karty. Lily przyglądała się temu z niewielkiej odległości, nie dowierzając w to, że zgodziła się być z Jamesem, który właśnie głośno zajęczał, gdy przegrał.

Remus ominął to zbiorowisko, chcąc jak najszybciej uporać się z pracą domową, a Marlena położyła się na sofie, robiąc sobie z kolan rudej przyjaciółki poduszkę. Lily zagarnęła cześć jej włosów i mimowolnie zaczęła z nich zaplatać warkocza.

- Kto prowadzi?- zapytała blondynka, chociaż nie była tym szczególnie zainteresowana.

- Łapa- odparła krótko Lily. Niestety, w ten sposób zwróciła uwagę Syriusza, który uśmiechnął się dumnie.

- Jak tam Myszko twój Patronus?- zapytał, nie przejmując się otaczającymi ich ludźmi.

- Daj mi spokój, padam ze zmęczenia- zerknęła na niego, wiedząc, że jej niepowodzenia go bawią.- Ale nie martw się, już niedługo z tobą wygram.

Syriusz parsknął śmiechem, po czym wyłożył przed siebie karty, wygrywając kolejną rundę. James zawył ze złości, ale wtedy jego przyjaciel oznajmił, że nie będzie ich bardziej dobijał i dosiadł się do dziewczyn. Lily w tym czasie tworzyła coraz dziwniejszą układankę z jasnych pasm przyjaciółki, ale ta się tym zbytnio nie przejmowała, w tamtej chwili wszystko było jej obojętne.

- Czy Patronus może być pchłą?- zapytał nagle Black, wyrywając ją ze stanu błogiego niemyślenia.- Byłby przecież taki maleńki, że nikt by go nie widział, ale chyba dalej by działał.

- Zdziwisz się jak wyczaruje słonia- oznajmiła, podkulając nogi by zrobić mu więcej miejsca.

- Byłby do ciebie podobny- rozzłoszczona blondynka kopnęła go mocno. Syriusz cicho jęknął po czym mocno złapał nogi dziewczyny i położył sobie na kolanach.- Nie bij mnie ty podła wiedźmo.

- To mnie nie obrażaj ty głupku- Lily zaśmiała się cicho, ale gdy Marlena na nią spojrzała jedynie wzruszyła lekko ramionami.- Do końca tego tygodnia zakład zostanie rozstrzygnięty- zapewniła Blacka.- A teraz mnie puść- chłopak nie zrobił tego.- Lily!

- Jak dzieci- rudowłosa pokręciła głową z dezaprobatą.- Niech je tak trzyma, przynajmniej poprawi ci się krążenie krwi- blondynka usiadła, a wtedy Syriusz głośno się zaśmiał, widząc dzieło stworzone przez Lily.- Jak leżałaś to wyglądało ładniej- oznajmiła, po czym umknęła, korzystając z tego, że Black unieruchomił Marlenę.

- Bardzo zabawne- zaczęła rozplatać dziwne warkocze, obserwowana uważnie przez Łapę.- Nie gap się tak i puść moje nogi.

- Oj już nie bądź taka zła, nie wyglądasz aż tak koszmarnie- zapewnił ją, chociaż z trudem panował nad śmiechem.- Do twarzy ci w tej fryzurze- blondynka spróbowała wyrwać nogi z jego uścisku żeby go kopnąć, ale nie dała rady. Przerwała, więc na chwilę rozplatanie warkoczy i uderzyła go w ramię.- Wiedźma.

- A żebyś wiedział Pchlarzu- Syriusz w dalszym ciągu się uśmiechał. Marlena w końcu uporała się z fryzurą i spojrzała na niego, a później na swoje nogi.- Puść mnie.

- Na pewno tego nie zrobię, nazwałaś mnie Pchlarzem- przypomniał jej, uśmiechając się złośliwie. Marlena sięgnęła po swoją różdżkę.- Myślisz, że się przestraszę?

- Oj tak- w następnej chwili chłopak zaczął się głośno śmiać, a uścisk jego rąk zelżał. Marlena uśmiechnęła się dumnie i wstała, a Black dalej chichotał i nie mógł przestać.

- Cofnij to- z trudem zażądał od niej zdjęcia zaklęcia rozweselającego, ale blondynka nie zamierzała tego zrobić.

- Dobranoc wszystkim- uśmiechnęła się triumfalnie do Syriusza i poszła do swojego dormitorium.

Black chichotał przez następne pięć minut, nim Peter się nad nim zlitował i zneutralizował rzucone przez blondynkę zaklęcie. Od tego śmiechu Łapę aż rozbolał brzuch, nie spodziewał się, że Marlena postąpi w ten sposób, ale jak widać, dziewczyna była sprytniejsza niż się wydawało. Wykorzystała jedno z najmniej oczywistych zaklęć by go pokonać i jej się udało. Syriusz był pod wrażeniem jej pomysłowości, chociaż nienawidził przegrywać.

- Szczwana Mysz- wymamrotał, po czym wrócił do gry w karty, która potrwała jeszcze trochę czasu.

Wygranie kilku kolejnych rund poprawiło mu humor, nikt nie potrafił tak oszukiwać w karty jak on. Gryfoni powoli rezygnowali z zabawy i na koniec pozostał tylko Syriusz i James. Gdyby nie interwencja Lily, tkwiliby tam całą noc, ale rudowłosa skutecznie pogoniła ich do dormitorium, rekwirując przy okazji karty by mieć pewność, że nie będą kontynuować tej gry w swoim pokoju. Black wymamrotał jedynie coś o niszczeniu dobrej zabawy i poszedł się położyć, chociaż wcale nie chciało mu się spać. Niestety Remus już usnął i żeby go nie budzić, jego przyjaciele musieli zrobić to samo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro