⊙Rozdział 22. Atak na Salem cz.1⊙
Tajemnicza postać stanęła na wzniesieniu skąd idealnie widziała panoramę Salem. Uniosła ręce ku górze, a za nią pojawiły się ogromne czerwonozłote wrota. Wyglądały jak pysk rogatego demona, który tylko czeka na pochłonięcie całego świata. Powoli się one otworzyły, a z nich wychodziły wszelakie szkarady. Demony różnych rozmiarów i odmian, a także inne Postać rozstawiła ręce, a tym razem pojawiły się fioletowe portale, z których wyszli odziani w zbroje mężczyźni i kobieta wyglądająca na ich przywódczynie.
— Zbuntowani! Władcy pustki i inne bestie! Zostaliście przyzwani w jednym celu, by nieść chaos i zniszczenie!
Humanoidalne stworzenie wykrzyknęły, a inne nieludzkie istoty zaryczały głośno. Tego dnia Salem spłynie krwią.
⊙⊙
Siedziałem z Chrisem i rozmawiałem z nim już sam nie wiem o czym. Piłem w spokoju kawę i tak naprawdę ignorowałem mojego partnera. Spojrzałem w bok na stoisko z kebabem i zrobiłem się głodny. Oczywiście nie kupie sobie go bo nie mam jak zawsze pieniędzy. Niestety praca może i dobra, ale opierdalają się z płatnościami.
— Słuchasz ty mnie? — zapytał zdenerwowany Chris.
— Ja cie nigdy nie słucham — odparłem. — Powinieneś to wiedzieć.
Już otwierał usta, aby wysłać w moją stronę koślawą uwagę, gdy jeden z domów wyleciał w powietrze i rozsypał się na drobne kawałki. Zewsząd zaczęły napływać demony i inne bestie. Przeklinałem pod nosem i osłoniłem kilku ludzi za pomocą lodu.
— To nie demony Greeda. — powiedziałem, a Chris zerwał się.
— No to zajebiście — powiedział, a jego ciało pokryły tatuaże piorunów.
Z niewiarygodną prędkością zaczął ewakuować ludzi z miasta do miejsca, którego pilnują strażnicy Selgana. Podskoczyłem w górę i wbiłem nogę w jednego z ghuli, który chciał mnie zaatakować. Było ich za dużo, nawet dla mnie. Salem było stracone jeśli zaraz bym czegoś nie wykombinował.
— Impreza zamknięta czy można dołączyć? — usłyszałem dobrze mi znany denerwujący głos Greeda, który stanął przy mnie.
Wyglądał inaczej niż zwykle. Jego ręce zmienione były w szpony pokryte złotą łuską. Z głowy wyrastała mu para długich rogów, a z tyłka i pleców wyrastał ogon i dwie pary złotych skrzydeł. Miał na sobie tylko czarne skórzane poszarpane spodnie i nic poza tym. A jego złote gadzie oczy patrzyły na demony przed nami.
— Zawsze jesteś widziany na takich bibach. — Uśmiechnąłem się.
— Więc wyrównajmy szansę — powiedział, a na jego dłonie zaszły złote płomienie.
Zaczął kręcić nimi kółka i otworzył przez to dwa złote portale. Z jednego wyskoczyły piekielne ogary. Psopodobne bestie o płonącym czarnym futrze i czerwonych ślepiach. Na szyjach miały założone złote obroże z drogimi kamieniami, co oznaczało, że należą one do Greeda. Z drugiego zaś wyszli jego bracia Pride, Wrath, Envy, Gluttony i Sloth.
— Widzę, że mamy miejsca w pierwszym rzędzie na rzeź — powiedział Gluttony.
— I tak nas nie pokonają — odparł Envy.
— Mogą próbować i tak nie pokonają wspaniałego Prida — odparł grzech pychy.
W ziemię obok mnie uderzyły pioruny, a tam pojawił się Chris. Miał na sobie czarne skórzane spodnie i tego samego koloru buty. Na całym jego ciele były tatuaże w kształcie piorunów. Świeciły się neonowo, wyglądało to tak jakby płynęła przez nie żywa energia. Całe jego tęczówki były jaskrawo żółte, a białka lekko niebieskie. Z pleców wyrastały mu skrzydła zrobione z błyskawic.
— Ewakuowałem ludzi i zostawiłem z nimi Eli i Nelo do pomocy. — powiedział uśmiechając się szeroko przy tym.
— Są w dobrych rękach — powiedziałem.
— No przecież. — Uśmiech nie schodził mu z twarzy — Moja cudowna narzeczona się nimi zaopiekuje.
— Tylko oby nie przesadziła — wtrącił się Greed.
— Znasz ją od dzisiaj? — spytał Chris ze śmiechem.
Spojrzałem ponad swoje ramie gdzie wyrósł z ziemi Selgan w swojej prawdziwej postaci. Na jego ramieniu siedział czerwony sokół, a przy boku stała zielonowłosa kobieta ubrana w strój z liści. Usłyszałem huk, a przy nich wylądował mężczyzna o białych włosach z których wyrastały wilcze uszy, natomiast z tyłu wilczy ogon.
— Strażnicy bronią mieszkańców w siedzibie razem z Elizabeth i jej chowańcem — powiedział Ger w moim kierunku, a ja kiwnąłem głową.
— Gotowa Sellis? — Selgan zapytał driadę stojącą obok niego.
— Jak zawsze złotko, jak zawsze. — Uśmiechnęła się.
— To do roboty! — wykrzyczałem, a wszyscy rozlecieli się w różnych kierunkach.
⊙⊙
Gniew wykonując piruet rozciął demony przed sobą na pół. Uchylił się i przebił kolejnego napastnika ogonem. Obrócił się do tyłu i ognistym podmuchem spalił zbuntowane demony mrozu.
— Tak! Więcej!
Wbiegł w sam środek armii zbuntowanych, odrywając i paląc wszystkie możliwe kończyny.
— Czy my tu jesteśmy w ogóle potrzebni? — zapytał Sloth stojąc przy braciach i patrząc na ubrudzonego w krwi i rozradowanego Wratha.
— Też sobie zadaję to pytanie — odpowiedział Gluttony. — Dobra nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem.
— Powiedz mi coś nowego Tony — odparł Envy poprawiając kaptur na głowie.
— Skończcie pierdolić i do roboty! — wrzasnął na nich Pride.
— Tak, tak już... — Cała trójka odpowiedziała jednocześnie i rozdzieliła się.
Grzech zazdrości wylądował pośród zbuntowanych demonic pożądania i spojrzał na nie z politowaniem, kiedy te rzuciły się na niego. Złapał za jeden z zawieszonych na sobie łańcuchów i rozciął te najbliżej jego wzdłuż kręgosłupa. Zacmokał, kręcąc przedmiotem jak biczem. Jedna z demonów chciała wbić mu ostrza w plecy. Ten zaś obrócił swoją głowę o sto osiemdziesiąt stopni i przebił jej twarz językiem, który stwardniał jak ostrze i wydłużył się przechodząc na wylot. Rozszedł się trzask jego karku, kiedy głowa okręciła się w tą samą stronę i znowu patrzyła na resztę demonów. Wyglądał teraz jakby ktoś okręcił jego głowę o trzysta sześćdziesiąt stopni. Splunął krwią, a przerażone demonice chciały uciec. Głupie nie miały już dokąd. Z ziemi wystrzeliły macki zakończone ostrymi sierpami i rozerwały wszystkie zbuntowane na drobne kawałki.
W tym samym czasie Gluttony walczył z demonami ziemi. Wbił jednemu dłoń pod mostek i uniósł go do góry po czym szarpnął wyrywając żebra. Reszta w tym czasie nawalała go czym mogła. Ogromnymi głazami, młotami, maczugami czy pięściami. Grzech obżarstwa stał niewzruszony, a kiedy jeden chciał walnąć go z młota w twarz uchylił się i złapał go zębami. Z młota został pył, a Tony zrzucił z siebie kamizelkę i ukazał ogromną, pełną ostrych kłów paszcze na brzuchu. Z pleców wystrzeliły mu kolce i przebiły demony stojące za nim. Reszta rzuciła się na niego pełna furii. Nic sobie z tego nie zrobił tylko otworzył paszcze na brzuchu, która wystrzeliła i zaczęła pożerać zbuntowanych. Gluttony oblizał usta na brzuchu z krwi, kiedy wszystkie demony ziemi zostały zjedzone co do kosteczki.
Demon lenistwa powolnym i leniwym krokiem szedł w stronę demonów. Jęcząc i marudząc pod nosem, że mu się nie chce i że jest śpiący. Miał wszystko w dupie nawet, gdy jeden z demonów wskoczył na niego i zaczął gryźć, ten nic sobie z tego nie robił. Klepnął demona w głowę jakby był komarem, a ona została zmiażdżona. Westchnął, kiedy reszta demonów zamierzała go zaatakować. Poruszył się lekko, a wszystkie padły martwe.
— Ale jestem śpiący — powiedział, ziewając i otrzepując ręce z krwi swoich pobratymców. — O tu mogę się zdrzemnąć.
Podszedł do demona większego od niego i rozciął mu brzuch swoją dłonią. Wszedł do środka i ułożył się wygodnie zapadając w letarg. Nie ważne, gdzie śpisz byleby ci było przy tym ciepło.
Pride szedł po polu walki unikając atakujące go demony z łatwością. Pstryknął szponiastymi palcami, a kamienie z ziemi poleciały do góry i podziurawiły zbuntowanych jak ser szwajcarski. Odchylił się w tył i wbił rogi w bestię za nim. Ta ryknęła z bólu. Pride wyprostował się dalej mając demona na swoich rogach i jakby nigdy nic wrócił do spaceru. Kolejny napastnik skoczył na niego, ale zatrzymał się w połowie drogi i pokłonił się wbrew swojej woli. Grzech pychy uniósł swoje ręce do góry i rozerwał bestię, która nabita była na jego rogi. Wszyscy zbuntowani w pobliżu niego pokłoniły się i spuściły głowę.
— Tak, powinniście mi się wszyscy kłaniać — kopnął demona najbliżej niego w twarz i zdeptał głowę. — A teraz bądźcie tak mili i się zabijcie.
Oczy władcy pychy zabłysły tak samo jak zbuntowanym, którzy skręcili sobie karki.
— Niech żyje król — powiedział, stąpając po ciałach jego dawnych sługów.
⊙⊙
W podziemnej bazie strażników, zostali zabunkrowani ludzie, którzy nie przeżyli by walki jaka odbywa się w Salem. Eli wraz z Nelo i strażnikami zapewniała im bezpieczeństwo. Ale bestie znalazły ich i tutaj.
— Zajmijcie się obroną ludzi ja i mój chowaniec zajmiemy się resztą — powiedziała i skierowała się do wyjścia nie słuchając co strażnicy mieli do powiedzenia.
— Wiesz, że Chris cie za narażanie zabije? — spytał Nelo latając obok niej jak kot z Cheshire.
— On może narażać swoje życie to ja nie będę na to bezczynnie patrzeć — odpowiedziała pełna zapału w swoim głosie.
— Pomyśleć, że kiedyś byłaś strachliwą małą czarodziejką.
— Czasy się zmieniły Neloś.
Razem opuścili strażnice i stanęli przed ogromnym dębem otoczonym przez bestie. Od razu w jej kierunku rzucił się jakiś ghul, którego rozsadziła pstryknięciem palców. Reszta stworów zaryczała groźnie i zaczęła nacierać na nią i kota. Turkusowe oczy Elizabeth błysnęły neonem, a co słabsze osobniki zatrzymały się i eksplodowały od środka. W tym czasie ogromny czarny pies o czerwono-krwistych ślepiach znalazł się przed nią i dmuchnął czarnym dławiącym dymem. Na szczęście jej koci towarzysz użył na niej zaklęcia ochronnego i przeniósł kawałek od psa. Black hound zawył i podzielił się na dziesięć innych psów. Wszystkie były tak samo wielkie i niebezpieczne.
— Zajmiesz się tymi kundlami? — zapytała El swojego towarzysza.
— Oczywiście — syknął i zaczął rosnąć. — Nienawidzę kundli.
Teraz nie był już małym popielatym koteczkiem, a czterometrowym tygrysem, o białej sierści pokrytej niebieskimi świecącymi paskami. Jego ogon stał się chudszy i dłuższy. Z pyska wystawały długie i ostre kły, a z pleców kolce układające się w grzebień. Z przednich łap leciał szary dym.
Nelo nie czekając rzucił się na psa. Jeden nie zareagował w porę i został rozerwany na kawałki przez jego masywne i ostre szpony. Psy przeprowadziły skoordynowany atak. Nie były wbrew pozorom głupie. Po trzy osobniki zaatakowały z boków kota, jeden z góry, a dwa pozostałe od tyłu. Tygrys zaryczał, a bestia nad nim eksplodowała od uderzenia piorunem. Jego ogon niczym bicz rozciął psy za nim idealnie wzdłuż kręgosłupa. Pozostałe sześć wgryzło się w jego boki. Nelo zaryczał ponownie tym razem z bólu, a z jego boków wystrzeliły kolce, przebijając cztery houndy. Dwa ostatnie złączyły się w jednego ogromnego i skoczyły, zionąc dymem na Nelo. Kot zwinął się w kłębek i zaczął się kręcić. Kundel nie zdążył już nic zrobić nabił się na jego kolce i został rozcięty jak przez piłę tarczową. Elizabeth w tym samym czasie siłą swojego umysłu wyrwała serca wszystkim pozostałym bestiom.
— Skończyłeś? — zapytała, podchodząc do kota, który pokiwał łbem. — Zuch chłopak. — Uśmiechnęła się i go podrapała po łbie.
Tygrys zamruczał, radośnie machając ogonem i przymilał się do swojej pani. Po czym zmiażdżył łapą łeb kundla, który jeszcze jakimś cudem przeżył.
⊙⊙
Driada, wilkołak i raróg stali otoczeni przez voidy. Albo raczej rycerzy pustki, każdy wyglądał tak samo jak jakieś miniony z gry komputerowej. Brakowało im tylko imion minion czwarty czy dwudziesty ósmy. Wracając każdy był ubrany w fioletowe zbroje, a na twarzy mieli srebrne maski spod, których wydobywała się niebieska łuna. W dłoniach trzymali miecze, tarcze młoty, kusze, łuki, ale i także karabiny czy pistolety.
— Widzę, że mamy ich tu sporo mamo — powiedział Gerard w stronę Selis.
— Mhm... ale co to dla nas? — odpowiedziała z uśmiechem na ustach. — Fio dołączysz do zabawy?
Raróg zaskrzeczał i zleciał z jej ramienia na ziemię. Zakrył się skrzydłami i zaczął rosnąć. Wyprostował się i odsłonił. Wyglądał teraz jak człowiek o czerwonych, krótkich włosach takiego samego koloru spodniach do kolan i złotych oczach. Zamiast stóp miał szpony, a z pleców wyrastała mu para krwisto-złotych skrzydeł pokrytych płomieniami. Na całym ciele miał złote tatuaże płomieni. Fio strzelił karkiem i spojrzał na voidy.
— Jak dawno nie było mnie w tej formie — powiedział.
— Gotowy na rozróbę? — spytał Gerard przybierając postać wilkołaka, jego białe futro aż lśniło od padających na nie promieni słońca.
— Zawsze jestem gotów.
Gerard rzucił się na voidy znajdujące się przed nim, ci nawet nie zdążyli zareagować, kiedy wilkołak rozrywał ich na kawałki.
— Przyspieszyłeś go? — spytała driada.
— Odrobinkę. — Fio uśmiechnął się i wzleciał do góry.
Kilka voidów spojrzało za nim i wypuściło serię z karabinów w jego stronę. Wykonując beczkę uniknął ich ataków. Rozłożył płonące skrzydła i dmuchnął na nich topiąc broń palną. W tym czasie w jego stronę poleciał bełt, który zatrzymała roślina kontrolowana przez Selis. Voidy z bronią białą ruszyły na nią. Driada złożyła ręce, a korzenie spętały żołnierzy, także ci nie mogli się poruszyć. Gerard w tym czasie wyrzynał ich w pień. Odrywając to kończynę, to miażdżąc tchawicę. Fio zapewniał im wsparcie z powietrza i swoim płomieniem zabijał tych większych. Minęło kilka chwil, a Ger wgryzał się w ostatniego po czym usiadł i podrapał się łapą po pysku.
— Dobry chłopczyk — Selis uśmiechnęła się podchodząc do niego i drapiąc za uchem.
Gerard mruknął zadowolony i zaczął przymilać się do matki. Fio zaśmiał się i wylądował przy nich składając skrzydła za plecy. Wszystko było by w porządku, gdyby ta jakże urocza scena nie odbywała się w kałuży błękitnej krwi i stosu ciał.
Wyżej Fio jako człowiek XD.
Coraz bliżej święta... a nie to nie to XD coraz bliżej do końca i jak widać się dzieje. Czyżby naszemu antagoniście znudziło się wysyłanie jednej poczwary i wysłała chmarę na miasto? No jak widać tak XD Przy okazji poznaliśmy możliwości bojowe braci Greeda, Eli i jej chowańca oraz Selis, Fio i Gerarda.
W następnym rozdziale znowu się podzieje, a on będzie już w niedzielę. Tak zaczynam maraton bo do napisania został mi tylko jeden rozdział i teraz co dwa dni będzie pojawiać się rozdział z oczu. Cieszycie się? :3
W bestiariuszu pojawiły się nowe wpisy: "Ogary piekieł", "Black hound" i "Żołnierze pustki"
W glosariuszu pojawiła się aktualizacja: "Fio"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro