⊙Rozdział 21. Chris⊙
Wytarłem ręce z zielonkawej krwi i otrzepałem się z kurzu. Kolejny nieumarły w tym tygodniu, coś strasznie dużo ich się narobiło ostatnio. Powąchałem się, pachniałem jak dom Kaspra. Trupem. Normalnie, aż się cieszyć z tak świeżutkiego zapaszku. Westchnąłem i ruszyłem do auta. Jedyne o czym teraz marzyłem był ciepły prysznic, coś do jedzenia i moja słodka narzeczona. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Po kilku minutach byłem już u siebie na podjeździe. Opuściłem pojazd i ruszyłem do domu.
— Skarbie wróciłem — oznajmiłem, wchodząc do środka i wieszając płaszcz na wieszaku.
Hol nie był jakoś szczególnie zdobiony. Od białe ściany z rożnymi obrazami i szafką na buty. Eli mi nie odpowiedziała, więc wszedłem do salonu i dostałem w twarz butelką z niebieskim płynem. Naczynie rozbiło się i zmieniło w pył. Jęknąłem masując obolałe miejsce i uniosłem wzrok na piękność przede mną. Miała ona czarne kręcone włosy i ubrana była w krótkie spodenki i najzwyczajniejszy czarny T-shirt. Podbiegła do mnie i zaczęła oglądać tymi swoimi pięknymi turkusowymi oczami.
— Przepraszam... niezdara ze mnie — powiedziała ze skruchą.
— A mówiłem ci byś uważała i nie machała, gdzie popadnie— usłyszałem męski głos i spojrzałem na stolik na którym siedział popielaty kot o ciemnobłękitnych ślepiach.
— Wiem, wiem Nelo.
— Nic mi nie jest skarbie — odparłem by ją uspokoić i pocałowałem ją delikatnie w usta. Dziewczyna zamruczała jak kotka i oddała pieszczotę. — Co to w ogóle było? — spytałem, gdy zakończyliśmy pocałunek.
— Eliksir, który miał pomóc nam w odnalezieniu przyczyny nagłych pojawień się nieumarłych — odpowiedział kot liżąc się po łapie.
— I coś mi się... — Złapałem się za głowę i zachwiałem.
Spojrzałem w moje prawo w stronę lustra, a moje oczy stały się neonowoniebieskie. Zacząłem widzieć niebieskie smugi lecące w jednym kierunku. Przekrzywiłem głowę nie widząc co się dzieje, a potem wróciłem wzrokiem do Eli.
— Co widzisz? — zapytała.
— Niebieskie smugi, które lecą na północ — odpowiedziałem.
— Czyli jednak zadziałało. — Miauknął kocur.
— Zadziałało? Co takiego?
— Eliksir lokalizujący nieumarłych — odrzekła Eli z szerokim uśmiechem.
Złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Uniosłem jedną ręką jej brodę i spojrzałem w piękne turkusowe oczy. Nachyliłem się i złożyłem czuły pocałunek na jej delikatnych i miękkich wargach. Dziewczyna od razu oddała pieszczotę i wplotła palce w moje włosy. Uniosłem ją, a ona oplotła nogi w koło moich bioder. Wolną ręką ruszyła w powietrzu tworząc jakiś wzór, a my znaleźliśmy się w łazience. Uśmiechnąłem się i zacząłem ją rozbierać.
⊙⊙
Po małych psotach pod prysznicem z moją narzeczoną i zjedzeniu wspólnej kolacji wyszedłem z domu. Oczy lekko mnie szczypały, a smugi przyprawiały mnie o wkurwienie. Poczułem jak po całym moim ciele przechodzi prąd i zacząłem biec z nadludzką prędkością w stronę, w którą lecą smugi. Zatrzymałem się dopiero przed wejściem do jaskini. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Dylana. Zapytałem go czy Kasper jest w stanie użytkowym. Niestety schlał się z Geedem i pewnie odstawiają "Pisiont twarzy Geja". Warknąłem pod nosem i schowałem komórkę.
Ruszyłem w głąb jaskini. Im schodziłem głębiej tym było ciemniej, a zapach zwłok nasilał się. Doszedłem do kamiennych spiralnych schodów i zszedłem nimi na sam dół. Stanąłem w ogromnych opuszczonych katakumbach. Skrzywiłem się widząc stwory przed sobą. Aż trzy pierdolone odmiany nieumarłych.
Ghule blade potwory o zgniłej skórze i zielonych pustych oczach. Te, które chodziły na dwóch nogach było więcej. A ich przednie kończyny sięgały, aż do ziemi. Stwór był przygarbiony, a z jego pleców wystawał kręgosłup. Zamiast rąk miały długie ostre szpony. Z brzucha wystawały żebra, a czaszkę opinała wyłącznie skóra.
Kolejny był kryptowy. Zgniły człowiek, o szarawej, pokrytej bliznami ibąblami skórze. Skóra opina jego czaszkę, a gałki oczne miał w całościzielone. Ręce ma obwiązane zgniłymi i pożółkłymi bandażami. Brzuch cofnąłsię prawie pod sam kręgosłup. A przy pasie nosił torbę ze zgniłymi częściami ciał. Natomiast jako broni używał ułamanego szpadla.
Ostatnimi byli martwi żołnierze. Nieumarli o krwistoczerwonych oczach pustych oczach. Mieli przegniłą skórę, a z lewej dłoni wydobywał się trujący zielony gaz. Żołnierze wyglądali różnie. Niektórzy z średniowiecza okuci w zbroje z mieczami i tarczami bądź łukami i kuszami. Inni natomiast wyglądali jak rdzenni amerykanie z dzidami lub toporami albo żołnierze z wojny o niepodległość lub pierwszej wojny światowej.
Odwrócili się w moją stronę z warknięciem. Ghule śliniły się i tarły pazurami o kamień. Trupy rycerzy uderzyli mieczami o tarcze, a wszyscy martwi żołnierze wrzasnęli, pokrywając swoje ciała i ubrania czerwonymi tatuażami. Przekląłem pod nosem, kiedy zombiaki zaczęły wpadać w grupowy szał. Kryptowi włożyli dłonie w swoją torbę i zaczęli wyjmować kawałki ciał. Rozerwałem swój prawy rękaw i obwiązałem wkoło swojej twarzy, zakrywając tym samym usta i nos. Odskoczyłem w tył kiedy dymiące strzały poleciały w moim kierunku, a ghule ruszyły na mnie rycząc. Moje błyskawice na niewiele by się tu zdały, dlatego wystawiłem przed siebie rękę.
— Wzywam ostrze Atlasa — powiedziałem.
A spod ziemi zaczął wynurzać się miecz, o czerwonej rękojeści i ostrzu w kształcie zębów. Po jednym oku na każdym boku. Ślepia te płonęły żywą czerwienią. Dwa łańcuch, które wychodziły z rękojeści obwiązały się wkoło mojej ręki. Zamachnąłem się ogromnym ostrzem i rozciąłem te, które skoczyły na mnie jednocześnie spalając na pył. Zablokowałem atak rycerzy od tyłu i wykonałem piruet rozpłatałem ich na pół. Odskoczyłem w bok i przebiłem jak szaszłyk kilku kryptowych. Mimo, że je zabijałem tym razem na śmierć to ich liczba nie malała. Zakręciłem ostrzem nad głową i wbiłem je w ziemię przyklękając. Miecz błysnął czerwienią, a ziemia wzdłuż korytarza pękła, a z niej buchnął ogromny płomień. Trupy w zbrojach zaczęły skwierczeć i spalać się na popiół, tak samo jak ghule i kryptowi.
Wyjąłem ostrze z ziemi i oparłem je na swoim ramię. Ruszyłem dalej wzdłuż krypty, mijając proch spalonych trupów. Po tym wszystkim będę musiał się umyć, bo przesiąkłem zapachem tych pierdolonych truposzy. Zszedłem do ogromnego kamiennego pomieszczenia, wypełnionego trumnami z tego samego materiału. Na jednej z trumien leżały zwłoki, które miały na sobie tylko spodnie. Nad ciałem stał stwór ubrany w czarny długi płaszcz, który zakrywał całe jego ciało. Twarzy nie było widać bo zasłaniała ją maska kruka, podobną nosili lekarze w średniowieczu. W zgniłej dłoni trzymał drewnianą laskę.
— Mogłem się spodziewać, że to wina nosiciela plagi — powiedziałem na głos, a stwór odwrócił głowę o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzał na mnie szkłami maski.
Ciąłem w jego stronę wysyłając falę płomieni, a ten odwrócił całe swoje ciało, które urosło i wypluło kilka trupów tworząc tym swego rodzaju ścianę.
— No tak... jeden z trupów, który ma działający mózg.
Nagle znalazł się przede mną i walnął mnie z laski w brzuch. Skuliłem się i dostałem z kolana w twarz. Zerwał mi moją prowizoryczną maskę i odskoczył do tyłu, kiedy wyprowadziłem cięcie. Jego laska zaczęła dymić na zielono, a w pomieszczeniu unosił się toksyczny dym. Jeśli zostanę tu za długo to umrę przez zatrucie. Rzuciłem mieczem do góry, a jeden z łańcuchów przeszedł na moją drugą rękę. Ostrze podzieliło się na dwa mniejsze i szybsze bliźniacze ostrza. Skoczyłem w stronę nosiciela, a ten uniknął płomienia z jednego ostrz, przy drugim zasłonił się ręką i ją stracił. Spojrzał na odciętą i przypaloną kończynę po czym urosły mu mięśnie. Wyglądał teraz jak Hulk w czarnym płaszczu i z maską na twarzy. Zamachnął się na mnie jedyną ręką, a ja kucnąłem i wbiłem mu ostrze w nogę, a drugie między żebra. Nie zdążył zareagować, kiedy całe jego przerośnięte ciało stanęło w płomieniach.
Kiedy ogień strawił całe jego ciało, złączyłem ostrza i wbiłem je w ziemię. Zostały przez nią wchłonięte, a ja używając swoich mocy błyskawicznie zawaliłem jaskinię i uciekłem z niej. Łapałem oddech i świeże nocne powietrze. Niestety smród dalej był odczuwalny. Będę musiał spalić ciuch, albo dać mojej czarującej narzeczonej do "prania". Pognałem szybko do domu, wziałem długi przysznic, bo ten zapach nie chciał się zmyć i położyłem się przy mojej narzeczonej obejmując ją od tyłu.
— Ciężki dzień? — zapytała sennie.
— I to jak... a teraz śpijmy skarbie.
— Dobranoc Chrisi.
— Branoc moja czarodziejko.
Zamknąłem oczy i napawając się jej cudnym zapachem zasnąłem.
Więc dzisiaj rozdział z perspektywy Chrisa, w której chłop zaszalał. Poznaliśmy jego narzeczoną i gadającego koteczka ^^. A co będzie dalej? Mogę wam zdradzić, że w kolejnych rozdziałach będzie się działo i to sporo, a wszystko zmieni się na inne niż było.
W glosariuszu pojawiły się wpisu: "Nelo" i "Eli"
W bestiariuszu pojawiły się wpisy: "Chowaniec", "Ghul", "Kryptowy", "Martwy żołnierz" i "Nosiciel plagi"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro