Rozdział 13
|22.09.2019 rok|
Ethan nawet się nie ruszył. Nie mógł zrobić krzywdy Alexowi. Ale w tym momencie bardzo chciał. Co to w ogóle miało znaczyć?! Jego wspaniała, nowa dziewczyna mu nie wystarczała?!
Jak najdelikatniej odepchnął od siebie Hamiltona. Spojrzał w oczy niższego. Było w nich widać ból i to niemały. Próbował wyglądać na obojętnego, chodź tak naprawdę miał ochotę nawrzeszczać na młodszego. To było dla niego za dużo. Nie chciał by ktoś się nim bawił. A szatyn ewidentnie to robił.
Zielonooki spuścił wzrok. Zacisnął mocno puści próbując się nie rozpłakać. Nie tak sobie to wyobrażał.
- Przepraszam... - Załkał cicho. - Ja... Rozumiem, że ci się nie podobam... Że nic do mnie nie czujesz... Ale ja... Chciałbym byś wiedział, że nie jesteś mi obojętny. Ja... Poczułem do ciebie coś o wiele mocniejszego niż przyjaźń...
- Tsa. I okazujesz to całując jakaś lafirynde w szkolnym ogródku? - Warkanął.
- Ty... Ty widziałeś...? Ja nie chciałem się z nią całować...! Ona się na mnie rzuciła...! - Podniósł powoli wzrok.
- Na następny dzień chodziłeś za nią w krok, w krok. Rzeczywiście. To nic dla ciebie nie znaczyło. - Sarknął.
- Ethan... - Złapał ramiona wyższego. - Ona groziła, że zrobi ci krzywdę. Dobrze wiesz, że za nią jest wiele uczniów. Nie dałbym im wszystkim rady. Ty też byś nie dał.
- W takim razie. Co tu robisz?
- Gdy szłem do sklepu, wpadłem na jakiegoś gościa. Bardzo podobnego do ciebie. Tylko, że starszego. Więc wiedziałem, że to jakaś twoja rodzina. Rozmawiał przez telefon. Mówił, że nie chcesz z nim rozmawiać. Powiedział też, że i tak cię zabierze. I że wyjedziesz czy ci się to podoba, czy nie. - Zaczął się trząść jak galareta.
- Najwyraźniej spotkałeś mojego ojca. - Westchnął. - Chodź. Musimy porozmawiać, a robi się już zimno.
Otworzył szerzej drzwi. Alex wszedł niepewnie do środka i spojrzał znów na swojego rozmówcę.
- On mówi prawdę? Ty naprawdę wyjeżdzasz? - Szepnął.
- Prawdopodobie tak. Chodź uwierz. Nie uśmiecha mi się to.
- Nie chce cię stracić. - Z oczu młodszego leciały łzy, których nawet już nie ścierał.
Holmes powoli podszedł do Hamiltona i starł kciukiem wodę spływająca po policzkach młodszego. Oparł swoje czoło o te, należące niższego. Spojrzał głęboko w oczy zielonookiego. I się lekko uśmiechnął.
- Jesteś miły, kochany, pomocny, sprawiedliwy, zabawny. Mógłbym jeszcze wymienić wiele innych określeń. Dasz sobie beze mnie radę. A jak będziesz mnie naprawdę potrzebował to wystarczy napisać. Nigdy mnie nie stracisz. No chyba, że znów wpadnie ci do tej twojej pięknej główki ,,bronienie mnie". - Złapał delikatnie za rękę młodszego. - Ale nie myśl, że ci wybaczyłem. Nadal jestem na ciebie zły.
- Wiem. - Wyszeptał. - Mam teraz jeszcze większą ochotę cię pocałować...
Wzrok szatyna zastał spuszczony na wargi wyższego. Niebieskooki cicho się zaśmiał i przybliżył swoją twarz, do twarzy niższego.
- Tym razem nie ty mnie pocałujesz. Tylko ja ciebie. - Po wypowiedzeniu tych słów, Ethan przycisnął swoje wargi do odpowiedniczek Alexa.
Całowali się delikatnie i niepewnie. Brunet bał się, że zakocha się. Rzeczywiście zauroczył się w Hamiltonie. Ale nie była to miłość. Bał się, że tego wieczoru zmieni sie to. A on tego nie chciał. Miał wyjechać. Dobrze wiedział, że tego nie uniknie. Nieważne jął bardzo będzie chciał. Jego ojciec i tak go zmusi do wyjazdu. Nie chciał zostawiać Liama, Theo i Alexa. Nie teraz, gdy wszystko zaczynało się układać. Nie chciał być znowu samotny.
Zielonooki położył na jego policzkach dłonie i otworzył usta. Niebieskooki wsunął do środka swój język. To wszystko było szalone. Ich niepewny, delikatny pocałunek zmienił się w namiętny i szybki. Niższy oderwał się od starszego, gdy zabrakło mu powietrza. Ich twarze były blisko siebie, ich nierówne oddechy mieszały się ze sobą. Na wargi Hamiltona wpełzy szeroki uśmiech. Wtulił się w klatkę piersiową wyższego. Teraz liczyli się tylko oni. Ich pocałunki i przytulasy. Przez tą chwile próbowali zapomnieć, że za niedługo będą musieli się rozstać.
[:}]
Słow: 652
Przepraszam za ten marny opis pocałunku. Pierwszy raz pisze coś takiego. Hiroiki ta sytuacja z tygodnia (chyba było to tydzień temu...) temu się nie liczy. Tamten opis był pisany na zmianę. Ja sama go nie pisałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro