Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

|01.09.2019 rok|

Skończyły się wakacje. Te jebane dwa miesiące wolnego zawsze za szybko mijały. Przechodząc przez pasy zobaczył mnóstwo nowych, jak i starych uczniów. Rozmawiali ze sobą z bananami na mordach. Z czego oni się cieszą? Po co się cieszą? I tak, kiedyś dopadnie nas smutek i wściekłość. Nie lepiej się już do tego przygotowywać?

Westchnął cicho i wszedł do budynku. Tam jeszcze więcej tych zjebów. Szybkim krokiem wszedł do klasy, w której miał zacząć pierwszą lekcje. Usiadł w ławce i wyciągnął z plecaka książkę do matematyki. Od dwóch lat nosił wszystkie podręczniki i zeszyty ze sobą. Wiedział, że jeśli będzie łaził do szafki to ktoś może na niego wpaść. A tego nie chciał. Więc przed, każdą lekcją przychodził to pomieszczenia lekcyjnego.

Zaczął przeglądać książkę i rozwiązywać w głowie działania. Fale zmęczenia dotykały go, z każdej strony. Zamknął na oczy, ale po sekundzie znów je otworzył. Przed oczami miał zimne, zakrwawione ciała sióstr. Nie wiedział dlaczego nadal te wspomnienia go dręczą. Może to poczucie winny? Ale on przecież nie mógł nic zrobić! Wypadek nie był przecież jego winną!

Położył głowę na ławce. Tak bardzo chciałby się cofnąć w czasie. Zrobić wszystko by do tego zdarzenia nie doszło. Wiedział, że jego marzenia nigdy się nie spełnią. Podróże w czasie były nie możliwe. Jedyne z czego się cieszył to to, że jego ojciec przeżył. Jedyna pozytywna rzecz w całej tej historii.

Podniósł powoli głowę. Do jego uszu dotarł dźwięk dzwonka. Po chwili to klasy wbiegła reszta uczniów. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Te same twarze co rok temu. NUDA.

Nagle, ni z stąd ni z owąd zobaczył niskiego szatyna z zielonymi oczami. Go jeszcze nigdy nie widział.

Zielonooki spojrzał na Ethana. Podszedł do niebieskookiego szybkim krokiem. Kilka osób popatrzyło się na brązowo włosego jak na samobójcę.

- Cześć. Jestem Alex Hamilton i jestem tu nowy. - Powiedział niższy.

- Ethan... - Mruknął pod nosem niechętnie.

- Czy mógłbyś mnie oprowadzić po szkole? - Spytał z nadzieją na bruneta.

- Nie zniechęca cię to, że nie wyglądam przyjaźnie? - Skierował swój wzrok na ,,samobójcę".

- Nie. - Zaśmiał się cicho. - Z doświadczenia wiem, że osoby, które wyglądają dość przerażająco zazwyczaj są bardzo miłe i pomocne. Dlatego wole właśnie z takimi osobami rozmawiać. Ci co wyglądają przyjaźnie często są fałszywi i wredni. - Uśmiechnął się lekko w stronę wyższego.

- Ty też wyglądasz przyjaźnie. Według twojego podsumowania nie mogę ci zaufać. - Zmrużył oczy.

- Ja... Nie o to mi chodziło...! Nie jestem fałszywy. Tak mi się przynajmniej wydaje... - Na policzkach szatyna zagościł duży rumieniec.

Na twarzy Ethana wkradł się uśmiech. Chłopak zdając sobie sprawę z tego od razu zaprzestał tej czynności. Kąciki jego ust podniosły się na tylko kilka sekund. Ale, niestety, Alex je spostrzegł.

- Więc...? Odprowadzisz mnie po szkole...? - Zapytał nieśmiało Hamilton.

- Zależy. Kiedy? - Holmes mruknął pod nosem.

Czemu się uśmiechnął? Od ostatnich dwóch lat tego nie rozbił. Po prostu nie dawał rady. A teraz? Zrobił to do obcej mu osoby. Dlaczego ten chłopak go tak zainteresował? Dlaczego cały czas miał ochotę się szczerzyć jak głupi do sera?
Może jest chory? To by wszystko wyjaśniało...

- Dzisiaj, po lekcjach? Przed szkołą? Masz czas? Jeśli nie to nie ma problemu. Dam sobie jakoś radę. - Szatyn podrapał się po szyj.

Brunet popatrzył na swoje ręce. On zawsze po lekcjach miał czas. Nie spotykał się z nikim, a uczył się tylko i wyłącznie z nudów. Nawet bez zakuwania miałby równie dobre oceny co teraz.

- Mam. - Stwierdził krótko.

- To super! To widzimy się po lekcjach? - Zielonooki położył rękę na ramieniu Holmesa.

- Tsa. - Dotyk niższego palił. Ethan nie miał pojęcia dlaczego.

Hamilton uśmiechnął się i usiadł w wolnej ławce. Chwile po tym dzwonek głośno zadzwonił.

Brunet wyciągnął potrzebne książki i zaczął rysować po zeszycie. Dawno nie rysował... Dawno w ogóle zajmował się swoimi hobby. To wszystko zeszło na drugi plan. Chodź tak naprawdę miał więcej czasu niż kiedyś.

- No cóż. Użalanie się nad sobą i zastanawianie się czy jest coś takiego jak sens mojego życia, zajmuje mi bardzo dużo czasu... - Pomyślał.

Spłacił wzrok. Może rzeczywiście jego egzystencja nie ma sensu?

                          [:}]

Słowa: 657

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro