Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodział 9

|21.09.2019 rok|

Minął tydzień od spotkania Ethana i Liam. Szczerze mówiąc Holmes czuł się jak jakieś dziecko skarcone przez rodzica. Irytowało go to niemiłosiernie. Smith nie opuszczał go nawet na krok, dopilnowując tego by znów taki
,,głupi" pomysł nie wadł mu do głowy. Najgorsze było to, że nawet do toalety w szkole nie mógł iść sam. Blondyn opierał się o drzwi do małego pomieszczenia i pukał w nie, kiedy stwierdził, że brunet siedzi tam za długo. Kilka razy mówił niższemu, że mu to nie pasuje. Ale ten miał to w dupie. Starszy był tak zdesperowany by w końcu poprosić Alexa o pomoc. Może Hamiltonowi się uda przekonać tego kretyna. Tak bardzo to wszystko go przytłaczało. Czasem tęsknił za tymi weekendami, kiedy mógł siąść w fotelu i poczytać książkę czy tam po prostu wpatrywać się w ściane. Teraz te dwa dni były przepełnione siłownią, imprezami i pomaganiem mamie Liama. On tylko te spotkania tak nazywał. Ogólnie te imprezy wyglądały tak, że on i jego przyjaciele siedzieli razem w domu brązowookiego, i grali gry komputerowe, czasem też planszowe, jedli nie zdrowe rzeczy, pili nie tylko soczki, rozmawiali. Dowiedział się ostatnio, gdy grali
,,w prawda lub wyzwanie", że brązowo włosy jest zauroczony w jakieś osobie. Ale nie powiedział w jakiej! A gdy razem z Smithem próbowali z zielonookiego coś wydusić, ten uciekł do łazienki i nie wychodził z dwie godziny. W końcu udało im się go wyciągnąć, ale i tak nie dali rady się niczego dowiedzieć.

Westchnął. Była siódma rano, a on już dawno się obudził i był ogarnięty. Właśnie stał przed lodówką zastanawiając się czy coś zjeść. Oczywiście skończyło stwierdzeniu, że to marnotrastwo czasu.

Zarzucił plecak na plecy i ubrał swoje trampki. Zdawał sobie sprawę, że za niedługo czeka go, prawdopodonie nie miła, wizyta w centrum handlowym. Chcąc, nie chcąc musiał mieć buty zimowe. A niestety aktualnie żadnych nie posiadał. Już przyszedł mu do głowy pomysł by wyciągnąć Liama na zakupy, ale zdał sobie sprawę, że dziś Smith miał randkę. Ciężko było to nazwać randką. Najwyżej, spotkaniem z znajomym. Ale Ethan miał na dzieje, że jednak blondyn wyzna dziś uczucia Theo. Irytowało go, że jego przyjaciel co chwile opowiadał mu o tym jak bardzo nieszczęśliwym frendzone się znalazł. Ale jednocześnie nie miał zamiaru nic z tym zrobić.

A najdziwniejsze z tego wszystkiego było to, że poczuł dziwny ból w sercu, gdy dowiedział się o miłości Alexa. Przecież nie powinno go to zaboleć. Wręcz przeciwnie! Powinien się cieszyć! Ale nie potrafił. Za każdym razem, gdy sobie o tym przypominał, miał ochotę naprawdę popełnić samobójstwo. Wtedy napewno ten ból by zniknął. A tego najbardziej pragnął. Nów rozumiał tego. Przerażało go myśl o partnerce Hamiltona. A może to ten plastik, z którym zielonooki rozmawiał pierwszego dnia w szkole? Miał nadzieje, że nie. Tego to już napewno by nie przeżył.

Wyszedł z domu i skierował się w stronę szkoły. Była ona niedaleko. Zaledwie ulice dalej. Przez to mógłby wychodzić o wiele później niż zazwyczaj. Ale tego nie robił. Bo po co? I tak pewnie dłużej by nie umiał spać, a to czy przyjdzie tak wcześnie do tego budynku, nie robiło mu różnicy.

Wszedł na terytorium placówki, kiedy zobaczył osobę, którą najmniej chciał zobaczyć.

- Chyba się porzygam... Ten pierdolony, blond plastik. Dosłownie pierdolony. Pewnie przez ponad połowe szkoły. - Pomyślał.

Oczywiście dziewczyna musiała go zobaczyć. Bo czemuż by nie? Dlaczego on musiał mieć takiego pecha?

- Ty! Emo! Poczekaj! - Warknęła tepeciara.

- Sorry. Z sukami nie rozmiawiam. - Mruknął nawet się nie zatrzymując.

- Mówię coś do ciebie! Masz się mnie słuchać! Rozumiesz?! - Powiedziała z powagą.

- A idź się pierdol. Z tego co słyszałem bardzo lubisz to robić. - Wszedł do budynku nawet nie patrząc za siebie.

Miał gdzieś tego babsztyla. Nie będziesz się słychać jakiejś laluni. Skierował się w stronę sali, w której miał lekcje. Gdy do niej dotarł, oczywiście, usiadł w ostatnim rzędzie. Wyciągnął książkę, która ostatnio go bardzo zaciekawiła i zaczął ją czytać. Pozostało mu tylko czekać, aż zadzwoni dzwnek, a do klasy wejdzie ta banda bezmózgow. I że on, kiedyś się ważył pomyleć o zostaniu nauczycielem. Był naprawdę głupim dzieckiem. Z marzeniami, które były jeszcze głupsze. Teraz napewno by nawet nie pomyślał o tym. I bardzo dobrze.

Spojrzał na plan lekcji, który służył mu za zakładkę.

- Genialnie. - Warknął w myślach. - Biologia, a później geografia! Lepiej już nie mogło być! Ten dzień zaczyna się naprawdę słabo...

Nienawidził biologi i geografii.

[:}]

Słowa: 722

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro