Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

|01.09.2019 rok|

Ethan skierował się w stronę ustalonego miejsca spotka jego i Hamiltona. Wyszedł z budynku i się rozejrzał. Przed szkołą stał Alex z typową pustą, nadmuchaną dziewczyną. Zmarszczył lekko brwi. I podszedł do nich tak by ci go nie zauważyli.

- ...nie przesadzaj! On i tak nie przyjdzie! - Uśmiechnęła się ,,seksownie" blondynka.

- Obiecał, że mnie oprowadzi. Nie wyglądał na osobę, która kłamie. - Szatyn podrapał swoją rękę.

- Uwierz mi. Znam go bardzo dobrze. Holmes jest fałszywym dupkiem bez uczuć. Napewno już jest w swoim domu i pije herbatę. - Babsztyl zażyciu włosy do tyłu.

Po pierwsze, nie zna tej lampucery. Po drugie, nienawidzi herbaty. Po trzecie, nigdy by nie wystawił osoby, która o coś go poprosiła.

Już miał do nich podejść, gdy usłyszał te przeklęte trzy słowa.

- Masz pewnie racje... - Westchnął.

- Serio? Alex naprawdę jesteś taki głupi, że ufasz jakiemuś plastikowi? - Zacisnął pieść.

- Więc... Może ja cię oprowadzę...? - Położyła swoją dłoń na klatce piersiowej zielonookiego.

- Pewnie. - Szatyn uśmiechnął się lekko.

Po chwili obydwoje zniknęli z oczu bruneta.

Ethan skierował się w stronę swojego domu. Był wkurzony. Nie! On był wkurwiony! Myślał, że Alex jest inny! Ale najwyraźniej się mylił!

Założył kaptur na głowę. I szybkim szybkim krokiem, wręcz biegiem, przeszedł przez ulice. Po chwili już był w swoim pokoju.

Rzucił się na łóżko. I wtulił twarz w poduszkę. Miał serdecznie dość tego dnia. Jego życie było jakąś tanią telenowelą.

Od pieprzonymi dwóch lat spotykały go same nieszczęścia. Dlaczego akurat jemu to się przytrafiło? Co on niby takiego złego zrobił?

Nagle się podniósł. Przez co jego kot, który leżał obok niego  zeskoczył z łoża. Wyciągnął jakiś pusty zeszyt i wziął kilka ołówków. Zaczął rysować.

Kiedyś malował różne wesołe, piękne i kolorowe postacie. Teraz szkicował potwora z jego koszmarów.

Nie zastanawiał się nawet przez chwile. Jego ręka sama poruszała ołówkiem po kartce.

Oderwał rysik od papieru. Popatrzył na swoją prace. Postać miała wielki, przerażający uśmiech, dwie pary oczu, sześć macek, ogólnie cała postać była bardzo koścista. Wyglądała dokładnie tak samo jak w jego snach.

Natychmiast zamknął zeszyt i znów wrzucił go do szafki. To wszystko go przerażało. Tak bardzo chciałby się pozbyć tych cholernych koszmarów. Ale wiedział, że nie będzie to łatwe. Jeżeli w ogóle uda mu się z tym cokolwiek zrobić.

Sięgnął po paczkę papierosów i odpalił jednego. Pewnie jakby jego matka go teraz zobaczyła z tych cholerstwem w ustach to by dodał duży opierdol. Ale nigdy go nie dostanie. Bo jej już tu nie ma. A ojciec od tamtej sytuacji zaczął go olewać. Po prostu zaczął się zatracać w pracy. Ewidentny pracoholizm.

Edward, bo tak ma na imię jego tata, nie mógł sobie poradzić z stratą bliskich. Nigdy nie było go w domu. Był w delegacjach lub cały dzień siedział w pracy. Przesyłał na konto Ethanowi pieniądze i utrzymywał dom, w którym chłopak mieszkał. Ostatni raz widział swojego rodzica jakieś pięć miesięcy temu. Ich rozmowa polegała na zwykłym ,,cześć" i ,,pa". I tyle. Ale młodszy Holmes nie był lepszy. Brunet dobrze wiedział, że on i starszy Holmes niszczą się. Najwyraźniej ktoś włączył im tryb samozniszczenia. Niczym w tanich filmach przygodowych. Oby dwoje dobrze o tym wiedzieli. Ale nie próbowali tego zmienić. Stwierdzili, że najwyraźniej to ich przeznaczenie. Samotność.

[:}]

Słowa: 528

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro