Rozdział 10
Notka: Jedna z osóbek wzrociła uwagę na błędy w tym opowiadaniu i bardzo jej za to dziękuje. Przynajmniej wiem co zrobiłam źle. Tak przy okazji. Jeśli zobaczycie jakieś błędy w rozdziałach to piszcie w komentarzach. Bardzo was o to proszę. Miłego czytania ❤️
|21.09.2019 rok|
Nienawidził tych przedmiotów! Baby, które ich uczyły były okropne! Stare pruchwy, które się na niego uwzięły! Większość nauczycieli go nie lubiła. No dobra. Lepszym stwierdzeniem był strach. Bali się go. Zawsze dostawał od nich dobre oceny. Sam nie wiedział dlaczego ci ludzie się go bali. Nie odezwał się nawet do nich słowem. Czy on naprawdę wyglądał tak przerażająco? Ale wracając. Niestety te kobiety, wybrały sobie za punkt chonoru, gnębienie go. W sumie marnie im to wychodziło. Nie raz chciały ośmieszyć go przed całą klasą. Ale Ethan zawsze znał odpowiedzi na ich ,,trudne" pytania. Co kończyło się na tym, że to on śmiał się z nauczycielek. Dziś tak o dziwo nie było. Najdziwniejsze było to, że były dla niego miłe! Może dlatego, że przestał wiecznie chodzić w kapturach? Nienawidziły osób, które tak robiły. Albo po prostu zrezygnowały. To było jeszcze bardziej prawdopodobne. Ale i tak nie lubił tych zajęć. Tak samo jak tych babsztyli.
Westchnął cicho. Zaczął szukać swoich przyjaciół w tłumie uczniów. Podniósł lekko brwi, gdy zobaczył Liama, który radośnie podskakiwał w jego stronę.
- Co się stało? - Spytał, gdy blondyn do niego wreście dotarł.
- Nie uwierzysz! - Pisnął brązowooki. - Wczoraj wreście udało mi się wyznać Theo moje uczucia!
- Wiem. - Zaśmiał się cicho.
- Skąd?! Przecież ci nie mówiłem! - Ździwił się niższy.
- Alex już mi wszystko wypaplał. Był równie mocno podniecony tym co ty. Kto by pomyślał. - Prychnął z rozbawienia.
- Już nigdy nic ważnego nie powiem tej papli! Boże! Co za człowiek! Chciałem ci to osobiście powiedzieć! - Warknął.
- Niby dlaczego? Co za różnica czy ty mi to powiedziałeś czy nie. - Podniósł jeszcze wyżej swoje brwi.
- Ty najbardziej we mnie wierzyłeś. Zawsze próbowałeś mnie zmusić wręcz do powiedzenia tego Theo. Dzięki tobie teraz jestem z nim. Dlatego chciałem ci to powiedzieć osobiście i jeszcze... Chciałem podziękować za to wszystko. Dziękuje. - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie masz za co dziękować. Ważne, że jesteś szczęśliwy. Tylko to się dla mnie liczy. - Odwzajemnił uśmiech.
Do jego uszy dotarł dźwięk dzwonka.
- Dlaczego te przerwy są takie krótkie?! - Jęknął blondyn.
- Ważne, że są. - Mruknął.
- No to dozobaczenia! Widzimy się na następnej przerwie! Chyba! - Krzyknął do niego Smith.
Westchnął. No i znów został sam z tą bandą półmózgów. Burknął coś pod nosem i usiadł na ławce. Miał właśnie okienko. Co oznaczało, że może poczytać. Wyciągnął
- Rick, zobacz. Czy to nie ten gościu, z którym kiedyś przyjaźnił się Mason? - Powiedział ,,cicho" jakiś osiłek.
- Tsa. Dobrze, że już się nie przyjaźnią. On jest dla wszystkich wredny, opryskliwy, chamski. Ma w dupie wszystkich i wszystko. On jest taki w miarę tylko dla tego zjeba Liama. - Warknął szatyn.
- A ten Alex? Z nim przecież też się przyjaźni. - Podrapał się po głowie wyższy.
- Przyjaźni? Nie bądź śmieszny. Alex trzyma się z nimi tylko i wyłącznie temu, że nikt inny nie chce przyjąć go do swojej paczki. Dziś widziałem jak rozmawiał z tą blondi, która nienawidzi Holmesa. Sam nie wiem dlaczego. - Zaśmiał się niższy.
Nie wiedział co miał o tym myśleć. A jeśli to prawda? Ale przecież Hamilton by czegoś takiego nie zrobił! Prawda...?
- Ciekawe. Dobra nieważne. Idziemy na lekcje czy wiejemy?
- Wiejemy. - Stwierdził Micheal.
Po chwili zniknęli za bramą. Na twarzy Ethana była widoczna tylko obojętność. Chodź tak naprawdę jej nie czuł. A szkoda. Napewno byłoby łatwiej. Nie umial opisać swoich uczuć. Od szoku po wściekłość. Czy oni mówili prawdę? Ale skąd piwnooki mógł o tym wiedzieć? A może kłamali?
Schował spowrotem książkę do plecaka i skierował się do ogródka szkolnego. Stwierdził, że tam napewno uda mu się spokojnie pomyśleć. Ale jak to się mówi. Nic bardziej mylnego!
Zobaczył tam tą lampucere, którą spotkał rano i Alexa. Całowali się. Tapeciara przyciskała swoje usta do tych zielonookiego. Brunet ścisnął wargi w wąską linie i postanowił wrócić do domu. Teraz był już pewny. Ta dwójka debili miała racje. Szatyn rzeczywiście chciał dostać się do grupki najpopularniejszych uczniów w szkole. Mógł się tego spodziewać.
[:}]
Słowa: 681
Przepraszam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro