Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kraina Zer i Jedynek

Ostatnio pewna osoba napisała do mnie z kilkoma pytaniami na temat tego, jak ogólnie wygląda rekrutacja i nauka na wydziale informatyki. Przeszło mi przez myśl, że mogłabym stworzyć wpis zawierający różnego rodzaju ciekawostki bardziej lub mniej z tym tematem powiązane, bo w sumie dzięki tym studiom dowiedziałam się różnych interesujących, niekoniecznie naukowych rzeczy, których wcześniej nie byłam świadoma i które być może Was zaciekawią.

Na wydziałach informatyki dość powszechne są totalne randomy.

Oczywiście zawsze na studiach z tej dziedziny pojawia się spory procent osób, które ukończyły technikum informatyczne (oczywiście mówię o takich „zwykłych" uczelniach, nie renomowanych, które mają wybitnie wysoki próg wejścia, jak na przykład Politechnika Gdańska), jednak co roku około połowa nowych studentów to po prostu randomy. Tu jakiś typowy human, tam językowiec, biol-chem, czasem trafi się jakiś dzikus po rozszerzonej fizyce i historii... Większość uczelni ma dość proste do obejścia systemy rekrutacji i sama znalazłam się na trzecim miejscu od góry na punktowej liście przyjętych przy pomocy rozszerzonego polskiego i geografii xD Może i rzucę tutaj strasznym truizmem, ale to według mnie doskonały przykład tego, że nasze wybory licealne, ba! nawet wybory przedmiotów rozszerzonych na maturze, wcale nie muszą definiować naszej przyszłości. Wiadomo, jeśli chodzi o kierunki związane na przykład z medycyną, to wszystko wygląda zupełnie inaczej, jednak informatyka jest wręcz siedliskiem niekoniecznie związanych z tą dziedziną ludzi. I, co ciekawe, wcale nie przekłada się to w bardzo widoczny sposób na wyniki. To, czy ktoś odpadnie – a odpada całkiem sporo ludzi, bo to jednak dosyć trudna dziedzina – nie jest warunkowane tym, czy na samym starcie cokolwiek umiał, a tym, na ile jest w stanie pojąć maszynowy sposób myślenia i chwycić nowe rzeczy. Ktoś, kto ma już nabyte jakieś umiejętności, ale jest oporny jeśli chodzi o zmianę sposobu myślenia, ma większe szanse, by wylecieć, niż osoba całkowicie zielona w temacie, ale łatwo przestawiająca się na tryb „komputerowy". Jak to mój brat ujął, „wiele rzeczy w informatyce wymaga przede wszystkim specyficznego rodzaju wyobraźni, który nie wszyscy mają".

Hakowanie sprzętów uczelnianych to chleb powszedni.

Nie mówię tu tylko o zajęciach, które mają tego nauczyć, ale ogólnie, często studenci robią to tak po prostu, dla zabawy. Można pomyśleć, że wszelkie sprzęty na tym wydziale na pewno mają świetne zabezpieczenia, ale... no, nie jest tak (podobnie sprawy się mają z tym, na ile sprawne są wewnętrzne systemy uczelni – wywalają się tak samo jak wszystkie inne, o ile nawet nie bardziej), a poza tym nie istnieje zabezpieczenie, którego nie da się złamać. Niektóre sprzęty mają lepsze, inne gorsze, tak jak wszędzie, ale dla upartej grupy studentów, którzy chcą się zabawić, nie ma w tej kwestii rzeczy niemożliwych. Gdy więc siedzisz sobie na korytarzu, a na telewizorze, na którym zwykle wyświetlają się plany zajęć, nagle pokazuje się sierp i młot i zaczyna lecieć hymn ZSRR, nie jest to nic niezwykłego, także dla wykładowców – jeśli któryś akurat przechodzi w pobliżu, zwykle rzuca jedynie „tylko jak skończycie, ustawcie to, co było wcześniej" i wraca do zajmowania się własnymi sprawami. Przewracanie wewnętrznej sieci internetowej też jest dość częste, przez co niektóre sale mają osobne sieci niedostępne z zewnątrz, żeby choć one funkcjonowały, gdyby ktoś wywołał jakąś większą awarię.

Najwięcej uczysz się nie z zajęć, a od innych studentów.

I nie chodzi mi tu o rzeczy typu wspólna nauka czy wyjaśnienie czegoś, czego nie rozumiesz, przez kolegę z grupy, który to ogarnia. Zdecydowana większość ludzi na tych studiach to śmieszki oraz zapaleńcy – jeśli nie byli nimi od samego początku, często stają się nimi w trakcie swojej drogi przez tę Krainę Zer i Jedynek. Zajęcia, choć zdecydowanie dominują te praktyczne, nie zagłębiają się w poruszane tematy zbyt mocno, a jedynie pokazują ich powierzchnię, ogólny koncept, jednak studenci z własnej inicjatywy bardzo często drążą te zagadnienia, choć nie jest to wymagane. Można więc dowiedzieć się od kogoś o rzeczach, które na zajęciach nie były ani nie będą poruszane oraz w żaden sposób nie ułatwiają zaliczenia przedmiotu, ale ktoś ogarnął to sam i pokazał znajomemu z grupy: jak zrobić domowej roboty kamerę na czujnik ruchu, jak zablokować komuś większość funkcji na Facebooku na kilka dni, jak przemycić wirusa w obrazku, jak wyłączyć z użytku całą sieć uczelnianą na czas nieokreślony i cała masa innych rzeczy.

Informatyka ≠ programowanie

Powyższy punkt mocno wiąże się z tym. Szczerze mówiąc, i na informatyce, i na inżynierii cyfryzacji, na której ja jestem, programowania jako takiego jest bardzo malutko i jest sporo osób, które prawie wcale go nie ogarniają i nie mają zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. Kolejna złota myśl mojego brata: „jeśli ktoś idzie na informatykę z myślą, że nauczy się programować, to jest w bardzo dużym błędzie". Na samych zajęciach oraz na zaliczeniach są wymagane tylko podstawy i może tego przybyć co najwyżej na dalszych semestrach, gdy wybierze się specjalizację typowo programistyczną. Informatyka to cholernie szeroka dziedzina, z której ogromu zupełnie nie zdawałam sobie sprawy. Projektowanie systemów wbudowanych, czyli tych wszystkich procesorów, kart pamięci itp., konstruowanie baz danych, których tworzenie jedynie dość luźno przypomina typowe programowanie, budowanie robotów i wszelkiej maści urządzeń, ustalanie ich ruchów i wszystkich funkcji, uczenie urządzeń, żeby uczynić ich końcowy proces myślenia jak najbardziej zbliżonym do ludzkiego, grafika komputerowa, prowadzenie badań nad tym, które elementy programu czy strony przyciągają największą uwagę, testowanie tworzonego przez kogoś programu na masę sposobów, żeby finalnie posiadał jak najmniej błędów, spisywanie całej masy dokumentacji, zarządzanie sieciami telekomunikacyjnymi, projektowanie takich dupereli jak kamery samochodowe czy nawet sposób migania lampek choinkowych – to tylko kilka niekoniecznie programistycznych rzeczy, którymi zajmują się informatycy. A nad wszystkim czuwa wielka matrona, niszczycielka marzeń i nadziei, Matematyka Stosowana. Programowanie jako takie, zwykłe „klepanie kodu", zabija samo siebie i nie uchroni się przed spadnięciem ze stołka, ponieważ powstają coraz inteligentniejsze programy, które są w stanie samodzielnie pisać kod dużo wydajniej i bardziej bezbłędnie niż człowiek. W tej chwili najbardziej opłacalnym zawodem z branży IT jest bodajże analityk danych, który powiązania z programowaniem ma co najwyżej szczątkowe.

Studia informatyczne są studiami interdyscyplinarnymi.

Mój kierunek jest co prawda nastawiony bardziej na biznes niż „czysta informatyka", jednak ten punkt dotyczy również jej. Oprócz rzeczy związanych typowo z informatyką, można wpaść na przedmioty takie jak rachunkowość, która jest przedmiotem bardziej ekonomicznym niż informatycznym, handel, nastawiony na naukę skutecznej sprzedaży, technologie kształcenia zdalnego, czyli cały przedmiot poświęcony temu, w jaki sposób robić przeróżne kursy nauczające, które po prostu będą przydatne, skuteczne i przystępne, zarządzanie projektami, nastawione na naukę zarządzania zespołem w jakimś większym projekcie biznesowym, inwentyka, czyli przedmiot mający niejako nauczyć kreatywności i dostrzegania nieszablonowych rozwiązań czy media społecznościowe, które mogę nazwać zaawansowaną obsługą wszelkich serwisów społecznościowych i analizowaniem, jakie trendy w nich występują. Pojawiają się nawet takie kwiatki jak psychologia społeczna czy komunikacja interpersonalna, które są co prawda trochę takimi zapychaczami, ale najciekawsze jest to, że wszystkie te przedmioty, co do jednego, można zastosować w informatyce i pod takim kątem są prowadzone. Kurde, siedzę na tej uczelni już szósty semestr i mogę chyba powiedzieć, że informatyka to zdecydowanie najbardziej interdyscyplinarna dziedzina nauki, z jaką kiedykolwiek miałam styczność, bo znajdzie się w niej powiązanie dosłownie ze wszystkim. Historia? Proszę bardzo: należy znać i w miarę rozumieć zasady działania dawnych, nawet tych wręcz starożytnych sposobów komunikacji, żeby móc rozwijać obecne i projektować nowe. Polonistyka? Jakoś trzeba te tony raportów i planów pisać, a poza tym nieco bardziej dokładne pojęcie o strukturze jakiegoś języka w pewnym stopniu ułatwia zrozumienie struktur języków programowania. Filozofia? Z niej wypełzła cała gałąź związana z bazami wiedzy, a ich główny trzon, czyli ontologie, wyrósł wprost z jednej z dziedzin filozofii i nawet zapożyczył od niej nazwę.

Okej, chyba wyrzuciłam z siebie to, co wyrzucić chciałam. Nie mam pojęcia, w jakim celu powstał ten wpis; chyba po prostu miałam ochotę podywagować sobie na tematy związane z tą dziedziną. Mam jednak nadzieję, że mimo stosunkowo wysokiego stężenia nerdozy w tym wpisie, w jakiś sposób Was on zainteresował. Ciekawa też jestem, z ilu z tych rzeczy Wy zdawaliście sobie do tej pory sprawę – oczywiście czekam na wypowiedzi :3

A tymczasem: do następnego, kalafiorki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro