Horror, czyli pierwsza (i, mam nadzieję, ostatnia) analiza w narzekajniku
Jak być może zauważyliście, idąc za radą BlondPingwin postanowiłam przerzucić narzekajnik do literatury faktu. Mam nadzieję, że szybko się w tej kategorii zadomowi ^^ A dziś, jak tytuł wskazuje, przyjrzę się temu, co wyprawia się w kategorii horroru i spróbuję sklecić kilka słów na temat tego, jak skutecznie nastraszyć czytelnika (co, sugerując się opiniami na temat „Grobowca", całkiem nieźle mi wychodzi). Ponadto zachęcam Was również do napisania w komentarzu, jakimi typami postaci miałabym się jeszcze tutaj zająć, bo wygląda na to, że wczorajsza notka bardzo Wam się spodobała ;) Padła już propozycja omówienia postaci pobocznych. Macie jeszcze jakieś konkretne życzenia? Może coś o kreacji inteligentnego przywódcy bądź po prostu wyjątkowo bystrego bohatera (fcale nie proponuję tego, bo ostatnio to analizowałam i mam praktycznie gotowy materiał...)?
A teraz przejdźmy do tematu. Jedni wiedzą, inni nie, ale jestem zawziętą miłośniczką horrorów, więc nierzadko zapuszczam żurawia do tej kategorii, jednak niestety dość rzadko pozostawiam tam po sobie jakiś ślad. Dlaczego? Z różnych względów. Jest jednak pewna rzecz, która załamuje mnie tam szczególnie: FANFICTION DO CREEPYPASTY TO NADAL JEST KURWA FANFICTION. No, wyrzuciłam to z siebie, więc jedziemy dalej. Zauważyłam, że miłośnicy creepypast są chyba najbardziej oporną na takie banalne informacje grupą, bo jakoś nie zauważyłam, by np. fani Pottera zawalali Dramionami kategorię fantasy. Chyba że coś mnie ominęło.
Druga sprawa: takie gify/obrazki może i są straszne, ale z horrorem nic wspólnego nie mają, bo powinny tam trafiać wyłącznie twory fabularne. Kur. Wa. Mać.
(taaak, mniej więcej tak wyglądam, gdy po raz n-ty trafiam w horrorze na jakiś zbiór obrazków)
Okej, skoro Azie już opluła jadem osoby, do których nie docierają wszechobecne instrukcje dotyczące doboru kategorii, czas przejść do konkretów. Wykorzystam tu screeny z wybranych dwóch opowiadań z topki i od razu zaznaczam, że nie mam zamiaru w żaden sposób ubliżać autorom ani nic w tym stylu; robię to jedynie po to, by wskazać błędy, które w poniższych opisach zostały popełnione (odradzam czytanie na telefonie, bo raczej niewiele będzie na tych screenach widać). Są to trzy różnego rodzaju sceny, w których zostało popełnionych łącznie pięć błędów, przez które narracja nie niepokoi tak, jak powinna. Zapraszam więc Wegry_hetalia oraz xxMagicznaaxx do rzucenia okiem na poniższe uwagi.
Żeby nie było nieporozumień: dwa pierwsze pochodzą z jednego opowiadania, trzeci z drugiego. A teraz przejdźmy do właściwej części, czyli do czego ta wredna Azie może się tu przyczepić.
Zacznijmy od dwóch pierwszych screenów dotyczących piwnicy. Gdyby ktoś pytał: nie, wcześniej nie było więcej wzmianek o niej. Nie będę tu poruszała rzeczy technicznych w rodzaju interpunkcji, skupię się jedynie na treści i sposobie opisu. Dlaczego więc pierwszy fragment nie wzbudza przerażenia ani nawet żadnego większego niepokoju (chyba że to ja jakaś niewrażliwa jestem na takie rzeczy)? Ponieważ autor zapomniał tu o jednej, bardzo istotnej w horrorach rzeczy: budowaniu napięcia. Być może próbował zrobić coś w tym rodzaju, jednak albo stwierdził, że nie jest to aż tak konieczne, albo po prostu totalnie mu nie wyszło. Mamy przerażenie bohatera tajemniczymi odgłosami z piwnicy – okej, dobre posunięcie. Przeskok perspektywy, w dodatku na tak krótki czas, już jest ruchem dużo gorszym, ponieważ wybija z rytmu i zaburza ten niepokój i oczekiwanie, które udało się uzyskać wcześniej. Można by było rozegrać to nieco inaczej – oczywiście w przypadku takiego przeskoku nie da się uniknąć zachwiania atmosfery, jednak dałoby się ją szybko ustabilizować i jeszcze bardziej wzmocnić. Zauważmy, że i w przypadku perspektywy matki, i perspektywy ojca, dostajemy jedynie suchą relację w postaci wyliczanki obaw.
No ale Azie, przestań tu morały prawić i gadać, jak nie należy robić... Chociaż raz byś powiedziała, jak się robić powinno! Już wielokrotnie dawałam Wam do zrozumienia, że niezależnie od treści morałów czy apeli społecznych, nigdy nie zamykam się w klatce pod tytułem „dobrze jest w ten i ten sposób, a każde inne wybrnięcie z sytuacji jest be". Jeśli metoda znacznie różniąca się od mojej w dalszym ciągu działa i przynosi zamierzony skutek, to jest spoko. W końcu warto też myśleć samodzielnie, a nie tylko wczytywać się w wypociny jakiegoś orka z internetów :P Wszystkie rady tu zawarte traktujcie więc jedynie jako jedną z możliwych opcji. A teraz może w końcu napiszę, jak ja bym przykładowo wybrnęła z tego fragmentu?
Kij z przyczyną – załóżmy, że ten przeskok perspektywy być już musi. Idąc za zasadą pokazuj, a nie mów, recytowane zdania można tu zgrabnie zastąpić scenką. Jaką? Dosyć oklepany, ale wciąż działający chwyt: rodzice zauważają, że syn coś podejrzewa, jednak nie dają niczego po sobie poznać (lub też starają się tego nie okazywać, bo mogą też chodzić napięci jak struny), a późnym wieczorem odbywają poważną rozmowę, co zrobić z tajemniczą zawartością piwnicy. I już mamy pokazanie niepokoju zamiast opisania go. Niestety to nie koniec wpadek burzących napięcie, ponieważ na początku drugiego screenu mamy scenkę, w której bohater dostaje się do piwnicy właściwie bez żadnych większych problemów, co całkowicie odziera ją z tajemnicy i przestaje ona być miejscem zakazanym, trudno dostępnym – sprawia wręcz wrażenie, jakby bohater mógł wejść do niej dosłownie w każdej chwili.
Przejdźmy teraz do drugiego screenu, czyli samego potworka. Po raz cholera-wie-który przywołam tu mistrza Lovecrafta, parafrazując jego słynne słowa: najbardziej boimy się tego, czego nie znamy lub nie rozumiemy. Stąd strach przed śmiercią, przed ciemnością, przed ludźmi chorymi psychicznie... Dla wielu osób jest to po prostu tajemnica, a tajemnice przerażają najbardziej. Tutaj zaznaczam ponownie, że ten błąd jest bardzo subiektywny, podobnie jak sposób na jego poprawienie i każdy może widzieć to inaczej. Gdzie więc widzę tutaj problem? Narrator bardzo szczegółowo opisuje stwora, skupia się na jego wyglądzie i z każdym zdaniem nadaje mu coraz więcej ludzkich cech, aż dociera do momentu, w którym można uznać, że to wcale nie jest żaden przerażający, złowrogi potwór, tylko młodsza siostra Golluma. Jak więc wybrnąć? Bardzo prosto: nie wdając się w szczegóły. W horrorach największą rolę odgrywa wyobraźnia czytelnika, więc narzucając mu obraz zabiedzonego człowieka skulonego gdzieś w piwnicy, sami strzelamy sobie w stopę, bo odbieramy czytelnikowi możliwość obawiania się nieznanego. Nawet krótki opis w stylu „w mroku niewyraźnie majaczyła pokraczna sylwetka jakiejś postaci, zlewając się z wszechogarniającą ciemnością" działa na wyobraźnię o wiele mocniej niż szczegółowy opis bestii. A, no właśnie, zapomniałam. Liczba słów sama się nie nabije. O pisaniu długich rozdziałów i rozciąganiu tekstu napiszę jednak innym razem.
Przejdźmy do błędu numer trzy, który również pojawia się na drugim screenie. Chodzi o scenę rozwiązania, jak to nazywam. Powiedzmy, że jakieś tam napięcie jest, więc w końcu musi nastąpić jakieś bum, dzięki któremu atmosfera zelżeje, a akcja potoczy się dalej. Tutaj jednak wygląda to, jakby autor w chwili spotkania ze stworem utknął w martwym punkcie i nie miał pojęcia, co dalej, więc postanowił machnąć coś zupełnie z dupy, bez choćby słowa wyjaśnienia, byle tylko wyjść z niezręcznej sytuacji. Jest to chwyt równie chamski, co stosowanie screamerów w filmach grozy - nie ma opcji, że nie będzie to zaskakujące, ale jednocześnie może wkurzyć odbiorców, bo zazwyczaj ma tylko rozładować napięcie, nie mając jednocześnie żadnego bardziej sensownego uzasadnienia niż „bo duch tu jest". Jak wybrnąć z takiego niezręcznego momentu? Właściwie w jakikolwiek sposób, który nie jest zupełnie z dupy wzięty. Bohater może otrząsnąć się z przerażenia i uciec, potwór też może uciec w ciemność, może rzucić się na bohatera, rodzice mogą nagle wrócić do domu... Jest milion opcji. Tylko dlaczego tak często wybierana jest ta najgorsza, pchana na siłę?
Idziemy do trzeciego screenu *patrzy z niepokojem na licznik słów, zastanawiając się, czy komukolwiek będzie chciało się to przeczytać*. Tutaj też mamy dwa błędy. Zakładam, że w zamierzeniu ta scena miała przerażać (przerażenie wynikające z obrzydzenia mięsnym widokiem) i wzbudzać współczucie. Zajmijmy się najpierw tym drugim. Dlaczego to nie działa? Ponieważ jest to screen z piątego rozdziału, a my dopiero w tym momencie dowiadujemy się, że bohaterka miała jakiegoś psa, z którym w dodatku była bardzo zżyta - wcześniej nie pojawiło się nawet jedno słowo wzmianki o pupilu. No ale dobra, załóżmy, że wcześniej pies był totalnie nieistotny i nie było najmniejszego powodu, by wspominać o nim w tekście. Dlaczego więc nie płaczemy nad psiakiem razem z bohaterką? Znowu: sucha wyliczanka, brak emocji. Widać że autorka próbowała coś tam napomknąć, ale zrobiła to na tyle oszczędnie, że czytelnik praktycznie tego nie zauważa. Płakała. Było jej źle. Bała się. I tyle. Zero odczuć, zero wspomnień (choćby jakiegoś momentu spędzonego z psem, ponieważ na tę chwilę przywiązanie bohaterki do zwierzaka jest jedynie słowem niepopartym zupełnie niczym), nie ma wzmianki o tym, że, nie wiem, zamurowało ją, poczuła gulę w gardle, nie mogła uwierzyć w to, co widzi... Nic, zero. Tutaj znowu mamy do czynienia z tym, że autor mówi, zamiast pokazywać.
Błąd ostatni (wreszcie!): dlaczego scena z psem nie jest przerażająca? Spójrzmy: „Na podłodze leżał mój martwy pies", „Była cała zmasakrowana", „Przy jej pociętym brzuchu (...)" – to wszystko, co autorka powiedziała nam na temat psa. Można powiedzieć, że w horrorach występują dwa „typy" straszaków: pierwszy, czyli straszenie nieznanym, mieliśmy na drugim screenie. Tu mamy do czynienia z drugim typem, czyli mięsną sceną, która ma budzić przerażenie swoją obrzydliwością. Przy straszeniu nieznanym, jak już wcześniej wspomniałam, warto być bardzo oszczędnym w szczegółach, pozwolić wyobraźni czytelnika pracować. Jeśli chodzi o sceny mięsne, ich siła tkwi w obrazowości – im dokładniejszy, bardziej szczegółowy opis, tym bardziej czytelnik ma dość, chce się oderwać od tekstu, ale nie może, bo jego mózg natychmiast przekształca każde słowo w obraz. Wychodzi więc na to, że sposobem na naprawienie tego błędu byłby po prostu bardziej rozbudowany opis.
Przejdźmy więc do zasadniczego pytania. Skoro już wiemy, jak nie należy straszyć, to w jaki sposób straszyć się powinno? Nie ma tutaj jednej odpowiedzi, ponieważ każdy może straszyć inaczej. Mam jednak kilka uniwersalnych rad, o których niestety bardzo wielu autorów zapomina: jeśli nie chcemy napisać typowego slashera, mięsne sceny wykorzystujmy z umiarem. Uzasadniajmy wszelkie nagłe wydarzenia i nie zapominajmy o budowaniu napięcia. Rzucajmy czasem bohaterom kłody pod nogi, żeby nie dali rady tak szybko dosięgnąć nieznanego. Nauczmy się odróżniać momenty, w których potrzebna jest nutka tajemnicy, od tych, które wymagają od nas namalowania słowami całej sceny, co do najdrobniejszego szczegółu. A przede wszystkim: ćwiczmy, bo bez ćwiczenia zupełnie nic nam nie będzie wychodzić.
***
To tyle na dziś. Chyba po raz pierwszy aż tak się tutaj rozpisałam. Pewnie już zauważyliście, że trochę na Was eksperymentuję, nie? ;) Koniecznie dajcie znać, czy takie notki bardziej poradnikowe do Was przemawiają i czy chcecie więcej tego rodzaju treści. No i oczywiście zachęcam do wyrażania własnych opinii i dzielenia się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro