Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

Fale oceanu równomiernie obijały się o burty. Ich chlupot przyjemnie koił Jamesa do snu. Przez witrażowe okna do kajuty wkradały się promienie porannego słońca. Padały na koję, na której spał Norrington znajdując sobie świetną zabawę w świeceniu mu w oczy. Jego brązowe włosy rozsypane po poduszce, były jednak zbyt ciemne, by słońce mogło pozłocić je tak, jak włosy siedzącej przy nim Aster.

James przetarł twarz, jakby mógł strzepnąć słońce z policzków, na co ona uśmiechnęła się pod nosem i przesunęła na krześle, zasłaniajac je plecami.

Norrington wymamrotał coś niezrozumiałego. Wspomnienie wczorajszego dnia jeszcze nie zdążyło do niego wrócić.

Przez ciepło koi, promienie słońca i miarowy szum fal, przez jedną, upojna chwilę, zdawało mu się, jakby makabra na Bounty nigdy nie miała miejsca. Jakby zbliżała się siódma i chłopiec pokładowy właśnie przyszedł obudzić go na jego wachtę. Jakby wszystko było tak jak wcześniej. Ale tak jak wcześniej nie było nic.

Otworzył oczy.

Ich zieleń tylko utwierdziła Aster w przekonaniu, że się nie pomyliła, jednak dla niego, dla Jamesa Norringtona i jego zielonych, zamglonych oczu, pozostawała niewyraźną postacią o złocistej aureoli rozpościerającej się dookoła głowy.

Uderzył w niego ćmiacy ból nogi. Rana na ramieniu ciągnęła niemiłosiernie. Ta na skroni też dała się we znaki i James pojął, że nic jest tak jak wcześniej. Pojął co stało się wczoraj.

Zamrugał kilka razy w niecierpliwym oczekiwaniu aż jego wzrok zechce się wyostrzyć. Nie chciał. Za żadne skarby. W akcie desperacji James gotowy był już zacząć trzeć oczy, ale Aster w porę ujęła go za rękę.

— Spokojnie — poprosiła miękko, delikatnie odkładając jego dłoń na pościel. — Wszystko dobrze.

— … co się stało? — wymamrotał James, walcząc z suchością w ustach. Aster pospieszyła z podaniem mu wody.

— Pij. — Wsunęła dłoń między jego łopatki i pomogła usiąść. Przystawiła mu kubek do ust, a on wypił go niemal jednym duszkiem.

Gdy na powrót upadł na poduszki, jego zmysły w pełni wróciły. Wzrok wreszcie się wyostrzył. Wyostrzył się też ból, ale to nie miało znaczenia, bo James Norrington wreszcie ujrzał jej twarz. Ją całą. W pełnej okazałości. Wyglądała o wiele lepiej, niż wtedy, gdy zobaczył ją pierwszy raz.

Brązowa sukienka, zdająca się być o wiele wygodniejszą nad sukienki wytwornych dam opinała jej zgrabną kibić. Na ramiona luźno opadały jasne włosy, iskrzące się w porannym słońcu dokładnie tak samo, jak ostatnim razem gdy przyszło mu je zobaczyć. Na twarzy wciąż mnogo było od piegów. I te oczy. To były te same oczy, o nieodgadnionym kolorze.

— Życie za życie — oznajmiła mu Aster. Popatrzyła na niego jeszcze chwilę, po czym wstała i bez słowa wyszła z kajuty.

James został sam.

Sam na dużej koi, sam w obszernej kajucie i sam ze sobą i tłamszącymi nim myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro