Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życie jest cudem

Pomimo tak wielkiej niechęci ten czas musiał w końcu nadejść. Wizyta u doktora Junga po upływie ostatniego miesiąca, mogłoby się wydawać, że będzie jedną z najgorszych. Mimo wszystko Namjoon wchodząc do gabinetu powitał doktora z delikatnym uśmiechem na ustach. Byli sami. Namjoon poprosił matkę, aby zaczekała na zewnątrz, chciał w końcu porozmawiać z lekarzem jak mężczyzna z mężczyzną. W samotności. Przecież to on był chory, nie jego matka.

Doktor widząc postawę chłopaka jeszcze bardziej się załamał. Domyślał się, że jeżeli przekaże chłopakowi tą brutalną prawdę, uśmiech na dobre zniknie z jego twarzy. Mimo wszystko musiał to zrobić i za nic nie mógł przed tym uciec.

- Usiądź - wskazał Namjoonowi krzesło naprzeciwko swojego biurka. - Chyba domyślasz się, o czym będziemy rozmawiać.

- Tak - blondyn pokiwał głową, a ten lekki uśmiech wciąż i wciąż nie schodził z jego twarzy. - Zapewne o przeszczepie.

- Słusznie... Ale Namjoon - westchnął pocierając nerwowo swoje dłonie. - Tego przeszczepu nie będzie.

W tamtym momencie doktor Jung spodziewał się dosłownie wszystkiego. Gorzkiego płaczu, przekleństw, rozpaczliwego wypierania wypowiedzianych przez niego słów. Ale Namjoon nie powiedział nic. Przez tą chwilę nawet nie wiedział, co zrobić, jak zareagować. Z jednej strony była to obojętność. A z drugiej... Zaraz cały jego umysł zajęła jedna konkretna osoba. Ta, dla której żył, dla której jego zmęczone serce jeszcze biło, pozwalając Namjoonowi cieszyć się z tych wszystkich chwil, które oboje razem spędzili. Nie mógł zostawić Seokjina. Może i było to dość narcystyczne i wypełnione egoizmem, ale chłopak był wręcz pewien, że gdy jego zabraknie jego ukochany nie poradzi sobie. Nie przeczył, Seokjin pełen był niesamowitej siły i energii, ale...

- Ile mam czasu? - spytał.

- Jeżeli zgłosisz się do szpitala może jeszcze znajdziemy jakiś sposób, żeby-

- Ile mam czasu? - przerwał lekarzowi Namjoon.

- Bez leczenia może kilka dni. 

Namjoon zaśmiał się cicho, czym całkowicie zbił z tropu doktora Junga. Tak zabawne wydawało mu się życie w obliczu coraz bliższej, nieubłaganie nadchodzącej śmierci.

***

- I co powiedział lekarz? - po powrocie Namjoona do domu Seokjin przyszedł do niego niecałe pół godziny później. Wystarczył jeden telefon.

- Mam kilka dni. Chodź, zróbmy coś szalonego - Namjoon pierwsze zdanie wypowiedział szybko, zaraz dodając to drugie, jakby chciał załagodzić kontekst całej wypowiedzi. Oczywiście mu się to nie udało, Seokjin podarował mu to najgorsze z możliwych, przepełnionych rozpaczą spojrzeń. Namjoon wiedział, że może słowami, które chciał wypowiedzieć rozpętać burzę, ale to nie powstrzymało go przed ich wypowiedzeniem:

- Kochanie, to nie czas na żałobę. Mamy mało czasu. Zróbmy coś, co zapamiętamy.

- Namjoon... - Seokjin pokręcił głową, a jego oczy zaszły łzami. Po chwili poczuł ramiona oplatające jego ciało. Dające jednocześnie ukojenie i przynoszące cierpienie, które wiązało się z tak bliskim ich brakiem. Seokjin nie mógł znieść myśli, że już niedługo Namjoona przy nim nie będzie. Nie ujrzy tych pięknych dołeczków powstających, gdy blondyn posyłał mu jedne z najpiękniejszych uśmiechów na świecie. Nie usłyszy jego głębokiego niczym błękitny ocean nocą oświetlony przez setki gwiazd głosu. Nie poczuje jego ciała wtulonego w niego, które dawało ukojenie nawet w chwilach, gdy było tak źle, że nie można było już tego znieść.

No właśnie. 

To w tamtej chwili coraz bardziej oddalała się od niego postać swojego ukochanego. Nie mógł na to pozwolić. Musiał zatrzymać ją przy sobie. Uraczyć się nią tak, jak jeszcze nigdy dotąd przedtem. Ostatni raz.

***

- Jesteś popieprzony, Namjoon.

- Wiem, kochanie. Ale czyż to nie jest to, co kochasz we mnie najbardziej?

- O matko, zamknij się już. 

- Dla ciebie wszystko, kotku.

Namjoon w tych dniach miał wiele dziwnych pomysłów. Jednym z nich była kradzież sklepowego wózka po udanych, pełnych niezdrowego jedzenia zakupach w supermarkecie. W tamtym momencie biedny Seokjin biegł sprintem do parku, pchając wózek w większości zapełniony jego chłopakiem oraz torbami pełnymi słodyczy i czipsów. Jego serce biło tak szybko i mocno, że miał wrażanie, że zaraz wyskoczy mu z piersi. Mimo to biegł i kiedy w końcu dotarli do parku mógł trochę zwolnić. A Namjoon oczywiście bawił się w najlepsze siedząc w wózku i racząc się szybką jazdą, przy okazji dobierając się do żelków, których smak był dla niego nieziemski.

- Ciekawe, czy w niebie mają takie żelki... - mruknął zamyślony, gdy wózek w końcu się zatrzymał, a zadyszany Seokjin opadł na pobliską ławkę.

- Nie wiem, ale ty za wkręcanie swojego ukochanego w takie rzeczy, z pewnością ich nie zasmakujesz, bo trafisz do piekła, frajerze.

- Kochanie, nie bądź nie miły - Namjoon wygiął usta w podkówkę.

- Bycie niemiłym to moje hobby, nic na to nie poradzę. Poza tym lubię się z tobą droczyć, to jest urocze.

Namjoon prychnął.

***

Leżeli na łóżku wtuleni w siebie. Kolejny, dobry pełen śmiechu i radości dzień właśnie dobiegał końca. Seokjin przez ten czas praktycznie nie odstępował Namjoona na krok. Jakby chciał się nim nacieszyć. Było to dość samolubne, ale nie przejmował się tym. Pragnął ten czas spędzić najlepiej jak się dało, tak, żeby nigdy go nie zapomnieć. Nie zapomnieć o Namjoonie.

Pogrążony w rozmyślaniach nagle zauważył, że z Namjoonem dzieje się coś dziwnego. Leżąc na jego klatce piersiowej czuł serię szybkich, dudniących wręcz uderzeń jego serca. Kiedy spojrzał na jego spoconą twarz dostrzegł grymas bólu, a na skórze czuł jego szybki oddech. Przerażony podniósł się do pionu.

- Namjoon? Co się dzieje?

- B-Boli... - szepnął blondyn, po chwili jęcząc cicho. Złapał się za klatkę piersiową również podnosząc się do siadu, miał nadzieję, że w tej pozycji będzie w stanie złapać głębszy wdech. Na niewiele się to jednak zdało, było nawet gorzej.

- Boże, proszę... - oczy Seokjina zaszły łzami. Tak szybko jak tylko mógł wstał z łóżka i chwycił telefon wykręcając numer na pogotowie. Podał dokładny adres i to, co działo się z chłopakiem. Kiedy wrócił do niego ten płakał spanikowany. Jednocześnie z bólu i bezradności. Czuł, że jego odejście zbliża się teraz o wiele większymi krokami niż wcześniej.

***

Równomierne odgłosy wydawane przez kardiomonitor nieco uspokoiły Seokjina. Tak samo jak w pełni przytomny Namjoon trzymający go za rękę. Znajdowali się w szpitalnej sali. Byli sami, a otaczało ich tylko żółte światło zaświeconej lampki nocnej. Seokjin siedząc na stołku przy szpitalnym łóżku ukochanego trzymał jego dłoń przy swoim policzku i bawił się jego kościstymi, zimnymi palcami. Westchnął cicho, za wszelką cenę powstrzymując się od płaczu. Kiedy rozmawiał z doktorem Jungiem na osobności, ten powiedział mu:

- Przykro mi, ale to już... Jego ostanie chwile. Bądź z nim. On cię potrzebuje. Bardzo cię potrzebuje.

Dlatego był. Oboje siedzieli w milczeniu. Nie musieli tak właściwie już nic mówić. Wszystko co chcieli sobie powiedzieć już dawno powiedzieli. Teraz liczyła się tylko chwila, która przeciekała im przez palce jak piasek na złotej, oblanej słońcem plaży.

Namjoon podniósł się. Pomimo iż był już słaby znalazł w sobie jeszcze siłę, aby musnąć swoimi wargami te Seokjina. Trwali tak przez dłuższy czas, jakby otaczający świat w ogóle nie istniał. Chociaż...

W tamtym momencie byli dla siebie wzajemnymi światami, który będzie w stanie przetrwać wszystko. Oboje wiedzieli o tym, że razem będą mogli pokonać razem nawet śmierć.

Kiedyś ta wzniosła chwila musiała mieć niestety również swój koniec. Kiedy Namjoon z powrotem położył się na łóżku przyciągnął do siebie Seokjina szepcząc mu do ucha ostatnie słowa, pożegnanie, które będzie grzmiało w uszach chłopaka chyba do końca jego dni:

- Gdzieś pomiędzy dobrem i złem jest ogród. Tam się spotkamy.

Potem zamknął oczy.

I wszystko się zatrzymało.

a/n: teraz możecie mnie zabić

albo zaczekać do epilogu i potem mnie zabić

macie ładny fanart na pocieszenie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro