Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjaciele

Seokjin odowiedzał szpital, kiedy tylko mógł. Na razie tak właściwie mógł robić to całkiem często, nie miał nic do roboty, a rok akademicki w jego uczelni, do której zapisał się jakiś czas temu zaczynał się dopiero w październiku. Kierunkiem jego przyszłych działań było zagłębianie wiedzy o literaturze. Seokjin chciał pisać książki i móc przekazywać w nich o wiele więcej niż we wpisach na blogu. Prace nad nimi tak właściwie już zaczynał, ale były to tylko szkice, z pewnością bez szans na premierę. Według chłopaka miały formę zbyt prymitywną na to, aby pokazać je komukolwiek. Nikt nawet nie wiedział o tym, że Seokjin pisze.

Po kilku minutach spaceru z przystanku autobusowego chłopak w końcu dotarł pod szpital. Od samych drzwi jego nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach tego miejsca, który wzbudzał w nim dziwne uczucie niepokoju i melancholii. Najpierw skierował się do swojej całe szczęście już byłej sali, gdzie znajdawali się jedni z jego najlepszych przyjaciół. Tacy, którzy widzieli już jego najciemniejsze strony, i którzy towarzyszyli mu w jednej z najgorszych sytuacji, chorobie. Nie zapomnieli, że Seokjin istnieje, udzielali mu wsparcia, a Seokjin odwdzięczał się tym samym. Dlatego w tamtym momencie jego nogi pokierowały go na odpowiedni oddział i do odpowiedniego pokoju.

Tak właściwie jego skład się nie zmienił. Pustych łóżek po Jungkooku i Jiminie nie zastąpiły nowe osoby. Za to jego już tak. W rogu sali leżał na nim chłopak, Seokjin szacował, że może być mniej więcej w wieku Namjoona. Bordowa grzywka wystawała zza czarnej czapki, przykrywając lekko opuchnięte oczy, wokół których były sine obwódki. Chłopak był najprawdopodniej w trakcie chemii, był tak wykończony i nafaszerowany lekami, że nawet nie drgnął, kiedy Yoongi wstał z łóżka z entuzjastycznym okrzykiem i ruszył w stronę Seokjina ciągnąc za sobą butlę z tlenem.

- Myślałem, że już o nas zapomniałeś, niewdzięczniku! - krzyknął Yoongi i rzucił się Seokjinowi na szyję.

- Jakże bym mógł! - zaśmiał się starszy i poklepał Mina po plecach. - No już, Yoongi, bo mnie udusisz~

- Przepraszam, poniosło mnie - zachichotał i puścił przyjaciela.

Seokjin natomiast ruszył do łóżka Taehyunga i z uśmiechem usiadł na jego skraju przytulając siedemnastolatka. Chłopak wyszeptał w stronę starszego ciche powitanie uśmiechając się lekko. Seokjin spodziewał zastać się go w o wiele gorszym stanie, a ku jego zaskoczeniu chłopak miał się odrobinę lepiej. Na jego twarzy pojawiło się więcej kolorów i przede wszystkim uśmiech, który ostatnimi czasy był u niego rzadkością.

- Jak się czujesz, Tae?

- Nieco lepiej. Dostaję nowe leki, lekarze wciąż próbują... Sam wiesz co.

Seokjin doskonale wiedział. Każdy starał się dać Taehyungowi chociaż kilka dodatkowych godzin, walka wciąż nie ustawała.

- A co u ciebie, hyung? Jak egzaminy na uczelnię?

- Zadałem, a pierwsze zajęcia już w październiku.

- Fajnie, że układasz sobie życie. Mam nadzieję, że czeka cię w nim wiele wspaniałych chwil.

- Życzę Ci tego samego, Taehyungie.

***

- Kto to tak właściwie jest? - spytał Seokjin wskazując na śpiącego jak zabity na jego starym łóżku chłopaka.

- Tak właściwie my sami nie wiemy - zaśmiał się gorzko Yoongi.

- Dowiedzieliśmy się tylko, że nazywa się Jung Hoseok, ma dziewiętnaście lat i... Kostniako mięsaka, który atakuje mu nogę. Jest w trakcie chemii, nie odzywa się do nas, a jedyną osobą, która go odwiedza jest jego mama. Często płakał z bólu w nocy, w sumie w dzień też, dlatego faszerują go środkami nasennymi. Różnych rodzajów, żeby się nie uzależnił - westchnął smutno Taehyung.

- Teraz też jest na proszkach?

- Tak - Yoongi pokiwał głową.

- Masakra... - jęknął Taehyung. - On tego nie wytrzyma. Jego mama rozmawiała kiedyś z nami. Mówiła, że taniec to jego największa pasja i jeśli straci nogę...

- Nie ma co gdybać - stwierdził Min. - Ma jeszcze szansę na wyleczenie.

- Tak, na pewno ma - pokiwał głową Seokjin nawet w małym stopniu nie mając pewności swoich słów. Jemu też obiecywali wyleczenie, a teraz ma szklane oko. I Bóg jeden wie, czy kiedyś nie zyska drugiego.

***

- Nigdy nic nie wiadomo - powiedział Namjoon wysłuchawszy relacji przyjaciela z jego wizyty w sali. - Choroba, czy inne nieszczęście może dotknąć każdego i o każdej porze.

- Dlaczego mówisz to tak obojętnie? - syknął Seokjin.

- Jeżeli przejmowałbym się całym złem tego świata już dawno skoczyłbym z mostu, albo coś w tym stylu. A ty dlaczego przejmujesz się tym chłopakiem? Nawet dobrze go nie poznałeś, ani z nim nie rozmawiałeś.

- Sam nie wiem. Po prostu mam wrażenie, że łączy mnie z nim coś wspólnego.

- Łączy go z nim coś wspólnego - prychnął Namjoon zdmuchując sobie grzywkę z czoła.

- A co? Zazdrosny jesteś?

Policzki Namjoona w tamtym momencie zaczerwieniły się lekko. Od razu przystąpił do obrony.

- Niby czemu mam być zazdrosny?

- A niby czemu nagle dostałeś takich wypieków?

- Po prostu... - westchnął Namjoon. - Jesteś moim jedynym przyjacielem i no... Nie chcę cię stracić. Poniekąd też chciałbym cię zachować dla siebie.

- Przyjacielem - powiedział Seokjin.

- Tak, przyjacielem.

I w tamtym momencie obu zakuło serce. Seokjina bardziej w przenośni, Namjoona bardziej dosłowie.

Oboje zdawali sobie sprawę, że ich przyjaźń zaczyna przeradzać się w coś, w co nie powinna i, że nie są w stanie tego kontrolować.

a/n: ahh, kiedy nasze kochane gołąbeczki przestaną się kryć~?

dajcie miłość temu ff, pls ;;



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro