Przyjaciele
Seokjin odowiedzał szpital, kiedy tylko mógł. Na razie tak właściwie mógł robić to całkiem często, nie miał nic do roboty, a rok akademicki w jego uczelni, do której zapisał się jakiś czas temu zaczynał się dopiero w październiku. Kierunkiem jego przyszłych działań było zagłębianie wiedzy o literaturze. Seokjin chciał pisać książki i móc przekazywać w nich o wiele więcej niż we wpisach na blogu. Prace nad nimi tak właściwie już zaczynał, ale były to tylko szkice, z pewnością bez szans na premierę. Według chłopaka miały formę zbyt prymitywną na to, aby pokazać je komukolwiek. Nikt nawet nie wiedział o tym, że Seokjin pisze.
Po kilku minutach spaceru z przystanku autobusowego chłopak w końcu dotarł pod szpital. Od samych drzwi jego nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach tego miejsca, który wzbudzał w nim dziwne uczucie niepokoju i melancholii. Najpierw skierował się do swojej całe szczęście już byłej sali, gdzie znajdawali się jedni z jego najlepszych przyjaciół. Tacy, którzy widzieli już jego najciemniejsze strony, i którzy towarzyszyli mu w jednej z najgorszych sytuacji, chorobie. Nie zapomnieli, że Seokjin istnieje, udzielali mu wsparcia, a Seokjin odwdzięczał się tym samym. Dlatego w tamtym momencie jego nogi pokierowały go na odpowiedni oddział i do odpowiedniego pokoju.
Tak właściwie jego skład się nie zmienił. Pustych łóżek po Jungkooku i Jiminie nie zastąpiły nowe osoby. Za to jego już tak. W rogu sali leżał na nim chłopak, Seokjin szacował, że może być mniej więcej w wieku Namjoona. Bordowa grzywka wystawała zza czarnej czapki, przykrywając lekko opuchnięte oczy, wokół których były sine obwódki. Chłopak był najprawdopodniej w trakcie chemii, był tak wykończony i nafaszerowany lekami, że nawet nie drgnął, kiedy Yoongi wstał z łóżka z entuzjastycznym okrzykiem i ruszył w stronę Seokjina ciągnąc za sobą butlę z tlenem.
- Myślałem, że już o nas zapomniałeś, niewdzięczniku! - krzyknął Yoongi i rzucił się Seokjinowi na szyję.
- Jakże bym mógł! - zaśmiał się starszy i poklepał Mina po plecach. - No już, Yoongi, bo mnie udusisz~
- Przepraszam, poniosło mnie - zachichotał i puścił przyjaciela.
Seokjin natomiast ruszył do łóżka Taehyunga i z uśmiechem usiadł na jego skraju przytulając siedemnastolatka. Chłopak wyszeptał w stronę starszego ciche powitanie uśmiechając się lekko. Seokjin spodziewał zastać się go w o wiele gorszym stanie, a ku jego zaskoczeniu chłopak miał się odrobinę lepiej. Na jego twarzy pojawiło się więcej kolorów i przede wszystkim uśmiech, który ostatnimi czasy był u niego rzadkością.
- Jak się czujesz, Tae?
- Nieco lepiej. Dostaję nowe leki, lekarze wciąż próbują... Sam wiesz co.
Seokjin doskonale wiedział. Każdy starał się dać Taehyungowi chociaż kilka dodatkowych godzin, walka wciąż nie ustawała.
- A co u ciebie, hyung? Jak egzaminy na uczelnię?
- Zadałem, a pierwsze zajęcia już w październiku.
- Fajnie, że układasz sobie życie. Mam nadzieję, że czeka cię w nim wiele wspaniałych chwil.
- Życzę Ci tego samego, Taehyungie.
***
- Kto to tak właściwie jest? - spytał Seokjin wskazując na śpiącego jak zabity na jego starym łóżku chłopaka.
- Tak właściwie my sami nie wiemy - zaśmiał się gorzko Yoongi.
- Dowiedzieliśmy się tylko, że nazywa się Jung Hoseok, ma dziewiętnaście lat i... Kostniako mięsaka, który atakuje mu nogę. Jest w trakcie chemii, nie odzywa się do nas, a jedyną osobą, która go odwiedza jest jego mama. Często płakał z bólu w nocy, w sumie w dzień też, dlatego faszerują go środkami nasennymi. Różnych rodzajów, żeby się nie uzależnił - westchnął smutno Taehyung.
- Teraz też jest na proszkach?
- Tak - Yoongi pokiwał głową.
- Masakra... - jęknął Taehyung. - On tego nie wytrzyma. Jego mama rozmawiała kiedyś z nami. Mówiła, że taniec to jego największa pasja i jeśli straci nogę...
- Nie ma co gdybać - stwierdził Min. - Ma jeszcze szansę na wyleczenie.
- Tak, na pewno ma - pokiwał głową Seokjin nawet w małym stopniu nie mając pewności swoich słów. Jemu też obiecywali wyleczenie, a teraz ma szklane oko. I Bóg jeden wie, czy kiedyś nie zyska drugiego.
***
- Nigdy nic nie wiadomo - powiedział Namjoon wysłuchawszy relacji przyjaciela z jego wizyty w sali. - Choroba, czy inne nieszczęście może dotknąć każdego i o każdej porze.
- Dlaczego mówisz to tak obojętnie? - syknął Seokjin.
- Jeżeli przejmowałbym się całym złem tego świata już dawno skoczyłbym z mostu, albo coś w tym stylu. A ty dlaczego przejmujesz się tym chłopakiem? Nawet dobrze go nie poznałeś, ani z nim nie rozmawiałeś.
- Sam nie wiem. Po prostu mam wrażenie, że łączy mnie z nim coś wspólnego.
- Łączy go z nim coś wspólnego - prychnął Namjoon zdmuchując sobie grzywkę z czoła.
- A co? Zazdrosny jesteś?
Policzki Namjoona w tamtym momencie zaczerwieniły się lekko. Od razu przystąpił do obrony.
- Niby czemu mam być zazdrosny?
- A niby czemu nagle dostałeś takich wypieków?
- Po prostu... - westchnął Namjoon. - Jesteś moim jedynym przyjacielem i no... Nie chcę cię stracić. Poniekąd też chciałbym cię zachować dla siebie.
- Przyjacielem - powiedział Seokjin.
- Tak, przyjacielem.
I w tamtym momencie obu zakuło serce. Seokjina bardziej w przenośni, Namjoona bardziej dosłowie.
Oboje zdawali sobie sprawę, że ich przyjaźń zaczyna przeradzać się w coś, w co nie powinna i, że nie są w stanie tego kontrolować.
a/n: ahh, kiedy nasze kochane gołąbeczki przestaną się kryć~?
dajcie miłość temu ff, pls ;;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro