Chęć zapomnienia
Minęło dwadzieścia dni. Dokładnie w Wigilię minęło dwadzieścia dni od rozpoczęcia tego koszmaru. Tych okropnie bolesnych chemioterapii, okropnych posiłków, okropnych chorób które otaczały Seokjina z każdej strony. Czuł, że powoli ma dość, że każdym dniem, godziną, minutą, a nawet sekundą czuł, jak coraz bardziej traci siły. Z utęsnieniem patrzył w okno, za którym sypał śnieg. Tak bardzo chciałby wyjść na dwór... Nawet na chwilę...
Niestety lekarze stwierdzili, że przez oczywiście chemię jego odporność uległa wręcz porażającemu osłabieniu. Innym słowem, jeżeli nabawiłby, na przykład takiego kataru, z pewnością skończyłby się on zapaleniem płuc. Westchnął, powstrzymując łzy oparł głowę o poduszkę.
Często miał takie momenty, w których pragnął zapomnieć. O chorobie, o ograniczeniach, które ciągle rosły. O tym, że pewnie niedługo straci wzrok...
Nie mógł zapomnieć także o innych. O tym, że Taehyung powoli umiera, o tym, jak Jeongguk nie jest w stanie płynnie operować wózkiem inwalidzkim, na który został skazany, o tym, że do rany na szyi Jimina wdało się okropne, zaropiałe zakażenie, ani o tym, że płyn w płucach Yoongiego za wszelką cenę chce utopić go od środka.
Seokjin nie mógł tak dłużej. Nie mógł patrzeć na cierpienia tych wszystkich ludzi, jego stanowiło w tym wypadku najmniejszy problem.
Wstał, oparł się o stojak na kroplówkę, założył najcieplejszą bluzę jaką miał pod ręką i wyszedł z sali na korytarz. Stan niektórych osób z oddziału był na tyle dobry, że chociaż na święta mogły opuścić szpital. Tak właściwie to wszyscy z ich sali wyjechali. Nawet Taehyung. Jednak w jego przypadku lekarze zgodzili się na to tylko pod błaganiami matki chłopaka. Seokjin słyszał większą część rozmowy siedząc razem ze swoją matką w poczekalni.
- Panie doktorze, błagam... To mogą być ostatnie święta mojego syna, chcemy spędzić je razem, w domu - kobieta szlochała, było ją słychać aż na korytarzu, ludzie posyłali w stronę gabinetu przelotne spojrzenia.
Nawet po kilku odmowach nie poddawała się. W końcu lekarz ustąpił, a rodzice Taehyunga zabrali go do domu na czas świąt. Podobnie było z Jeonggukiem, Jiminem, a nawet Yoongim, który ku zdziwieniu wszystkich z chęcią pojechał do swojej rodziny.
***
Żadna z pielęgniarek dyżurujących tego dnia nie zauważyła nawet, że tak po prostu opuścił oddział. Powolnym krokiem, szurając butami po podłodze niczym pacjent z demencją zjechał po chwili windą na parter. Wyszedł z budynku, w pierwszej chwili ogarnęło go przerażające zimno, zadrżał lekko. Ale cóż się dziwić? Temperatura na dworze była poniżej zera, a śnieg spadał na brukowane alejki przedszpitalne. Po chwili osadzał się również na włosach i ubraniu Seokjina.
Przez chwilę chłopak nie zważywszy na zimno po prostu stał i przyglądał się padającemu śniegowi, a także ludziom dookoła niego. Później zaczął spacerować, z uśmiechem na twarzy po dziedzińcu. Dla niektórych mógł wyglądać jak obłąkaniec, ale nie przejmował się tym zbytnio. Z zamyślenia wyrwał go głos:
- Nie zimno ci?
***
Witam po trochę dłuższej przerwie. Niestety nauka i problemy z płucami dały się we znaki, więc wiecie. Trochę ciężko się ze wszystkim wyrobić, cri
Wreszcie akcja rusza do przodu~ Pewnie możecie się już domyślać, kogo spotkał Jin XD
Piszcie co u Was~
(Oczywiście dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze! Nie macie pojęcia jak bardzo to motywuje ^^)
Do następnego~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro