Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. I want you more than you'll ever know

I've had the time of my life
No I never felt like this before
Yes I swear it's the truth
And I owe it all to you

~ Bill Medley & Jennifer Warnes, "(I've Had) The Time Of My Life"
(autorzy: John De Nicola & Donald Markowitz)
***

Dean miał prostą zasadę – jeśli natrafiała się okazja na seks, po prostu z niej korzystał, o ile nie było to wybitnie niestosowne, jak na przykład któregoś dnia w ostatniej klasie liceum, gdy flirtowała z nim nauczycielka. To był chyba jedyny raz, poza okresem narzuconego sobie i Castielowi celibatu, gdy odmówił.  W klubie wykorzystywał każdą okazję, w pracy też, nawet jeśli nie było to odpowiedzialne, ale czy to jego wina, że niektóre samochody oddawały kobiety, które były z tymi autami związane sentymentalnie? Przecież przy okazji je pocieszał – nie robił niczego złego.

Jednak tym razem nie chodziło o klientkę, a o nową księgową, sekretarkę i pewnie można by było przypisać jej kilka innych stanowisk.

Poczuł coś dziwnego, gdy pierwszy raz ją zobaczył. Chwilę mu zajęło, aby uzmysłowić sobie, że pierwszy raz wpadł i to on zadurzył się w kimś, a nie ktoś w nim.

Może i nie była piękna – Dean miewał piękniejsze, ale była ładna – szczupła o ładnej sylwetce, nawet jeśli jej piersi nie należały do największych. Miała piękne ciemnobrązowe włosy, przenikliwe brązowe oczy. Ale tu nie chodziło o wygląd – Dean poczuł coś jeszcze – coś, czego nie poczuł nigdy wcześniej.

— Cześć — powiedział onieśmielony, starając się zachowywać normalnie. 

Czemu mając dwadzieścia sześć lat czuł się jak nastolatek, który pierwszy raz się zakochał? To nie było tak, że był wstydliwy w stosunku do dziewczyn – miał ich w życiu dziesiątki, może nawet setki. Nie powinien być onieśmielony. Nie rozumiał co się z nim dzieje.

A może to efekt rozmowy z Samem przy okazji minionego Sylwestra?

Dean przeniósł wzrok z zaproszenia wręczonego mu przez Sama na brata, patrząc na niego jak na skończonego kretyna. Sam dał mu zaproszenie w ich domu rodzinnym, bo uznał, że nie wypada dawać mu go oficjalnie Deanowi przed rodzicami.

Czemu zapraszasz mnie i Casa razem? spytał, kompletnie zdezorientowany i nie potrafiąc zrozumieć, czemu Sam postanowił wręczyć mu zamówienie dla nich obu. — Czemu w ogóle zapraszasz Casa na twój ślub? Ledwo go znasz.

Sam spojrzał na niego trochę zagubiony.

Dean, to że niczego nie mówisz nie znaczy, że niczego nie widzę powiedział obronnie Sam.  Za trzy tygodnie kończysz dwadzieścia sześć lat. Normalni ludzie w tym wieku mają rodziny, dzieci. Ty nawet nigdy nie miałeś dziewczyny. Mieszkasz z nim, pomyślałem, że...

Boże, Sam jęknął zażenowany Dean.  Czy ty masz mnie za geja?

A nie jesteś...?

Nie prawie krzyknął, nie mogąc uwierzyć w to, że Sam mógłby wpaść na coś takiego. 

On i Cas?! Przecież to było niedorzeczne!

Cas to nie twój... chłopak? dopytał, jakby poprzednia odpowiedź Deana mu nie wystarczyła.

Litości, nie!

Sam przyjrzał się bratu podejrzliwie.

Więc nie jesteś gejem?

Dean przejechał po swojej twarzy, mając serdecznie dość tej rozmowy. Czy on wyglądał na homoseksualistę? Przecież Sam nie był pierwszy – wcześniej byli jeszcze Jo i Mick. Czemu oni wszyscy myśleli, że z Castielem łączy go coś więcej niż przyjaźń?

Nie, po prostu nie chcę związku, wolę się wyszaleć. Będzie czas na małżeństwo.

Kiedy? Jak będziesz starym dziadkiem? Jeśli nie jesteś gejem to się ogarnij, bo jako ten starszy powinieneś ożenić się pierwszy.

Dean westchnął i spojrzał na brata z politowaniem.

Może po prostu ty się śpieszysz?

Sam spojrzał na Deana niedowierzająco. Był z Jessicą trzy lata, ślub był oczywistym rozwiązaniem.

Dean, ludzie w moim wieku się pobierają. To normalne. Weź się w garść.

Dean myślał o tym przez ostatni miesiąc. Może Sam miał rację? Może powinien wziąć się w garść? Może już czas najwyższy się ustabilizować? Może mógłby to zrobić z nią?

— Cześć — odpowiedziała z łagodnym uśmiechem. — Jesteś Dean, prawda? — spytała, a Dean był zaskoczony tym, że znała jego imię.

— Skąd wiesz?

— Bobby podał mi wasze imiona i trochę was opisał, a nie wyglądasz na czterdziestoletniego murzyna* — wyjaśniła, a Dean skinął głową, bo to było logiczne – oprócz niego na złomowisku pracował tylko Rufus, który naprawdę go irytował, bo był po prostu burakiem, ale Dean nigdy się nie odezwał, aby nie wyjść na rasistę. — Jestem Lisa.

— Miło mi cie poznać — powiedział, wyciągając dłoń w jej kierunku. Lisa niepewnie ją uścisnęła.

— Mi również — odpowiedziała i wręczyła mu protokół za poprzedni miesiąc. — Jak się zgadza to podpisz. 

Dean przejrzał protokół i nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości, więc podpisał go i spojrzał na Lisę, trochę niepewnie. Starał się nie patrzeć na jej biust, ale to było praktycznie awykonalne.

— Masz jakieś plany na wieczór? — spytał, próbując wybrnąć z tej nieśmiałości, która była dla niego swego rodzaju nowością.

— Zależy czemu pytasz — odpowiedziała, a Dean uśmiechnął się, ale nie łobuzersko jak zazwyczaj, gdy uwodził dziewczyny, a nieco niepewnie, jakby mu zaimponowała. Nie była wręcz uderzająco łatwa i spodobało mu się to.

— Poszłabyś ze mną na kolację? — spytał niepewnie, a Lisa również się uśmiechnęła i sięgnęła po kartkę, zapisując na niej swój adres. Podała go Deanowi razem z jego wypłatą, na co ten uśmiechnął się szerzej. — Przyjadę o siódmej — zadeklarował, chowając pieniądze do kieszeni. — Do zobaczenia.

— Do zobaczenia, Dean.

Dean odpowiedział uśmiechem i nie spuszczał z niej wzroku aż do wyjścia z małego budynku, w którym pracowała, prawie potykając się przy wyjściu. Oboje się z tego zaśmiali. Dean uniósł pięść lekko do góry, gdy wyszedł, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Cieszył się, że Castiel miał tego dnia jakieś ważne spotkanie w pracy, bo nie będzie musiał odpowiadać na jego pytania i tłumaczyć się z faktu randki. 

Może Castiel miał rację? Dean, w przeciwieństwie do swojego najlepszego przyjaciela, miał szansę się ustabilizować i założyć rodzinę. Nie chciał jednak od razu ogłaszać tego Castielowi, bo nie chciał go ranić. Uznał, że powie mu dopiero, jeśli zrobi się poważnie.

Wrócił do domu, zjadł coś na szybko, wziął dłuższy prysznic i zabrał się za wybieranie garnituru na kolację. Od powrotu do domu, do czasu wyjścia miał niecałe trzy godziny – to nie dawało mu zbyt wiele czasu na zrobienie czegokolwiek więcej, szczególnie, że chciał wyglądać i pachnieć najlepiej jak mógł. Ogolił się, bo zauważył, że rano nie zrobił tego idealnie, a nie chciał, żeby cokolwiek było nieidealnie. To było głupie, ale się stresował. Nie rozumiał czemu. Może dlatego, że to była jego pierwsza randka? Chyba przez godzinę układał włosy, bo ciągle coś mu w nich nie pasowało.

Zostawił Castielowi karteczkę z wiadomością, że ma nadzieję, że spotkanie w pracy wypadło dobrze i żeby się nie martwił, jeśli nie wróci na noc – przykleił ją na lodówce, aby Castiel na pewno ją zobaczył, po czym wyszedł z domu. Po drodze wstąpił jeszcze do kwiaciarni, która była otwarta do późnych godzin i kupił bukiet kwiatów, bo chyba tak należało zrobić na randce, prawda?

Zaparkował pod jakimś domem jednorodzinnym na przedmieściach. Zaskoczyło go, że w San Francisco są takie miejsca – przyzwyczaił się do widoku bloków, apartamentowców i wieżowców. 

Odczekał chwilę, wziął kilka głębokich oddechów i próbował przypomnieć sobie, że był już w podobnej sytuacji w dniach szkolnych bali – zawsze przyjeżdżał po dziewczynę pod jej dom, a potem dobrze się bawili. Chyba wystarczy, że tego wieczoru zrobi dokładnie to samo.

Wziął kwiaty, wysiadł z auta i ruszył w stronę drzwi. Zapukał w nie i po chwili otworzył mu starszy mężczyzna, co trochę zaskoczyło Deana.

— Dobry wieczór — zaczął niepewnie Dean, bojąc się, że Lisa z niego zakpiła i podała mu zły adres.

— Ty jesteś Dean? — spytał mężczyzna, a Dean przytaknął. — Wejdź, Lisa zaraz zejdzie.

Dean skinął głową, nieco zaskoczony, ale wszedł, czując, że mężczyzna śledzi go wzrokiem, jakby chciał go wybadać. Dean bywał już w takich sytuacjach, ale pierwszy raz traktował to poważnie. Wcześniej nie obchodziło go zdanie ojców, zresztą w rodzinnym Lawrence miał dość oczywistą opinię, ale teraz było inaczej – interesowało go zdanie tego mężczyzny i nie do końca rozumiał czemu.

Stali w krępującej ciszy. Po chwili usłyszeli kroki, dobiegające ze schodów. Mężczyzna nachylił się Deanowi do ucha.

— Skrzywdź ją, a znajdę cię i zabiję — powiedział ostrzegawczo, a Dean przełknął ciężko, ale puścił to ostrzeżenie w niepamięć, gdy tylko zobaczył Lisę. Była ubrana w piękną czarną sukienkę. Włosy lekko podkręciła i nałożyła makijaż – wyraźny, ale przy tym naturalny. Wyglądała przepięknie.

Uśmiechnął się i podszedł do niej, całując ją najpierw w dłoń, do czego lekko ukląkł, a potem w policzek.

— Dla ciebie — powiedział, a Lisa uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek, zostawiając mu tam delikatny ślad po szmince. 

Zostawiła kwiaty w domu, wstawiając je do wazonu, pożegnali się z jej rodzicami i dopiero wtedy wyszli. Dean otworzył jej drzwi do domu, puszczając ją przodem, a chwilę później zrobił dokładnie to samo z drzwiami od samochodu. Zamknął drzwi, gdy Lisa wsiadła i okrążył auto, po chwili siadając za kierownicą.

— Nie zdążyłem zrobić nigdzie rezerwacji, ale mam nadzieję, że to nie problem — zaczął niepewnie, bojąc się, że oceni go przez to gorzej.

— Nie musimy iść do drogiej restauracji, Dean.

Dean westchnął, bo wiedział, że miała rację, ale i tak czuł, że powinien przygotować to wszystko lepiej. Może powinien zaprosić ją na piątek, a nie spontanicznie na dzisiaj?

— Nie musimy, ale chciałbym, żeby było idealnie. Droga restauracja się do tego zalicza.

Lisa spojrzała na niego zaskoczona.

— Naprawdę tak się tym przejmujesz? Widziałam się w klubie i...

— W którym? — spytał, starając się nie panikować. Naprawdę chciał wypaść jak najlepiej. Fakt zaliczania kilkudziesięciu dziewczyn rocznie na pewno nie zaliczał się do rzeczy, które podobają się dziewczynom w potencjalnych partnerach na coś długotrwałego.

— Cat Club. Mój brat tam pracuje, to jedyne miejsce, w którym mogę się z nim widywać, więc często tam bywam. Ty też z tego, co zauważyłam.

Dean uniósł brwi, nieco zaskoczony, bo nigdy jej tam nie widział – mógłby to przyrzec. A może jednak ją widział?

— Twój brat jest gejem? — domyślił się, bo nie widział innego powodu, dla którego nie mogliby się spotykać w domu.

— Tak — odparła. — To problem? 

Dean zaśmiał się cicho, odpalając silnik.

— Widziałaś mnie tam, ale nie widziałaś z kim przychodzę?

Lisa pokręcił głową.

— Widywałam cię tylko z innymi dziewczynami.

— Mój współlokator jest gejem — wyznał Dean. — To nie problem. I wracając do twojego pytania to tak, stresuję się, bo pierwszy raz mi zależy.

Lisa spojrzała na niego, jakby nieco rozbawiona.

— Naprawdę chcesz mi wciskać kit o stabilizacji? Dean, ty mnie pamiętasz?

Dean spojrzał na nią niepewnie.

— Miałbym cię pamiętać?

— Spaliśmy ze sobą rok temu, ale nie w Cat Club, tylko w jakimś klubie na F. Byłam tam raz, słabo pamiętam. Chyba byłeś pijany. Myślałam, że dlatego zaproponowałeś spotkanie wieczorem. To była najlepsza noc mojego życia, nie miałabym nic przeciwko powtórce.

Dean spojrzał na nią nieco onieśmielony. To nagle zmieniało postrzeganie całej tej sytuacji. Tylko czemu jej nie pamiętał? Owszem, nie pamiętał większości dziewczyn, ale czy naprawdę mógłby zapomnieć ją?

— Cóż, wiem jak wygląda i teraz mam tylko jakieś przebłyski, ale nie wiem czy to ty, czy ktoś podobny do ciebie — skłamał, ale powiedział to w taki sposób, aby nie wpaść na kłamstwie na wypadek, gdyby okazało się, że Lisa okłamała go w kwestii tego, że już to robili – mogła go w ten sposób sprawdzać. — Naprawdę chcę się ustabilizować. Mój młodszy brat się żeni, to mi dało to myślenia.

— Okej, ale czemu ja? — spytała niepewnie.

— Nie wiem — odparł równie niepewnie. — Po prostu coś poczułem... — przygryzł wargę. — Słuchaj, jeśli nie chcesz, możemy poprzestać na seksie, ale jeśli chcesz dać mi szansę, to spróbujmy. Może coś z tego wyjdzie?

Lisa spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Jeśli Dean by się ustabilizował, nie byłby złym kandydatem na męża – był przystojny, potrafił się zachować i może nie zarabiał fortuny, ale była to w miarę pewna praca, którą ciężko stracić. Jeśli chciał się ustabilizować i zmienić nie powinna oceniać go po jego przeszłości – dlatego postanowiła zobaczyć, jaki tak naprawdę jest Dean.

— Dajmy sobie ten wieczór i zobaczymy, co dalej — zaproponowała, chociaż wiedziała, że w jeden wieczór może go skreślić, ale tak prędko mu nie zaufa. 

Dean uśmiechnął się i przytaknął. 

— Podoba mi się ten pomysł.


Nie przywykł do spania w hotelach, ale musiał przyznać, że było miło, a nawet bardzo miło, obudzić się z kimś śpiącym tuż obok. 

Uśmiechnął się mimowolnie i podniósł się lekko na przedramionach, aby pocałować Lisę w czoło. Może i był naiwny, ale wierzył, że wczorajszy wieczór coś znaczył. Może dlatego, że pierwszy raz od dawna był trzeźwy? Może dlatego, że wciąż czuł to dziwne coś?

Uśmiechnął się szerzej, gdy Lisa wymruczała coś cicho.

— Dzień dobry — powiedział czule.

— Która godzina? — zapytała, a Dean spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku.

— Kwadrans po szóstej — odparł. — Możemy wziąć prysznic i zjeść śniadanie tutaj, potem odwiozę cię do domu, przebierzesz się i pojedziemy na chwilę do mnie, a stamtąd do pracy — zaproponował.

Lisa musiała przyznać, że to nie był głupi pomysł, ale był jeden, drobny problem.

— A jak wrócę do domu? — spytała.

— Odwiozę cię — zadeklarował, a Lisa uśmiechnęła się i pocałowała go delikatnie. Dean odwzajemnił pocałunek i wplótł dłoń w jej włosy.

— Bobby zauważy, że przyjechaliśmy razem. Będzie pytał.

Dean wzruszył ramionami.

— Niech pyta.

— I co mu odpowiemy?

— To zależy — odpowiedział, a Lisa spojrzała na niego zainteresowana.

— Od czego?

— Od tego co robisz w piątek.

Wyglądała na zaskoczoną taką odpowiedzią i Dean to zobaczył.

— Dean, ty naprawdę mówiłeś wczoraj poważnie? — upewniła się, bo chociaż Dean wydawał się być faktycznie zainteresowany, wciąż bała się, że ten tylko gra.

— Tak. Chyba, że ty nie chcesz...

— Chcę. Ale prawie się nie znamy.

— Więc się poznajmy — poprosił, ujmując delikatnie jej dłoń i wtulając w nią swój policzek. — Nigdy nie czułem czegoś takiego, nigdy nie czułem się tak dobrze. Chcę dać temu szanse.

Lisa uśmiechnęła się, bo Dean był uroczy w takim wydaniu. Mimo to wciąż ciężko było jej zaufać Deanowi. Z drugiej strony jeśli Dean proponował kolejne spotkanie i razem pracowali, raczej nie chciałby złamać jej serca – mógł być kobieciarzem, ale nie wydawał się być dupkiem. Dlatego postanowiła dać mu szansę. 

— Dobrze — odpowiedziała, a Dean uśmiechnął się i podniósł lekko, aby znowu ją pocałować.

Nie rozumiał tego, co się z nim działo. Nigdy wcześniej nie przywiązywał się do dziewczyn, a tym razem się przywiązał. Czy to możliwe, aby tak szybko się zakochał? Nie mógł tego wykluczyć. Miał tylko nadzieję, że to oznacza coś dobrego.

____

* Przypominam, że mamy tu lata 80. i wtedy słowo "murzyn" normalnie funkcjonowało, było nawet używane przez osoby czarnoskóre i nikt nie widział w tym niczego złego, więc apeluję o brak komentarzy w związku z użyciem tego słowa czy jakichkolwiek rasistowskich uwag.

A/N

17.02.2021 (2)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro