25. Too late to save myself from falling
Don't let the sun go down on me
Although I search myself, it's always someone else I see
I'd just allow a fragment of your life to wander free
But losin' everything is like the sun goin' down on me
~ Elton John, „Don't Let The Sun Go Down On Me"
(autor: Bernie Taupin)
***
Dean przez kolejne dni robił wszystko, aby być miłym dla Benny'ego i dać szansę tej znajomości. Początkowo starał się obserwować nowego współpracownika i doszukiwać się między nimi jakiś wspólnych cech, do których Dean mógłby się odnieść. Niestety nie było to łatwe – Benny był skryty, niezbyt rozmowny i generalnie ciężko było nawiązać z nim kontakt, więc w końcu Dean postanowił dać mu jasny sygnał, że chciałby lepiej go poznać i zaprosił go na piwo po pracy, pozwalając wybrać mu lokal. Benny zgodził się, ale stwierdził, że to Dean ma wybrać gdzie pójdą, bo jest nowy w mieście i nie zna zbyt wielu miejsc. Dean, dla bezpieczeństwa, wybrał klub przy Folsom. Wiedział, że w klubie dla osób heteroseksualnych, nawet po alkoholu, nie zrobi niczego głupiego. Szczególnie, że Alfie był na zmianie i Dean ufał, że gdyby zaczął podrywać jakąś dziewczynę, Alfie go powstrzyma – ten chłopak naprawdę był w porządku .
— Widzę, że czegoś chcesz — zaczął Benny po ponad godzinnej rozmowie zmierzającej donikąd. Wątpił, aby Dean zaprosił go po to, aby rozmawiać o filmach, a aktualnie tak wyglądała ich rozmowa. — Powiesz mi czego?
Dean westchnął. Nie podobał mu się ten ton głosu, ale z drugiej strony nie dziwił się Benny'emu, że miał obawy co do jego intencji, szczególnie, że Dean sam nie wiedział, czego tak właściwie oczekuje.
— Intrygujesz mnie, to wszystko — stwierdził, brzmiąc przy tym zaskakująco pewnie.
Benny przyjrzał mu się podejrzliwie.
— W jaki sposób?
— Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym, kim jestem. Pomyślałem, że...
— Stary — przerwał mu Benny. — Myślisz, że możesz być biseksualny?
Dean przytknął, a mężczyzna roześmiał się na jego potwierdzenie. Dean zmarszczył brwi.
— Co w tym zabawnego? — spytał nieco speszony. Naprawdę go to bawiło?
Benny wskazał na obrączkę na jego palcu.
— Masz żonę. Trochę za późno, nie?
— Nie kocham jej, dlatego jestem zagubiony.
Benny westchnął i spojrzał na Deana poważnie.
— Kochasz jakiegoś mężczyznę? — spytał, a Dean pokręcił głową.
— Nie.
— Podoba ci się ktoś inny? Jakiś mężczyzna? Jakaś kobieta?
— Nie. Nie. I nie.
Benny rozłożył ręce w geście rezygnacji.
— To czemu jesteś zagubiony?
— Bo cholernie dużo osób ma mnie za geja.
— Dużo czyli ile?
Dean przygryzł niepewnie wargę. Miał wrażenie, że Benny nie do końca bierze tą rozmowę poważnie.
— Z bliższych osób dobra przyjaciółka, rodzice przyjaciela i brat.
Benny zamyślił się na moment.
— A ten chłopak za barem?
Dean zmarszczył brwi.
— Co z nim?
— Jest gejem. Znacie się...
— Skąd wiesz, że jest gejem? — spytał Dean.
— Bo to widać — odparł Benny. — U ciebie tego nie widzę, ani trochę, dlatego nie wydaje mi się, żebyś był biseksualny, ale może się mylę. Skąd go znasz?
— Mieszkamy razem — wyznał niepewnie, a Benny spojrzał na niego podejrzliwie.
— Masz żonę, ale mieszkasz z gejem? — spytał, a w jego głosie było słychać niedowierzanie.
— Mieszkam z żoną, synem i dwoma gejami — sprostował. — To partner mojego przyjaciela.
Benny skinął głową i przyjrzał się Deanowi jeszcze uważniej.
— I któryś z nich ci coś sugerował?
— Nie.
— A przyjaciel? Rozmawiałeś z nim o tym?
— Twierdzi, że jestem hetero i wymyślam.
— I pewnie ma rację — stwierdził, upijając piwa. — Ile miałeś dziewczyn? Szczerze.
— Nie liczyłem, nie wszystkie pamiętam...
— Czyli dużo — podsumował.
— Tak — potwierdził Dean.
— A chłopaków? — Dean pokręcił głową. — Żadnego?
— Żadnego — potwierdził.
Benny zmarszczył brwi.
— A podobał ci się chociaż jakiś? Myślałeś o którymś w tym kontekście?
— Nie.
Benny zaśmiał się cicho.
— Jesteś idiotą — stwierdził. — Nie wiem co jest twoim problemem w małżeństwie, ale nie jest to twoja orientacja. Gdybyś był biseksualny, pomyślałbyś tak o jakimkolwiek mężczyźnie. Na pewno spotkałeś w swoim życiu wielu przystojnych i seksownych. Nie jesteś biseksualny.
— To może jestem gejem?
— Miejże litość... — jęknął Benny.
— To czemu nie potrafię pokochać żadnej kobiety? — spytał łamiącym się głosem. Przecież miał problem, wiedział to. Ale jeśli według Benny'ego nie była to jego orientacja to co? — A gdy patrzę na Casa i Alfiego... — Urwał na myśl o tych wszystkich chwilach z minionych dwóch tygodni mieszkania razem, gdy Castiel i Alfie okazywali jak bardzo są szczęśliwi razem. Ta dwójka wspólnie gotowała śniadania prawie każdego poranka. W domu obejmowała się i całowali na każdym krok. Gdy jeden z nich wracał do domu, drugi uśmiechał się na jego widok. To było coś pięknego i Dean cieszył się ich szczęściem, ale z drugiej strony uderzyło go to, że on nigdy niczego podobnego nie doświadczył, nawet z Lisą, z którą wydawało mu się, że na początku naprawdę był szczęśliwy. — Chciałbym mieć z kimś taką relację.
— I wydaje ci się, że z chłopakiem byłoby ci łatwiej?
— Tak. Kobiety są skomplikowane. Może moja żona nie jest jakoś bardzo skomplikowana, ale czasem ciężko mi ją zrozumieć.
— Zdradzić ci sekret? — spytał, a Dean skinął głową. — Wszyscy mężczyźni w związkach z kobietami mają taki problem. Tak to po prostu wygląda. Wiem, bo sam byłem żonaty.
Dean zmarszczył brwi.
— Byłeś?
— Rozwiodłem się dwa lata temu — wyjaśnił. — Powiedziałem jej, jaki jestem, bo czułem, że powinna wiedzieć, mimo że to niczego już nie zmieniała, a ona wyrzuciła mnie z domu, wniosła o rozwód i odcięła od córki. Od tego czasu się nie angażuję. Ale ty masz żonę i jesteś hetero. Masz syna. Ile ma lat?
— Dwa miesiące.
Benny spojrzał na Deana kompletnie zdezorientowany.
— I już chcesz uciekać? Syn potrzebuje ojca.
— Uwierz, wiem o tym bardzo dobrze.
— A więc problemy z ojcem... — wyłapał Benny, jakby to było odpowiedzią na wszystkie problemy. I może faktycznie tym właśnie było. — A matka?
— Została zamordowana gdy byłem dzieckiem. Policja olała sprawę, więc ojciec szukał mordercy na własną rękę, stało się to jego obsesją i...
— Zatrzymajmy się tutaj, nie potrzebuję historii twojego życia — poprosił Benny. — Chyba znalazłem twój problem.
— Jaki?
— Nie miałeś wzorca związku od rodziców, co zawsze ma jakiś wpływ na to jak budujesz swoje związki. Robimy to podświadomie. Jeśli małżeństwo rodziców było szczęśliwe, sami też zbudujemy szczęśliwe małżeństwo, jeśli im się nie układało, albo co gorsza w małżeństwie była przemoc, u nas będzie tak samo. Rzadko jest inaczej. Czyli ciężko ci być z kobietą, bo nie masz wzorca jak taki związek i małżeństwo powinno wyglądać — stwierdził. — Natomiast tuż obok masz idealną parę gejów. Zazdrościsz im i chcesz tego samego, bo przez to co przeszedłeś ciężej jest ci to zbudować. Nie jesteś biseksualny, Dean. Chciałbyś być, bo obok siebie widzisz jak dobrze mogłoby ci być z mężczyzną. Uwierz, że tobie nigdy tak dobrze nie będzie. Próbując być z mężczyzna zranisz przede wszystkim siebie.
— A co jeśli taki jestem? Tyle osób nie może się mylić.
— Dam sobie uciąć ręce i nogi, że pomyśleli tak o tobie tylko dlatego, że mieszkasz z przyjacielem. Ale jeśli wątpisz, możemy iść do łóżka. Dla mnie to nie będzie problem, o ile po wszystkim o tym zapomnimy.
Dean wyprostował się, nie bardzo wiedząc jak zareagować na taką propozycję. Z jednej strony czuł, że seks z mężczyzną mógłby wszystko wyjaśnić, ale z drugiej strony nie chciał zdradzić Lisy – może i pomylił miłość z zauroczeniem, ale była matką jego syna i zasługiwała na szacunek. Dlatego wybrał to miejsce – bo tutaj nie mogli tego zrobić. Ale przecież nie musiało dojść do stosunku, aby to wiedział – wystarczyłaby gra wstępna. Pytanie tylko czy da radę potem nad sobą zapanować. Ale jeśli Benny miał rację to i tak do niczego nie dojdzie.
— Naprawdę mógłbyś potem udawać, że nic się nie stało? — spytał Dean, próbując wybadać sytuację. Przecież to nie był głupi pomysł, prawda?
— Tak.
— I przerwałbyś jeśli o to poproszę?
— Nie jestem gwałcicielem.
Dean przygryzł wargę i spojrzał w stronę Alfiego. Może powinien poprosić go o pomoc? Powiedzieć mu chociaż gdzie idzie? Ledwie znał Benny'ego, nie mógł mieć pewności, że go nie skrzywdzi.
Aktualnie jednak to Alfie potrzebował pomocy, bo właśnie kłócił się przy barze ze swoimi rodzicami, których Dean rozpoznał za sprawą ojca Alfiego, którego kojarzył z gazety. A raczej to rodzice Alfiego się kłócili – on wydawał się być tym zajściem wręcz rozbawiony. Mimo to, Dean postanowił zareagować.
— Przepraszam cię na moment — powiedział do Benny'ego i ruszył w stronę baru.
— Nie wracam — oznajmił rodzicom Alfie, kompletnie ignorując Deana, którego jeszcze nie zauważył. — Przykro mi, że nie potraficie zaakceptować tego, kogo kocham. A teraz proszę, żebyście wyszli, bo pracuję.
— Synu...
— Powiedział, że pracuje — wtrącił się Dean, zwracając na siebie uwagę całej trójki.
— Kim pan jest? — spytał ojciec Alfiego.
— Praktycznie jego szwagrem — stwierdził. — I współlokatorem. Mogę być też ochroniarzem jeśli państwo nie wyjdą. Alfie radzi sobie bez państwa. Jest szczęśliwy. Albo państwo to zaakceptują, albo na stałe znikną z jego życia.
— Co ty niby wiesz?
— Jako rodzic dużo. Nigdy nie odtrąciłbym mojego syna przez to kogo kocha. A to co czuje Alfie to jest miłość, proszę mi uwierzyć, codziennie widzę ich razem...
— Pozwalasz im na to przy dziecku? Co z ciebie za ojciec?
— Nie uprawiają seksu przy dziecku więc w czym problem? — spytał Dean. — Naprawdę, proszę już iść, albo państwu w tym pomogę.
Mężczyzna spojrzał ostatni raz na syna z widocznym bólem w oczach. Widocznie nie chciał odchodzić, ale stanowczość w głosie Deana sprawiła, że chyba po prostu bał się zostać.
— Będę się za ciebie modlił — oznajmił mężczyzna i razem z żoną ruszył w stronę wyjścia.
Dean chciał powiedzieć, że modlitwa jest bez sensu, bo jeśli faktycznie jest jakiś Bóg to stworzył Alfiego gejem, ale postanowił się powstrzymać.
— Dzięki — powiedział cicho Alfie, gdy zostali we dwóch.
— Drobiazg — odparł Dean. — Często tu przychodzą?
— Codziennie, nie zawsze w moje zmiany, ale pytają wtedy o mnie. Ostatnio nauczyli się przychodzić trochę przed zmianą, bo wtedy na pewno mnie zastaną. Zawsze mówią to samo, to się robi żałosne.
Dean spojrzał na niego poważnie.
— Rzuć tę robotę. Barów jest mnóstwo...
— Złożyłem wypowiedzenie po ich trzecich odwiedzinach, kończę z końcem lipca. Do tego czasu muszę ich znosić.
— Do tego czasu powinniśmy też wziąć twoje rzeczy, żebyś nie musiał ich więcej widzieć.
Alfie pokręcił głową.
— Castiel kupił mi wszystko, czego potrzebuję, nie muszę wracać po tamte rzeczy.
— Nie musisz też teoretycznie pracować. Cas da radę cię utrzymać.
Alfie ponownie pokręcił głową.
— Nie będę go wykorzystywał. Powiedz lepiej co to za facet — zmienił temat, wskazując głową na Benny'ego.
— Kumpel pracy. Pójdę do niego do domu. Koleś nazywa się Benny Lafitte, pracuję z nim, szef będzie miał jego adres...
— Czemu mi to mówisz? — przerwał mu, bo zaniepokoiły go słowa Deana i tempo w jakim to wszystko mówił – jakby zostało mu kilka sekund życia i miał coś przekazać.
— Na wypadek gdybym nie wrócił. Znam go krótko.
— Po co w ogóle chcesz do niego iść? Pomóc mu z czymś?
— Raczej on mi.
Alfie oparł łokcie o blat baru i spojrzał na Deana widocznie zdezorientowany.
— Nie rozumiem.
Dean nachylił się Alfiemu do ucha i w dużym skrócie opisał mu swoje zamiary. Alfie odsunął się od niego i spojrzał na Deana tym razem już wręcz zszokowany.
— Chcesz zdradzić Lisę, bo coś ci się wydaje? — spytał, niedowierzając w to, że Dean mógłby wymyślić coś takiego.
— Gra wstępna to nie zdrada...
— Pocałunek to zdrada, przynajmniej dla mnie. Zastanów się. Wciąż masz pretensje do Micka o to, że zdradzał Castiela, mimo że niedługo minie rok od jego śmierci, a teraz sam planujesz zdradzić żonę i to z głupich urojeń.
Dean westchnął i spojrzał Alfiemu w oczy.
— Potrzebuję tego.
Alfie przygryzł wargę i niepewnie przytaknął.
— Jeśli musisz do niego iść, idź teraz. Za chwilę kończę zmianę, Castiel mnie odbiera. On jest bliżej z Lisą niż ja, wie jak to jest, nie mogę mówić za niego, nie wiem co będzie jak was zobaczy.
Dean zmarszczył brwi.
— Od kiedy on cię odbiera?
— Zawsze, gdy idziemy spotkać się z Charlie.
Dean zamyślił się na chwilę. Może był lepszy pomysł? Może gdy Benny pozna jego znajomych łatwiej będzie mu na to wszystko spojrzeć i stwierdzić kim jest? Może tak będzie łatwiej?
— Moglibyśmy się do was dołączyć? — spytał nieco niepewnie, a Alfie wzruszył ramionami.
— Nie widzę problemu. Tylko błagam, cokolwiek planujesz, nie całuj się z nim przy nas.
Dean przytaknął głową.
— Dobrze. Podejdziecie do nas czy...?
— Przyślę Castiela jak przyjdzie zmiennik.
— Dobra, dzięki.
Dean wrócił do Benny'ego, który przyglądał mu się widocznie oczekując relacji z zajścia przed chwilą.
— To był ten pastor z gazety — zauważył, a Dean przytaknął.
— I prawie-teść mojego przyjaciela, przez którego straciliśmy mieszkanie.
— Czemu? Powiedział coś?
— Nie. Rzucił się na nich na paradzie.
Benny wyprostował się i spojrzał na Deana poważniej.
— Twój przyjaciel to ten gej, który bił się z pastorem?
— Tak — przyznał niepewnie, a Benny wyglądał jakby był pod wrażeniem. — Co?
— Jest tak jakby sławny w środowisku. I podobno niezły w łóżku.
Dean wywrócił oczami.
— I zajęty — przypomniał mu.
— Moja strata.
Dean ponownie wywrócił oczami. Naprawdę cieszył się, że Castiel miał Alfiego, bo był pewien, że inaczej przyjaciel skończyłby w łóżku z Bennym.
— Ale możesz go poznać. Przyjdzie tu zaraz, wyjdziemy z nimi gdzieś, dobra?
— Dobra — zgodził się, chociaż zrobił to nieco niepewnie.
— Mógłbyś, nie wiem, podpatrzeć czy to co ci powiedziałem faktycznie bierze się od niego?
Benny przytaknął. To było bardzo proste zadanie i wątpił, aby było potrzebne – według niego sprawa była bardziej niż oczywista.
— Wątpię, aby to zmieniło to co sądzę.
— Benny, proszę...
— Przyjrzę się — zapewnił go.
Przenieśli się do Cat Club, gdzie zazwyczaj Castiel umawiał się z Charlie. Była z nią Stevie, co sprawiło, że spotkali się w szóstkę.
O ile Charlie i Stevie można było uznać za przyjaciółki, bo ich gesty nie były jednoznaczne, o tyle Castiel i Alfie kompletnie nie kryli się z tym, że są razem — obejmowali się, całowali, wymieniali spojrzeniami, uśmiechali się do siebie, a nawet zamieniali się drinkami.
Nawet Benny wydawał się być pod wrażeniem ich relacji.
— Długo jesteście razem? — spytał wreszcie.
— Od września — odparł Castiel.
— Ale kochamy się od trzech lat. Po prostu był okres, gdy byliśmy zbyt głupi, aby uwierzyć, że drugi czuje to samo — dodał Alfie.
— I złamaliśmy sobie serca.
Alfie pokręcił głową i spojrzał na Castiela.
— To ty złamałeś serce mi.
— Ty też mi je złamałeś. Spytaj Deana. Byłem nie do zniesienia.
— Nie muszę go pytać, ufam ci.
Dean zareagował na tę krótką wymianę zdań wypiciem połowy kufla piwa na raz. Czemu nie mógł zbudować z nikim czegoś takiego, co Castiel stworzył z Alfiem? Ile razy usłyszał od Lisy, że mu ufa? Raz? Ostatnio nawet nie czuł tego, aby sobie ufali.
— Kłóciliście się kiedykolwiek odkąd jesteście razem? — spytał Benny, próbując wybadać czy ich relacja faktycznie jest taka idealna.
— Trzy razy — wyznał Castiel.
— O co?
— Poważnie to dwa — poprawił go Alfie, znowu patrząc na swojego partnera. — O twoją pracę i ostatnio przez mieszkanie.
Castiel zmarszczył brwi.
— Więc nie wliczamy kłótni o orientację piosenkarzy?
— Nie krzyczeliśmy wtedy na siebie.
— A przy pozostałych dwóch krzyczeliśmy?
— Ostatnio krzyczałeś.
— Żebyś zrozumiał, że to zdjęcie w gazecie nie jest twoją winą — powiedział obronnie Castiel. — I zanim powiesz, że jest, przypomnę, że ustaliliśmy, że nie jest.
Alfie westchnął, a Benny bardzo długo przyglądał się tej parze. Wątpił, aby ta dwójka kiedykolwiek się rozstała, nie z własnej woli – byli zżyci i pasowali do siebie. Już teraz zachowywali się jednocześnie uroczo i jak stare małżeństwo. Nie dziwił się Deanowi, że chciał tego samego, bo obecnie Benny sam tego chciał.
— Idę się odlać — oznajmił Dean, starając się brzmieć normalnie. Wstał od stolika i ruszył w stronę toalety.
Castiel jako jedyny wyłapał ukryty ból w głosie Deana i zrozumiał, że może w obecnej sytuacji powinien przystopować ze swoim okazywaniem uczuć względem Alfiego. Dean był przecież na skraju decyzji o rozwodzie.
— Też pójdę. Zaraz wracam — zadeklarował całując Alfiego w policzek. Alfie zatrzymał go i wyszeptał do ucha tak cicho, aby nikt inny nie usłyszał. Castiel spojrzał na niego niepewnie, ale wymiana spojrzeń wystarczyła, aby zrozumiał.
Gdy Castiel odszedł, Alfie spojrzał na Benny'ego.
— Myślisz, że Dean jest biseksualny?
— Co? — spytała zaskoczona Charlie, ale została zignorowana.
Benny pokręcił głową.
— Jest po prostu idiotą, który szuka rozwiązania swoich problemów w złych sferach życia — stwierdził. — Potrzebuje pomocy, ale nie takiej, jaka mu się wydaje.
Aktualnie pomóc Deanowi postanowił Castiel, który zastał przyjaciela w toalecie, podpierającego się o ścianę. Miał zamknięte oczy. Nie wyglądał najlepiej – trochę jakby był na skraju płaczu.
— Dean? — zapytał łagodnie, a Dean tylko na moment otworzył oczy, jakby chciał się upewnić, że Castiel faktycznie tu jest, po czym znowu je zamknął. — Jeśli chodzi o mnie i Alfiego...
— Nie — przerwał mu od razu. — Chodzi o coś innego.
— O co?
Dean niepewnie spojrzał przyjacielowi w oczy.
— Nadal myślę, że mogę być biseksualny — wyznał, a Castiel miał ochotę go uderzyć. Był pewien, że ten etap mają już za sobą. Ostatnio nawet zastanawiał się czemu tak jest, czemu Dean nie potrafi pokochać Lisy i miał wrażenie, że znalazł odpowiedź – była osoba, na której głos, nawet przez telefon, Dean zawsze się uśmiechał.
— A ja myślę, że robisz wszystko, aby nie przyznać, że kochasz Jo — stwierdził Castiel, a Dean uniósł brwi.
— Ma męża — zauważył.
— To nie sprawia, że nie możesz jej kochać. Uśmiech się, gdy rozmawiacie przez telefon, z nikim innym tak nie masz. Nie jesteś biseksualny, Dean. Jesteś po prostu zagubiony. Porozmawiaj o tym wreszcie z Lisą, zrozumie, może ci pomoże. Nie mogłeś trafić na bardziej wyrozumiałą żonę niż ona.
— Czemu jesteś taki pewien, że nie jestem biseksualny?
— Bo uprawialibyśmy seks zamiast żyć w tamtym celibacie, który wymyśliłeś — stwierdził. — Widziałem po tobie, że potrzebujesz seksu, dlatego to przerwałem, ale gdybyś był biseksualny, chociaż w najmniejszym stopniu, doszłoby do czegoś między nami. Dlatego nie wierzę, że nie jesteś hetero.
Na twarzy Deana pojawił się lekki uśmiech. Nie potrafił temu zaprzeczyć – gdyby faktycznie był biseksualny, na pewno uznałby Castiela za atrakcyjnego i myślałby o nim jak o potencjalnym partnerze, nawet tylko seksualnym. Tymczasem nigdy tak o nim nie pomyślał. To chyba faktycznie przesądzało sprawę. A może nie myślał tak o nim tylko dlatego, że miał świadomość, że Castiel kiedyś czuł do niego coś więcej, że go kochał i uznał, że to nie byłoby w porządku i że mogłoby go zranić?
— Zawsze będziesz mi wypominał ten celibat, co? — spytał, nieco zmieniając temat.
Castiel odetchnął z ulgą słysząc, że głos Deana się zmienił i jest spokojniejszy, ale słyszał, że temat nie jest zakończony.
— Zawsze będę ci za to dziękował, Dean — poprawił go Castiel. — Na początku byłem zły, ale to było dobre rozwiązanie. Jestem ci winien przysługę.
Dean uniósł brwi. Myślał, że z przysługami są kwita.
— Oddałeś ją opłacając czynsz.
— To inny rodzaj przysługi, Dean.
— Przysługa to przysługa, Cas — stwierdził. — Niczego więcej od ciebie nie chcę.
— Ale potrzebujesz — odparł, a Dean spojrzał na niego niepewnie.
— Niby czego?
Castiel westchnął.
— Jeśli potrzebujesz potwierdzenia tego, kim jesteś, mogę ci to dać.
Dean spojrzał na niego wręcz spanikowany.
— Chyba nie sugerujesz, że ty i ja... — przerwał widząc, że Castiel kręci głową.
— Nie zrobię tego Alfiemu. Nawet jeśli okazałoby się, że jesteś biseksualny, między nami już nigdy niczego nie będzie, ale mogę ci pomóc nabrać pewności.
— Jak? — spytał niepewnie. — Ja sam nie wiem, kim jestem, Cas.
— Pocałuj mnie.
Dean zamarł na te słowa. Nie był pewien ile stał nieruchomo, z lekko uchylonymi ustami, nie mając pojęcia co powiedzieć, ale miał wrażenie, jakby była to cała wieczność.
— Według Alfiego pocałunek to też zdrada. Wiesz o tym, tak?
— Wiem, ale znam go i wiem, że zrozumie. Potrzebujesz tego, a naprawdę wolę, żebyś pocałował mnie niż kogoś obcego, albo szedł do domu współpracownika, którego ledwie znasz, nawet jeśli Benny wygląda w porządku.
Dean przygryzł wargę, po czym niepewnie ją oblizał i spojrzał na przyjaciela nieco zagubiony. Nie wiedział skąd Castiel wiedział o Bennym, ale wolał teraz o to nie pytać.
— Jesteś tego pewien, Cas? — spytał, mając wrażenie, jakby to miało być co złego.
— Całowałem wielu mężczyzn, Dean. Wielu z nich mówiło, że dobrze całuję. Jeśli ci się spodoba, pomogę ci w odgrywaniu siebie. Jeśli nie, jesteś hetero i raz na zawsze zakończymy ten temat.
Dean przytaknął i zaczął błądzić wzrokiem między wargami i oczami Castiela. Naprawdę powinien to zrobić? Pocałować przyjaciela? Przyjaciela, którego chłopak uważał pocałunek za zdradę?
— Może zapytaj najpierw Alfiego... — zaczął, a Castiel mu przerwał.
— Alfie sam to zaproponował, gdy oznajmiłem, że do ciebie idę — powiedział mu, a Dean zmarszczył brwi.
— Poważnie?
— Dean, to przyjacielska przysługa, nie całowanie się z obcym na imprezie. Chcesz tego czy nie?
— Boję się.
— Mam ja cię pocałować?
— Mógłbyś?
Dean wyglądał jak zbity, zagubiony szczeniak. Castiel westchnął i przytaknął. Przysunął się do przyjaciela i delikatnie musnął jego wargi, jeszcze delikatnie pogłębiając pocałunek, gdy Dean lekko je uchylił. Cały pocałunek był delikatny, bez głębszych emocji. Mimo tego Dean był w stanie stwierdzić dwie rzeczy: Castiel faktycznie dobrze całował i miał rację mówiąc mu, że jest hetero.
— I? — spytał Castiel, gdy już się od siebie odsunęli.
— To nie to — stwierdził Dean, krzywiąc się. — Wybacz, dobrze całujesz, ale muszę... — wskazał na umywalkę, a Castiel uśmiechnął się łagodnie.
— Jasne.
Dean przepłukał usta, jakby nie mógł znieść faktu, że ma tam ślinę Castiela. Mimo wszystko był wdzięczny przyjacielowi za to, co stało się przed chwilą. Czuł się bardziej komfortowo całując się z Castielem, niż myśląc o tym, że miałby zrobić to z Bennym.
— Mamy ukrywać to przed Alfiem, czy...
— Powiem mu jak do nich wrócimy — zadeklarował Castiel. — Gotowy?
— Chyba tak — stwierdził, przecierając jeszcze usta.
Razem ruszyli do stolika. Dean, mimo że cieszył się z tego, że jego orientacja nie była inna niż ta, w którą prawie zawsze wierzył, czuł dziwną pustkę. Miał wrażenie, że byłoby prościej, gdyby jego problem wynikał z orientacji. Teraz musiał szukać dalej. Ale może Benny miał rację? Może to wina braku wzorca ze strony rodziców? Powinien porozmawiać o tym z Lisą. Przerażało go jednak myśl o tym, że mogliby się rozwieźć i mógłby stracić syna. Może było już za późno, aby mu pomóc? Może powinien zaakceptować rzeczy takimi, jakie były?
Alfie spojrzał na Castiela pytająco, a Castiel skinął głową. Alfie wydawał się jednocześnie odetchnąć z ulgą, ale i panikować.
Będąc przez te wszystkie miesiące z Castielem, zrozumiał jedno – Dean był Castielowi bardzo bliski i wiedział, że Dean był jedyną osobą, która mogła stanąć między nimi. Jeśli Dean okazałby się być biseksualny, jeśli ta dwójka by coś do siebie poczuła, nie walczyłby o Castiela – to nie miałoby sensu. Cieszyłby się ich szczęściem, ale jednocześnie przerażała go wizja możliwej samotności.
— I? — wyszeptał Castielowi do ucha, gdy ten usiadł obok niego.
Castiel nachylił się Alfiemu do ucha, bo nie chciał, aby ktoś inny słyszał tę rozmowę.
— Jest hetero — oznajmił. — Było okropnie. Czuję się jakbym cię tym zranił i... — nie dokończył, bo Alfie go pocałował. Zaskoczył go tym, ale Castiel musiał przyznać, że właśnie tego teraz potrzebował.
— Nie zraniłeś mnie — zapewnił go, znowu szepcząc mu do ucha. — Musimy pomóc mu inaczej.
— Wiem — potwierdził Castiel. — Tylko nie wiem jak.
A/N
24.03.2021 (1)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro