Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Some people wanna die so they can be free

I just can't believe all the things people say
Am I black or white, am I straight or gay?
Do I believe in God?
Do I believe in me?

~ Prince, "Controversy"
***

Castiel czuł się dziwnie. Nawet bardzo dziwnie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w kościele. Chyba mniej więcej wtedy, gdy zerwali z Meg. Właściwie nie pamiętał czemu przestał chodzić do kościoła, bo w Boga cały czas wierzył. Czasem mniej, czasem więcej, ale nigdy nie stwierdził, że nikogo tam wyżej nie ma. Ta jedna msza dobitnie mu to przypomniała, chociaż wątpił, aby w jego parafii było aż tak źle.

Kazanie ojca Alfiego było okropne i było dla Castiela o tyle okropniejsze, że wiedział, że ten człowiek nie zdawał sobie sprawy jak wielką krzywdę robił tym kazaniem własnemu synowi. Jeśli Castiel wcześniej mógł zastanawiać się, skąd w ludziach w okolicy tyle nienawiści do homoseksualistów, teraz sprawa stała się jasna – od ojca Alfiego. Od pastora, który miał kościół w odległości średnio pół mili od dwóch klubów dla homoseksualistów i widocznie bardzo mocno mu to przeszkadzało. Castiel w pewnym momencie, aby się nie zdenerwować na tyle, aby przerwać to głupie kazanie, postanowił liczyć ile razy padło tam słowo grzech. Był prawie całkowicie pewien, że trzydzieści razy w zaledwie kilka minut to więcej niż w piosence "It'a a sin" zespołu Pet Shop Boys. Pastor brzmiał jakby miał obsesję. Gdy Castiel nocował u Alfiego w dniu, w którym ten zabrał go z The Stud, miał wrażenie, że mężczyzna jest miłym i dobrym człowiekiem. Może i taki był, ale nie wobec homoseksualistów. Teraz w pełni rozumiał decyzję Alfiego o odejściu z domu. Nie rozumiał tylko czemu zamierza zostać w domu jeszcze rok – mógłby przecież zabrać go od razu. Nie musiałby dłużej tego znosić. To przecież musiało odcisnąć piętno na jego psychice.

Czemu ludzie nie mogli słuchać artystów, jak chociażby John Lennon czy Prince i przestać interesować się tym kto kim jest? Czemu ludzi obchodziło kto jest jakiej orientacji, wiary, koloru skóry i tak dalej? Czemu byli ludzie, których bardziej interesowało życie innych niż ich własne?

Gdy msza dobiegła końca, Castiel odetchnął z ulgą. Spojrzał porozumiewawczo na Alfiego, który siedział obok, ale ten dał mu sygnał, aby chwilę poczekali. Więc poczekali. Gdy wszyscy inni już wyszli, Alfie podszedł do rodziców, pokazując Castielowi, aby został na krześle i zaczął z nimi rozmawiać, co jakiś czas wskazując na Castiela. W końcu przytulił się z mamą i wrócił do Castiela.

— Chodź — powiedział, uśmiechając się lekko. Castiel spojrzał odpowiedział mu uśmiechem, wstał i razem opuścili mury kościoła.

— Co ty taki radosny?

— Powiedziałem, że masz urodziny, więc pozwolili mi wrócić nawet rano. Chyba liczą, że skoro w końcu zaczynam wychodzić z kimś to może łatwiej znajdę dziewczynę — westchnął, po czym rozejrzał się dookoła, upewniając się, że są sami i pociągnął Castiela za róg budynku, przyciskając go do muru i całując.

Castiel musiał przyznać, że było coś ekscytującego w połączeniu świeżego, rozwijającego się uczucia i strachu, że mogliby tak szybko i łatwo wpaść. Odwzajemnił pocałunek, bo podobała mu się taka mieszanka emocji, nawet jeśli nie było to rozsądne. Serce biło mu szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Gdy przerwali pocałunek, aby zaczerpnąć powietrza, spojrzał na Alfiego, który uśmiechał się, jakby był z siebie dumny.

— Co to było? — spytał Castiel, patrząc na Alfiego szczęśliwy, ale nieco zdezorientowany. Nie spodziewał się po Alfiem czegoś takiego.

— Wybacz, musiałem — powiedział Alfie. — Odkąd zobaczyłem cię przed mszą walczyłem, aby tego nie zrobić.

Castiel uśmiechnął się i delikatnie musnął jego usta.

— Aż tak tęskniłeś?

— Nawet nie masz pojęcia.

Obaj uśmiechnęli się szeroko. Alfie odsunął się o krok od Castiela, bo zdawał sobie sprawę, że to nie jest najbezpieczniejsze miejsce, aby stali tak blisko – pocałunek był ryzykowny i tym razem im się udało, ale dalsze ryzyko byłoby niczym więcej jak głupotą. Po chwili Alfie wyjął z kieszeni swojej narzuconej na koszulę marynarki, pudełko, które podał Castielowi.

— Nie jestem mistrzem jeśli chodzi o wybór prezentów i nie dałeś mi dużo czasu, ale mam nadzieję, że się spodoba — powiedział nieco nieśmiało Alfie, a Castiel spojrzał mu w oczy widocznie rozczulony tym faktem.

— Nie musiałeś mi niczego kupować.

— To twoje urodziny. — Castiel spojrzał na niego z uśmiechem i spojrzał na pudełko, które dał mu Alfie. — Otwórz.

Castiel podniósł wzrok na Alfiego i nieco niepewnie otworzył tekturowe pudełko. W środku był zegarek. Znowu spojrzał na Alfiego.

— Dziękuję — powiedział i postanowił spróbować założyć zegarek, ale było to trudne, gdy musiał nadal musiał trzymać pudełko, więc Alfie szybko nie tylko przejął pudełko, ale też pomógł Castielowi założyć zegarek, chociaż wyszło mu to nieco niezręcznie. — Stresujesz się?

— Jesteśmy razem kilka godzin, a mam poznać twoich rodziców — powiedział praktycznie szeptem. — Jak mam się nie stresować?

— Mojego tatę juz znasz — przypomniał mu Castiel. — A mama prawie cię zna, bo dużo o tobie mówiłem. Lubią cię, nie masz czym się stresować.

— To nadal twoi rodzice.

Castiel wywrócił oczami, ale tak naprawdę, w głębi serca, był szczęśliwy, bo to, że Alfie się stresował świadczyło jedynie o tym, że mu na nim zależało. Zresztą to, że mimo wszystko kupił mu prezent też o tym świadczyło.

— Nie będzie tak strasznie, zobaczysz — zadeklarował, łapiąc go za ramię, które szybko puścił, gdy tylko zaczęli iść. Nie chciał, aby ktokolwiek dostrzegł, że coś ich łączy. Nie pod kościołem. Nie mogli tak ryzykować – tamten pocałunek był już wystarczającym ryzykiem.

Przyszło im jechać dość zatłoczonym autobusem, a Castiel zaczął trochę żałować, że wciąż nie stać go na to, aby wsiąść w auto, które przepisał mu Mick – nie był na to gotowy psychicznie i wątpił, aby w najbliższym czasie był. Nie chciał też ryzykować teraz kupna swojego auta, bo nie był pewien jak będzie to wyglądało w pracy – wracał tam jutro. Test na AIDS zrobił przed wyjazdem, teraz czekał na wynik, ale to był ostatni wynik, który zamierzał im dostarczyć – najchętniej nie dostarczałby im żadnego, ale uznał, że skoro ten jeden raz test i tak zrobi, nic mu nie szkodzi go dać. Chciał mieć pewność, że poprzedni wynik nie był błędem, bo wciąż ciężko było mu w to uwierzyć. Będąc w rodzinnym mieście, rozmawiał z Jo, która powiedziała mu, że wielu chorych deklaruje ciężką grypę kilka lat przed objawami i że są lekarze, którzy łączą to ze sobą, uznając to za pierwszy objaw po zarażeniu wirusem. Castiel miał ciężką grypę, będąc z Mickiem. Gdy tylko Jo powiedziała mu o tych objawach, jego myśli wróciły do tamtych kilku dni, przez które ledwie chodził i jedyne na co było go stać to ciche błaganie Micka, że nie chce jechać do szpitala. Jo uspokajała go tym, że skoro test wyszedł negatywny to nie mógł zarazić się od Micka, ale gdy zapytał czy jest w stanie zadeklarować mu to na sto procent, przyznała, że nie. Teraz, gdy miał Alfiego, ten wynik wydawał się być jeszcze bardziej ważny. Będzie pewien wyniku za miesiąc. I miał szczerą nadzieję, że wynik będzie ten sam, co poprzedni. Potem już nic go nie zmieni i dlatego nie zamierzał dostarczać kolejnych wyników pracodawcy. Nie zamierzał upaść aż tak nisko, żeby co pół roku oznajmiać wynikiem testu, że nie ma AIDS, więc może pracować. A może wyniku, na który czekał też nie powinien dostarczać? Musiał to przemyśleć.

Alfie z każdym przystankiem stresował się coraz bardziej. Rozmowa o czymś innym pomagała, ale wciąż miał z tyłu głowy myśl, że musi dobrze wypaść i zaimponować rodzicom Castiela. Wiedział, że będzie wściekły na siebie, jeśli palnie jakąś głupotę i wypadnie przez to gorzej.

Weszli do mieszkania, kłócąc się o to czy George Michael jest gejem – Alfie twierdził, że tak, a Castiel, że doszukuje się czegoś, czego nie ma.

— Ma kolczyki w kształcie krzyża. Nie może być gejem — upierał się.

— Bo co? Bo wiara go skreśla?

— Bo żaden gej nie praktykuje wiary, jeśli nie musi. Słyszałeś kazanie...

— Może w Anglii kościół wygląda inaczej? — zasugerował dość stanowczym głosem. — David Bowie też jest wierzący, a jest biseksualny.

Castiel pokręcił głową.

— Wątpię, aby był wierzący, Alfie.

— "Station to station" to odniesienie do drogi krzyżowej. Pisałby coś takiego, gdyby nie był wierzący?

— Ten album ma kilkanaście lat. Kilkanaście lat temu też chodziłem do kościoła.

— I co? Kilkanaście lat temu nie był biseksualny?

— Tego nie powiedziałem — zaprotestował.

— O czym mowa? — wtrącił Alan, który pojawił się przy nich. — Cześć — przywitał się z Alfiem, przytulając go lekko, czym zdezorientował chłopaka.

— Alfie twierdzi, że George Michael jest gejem — streścił Castiel.

— Bo jest — odpowiedział ojciec, patrząc na syna. — Naprawdę myślisz, że facet, który nie jest gejem odważyłby się na takie ruchy prze kamerą?

Castiel uniósł ręce do góry w geście rezygnacji.

— Nie rozmawiam z wami — zadeklarował, powodując ciszy śmiech u pozostałej dwójki i ruszył do kuchni, gdzie była jego mama. Pocałował ją w policzek, słysząc, że tata rozmawia z Alfiem i brzmiało to na dość sympatyczną rozmowę.

— Nowy zegarek? — zauważyła od razu, wskazując na nadgarstek syna.

Castiel przytaknął z lekkim uśmiechem.

— Od Alfiego.

— Na urodziny? — domyśliła się, a uśmiech na twarzy Castiela stał się nieco szerszy. —Dowiedział się, że mam urodziny dzisiaj rano, ale i tak kupił mi prezent. — Uśmiechał się mówiąc o tym, bo naprawdę cieszył się z faktu jak bardzo Alfie uparł się, aby coś mu kupić. Urodziny Alfiego były za dwa tygodnie – od jutra zacznie myśleć o prezencie dla niego. Na razie chciał się skupić na tym, aby jego rodzice polubili Alfiego i wzajemnie.

— Urocze — skomentowała kobieta, a Castiel uśmiechnął się nieco szerzej.

— On jest świetny, mamo. Naprawdę.

Kobieta uśmiechnęła się i przeczochrała włosy syna.

— Przedstawisz mnie? — spytała, a Castiel przytaknął i zaprowadził mamę pod drzwi, gdzie Alfie i Alan prowadzili bardzo żywą dyskusję o Davidzie Bowiem.

— O, jednak będziesz z nami rozmawiał? — spytał Alan, a Castiel westchnął i wyciągnął rękę, aby przedstawić sobie nawzajem mamę i Alfiego.

— Mamo, to Alfie. Alfie, to moja mama.

Alfie wyciągnął dłoń w stronę kobiety, aby się z nią przywitać, a gdy wymienili już uścisk dłoni, Castiel podszedł bliżej swojego chłopaka i delikatnie objął go ramieniem, prowadząc do jadalni, którą ciężko było wyróżnić – była na granicy kuchni i salonu i równie dobrze mogłaby być częścią obu tych pomieszczeń – uroki otwartej przestrzeni.

— Pójdę po Deana i Lisę — zadeklarował Alan, a Castiel pokręcił głową.

— Ja to zrobię — odparł, ruszając w stronę ich sypialni.

Szybko zrozumiał, że postąpił dobrze, bo gdy zapukał i usłyszał „otwarte", po którym wszedł do środka, zastał tę dwójkę widocznie rozgoryczoną. Ciężką atmosferę było czuć od razu – nie trzeba było nawet na nich patrzeć.

— W porządku? — spytał niepewnie.

— Właśnie wyliczyliśmy, że nie stać nas na dziecko — wyznał Dean, słyszalnie na skraju emocji.

— Nie utrzymany się z jednej pensji — dodała Lisa.

Castiel spojrzał po ich obojgu, nieco zdezorientowany. Oni chyba nie myśleli o aborcji, jeśli ciąża Lisy się potwierdzi, prawda?

— Przecież nie będziecie musieli.

— Cas, Lisa nie będzie pracować w ciąży. Znaczy może na początku tak...

— Dean — przerwał mu. — Też tu mieszkam. Mogę płacić sam czynsz przez jakiś czas jeśli to rozwiąże wasz problem.

Dean pokręcił głową i spojrzał na przyjaciela poważnie, gestykulując ręką, aby podkreślić powagę swoich słów.

— Nie będę wykorzystywał cię w ten sposób.

— To nie będzie wykorzystanie, Dean. Jesteśmy przyjaciółmi, biedny nie jestem. To nie problem.

Czy Castiel bał się zainwestować własny samochód w obawie przed bankructwem, ale nie miał problemu, aby płacić czynsz za dwie osoby, aby wesprzeć Deana i Lisę w tej sytuacji? Tak, ale dlatego, że nie chciał wydawać pieniędzy Micka, dopóki nie będzie to konieczne. Jeśli jednak dojdzie do tego, że go zwolnią, to wątpił, aby Mick miał coś przeciwko temu, aby jego spadek gwarantował Castielowi dom. Dopóki go nie zwolnią, da radę opłacać całość sam.

— To nie będzie w porządku — upierał się Dean. — Jesteś moim przyjacielem, nie będziesz mnie utrzymywał.

— Robię to dlatego, że jestem twoim przyjacielem — odparł łagodnie. — A jeśli ci z tym źle, możecie mi kiedyś oddać te pieniądze. To nie problem, naprawdę.

Dean spojrzał na Castiela z wdzięcznością w oczach.

— Mógłbyś to zrobić? Oddam jak będę mógł...

— Zrobię to, Dean — zadeklarował. — Nie wybaczyłbym sobie, gdybym wam nie pomógł.

Dean podszedł do niego i mocno go przytulił. Castiel odwzajemnił uścisk i zerknął na Lise, która uśmiechała się do niego nieśmiało, ale wdzięcznie. Castiel i Lisa nie byli przyjaciółmi. Prawdopodobnie nigdy nimi nie będą, ale dogadywali się i to było najważniejsze.

Dean poklepał Castiela po ramieniu i odsunął się od niego.

— Dobra, chodźmy tam — powiedział. Podszedł do Lisy, łapiąc ją za rękę i pocałował krótko, po czym wyprowadził z pokoju. 

Dean wiedział, że nie zachował się jak przykładny mąż. Lisa od początku proponowała, aby poprosili Castiela o pomoc, ale Dean nie chciał go o to prosić, bo prawda była taka, że szukał wymówek, aby dziecka jednak nie było. Teraz zostawała mu tylko nadzieja, że Lisa nie jest jeszcze w ciąży. Owszem, wcześniej chciał mieć dziecko, ale teraz zrozumiał, że nie jest na to gotowy. Wizja ojcostwa zaczęła go przerażać. Jak miał wychować dziecko, skoro aktualnie sam czuł się jak dziecko? Ale gdy Castiel zaproponował pomoc, nie mógł mu odmówić. Jeśli Lisa faktycznie była w ciąży, musiał pogodzić się z losem.

— Cześć — przywitał się z Alfiem, przybijając z nim piątkę, po czym odsunął krzesło, aby Lisa mogła usiąść przy stole. Dopiero wtedy sam usiadł.

Castiel usiadł obok Alfiego, z którym wymienili krótki uśmiech. Nachylił się chłopakowi do ucha.

— Wciąż się stresujesz? — spytał szeptem, a Alfie pokręcił lekko głową i też nachylił się Castielowi do ucha.

— Już jest lepiej — zadeklarował. 

Castiel uśmiechnął się i pocałował Alfiego w głowę. 

Dean dostrzegł ten gest ze strony przyjaciela i uśmiechnął się. Widok szczęśliwego Castiela był najpiękniejszym widokiem na całym świecie – Castiel naprawdę wystarczająco już w życiu wycierpiał. Zasłużył na to, aby być szczęśliwy.

Castiel z kolei nie mógłby być szczęśliwszy niż tego dnia, widząc jak Alfie dobrze dogaduje się nie tylko z jego rodzicami, ale także Deanem i Lisą. Chyba dawno nie uśmiechał się tak długo jak podczas kolejnych dwóch godzin.

Rozmawiali o wszystkim – o rodzinie Alfiego, o rodzinie Novaków, o religii, o polityce, o muzyce, o filmach... Rodzice Castiela zaniepokoili się tylko w momencie, w którym Alfie wyznał, że jego ojciec jest pastorem o dość radykalnych poglądach, ale Alfie uspokoił ich, że sobie radzi.

Po obiedzie spędzili jeszcze kilka godzin, oglądając filmy. Dopiero wtedy Castiel mógł objąć Alfiego, który wtulił się w niego, opierając głowę na jego ramieniu. Dla nich obu było to coś bardzo miłego, bo obaj potrzebowali bliskości i poczucia, że obok jest ktoś, kto ich kocha.

Dopiero późnym wieczorem, gdy rodzice Castiela uznali, że idą się pakować, bo następnego dnia rano wyjeżdżali, Castiel dostał szansę, aby zostać sam na sam z Alfiem. Pożegnali się z jego rodzicami, potem z Deanem i Lisą, którzy postanowili coś jeszcze obejrzeć i weszli do pokoju Castiela.

— Było tak źle? — spytał, podpierając się o ścianę i przyciągając Alfiego do siebie. 

— Nie — przyznał Alfie, uśmiechając się. — Cieszę się, że mnie zaprosiłeś. Nie musiałeś tego robić tak szybko...

Castiel pokręcił głową i przerwał mu.

— Musiałem. Nie wiem kiedy rodzice znowu przyjadą, a bardzo chcieli cię poznać. 

— Myślisz, że mnie polubili?

— Już cię kochają — stwierdził z uśmiechem. 

Alfie też uśmiechnął się na te słowa.

— Ale nie tak jak ty?

— Oby nie — powiedział nieco żartobliwie i pocałował Alfiego, który po pocałunku wtulił głowę w jego ramię.

— Cieszę się, że się poznaliśmy — wyznał, a Castiel uśmiechnął się szeroko.

— Nie tylko ty.

Alfie trochę spoważniał, ale na jego twarzy wciąż było widać lekki uśmiech.

— Wiesz, są ludzie, którzy myślą, że będą wolni dopiero po śmierci. Też już tak myślałem, a potem odnalazłem cię w Stud i... — westchnął. — Nigdy się tak nie czułem. 

Castiel spojrzał mu w oczy.

— Zrobię wszystko, abyś czuł się tak już zawsze — zadeklarował. 

Znowu się pocałowali i obaj mieli nadzieję, że cokolwiek się nie stanie, nie zniszczy to tego, co ich połączyło.

A/N

6.03.2021 (1)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro