14. One day I'm gonna be free Lord
Each morning I get up I die a little
Can barely stand on my feet
Take a look in the mirror and cry
Lord, what you're doing to me
I have spent all my years in believing you
But I just can't get no relief, Lord!
~ Queen, „Somebody To Love"
(autor: Freddie Mercury)
***
Czuł się winny. Owszem, Castiel nie był bez winy, ale przychodził do klubu trzy razy po tamtej bójce i prosił go, żeby porozmawiali. Alfie za każdym razem go wyrzucał, bo nie chciał wierzyć w żadne jego słowo. Gdyby mógł cofnąć czas, wysłuchałby go, ale nie potrafił cofnąć czasu – nie mógł już tego zmienić. Mógł za to być przy Castielu i to właśnie zamierzał teraz zrobić.
Śmierć Micka uderzyła także w Alfiego, ale nie tak bardzo, jak uderzyła w Castiela. Alfie znał Micka z klubu The Stud – bywał tam czasami, ale znali się właściwie tylko z widzenia i z tego, że Mick kiedyś próbował go podrywać. Alfie zauważył, że krótko po tamtej sytuacji w klubie Folsom, w którym pracował, Mick przestał pokazywać się w The Stud, a ci, którzy chodzili też do Colossus skarżyli się, że Mick trzyma się na uboczu. Alfie wymyślał na to rożne teorie, ale nie przyszłoby mu do głowy, że to wszystko przez AIDS. Chociaż może powinien był się domyślić? Ciężko było wskazać kogoś, z kim Mick się nie przespał – w tej sytuacji chyba powinien być zaskoczony, gdyby Mick na to nie zachorował. Mick miał okresy, kiedy znikał i nikt nie do końca wiedział dlaczego. Teraz Alfie już wiedział, że pierwszy z tych okresów był związany z Castielem, a drugi z AIDS.
Alfie podziwiał Castiela za jego oddanie Mickowi w ostatnich miesiącach. Nie był pewien czy potrafiłby zrobić to samo dla człowieka, który by go zdradzał, nawet jeśli wciąż by go kochał. Wątpił, aby większość ludzi było stać na coś takiego. Ale Castiel był inny i Alfie dostrzegł to jeszcze podczas ich rozmów w Folsom. Polubił Castiela, bo wydał mu się podobny do niego – większość homoseksualistów liczyła po prostu na seks. Alfie chciał się w końcu zakochać z wzajemnością, co nigdy nie było mu dane. Miał wrażenie, że Castiel szukał tego samego.
Wiele osób nie rozumiało Alfiego – chodził do The Stud, okazjonalnie zdarzało mu się pojawić w Colossus, ale nie chodził tam w tym samym celu co inni. Większość przychodziła do takich klubów dla seksu. Alfie chciał mieć po prostu poczucie przynależności, aby nie czuć się samotnym. Rozmawiał z innymi mężczyznami, czasem flirtował, zdarzało mu się z kimś tańczyć, ale na tym się kończyło. Czułby się źle samemu ze sobą robiąc to z przypadkową osobą, a i tak nie czuł się ze sobą do końca w porządku – chyba przez wpływ rodziców. Nie chciał czuć się ze sobą gorzej niż średnia samoakceptacja.
Z jednej strony Alfie cieszył się, że urodził się w San Francisco, bo tutaj, chociaż może nie otwarcie przed wszystkimi, mógł być sobą – były miejsca, w których nie musiał udawać, że jest taki, jakim nakazywało mu być społeczeństwo. Takim miejscem był na przykład The Stud.
Z drugiej strony był to problem, bo uwolnienie się od rodziców tak, aby nie tracić z nimi kontaktu było cięższe – nie mógł tłumaczyć tego wyprowadzką, skoro zostałby w mieście, a jego rodzice wychodzili z założenia, że dzieci wyprowadzają się z domu dopiero po ślubie. Alfie nie zamierzał brać ślubu, z prostej przyczyny, więc spodziewał się, że będzie mieszkał z rodzicami dopóki nie spotka kogoś, kogo byłby tak pewien, że byłby w stanie zaryzykować utratę rodziców.
Zaczął pracować w barze już w trakcie studiów przede wszystkim dlatego, aby zbierać na czarną godzinę. Poprzez "czarną godzinę" rozumiał moment, w którym rodzice w końcu zrozumieją, że nie ma dziewczyny, bo nigdy jej mieć nie będzie. I nie chodziło o obawy, że rodzice go odtrącą – wiedział, że tego nie zrobią, bo zamiast tego wyślą go na trapię konwersyjną i każą mu się modlić – uroku bycia synem pastora. Jego ojciec wysłał na tę terapię wielu chłopców. Nie wszyscy wracali, a ci, którzy wrócili, wracali zmienieni – Alfie nie chciał być jednym z nich.
Jedynym rozwiązaniem była dla Alfiego miłość. Szczera i odwzajemniona. Dlatego czekał na moment, w którym wreszcie zakocha się we właściwej osobie. Miał dwadzieścia cztery lata, niedawno skończył studia, a ten moment wciąż nie nadszedł. A może nadszedł wiele miesięcy temu, a on to przegapił?
— Wyjdźmy na zewnątrz — zaproponował, gdy Castiel w miarę się uspokoił i przestał płakać.
— Nie chcę seksu — powiedział obronnie, ledwo wyraźnie.
Alfie westchnął. Może nie powinien był mu pozwolić dokończyć tego drinka? Może powinien niby przypadkiem zbić szklankę, albo samemu to wypić? Ale już było za późno – teraz musiał spróbować się uporać z obecnym stanem Castiela.
— Nie chodzi mi o seks — zapewnił go. — Powinieneś odpocząć.
Castiel spojrzał na Alfiego nieco zagubiony, ale miał w oczach coś, co wyglądało jak prośba. Prośba, aby się nim zaopiekował.
— Odprowadzisz mnie do domu? — poprosił, a Alfie przytaknął.
— Odprowadzę — zapewnił, subtelnie go obejmując i pokazując, aby wstał.
Wolał go objąć, bo nie był pewien, czy Castiel da radę iść prosto, a chciał uniknąć nieprzyjemnej sytuacji, w efekcie której zamiast do domu, musiałby zabrać Castiela do szpitala.
Szybko zorientował się, że dobrze zrobił – Castiel prawie wywrócił stolik i po drodze do wyjścia wpadł na kilka osób. Alfie przepraszał ich w imieniu Castiela, który mówił "przepraszam" zdecydowanie za cicho, aby ktokolwiek oprócz Alfiego, który miał ucho o centymetry od jego ust to usłyszał.
— Gdzie mieszkasz?
— Przy Laguna Heights, obok parku Jeffersona.
Alfie westchnął zrezygnowany. Nie było szans, aby Castiel przeszedł w takim stanie półtorej mili. Musiał znaleźć inną drogę.
— Jeżdżą tam jakieś autobusy, prawda? — upewnił się, bo rzadko jeździł w tamtą stronę.
— Tak — potwierdził słabo Castiel.
— Okej, to idziemy na przystanek — postanowił, ciesząc się, że jest miejscowym i zna miasto jak własną kieszeń. Może i nie znał całego San Francisco, ale znał jego wschodnią część, w której mieszkał, pracował i do niedawna też studiował, a to wystarczało.
— Możemy iść pieszo — zaprotestował Castiel, a Alfie pokręcił głową, natychmiast protestując.
— Nie w twoim stanie.
— Dam radę.
— Nie watpię, ale jedziemy autobusem.
— Musimy?
— Tak, musimy.
Castiel westchnął, rezygnując z dalszej dyskusji. Alfie musiał przyznać, że było coś uroczego w tym, jak łatwo Castiel ulegał będąc w takim stanie.
Do przystanku nie było daleko, ale okazało się, że nawet pokonanie ledwie jednej przecznicy było dla Castiela zadaniem prawie że niewykonalnym.
— Niedobrze mi — powiedział po chwili, a Alfie spojrzał na niego niepewnie.
— Będziesz rzygał?
Nie musiał kończyć pytania, bo w tym momencie Castiel nachylił się nad koszem na śmieci. Cóż, przynajmniej miał na tyle kultury, aby nie robić tego na chodnik...
Alfie przytrzymał mu rozpiętą marynarkę i krawat, aby Castiel nie zwymiotował na te elementy swojego garnituru, a gdy Castiel się podniósł, delikatnie poklepał go po ramieniu.
— W porządku? — spytał zmartwiony.
— Trochę mi lepiej.
— Chociaż tyle — wymamrotał cicho.
Nie miał doświadczenia w opiekowaniu się podpitymi znajomymi. Nie był typem imprezowicza. Mieszkał bliżej, będąc przy przystanku byli w połowie drogi do jego domu – mógłby zabrać Castiela do siebie. Tyle, że bał się konsekwencji. Z drugiej strony Castiel wyglądał naprawdę źle i bał się, że nie przetrwa drogi do domu.
— Dasz radę jechać autobusem bez rzygania?
— Nie wiem.
— Cudownie — westchnął. — Zmiana planów, idziemy do mnie. Tylko masz być cicho.
Castiel pokręcił głową.
— W południe muszę być w domu. Mam ważny telefon.
— Odwiozę cię do tego czasu — zapewnił, bo i tak w południe musiał być na mszy, a nie zamierzał zostawić Castiela samego w swoim domu. — Chodź.
Objął Castiela tak, aby ten podparł się o jego ramię i ruszył w stronę swojego domu. Zawsze uważał za paradoks, że jego tata miał kościół, przy którym mieszkali tak blisko klubów dla gejów i nigdy nie wpadł na to, aby śledzić go przez te pół mili. Był pewien, że prędzej czy później to zrobi – będzie go śledził, wejdzie za nim do klubu i zabierze go stamtąd siłą, przy okazji na wszystkich tam krzycząc. Chyba, że dowie się w inny sposób.
— Alfie? — spytał Castiel, a Alfie zerknął na niego.
— Znowu będziesz rzygał? — spytał zaniepokojony, bo najbliższy kosz był co prawda w zasięgu wzroku, ale wątpił, aby zdążyli dojść na czas, a naprawdę nie chciał, żeby Castiel zwymiotował na chodnik.
— Nie. Chyba — powiedział, trochę zagubiony. — Czemu taki jesteś?
Alfie zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, o co pyta go Castiel. Co miał na myśli przez "taki"?
— Jaki?
— Czemu mi pomagasz?
A więc o to chodziło. Alfie przygryzł wargę i spojrzał na Castiela, jakby trochę bał się odpowiedzieć.
— Bo cię lubię — stwierdził.
— To dobrze.
Alfie zmarszczył brwi. To była dziwna odpowiedź.
— Dobrze?
— Tak, bo ja ciebie też lubię.
Alfie uśmiechnął się delikatnie. Pijany Castiel naprawdę był uroczy. Chociaż naprawdę nie chciał wiedzieć do jakiego stanu musiał się doprowadzić, aby upić się jednym drinkiem.
— Jesteśmy — poinformował go, zatrzymując się przed blokiem i wyjmując klucze z kieszeni. — Nie mów niczego poza "dobry wieczór", jeśli miniemy moich rodziców, proszę.
— Dobrze — zgodził się bez protestu, a Alfie naprawdę miał nadzieję, że nie popełnia błędu zabierając go do siebie.
Otworzył drzwi niewielkiego bloku i wszedł z nim na klatkę schodową. Mieszkanie na pierwszym piętrze miało sporo plusów, a dzisiaj było wręcz zbawieniem – nie miał pojęcia jak zaprowadziłby Castiela na wyższe piętra.
Z ogromną obawą otworzył drzwi, wchodząc przez nie z Castielem.
— Co tak wcześnie? — spytał ojciec Alfiego, zaskoczony tym, że syn wrócił przed ustaloną godziną. Miał pięćdziesiąt lat, był szczupły i stosunkowo przystojny, ale włosy miał już siwe, a czubek głowy ukazywał łysinę. Gdy zobaczył Castiela, zmienił ton na nieco uprzejmiejszy. — Dobry wieczór.
— Dobry wieczór — odpowiedział słabo Castiel, próbując stanąć o własnych siłach. Upadłby przez to, gdyby nie szybka reakcja Alfiego.
— Kolega się upił. Zostanie na noc, dobrze?
Ojciec przytaknął, a Alfiemu w tym momencie ulżyło. Bał się, że jego tata będzie przeciwny temu, aby Castiel mógł u nich nocować.
— Przyniosę wam koce — zaoferowała się mama Alfiego. Castiel spojrzał na kobietę. Była w średnim wieku, podobnym do męża. Była nieco grubsza, ale nie miała nadwagi. Miała ciemne blond włosy, brązowe oczy i rysy twarzy podobnego do Alfiego – Castiel już wiedział, po kim odziedziczył swój wygląd.
Alfie skinął wdzięcznie głową i zaprowadził Castiela do swojego pokoju, od razu kładąc go na łóżko, aby mieć pewność, że nie upadnie.
— Będziemy spać razem? — spytał Castiel, jakby z nadzieją w głosie.
Alfie musiał przyznać, że to nie brzmiało źle, ale konsekwencje w przypadku nakrycia ich przez rodziców zbyt bardzo go przerażały.
— Nie, ty śpisz na łóżku, ja na podłodze — stwierdził Alfie i postanowił zdjąć mu marynarkę, co spotkało się z protestem Castiela.
— Miało nie być se...
— Chcesz spać w garniturze? — spytał zrezygnowany, bo naprawdę nie miał ochoty się z nim siłować.
Castiel zamyślił się.
— Nie.
— Więc musisz zdjąć ubrania. Mogę ci tak swoją koszulkę, jeśli chcesz.
— Chcę.
Alfie przytaknął i podszedł do szafy, biorąc pierwszą lepszą koszulkę z brzegu. Z koszulką w ręku wrócił do Castiela, który sam zaczął się już rozbierać, chociaż wychodziło mu to bezradnie.
— Dzięki — powiedział cicho, gdy Alfie podał mu koszulkę, po czym uśmiechnął się lekko, widząc nadruk na koszulce. — Madonna?
Alfie uśmiechnął się niepewnie.
— Tak — potwierdził. — Lubię jej słuchać.
— Ma fajne piosenki — przyznał Castiel. — Ale wolę Elvisa.
Alfie uśmiechnął się szerzej i po chwili w drzwiach pojawiła się jego mama z kocami. Chłopak szybko je od niej przejął.
— Dziękuję — powiedział i położył je na podłodze, układając sobie z nich prowizoryczne łóżko.
— Bardzo lubisz Madonnę? — kontynuował temat Castiel, gdy zostali sami.
Alfie przytaknął.
— Jedyna kobieta, z którą mógłbym iść do łóżka — powiedział, a Castiel zaśmiał się cicho.
— Jest ładna — przyznał.
— Wolę jej głos.
Castiel spojrzał na Alfiego i Alfie musiał przyznać, że było w tym spojrzeniu coś, co dawało mu nadzieję, że tym razem Castiel nie zniknie z jego życia. Wiedział, że Castiel potrzebuje czasu i zamierzał mu to dać, ale nie zmieniało to faktu, że w końcu miał realną nadzieję na to, że niedługo będzie wolny.
A/N
20.02.2021 (1)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro