Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🍁

Przekręciła filiżankę w kolorze dojrzałych moreli w dłoniach, obserwując jak ciemna piana, pochłania śmietankę wraz z kolorową posypką. Czekolada miała być lekiem na wszystkie troski, może i pomagała na stres dnia codziennego, niwelowała napięcie pracy, a czasem pobudzała do działania, ale za nic nie mogła pomóc na plotki, które stopniowo obiegały Konohe.

Mieszkańcy mogli otwarcie mówić, że ma tendencje popadania w pracoholizm i zaniedbywania wielu spraw, kiedy oddaje się pracy. Mieli wolną drogę do krytykowania jej działań jako kapitana ANBU, przecież była młoda, ba była kobietą, skądinąd wiedziała, że pozyskanie uznania w oczach czy to członków drużyny, czy osób o bezpieczeństwo, których miała dbać, będzie niemalże niemożliwe. Można nawet było zarzucić błędy jej technikom. Skrytykować stój. Wytknąć słabe zdolności kulinarne. Była na to gotowa, ale nie przypuszczała, że obiektem ludzkiej ciekawości stanie się jej życie miłosne. Niech będzie, było kilka widowiskowych scen toczonych na ulicy: kilka awantur, złowrogich spojrzeń, grymasów, a nawet jadowitych wyzwisk. Było też kilka innych scen, gdzie główny repertuar odgrywał Pain.

Upiła łyk czekolady, wyglądając na stopniowo jaśniejące latarnie. Wieczory wciąż nastawały za szybko. Nie przeszkadzało to młodym parom, które do granic możliwości pragnęły spędzić dzień w towarzystwie ukochanej osoby.

Była wiosna. Rozkwitały nie tylko pąki drzew. Budziła się ludzka potrzeba, posiadania tej jednej wyjątkowej osoby.

Westchnęła, karcąc się w myślach. Bycie shinobi oznaczało nieustanne noszenie maski. Wyzbycie się emocji i własnych potrzeb na rzecz dobra innych. Amory należało pozostawić uczennicom akademii.

Kiedy ponownie sięgnęła po ceramiczne naczynie, czekolada zdołała wystygnąć, topiąc uprzednio wszelkie dekoracje. Upiła dwa łyki z myślą, że zamówienie nowego napoju nie pozwoli jej zdecydować, co jest etyczne moralnie, a co nie. Kontemplowała więc przy ostatnich oparach słodyczy.

Czy mogła zauroczyć się w kryminaliście, wykraczającym poza rangę S?

Mogła.

Czy żałowała?

Jeszcze nie.

Żałować zaczęłaby wraz z doniesieniem plotek o potencjalnym romansie ze skazańcem do uszu Hokage. Co by to spowodowało? Wariacje były różne. Od spadku wartości moralnej, przez reprymendę, aż po utratę posady lub nawet degradacje.

I tu pojawiał się kolejny dylemat. Czy praca w ANBU była słusznym wyborem? W rzeczy samej była to praca piękna i szlachetna, gdzie wielokrotnie mogła popisać się talentem strategicznym lub czymś tak prozaicznym, jak wykorzystanie technik shinobi.

Czy ta praca dawała jej satysfakcje? Z pewnością dawała jej dobry, stały zysk, ten zaś zapewniał godny byt i możliwość zaspokojenia wszelkich potrzeb. [Imię] lubiła jadać poza domem, lubiła spoglądać na przechodniów z perspektywy różnych barów. Lubiła też kupować świeżo wydane książki, które czytywała w drogim bujanym fotelu, delektując się dobrej jakości herbatą i pralinami. Lubiła też swoje czterdzieści par butów, pokaźną kolekcję biżuterii i wielką garderobę. Jedyną pozytywną wartością pracy, która nie wiązała z materialnymi upodobaniami kobiety, było spojrzenie podziwu, jakim darzył ją Naruto lub młodziutki synek sąsiadów.

Ułożyła srebrną łyżeczkę na górze filiżanki, po czym oddała naczynie na brzeg lady.

Wyszła z perspektywą przeprowadzenia trudnej obserwacji Paina. Nie była jeszcze gotowa przeprowadzić z nim odpowiedniej rozmowy, musiała uzyskać najpierw odpowiednie wnioski.


~*~


Otworzyła drzwi powoli. Cała pewność siebie znikła w czasie drogi, pozostawiając jej wiele niedomówień i niedociągnięć.

Z zagmatwanych myśli wyciągnął ją widok dodatkowej pary butów. Widziała je już dzisiejszego dnia. Należały do sannina. Na potwierdzenie nie musiała długo czekać. Słyszała jego gromki śmiech. Oczyma wyobraźni widziała, jak zakłopotany Pain stara się bezskutecznie wybawić przed natarczywymi pytaniami. Kto wie, może autor powieści erotycznych zdołał doprowadzić do rumieńców. Ta myśl wydała się [Imię] wyjątkowo satysfakcjonująca. Coś ścisnęło ją na wysokości żołądka, kiedy słodka wizja zagościła w jej umyśle.

— Widziałem jej biblioteczkę — głos Jiraiyi był zawiedziony — Nie ma ani jednej z moich książek. Skłonny jestem uznać, że najpewniej posiada kilka egzemplarzy mojej spuścizny, jednak poczucie przyzwoitości nie pozwala się jej tym obnosić.

Pain nie odpowiadał, co oznaczała, że reagował na słowa dawnego mistrza pomrukami i przewracaniem gałek.

— Przyniosę ci je — starszy z mężczyzn zmienił głos na konspiracyjny szept — A teraz powiedz mi parę szczegółów.

Cisza. Okropna, przerażająca cisza podpowiadała jej, że Pain nie mówi, ponieważ z jego perspektywy nie dzieje się nic specjalnego, co ktokolwiek mógłby odebrać, jako zainteresowanie nią.

Rozumiem — Jiraiya na powrót zabrał głos. Coś zaskrzypiało, co najpewniej oznaczało, że pisarz właśnie odchylił się do tyłu, oddając się zadumie, co czynił często — [Imię], jeśli chcesz poznać szczegóły naszej rozmowy, będziesz zmuszona poczekać do premiery książki.

Kobieta niemalże nie straciła równowagi, przytłoczona poczuciem zażenowania.


~*~


Yo!

Planuje zrobić rozdział walentynkowy. Z obawy przed ewentualną utratą weny nie będę skupiała się na tworzeniu rozdziałów zgodnych z fabułą samego opowiadania. 

Mam chyba całkiem dobry pomysł na rozdział specjalny, ale zastrzegam i przedwcześnie uprzedzam, że w rozdziale mogę pojawić się sceny 18+ (pogodynkę o pornografii zostawimy sobie na inny raz, obiecuje!), które boje się zepsuć. 

To straszne, czytam wasze komentarze i tak mi się cieplutko na serduszku robi, że nie chce was zawieść. Pójdę lepiej tworzyć szczegółowy plan rozdziału, jeśli macie konkretne prośby, pomysły, cokolwiek śmiało piszcie, postaram się uwzględnić.

Ściskam! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro