🍁
Stawiam kolejne kroki. Skórzane kozaki zatapiają się w śniegu. Białe zaspy odbierają przechodnim swobodną przestrzeń.
Przez chwile cieszę mnie chłód, który przywiera mi do policzków. Cieszy spacer Odpoczywam. Dochodzi do mnie, że jestem bardzo zmęczona. Zmęczona biurokracją, wszechobecnymi raportami, zdawaniem relacji dłuższych niż sam przebieg misji. Zmęczona wyszukiwaniem nowych zajęć, które mają zająć moje myśli, a jednocześnie dostarczają mi stresu. Zaczynam myśleć o Naruto. I tym, że jestem na niego zła. Zastanawiam się, skąd bierze się zapał i entuzjazm, który ciągle mu towarzyszy i gdzie podział się mój. Przymykam oczy, maluje się przede mną obraz hałaśliwego blondyna, który odkłada kolejną miskę po ramen na bok. Jestem głodna. Dochodzi do mnie, że obuwie wcale nie jest wodoodporne i raptownie robi mi się zimno.
Dochodzę pod kamienice. Trzypiętrowy budynek z ozdobnymi gzymsami wita mnie widokiem zwisających sopli. Któryś z sąsiadów wbił w śnieżną zaspę niskie belki, obwiązał je liną, tworząc prowizoryczną barierę, mająca chronić przechodniów przed ewentualnym upadkiem lodu.
Strzepuje śnieg z jasnego materiału. Nie chce być, tą, która nie dba o porządek. Kiedy schylam się, by oczyścić buty, dopada mnie poczucie mówiące, że stałam się czyimś obiektem zainteresowania. Przez moment zastanawiam się, kto o tej godzinie wpatruje się w okno. Może to sześcioletni Yumi liczący, że jakimś cudem zobaczy coś niesamowitego pod domem, o czym będzie mógł opowiadać szkolnym kolegom. A może to Meni-san, która czeka na powrót męża. Przez parę sekund myślę jeszcze o sąsiadach, w końcu dociera do mnie, że natarczywy wzrok utkwił w moich plecach. Odwracam się szybko, zbyt gwałtownie. W dali widzę jedynie jasnopomarańczową plamę. Pain. Chce to stwierdzić, na nowo zatapiam się w śniegu. Ślizgam się między kamieniczkami. Widzę postać jeszcze raz, trochę bliżej. Mężczyzna średniego wzrostu, o długich soczyście rudych włosach na moment przenosi na mnie wzrok, by następnie uciec.
Jestem zmęczona, tłumacze sobie oczywiste.
Nie mogło go tu być. Nie może przywoływać klona. Nie może wykonać pieczęci. Nie może użyć czakry. Nie może.
Za dużo pracujesz. Za często tam chodzisz. Zaczynam liczyć wszystkie bezowocne odwiedziny w celi lidera Akatsuki. Dziesięć. W ciągu ostatnich dwóch tygodni odwiedziłam go dziesięć razy. Każda wizyta wyglądała tak samo. Witał mnie zapach wilgoci. Parzyłam zieloną herbatę, do której podawałam kawałek ciasta. Próbowałam zadawać pytania dotyczące jego życia, próbowałam dowiedzieć się, jakie jest jego zdanie na temat książkę, które przynosiłam, czy czegoś potrzebuje. Wygłaszałam moralizujące monologi.
Dociera do mnie, że stoję pod nieswoją kamienicą. Wracam.
~*~
Stawiam starannie kolejne pasma atramentu na jasnym papierze. Jest późno. Ostatnie dwa dni spędzam w towarzystwie dokumentów i sterty niedbale odłożonych w zlewie naczyń. Nie odwiedzałam go w tym czasie ani nikt nie odwiedzał mnie. Zdecydowanie światu nie podobała się ta przerwa. Ktoś puka. Nie ruszam się, jeśli to byłoby coś ważnego członkowie ANBU sami dostaliby się do środka, jeśli coś mniej ważnego Naruto krzyczałby teraz próbując ocenić, czy jestem w domu. Stukanie nie ustępuje. Wzdycham ciężko i kieruje się do drzwi.
- [Imię]!
- Dzień dobry Tesu-sama - kłaniam się nisko przed starszą kobietą, która gustuje w mocnym makijażu — Coś się stało?
- A gdzież tam moja droga. Wracam z targu i zobacz, co ci kupiłam.
- Naprawdę nie... – w moich dłoniach ląduje srebrna doniczka, z jasnoróżowym kwiatem.
- Piękny storczyk prawda? - nie mam szans zapewniać jej o tym, jak bardzo nie potrzebuje roślin, którymi i tak nie miałabym czasu się zajmować — Powinnaś mieć w domu jakieś rośliny, to dobre dla zdrowia.
- Wie pani, że mało bywam w domu – próbuje się jeszcze wykręcić.
- Gdybyś miała lepszego partnera. On nawet tu nie zagłada, kiedy cię nie ma.
Krzywię się, chociaż chciałabym, żeby grymas wyglądał na słaby uśmiech. Mój wybranek faktycznie nie był ostatnio doskonałym kandydatem na męża.
- Powinnaś znaleźć kogoś, kto odciągnie cię od ciągłej pracy – nie mam czasu myśleć o jakości mojego związku, sąsiadka przypomina o swojej obecności.
- Lubię swoją pracę...
- Kobieta w twoim wieku powinna przede wszystkim lubić mężczyzn.
- Ale ja mam...
Kobieta burczy coś pod nosem na temat współczesnych mężczyzn i o tym, jak wszystko lepiej wyglądało, kiedy była młoda.
Znikam za drzwiami przepraszając i tłumacząc się pracą, czym tylko zasłużyłam sobie na kolejne przepełnione złością spojrzenie. Odstawiam podarek na najbliższą komodę, w pamięci odnotowuję, że muszę później roślinę podlać.
Kiedy siadam przy dokumentach znów zaczyna towarzyszyć mi poczucie obserwacji.
~*~
Przeglądam kolejne dokumenty. Uzupełniam puste miejsca. Ktoś puka do drzwi. Kieruje wzrok w kierunku rośliny, właściwie rzucam jej oskarżenie pod tytułem „to twoja wina, teraz Tesu-sama będzie mi znosić kolejne kwiaty".
- [Imię] -san! – głos jest piskliwy, cienki, dziecięcy.
Otwieram drzwi. Przede mną stoi chłopczyk w szkolnym wieku, a jego uśmiech skrada mi serce.
- Przyniosłem wiadomość od Iruki-sensei – oświadcza dumnie, wyciągając w moją stronę starannie złożony skrawek papieru – Mówił, że to ważne – dodaję.
Rozkładam papier. Krótki tekst informuje mnie, że mam do czynienia z prośbą. Jeden z nauczycieli musi pilnie udać się z wizytą do rodzinny, poszukiwane jest zastępstwo.
- Będziesz mnie uczyć? – duże, zielone oczy przypatrują mi się uważnie.
- Nieładnie czytać cudzą korespondencję – uśmiecham się przyjaźnie w stronę chłopca – Na to wychodzi.
- Super! Opowiesz nam o ANBU?
- Hmmm. Nie – uśmiecham się jeszcze szerzej.
- Nie bądź paskudna!
- Dane poufne – kreślę odpowiedź poniżej męskiego pisma – Proszę.
Uśmiecham się, kiedy dzieciak znika za drzwiami. Jest zdaje się jedyną osobą, na której nie mogłabym wyżyć się z powodu stresu.
~*~
Przychodzę do niego koło dwudziestej trzeciej. Jest cicho i wilgotnie. Włóczę nogami, opuszczając pierwsze pomieszczenie, z którego zabrałam tacę. Tradycyjnie herbata i ciasto.
W głowie krzyczę ze zmęczenia. Nie spałam od dawna. Oczy pieką od wpatrywania się w zdecydowanie za jasne dokumenty.
Kiedy otwieram drzwi Pain siedzi z książką na kolanach. Wygląda teraz bardzo spokojnie.
Jesteś głupia, [Imię] – stwierdzam, bo właśnie zrozumiałam, że przez cały życiowy zamęt zapomniałam się przebrać. Stoję zatem w stroju ANBU i ciepłą herbatką, przed mężczyzną, który miał nigdy nie dowiedzieć się, kim naprawdę jestem.
- Ładnie mi? Może powinnam zostać ninja – próbuje jeszcze to ratować, ale on tylko mi się przygląda – Tyle czasu spędzam z takim wspaniałym shinobi, że chyba sama spróbuje, jak to jest – sile się na uśmiech. Jest nienaturalny, czuje to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro