》》Rozdział 2 《《
Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Musiałam zostać przyjęta do oddziału zwiadowców podobnie jak Eren. Przez te kilkanaście tygodni nie zaobserwowano żadnych oznak przejawów mocy. Zaprzyjaźniłam się z wszystkimi, jednak najwięcej czasu spędzałam z Erenem, Mikasą i Arminem lub Hanji, która lubiła rozmawiać ze mną o swoich zadaniach.
Od czasu gdy mnie wypuszczono z celi ćwiczyłam codziennie w nocy. Osiągnęło to przeciwny skutek celu. Zamiast umocnienia się, moje ciało stało się jeszcze słabsze. Mikasa powoli dochodziła do prawdy, ze względu na to że razem dzieliłyśmy pokój. Zawsze wtedy mówiłam, że chcę się przygotować do wyprawy.
Dzisiaj mieliśmy ponownie sprawdzić drogę do Shinigamy. Razem z Arminem zostaliśmy przydzieleni, aby patrolować zewnętrzną flankę po lewej. Słyszałam jak Eren prosił Leviego, aby przydzielił nam oddział bliższy środka, ale kapral tylko westchnął i oznajmił, że to nie on ustalał rozkład sił.
Jak zwykle poszłam z Mikasą na śniadanie, gdzie spotkaliśmy resztę żołnierzy z naszego korpusu. Po tym jak oddałam połowę bochenka chleba Sasha'ie założyłam sprzęt trójwymiarowego manewru i spotkałam się z Arminem na placu.
- Przygotowana na wyprawę? - zapytał blondyn, a ja pokręciłam głową.
- Ani trochę - wyznałam i westchnęłam głęboko.
Będąc w trasie powoli zaczęło mi się kręcić w głowie. Na początku to zignorowałam i skupiłam się na wypatrywaniu tytanów wśród drzew. Niespodziewanie zauważyliśmy dużą gromadę tytanów pędzącą w naszą stronę.
Wysłaliśmy zieloną flarę, a następnie skierowaliśmy się w stronę zgrai. Zaatakowałam jako pierwsza.
- Za cienko! - krzyknęłam do siebie i podjęłam ponowną próbę. Kiedy już miałam zostać schwytana, Armin wpadł na mnie, nadając mi prędkości i pozwalając na uniknięcie ręki.
- Dzi-- zaczęłam, ale gdy odwróciłam się zobaczyłam jak tytan powoli podnosi Armina na wysokość oczu.
Blondyn był tak sparaliżowany, że nawet nie krzyczał. Ja także osłupiałam. Wyglądało to jak scena sprzed lat - kiedy pewien tytan pożarł moją matkę. Tym razem jej miejsce zajmował Armin, a tytan był o dwa metry wyższy.
Oczy mi się zeszkliły, mięśnie napięły, a mnie przepełnił gniew i smutek.
- Won od Armina! - krzyknęłam i ruszyłam z zawrotną prędkością w kierunku tytana.
Zabity. Tytan leżał martwy na ziemi, a blondyn powoli zaczął odzyskiwać świadomość, gdy kolejni tytani zaczęli nas otaczać.
- To też się tyczy was! - odwróciłam się z pustym spojrzeniem w stronę przybywających wrogów.
Zabity.
Zabity.
Zabity. Zabity. Zabity.
Zabity.
Z każdym kolejnym ciałem czułam coraz większą satysfakcję. Uśmiechałam się coraz szerzej. Każde cięcie, rana, kałuża krwi dawała mi jeszcze większą radość.
Zapomniałam o jednym - moim zdrowiu. Po tym jak ruszyłam w kierunku ostatniego tytana, wszystko zaczęło mnie boleć, a sama zaczęłam pluć krwią. Tym razem to mój przyjaciel musiał zainterweniować, aby mnie ocalić. Szybkim zamachem pozbył się części na karku.
- Ava! Proszę cię uważaj na-- zaczął, ale przestał, gdy zobaczył moje puste spojrzenie. Niecałe dwie sekundy później zemdlałam.
***
- Ava!
Ktoś mnie woła?
- Ava! Ava!
Czemu? Potrzebujesz pomocy? Wybacz, ale nic nie widzę
- Ava! - krzyknął Armin, a ja szybko zerwałam się z ziemi.
- Armin... gdzie... jesteśmy? - zapytałam słabym głosem. Moje ubranie było mocno zakrwawione, a ciało bardzo bolało. Blondyn przykładał jakiś materiał do mojej rany, znajdującej się na środku brzucha. Był bardzo zmęczony.
- Obudziłaś się... Na szczęście! - powiedział, a po jego twarzy spłynęły łzy. - M-myślałem, ż-ż-że...
- Jeager'owie nie umierają tak łatwo - zmusiłam się na uśmiech, pomimo strasznego bólu.
- Musimy jakoś wrócić - zaczął Armin. - Znajdujemy się w grocie, która przez parę chwil może nas ukryć przed tytanami. Już zapewne zostaliśmy uznani za zabitych, a na pewno nie przetrwamy do czasu kolejnej wyprawy! - blondyn zaczął panikować. - Naszą jedyną szansą jest to, że będą przejeżdżać tędy końcowi zwiadowcy, jednak są naprawdę nikłe szanse, że ktokolwiek się tu dostanie.
- Halo? Jest tu ktoś? - krzyknął jakiś głos z zewnątrz.
Przez chwilę milczeliśmy z powodu szoku, jednak później zaczęliśmy krzyczeć z całej siły "JESTEŚMY TUTAJ!".
Do jaskini na koniu wjechał Jean. Był naprawdę zszokowany na widok tylu zabitych tytanów, a jego przerażenie wzrosło gdy zobaczył nasz stan.
- CO SIĘ STAŁO?! - krzyknął przerażony.
- Ava zlikwidowała tych wszystkich tytanów, jednak nasze konie uciekły. Została mocno zraniona i trzeba ją jak najszybciej zabrać, aby mogli jej zatrzymać krwawienie! - powiedział szybko Armin, próbując jak najszybciej wyjaśnić sytuację.
- Właśnie widzę! Nie mogę uwierzyć, że zlikwidowałaś tyle tytanów! Musimy szybko wrócić za mur, bo go zamkną! - rzekł Jean, próbując mnie podnieść, jednak wyszarpałam mu się.
- Możemy zabrać stąd tylko dwie osoby! - syknęłam. - Jeżeli ja pójdę to co z tobą, Armin? - odwróciłam się w stronę blondyna.
- Ja.. ja... ja tu zostanę - powiedział ze łzami strachu w oczach, a ja położyłam mu rękę na ramieniu.
- Zostawcie mnie. Ja nawet bez tego obrażenia bym długo nie pożyła. Poza tym jesteś o wiele bardziej ważny dla zwiadowców - powiedziałam to z pustymi oczami i drżącym głosem.
Bałam się. Naprawdę bardzo się bałam.
- N-nie możesz tu zostać!
- Jeżeli weźmiesz mnie ze sobą, specjalnie zrzucę się z konia! - krzyknęłam, a echo rozległo się na całą jaskinię. - Nie umrę. Obiecuję ci to! - powiedziałam i obu z nich przytuliłam.
Z ogromną niechęcią odjechali, a ja jedyne co mogłam zrobić to patrzeć bezmyślnie na ścianę przed nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro