Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Diana zazdrosna?

– Ach, piękny dziś dzień, Orlanie – mizdrzyła się do Orlana piękna Mirabella, nie mając pojęcia o tym, że przy pobliskich krzakach agrestu podsłuchują Diana i Daisy.

– Tak, rzeczywiście udany – tu Orlan ledwo powstrzymał się od ziewnięcia, bo przekonał się, że Mirabella wymaga pochwał na swój temat, poza tym jest okropnie zarozumiała i strasznie nudna. Co innego Diana Smaczek. Ona to jest...

– Orlanie – brutalnie przerwała te rozmyślania zła, że w ogóle nie zwrócił na nią uwagi, Mirabella – że też ciągle musisz być taki zamyślony i milczący. Zabawiaj mnie!

– A to dlaczego? – zapytał z głupia frant Orlan.

Mirabellę zamurowało.

– Jak to: dlaczego? Dlatego, że jestem bogata i piękna, a ty jesteś we mnie zakochany. Ot co!

– Nie wytrzymam tego! – syknęła Diana w agreście.

– Aha – powiedziała domyślnie Daisy, a kiedy Diana rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie, dodała – Ja tu zaczekam, a ty wyjdź i powiedz Mirabelli, że mam jej coś do powiedzenia.

– Dobrze – powiedziała Diana i wyszła.

I oto, jaki zastała widok: Mirabellę pochylającą się w wyniosłej pozie nad szokująco zdumionym Orlanem. Na widok Diany powróciła do swojej postawy, a Orlan szczerze się ucieszył.

– Cześć – powiedziała do Orlana, a potem zwróciła się do Mirabelli – Daisy cię woła. Jest przy agreście.

– Idę. A ty, koteczku – Mirabella zwróciła się do Orlana – grzeczniutko tu na mnie poczekasz. Popilnujesz go, co, złotko?

– Zastanowię się jeszcze – rzekła łaskawie Diana – Może trochę tu postoję.

– Wiedziałam, że mnie posłuchasz – i z godnością sunąc po ścieżce zostawiła ich sam na sam.

– Bardzo się cieszę, że choć na chwilę uwolniłaś mnie od "opieki" tej zarozumiałej jędzy – rzekł Orlan z wdzięcznością, która wywołała u Diany intensywne rumieńce.

– Nie ma za co.

– Ułożyłem dla ciebie poemat.

– Tak??? – Diana nie posiadała się ze szczęścia. Poemat? Dla niej? – Powiedz go, powiedz, powiedz! – prosiła.

– Co??? Ty tu dla tej smarkatej poematy układasz, a jak cię prosiłam, żebyś o mnie ułożył, to cię głowa bolała! – wrzasnęła Mirabella.

Najniespodziewaniej w świecie pojawiła się, odgradzając Dianę od Orlana.

– Na mnie już chyba pora – powiedziała do Orlana Diana, jak gdyby nie zauważając rozwścieczonej Mirabelli. Cmoknęła go w czoło i pisnęła – baj baj!

Orlan pomachał jej ręką i już go zasłoniły drzewa, zza których wyskoczyła rozgorączkowana z emocji Daisy.

– No i co? I co? I co? Gadaj zaraz!

– Ułożył dla mnie poemat!

– Łał! Super!

– Ale musimy już wracać – Diana spochmurniała.

Za to pobicie dostanie jej się. Rozstały się w milczeniu.

*****

Kiedy Diana wróciła, w domu paliło się już światło. Rodzice siedzieli przy stole w niedobrym milczeniu. Diana stanęła przed mamą. Ta podniosła głowę i powiedziała:

– Jedziesz do ciotki na wieś. To co zrobiłaś, nie może ci ujść na sucho. Pakuj się. Jutro rano o godzinie siódmej. Obudzę cię. Dziś pójdziesz spać bez kolacji.

– Mamo...

– Dobranoc.

Diana wybuchnęła płaczem i uciekła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i łkała, dopóki nie usnęła.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro