Diana zazdrosna?
– Ach, piękny dziś dzień, Orlanie – mizdrzyła się do Orlana piękna Mirabella, nie mając pojęcia o tym, że przy pobliskich krzakach agrestu podsłuchują Diana i Daisy.
– Tak, rzeczywiście udany – tu Orlan ledwo powstrzymał się od ziewnięcia, bo przekonał się, że Mirabella wymaga pochwał na swój temat, poza tym jest okropnie zarozumiała i strasznie nudna. Co innego Diana Smaczek. Ona to jest...
– Orlanie – brutalnie przerwała te rozmyślania zła, że w ogóle nie zwrócił na nią uwagi, Mirabella – że też ciągle musisz być taki zamyślony i milczący. Zabawiaj mnie!
– A to dlaczego? – zapytał z głupia frant Orlan.
Mirabellę zamurowało.
– Jak to: dlaczego? Dlatego, że jestem bogata i piękna, a ty jesteś we mnie zakochany. Ot co!
– Nie wytrzymam tego! – syknęła Diana w agreście.
– Aha – powiedziała domyślnie Daisy, a kiedy Diana rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie, dodała – Ja tu zaczekam, a ty wyjdź i powiedz Mirabelli, że mam jej coś do powiedzenia.
– Dobrze – powiedziała Diana i wyszła.
I oto, jaki zastała widok: Mirabellę pochylającą się w wyniosłej pozie nad szokująco zdumionym Orlanem. Na widok Diany powróciła do swojej postawy, a Orlan szczerze się ucieszył.
– Cześć – powiedziała do Orlana, a potem zwróciła się do Mirabelli – Daisy cię woła. Jest przy agreście.
– Idę. A ty, koteczku – Mirabella zwróciła się do Orlana – grzeczniutko tu na mnie poczekasz. Popilnujesz go, co, złotko?
– Zastanowię się jeszcze – rzekła łaskawie Diana – Może trochę tu postoję.
– Wiedziałam, że mnie posłuchasz – i z godnością sunąc po ścieżce zostawiła ich sam na sam.
– Bardzo się cieszę, że choć na chwilę uwolniłaś mnie od "opieki" tej zarozumiałej jędzy – rzekł Orlan z wdzięcznością, która wywołała u Diany intensywne rumieńce.
– Nie ma za co.
– Ułożyłem dla ciebie poemat.
– Tak??? – Diana nie posiadała się ze szczęścia. Poemat? Dla niej? – Powiedz go, powiedz, powiedz! – prosiła.
– Co??? Ty tu dla tej smarkatej poematy układasz, a jak cię prosiłam, żebyś o mnie ułożył, to cię głowa bolała! – wrzasnęła Mirabella.
Najniespodziewaniej w świecie pojawiła się, odgradzając Dianę od Orlana.
– Na mnie już chyba pora – powiedziała do Orlana Diana, jak gdyby nie zauważając rozwścieczonej Mirabelli. Cmoknęła go w czoło i pisnęła – baj baj!
Orlan pomachał jej ręką i już go zasłoniły drzewa, zza których wyskoczyła rozgorączkowana z emocji Daisy.
– No i co? I co? I co? Gadaj zaraz!
– Ułożył dla mnie poemat!
– Łał! Super!
– Ale musimy już wracać – Diana spochmurniała.
Za to pobicie dostanie jej się. Rozstały się w milczeniu.
*****
Kiedy Diana wróciła, w domu paliło się już światło. Rodzice siedzieli przy stole w niedobrym milczeniu. Diana stanęła przed mamą. Ta podniosła głowę i powiedziała:
– Jedziesz do ciotki na wieś. To co zrobiłaś, nie może ci ujść na sucho. Pakuj się. Jutro rano o godzinie siódmej. Obudzę cię. Dziś pójdziesz spać bez kolacji.
– Mamo...
– Dobranoc.
Diana wybuchnęła płaczem i uciekła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i łkała, dopóki nie usnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro