Osiem
Przez ostatnie dni nabawiłam się permanentnego bólu głowy i problemów żołądkowych od ciągłego analizowania minionej sytuacji. Dawid znał barmana! I gdyby tylko nie zachowywał się tak dziwnie po jego wyjściu, może nawet cień wątpliwości nie nakryłby moich myśli. Ale zachował się tak podejrzanie, że to było zbyt oczywiste - miał coś na sumieniu. Coś, czym nie chciał się ze mną podzielić. A sama nawet nie zdążyłam zapytać Adama o ich zażyłości, rozwiać niepewność, co do naszej znajomości z przeszłości, bo przytłoczył mnie fakt, że jego ukochana pożegnała się z życiem zdecydowanie zbyt wcześnie. Po tym spotkaniu pozostało po nim jedynie dźwięczące na skroniach echo zachrypniętego tembru i bez ustanku mnożące się pytania.
Nie przyznałam się do niczego Dominikowi, bo... boże, to było tak głupie. Nawet nie wiedziałam, jak niby miałabym to zrobić. Słyszałam głosy w głowie(!), już sam fakt obnażenia się z tego był poniżający, ale studiował medycynę, rozumiał rożne medyczne anomalie. Z godnością przyjął do wiadomości i świadomości fakt, że brakowało mi piątej klepki. Ale to było już kupę czasu temu. Nie chciałam rozdrapywać starych ran, które tak naprawdę nigdy się nie zabliźniły, choć z zewnątrz wyglądały już na całkiem wygojone. Nie potrafiłam przyznać się do tego, że ten głos wyszedł mi z głowy i stanął obok. To mogłoby być zbyt wiele.
Potrząsnęłam głową, licząc, że niechciane myśli opuszczą ją uszami. Ten wieczór należał do Amandy, moje problemy nigdzie się nie wybierały, więc mogłam przejmowanie się nimi przełożyć na inny dzień.
Tak jak ustaliłyśmy w wspólnej konwersacji na messengerze, ubrałyśmy się w takie same sukienki zakupione w zeszłym roku na jakiejś wyprzedaży. Śliski, delikatny materiał imitujący satynę opływał nasze ciała jak przyjemna woalka. Cieniutkie ramiączka ozdabiały ramiona krzyżując się na plecach i odsłaniając znaczną ich część. Subtelnie podkreślały talię, jednak nie przylegały do skóry. Różniły się jedynie kolorem - Amanda miała perłową biel, Julianna pudrowy róż, a ja przybrudzony szarością błękit.
Stukot naszych obcasów zlewał się z rytmem muzyki, która grała w lokalu, wyciągając na parkiet pierwszych podchmielonych gości. Szłyśmy za kelnerem w stronę wcześniej zarezerwowanej przez nas loży, gdy każdy nerw w moim ciele przesiąkł dziwnym napięciem. Odwróciłam się mimowolnie, aż moje spojrzenie przeszyło na wskroś osobę o tym samym kolorze oczu.
Prawie potknęłam się o własne nogi, które ozdobione były wcale nie tak niebotycznymi szpilkami.
Dawid wyglądał na równie zaskoczonego moją obecnością, co ja jego. Od naszej ostatniej konfrontacji nadal się do siebie nie odzywaliśmy i dopiero gdy tamtego felernego dnia wracałam do domu zorientowałam się, że całkowicie wypadł mi z głowy temat laptopa. Więc brat nadal był w jego posiadaniu, a ja nie kwapiłam się, aby go odebrać, mimo że brak sprzętu zaczynał mi najzwyczajniej w świecie doskwierać.
Kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku, zauważyłam, że Dawid nie przebywał w lokalu sam. Siedział w loży z Darią, Niną i Adamem. Takiego obrotu spraw po tym, czego byłam świadkiem, się nie spodziewałam. Prędzej uwierzyłabym, że spotkali się ponownie, aby tym razem faktycznie sprać sobie mordy.
– Poprosimy deskę szotów – rzuciłam do kelnera, gdy tylko dotarliśmy do naszego stolika. Uśmiechnął się pogodnie w odpowiedzi i kiwnął głową, kierując się w stronę baru.
Musiałam napić się czegoś na rozluźnienie, bo sam fakt przebywania Dawida w tak zacnym gronie w tym samym barze co my, nadwyrężał mój i tak przeciążony system nerwowy. Darię oczywiście, że uwielbiałam. Adama nawet nie znałam. A z Niną, mimo że najlepsza przyjaciółka przyszłej bratowej, nie nadawałyśmy na tych samych falach. Więc to nie zaskoczenie, że największym problemem w tym wszystkim był Dawid. Jego twarz, po ostatnim zdarzeniu, działała na mnie jak płachta na byka.
Co za nieszczęsne zrządzenie losu.
– Widzę, że zaczynamy na ostro. Lubię to. – Skinęła z uznaniem Amanda, zajmując jedno z miejsc. Poprawiłam materiał sukienki i usiadłam naprzeciw dziewczyn. – Iga i Kornelia się spóźnią. Karolowi kazałam się nawet nie pokazywać, nie będę się wkurwiać.
W ułamku sekundy posłałyśmy sobie z Julianną porozumiewawcze spojrzenie, starając się nie wzbudzić podejrzeń przyjaciółki, która zaślepiona uczuciem, nadal nie przejawiała oznak ozdrawiania. Przeważnie nie strzępiłyśmy języka wchodząc z nią w polemikę, bo to nigdy nie kończyło się dobrze, ale każda niepochlebna wzmianka o tym pomiocie, rozbudzała nasze uśpione nadzieje.
Juls poprawiła się na swoim miejscu, odwracając nieznacznie w stronę Milewskiej.
– Czemu się spóźnią? – kontynuowała rozmowę, zgrabnie omijając temat Karola.
– Kornelia utknęła z zepsutym autem i czeka na lawetę, bo jechała do Igi, a potem miały uberem przyjechać do baru.
– O ciul, ale pechowo – mruknęła Wójcikowa z kwaśną miną. Sama skrzywiłam się na słowa przyjaciółki, to na pewno nie należało do przyjemnych przeżyć, a już w szczególności przed planowaną imprezą, na jej miejscu zapewne cały entuzjazm wyparowałby ze mnie szybciej niż zdążyłabym mrugnąć. Chociaż mogłam się mylić, od wypadku nie siedziałam za kierownicą samochodu, a już tym bardziej nie posiadałam żadnego na własność.
– A co się stało z autem? – wtrąciłam.
– Buchło białym dymem spod maski. – Amanda uniosła powoli ręce w górę, które rozpostarła zamaszyście na boki, demonstrując, jak mniemam, atomowego grzyba w powietrzu. – I tyle, kaput. – Rozłożyła bezradnie dłonie, po czym układając język w kąciku ust, przygryzła go zębami, udając martwą.
– Jakby mi się to przytrafiło, to padłabym razem z tym silnikiem, a gdybym zdążyła pomyśleć ile będzie kosztować naprawa, to już na pewno bym zeszła – odetchnęła Julianna, opadając na oparcie krzesła. Wyglądała, jakby faktycznie zaraz miała zemdleć na samą wzmiankę, że jej samochód mógłby wyzionąć w taki sam sposób ducha.
– To chyba nie silnik, a bardziej coś z chłodnicą.
Nie znałam się co prawda na autach i ich awariach, ale kojarzyłam mamrotanie Dawida na rzęcha brata Darii, kiedy przyjechał w towarzystwie pięknej chmury dymu ulatującego spod maski.
– Ale zrobił kaput i nie pojechał dalej, to raczej silnik – wyrokowała Milewska.
Dyskutowałyśmy, jakbyśmy miały o tym jakiekolwiek pojęcie.
Nawet siedząc kulturalnie z przyjaciółkami po całkowicie przeciwnej stronie lokalu, czułam na sobie wypalające dziury bazyliszkowe ślepia. Miałam ochotę wystawić w jego kierunku środkowy palec, ale powtarzałam sobie, że jestem ponad to. Nawet nie drgnęłam, żeby się odwrócić i spojrzeć w tamtym kierunku. Złączyłam dłonie na stoliku i zacisnęłam szczękę.
Jestem ponad to.
Gdy kelner postawił tacę, jak alkoholik na detoksie złapałam zachłannie dwa kieliszki i nie czekając na dziewczyny, wypiłam jeden za drugim. Nie było opcji przetrwania tego na trzeźwo, za chwilę procenty otępią zmysły i przestanę przejmować się zbyt przytłaczającą obecnością brata. Może gdybyśmy nie trwali w niemym konflikcie, ta cała sprawa wyglądałaby inaczej, albo może gdybyśmy jak dorośli ludzie porozmawiali i wyjaśnili powstałe niedopowiedzenia, ale to ja czułam się oszukana, więc nie miałam zamiaru wyciągać pierwsza ręki, i mało obchodziło mnie, jak bardzo dziecinne to było. Niech się zajmie swoim towarzystwem, a ja swoim, później każdy rozejdzie się w swoją stronę.
Gdy tylko z łoskotem odłożyłam szkło na stół i mimowolnie uniosłam spojrzenie, spotkałam się z pełnymi zaskoczenia i niedowierzania minami przyjaciółek.
– Wow, zwolnij laska, bo cię zaraz zmiecie z planszy. Znamy się zbyt długo, masz za słaby łeb na takie szaleństwa. – Cmoknęła w powietrze Amanda, kręcąc głową z taką dezaprobatą jak karcąca dziecko matka.
Nie miałam okazji do zaznajomienia ich z kłótnią z Dawidem, zresztą wtedy musiałabym przyznać się do powodu tej kłótni, a to... sama jeszcze nie do końca wiedziałam co w związku z tym myśleć.
Julianna się nie odzywała. Podparła leniwie brodę na dłoni, a palcami drugiej ręki wystukiwała rytm lecącej w tle piosenki. Rozejrzała się niby od niechcenia dookoła, a gdy jej wzrok padł tam, gdzie nie powinien, parsknęła pod nosem.
– Twój brat też się tu dziś bawi? – mruknęła cynicznie wiedząc, że Dawid nie należał do grona rozrywkowych ludzi chadzających do klubów.
– Co? Twój psychiczny brat też tu jest?! – Amanda nie kryla oburzenia ani tym bardziej nie kryła się z tym, jak gwałtownie i bez żadnych zahamowań obejrzała się na boki w poszukiwaniu bohatera naszych rozmów. Gdy natrafiła na obiekt zainteresowania, przeklęła pod nosem. – Co on tu w ogóle robi, kontrola rodzicielska?
– Nie wiem, co tu robi. Zapewne to co my, przyszedł się zabawić. Zbieg okoliczności ‐ wymamrotałam przez zęby, nie chcąc za bardzo psuć sobie i tak zszarganego humoru, i wzruszyłam ramionami. Niechęć dziewczyn do osoby, z którą dzieliłam geny była jak zwykle rozkoszna.
– W słowniku twojego brata nie ma czegoś takiego jak przypadek.
Westchnęłam cierpiętniczo na nazbyt paranoiczne zachowanie Milewskiej. Schowałam twarz w dłoniach i potarłam skórę na czole, gdzie obecność lub brak makijażu nie robił większej różnicy, dając sobie kilka sekund pod ostrzałem spojrzeń dziewczyn, na zebranie do kupy nerwów. Dawid nie wiedział, że dziś tu będziemy, nie mówiłam o tym ani jemu ani Darii, bo nie było ku temu okazji i powodu, więc to zwykły zbieg okoliczności. Kropka.
To jednak nie sprawiło, że niepokój, który nieproszony osiadł na dnie mostka, przestał uporczywie podgryzać zakończeń neuronów. Jeżeli zauważyły Dawida, zauważyły całe towarzystwo, z którym tu przyszedł. Nie miałam pojęcia na ile zapadł im w pamięci barman znad morza. Możliwe, że wcale nie zwróciły na niego uwagi. A jeżeli zdarzyło się inaczej, nie miałam w tej chwili w sobie tyle zasobów, aby tłumaczyć im ten zbieg okoliczności. Zresztą, sama nadal niewiele wiedziałam w tym temacie.
Rozchyliłam niepewnie palce, przyjaciółki siedziały naprzeciw z założonymi na piersiach rękoma. Brew Amandy powędrowała kpiąco ku górze, po czym nachyliła się nad dzielącym nas stołem.
– Już?
Przesunęła zgrabnie w moją stronę kolejny kieliszek.
– Pij, tyle ci pozostało.
Odetchnęłam głęboko, czując się jak balonik, z którego ulatuje powietrze.
– Jesteście wrzodami na tyłku.
– Wiemy. I za to nas kochasz.
Stuknęłyśmy się szkłem i wyzerowałyśmy alkohol. Nie szczędząc czasu, zamówiłyśmy kolejną deskę, opróżniając ją w mgnieniu oka, jakbyśmy co najmniej brały udział w konkursie na najszybsze uchlanie się w historii świata. Nie mogłam zaprzeczyć, że szum w głowie stawał się przyjemnym dodatkiem do dzisiejszego dnia, a subtelne otępienie zmysłów wisienką na torcie.
Amanda gestykulowała zawzięcie opowiadając o kolejnej kłótni z sąsiadką, gdy poczułam obok siebie czyjąś obecność, pod której wpływem moje serce miało ochotę wyrwać się z piersi.
Rano, gdy pisaliśmy, wspominał, że w drodze powrotnej postara się zajrzeć do nas na kilka minut, aby pogratulować awansu. Trzepot motyli w żołądku stał się wręcz bolesny. Nie widzieliśmy się przeszło od tygodnia i czułam się co najmniej jak niestabilnie emocjonalnie nastolatka, która nie widziała od dawna swojego obiektu westchnień.
– No, no, no. – Wyszczerzył się Dominik, podchodząc do Amandy, która na jego widok wstała z miejsca, a szeroki uśmiech spłynął na jej twarz. – Gratuluję awansu, Wiedźmo, należało ci się.
Objął ją ramionami, całując w policzek, a następnie wręczył bukiet tulipanów. Zdezorientowanie i niedowierzanie przecięło jej mimikę. Przyjaciółka od razu wsadziła nos między kwiatki i zaciągnęła się ich zapachem, po czym uniosła zza nich spojrzenie, mrużąc podejrzliwie powieki.
– Ja wiem, że to próba przekupstwa. – Wycelowała w niego oskarżycielsko palec, dźgając w umięśnioną klatkę piersiową ozdobioną białą, elegancką koszulą z zakasanymi do łokci rękawami. Dobrze zdawała sobie sprawę jak w ostatnim czasie wyglądała, bądź nie wyglądała, nasza relacja. – Matko, jeszcze oficjalnie nie zaczęłam pracy, a już się dałam skorumpować za ładny bukiecik! Dobra, możesz ją na moment porwać, ale nie przesadzaj, dziś jest moja, nacieszysz się nią innym razem!
Amanda zamachnęła pospieszająco prawą dłonią, a Dominik z miną niewiniątka uniósł ręce w geście obronnym, po czym porwał mnie na parkiet wśród tłumu ludzi, zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Serce podskoczyło mi radośnie w piersi. I chociaż wiedziałam, że ten wieczór należał do Milewskiej, to aż wstyd było przyznać, ale cieszyłam się, że Dominik znalazł czas na to, aby wpaść na nasz sabat czarownic. Ostatnio widywaliśmy się naprawdę rzadko, a jego pojawienie napełniło mnie spokojem. Stęskniłam się za nim.
Nie panowałam nad kącikami ust, które rwały się do góry. Spoglądałam w bursztynowe tęczówki, w których tańczyły psotne iskierki, a ujmujący uśmiech rozpostarł wargi mężczyzny. Pochylił się nieznacznie i trącił zaczepnie swoim nosem mój, a następnie ciepło dłoni przywarło do moich pleców. Utonęłam w jego objęciach, kołysząc się spokojnie w rytm płynącej melodii.
Nagle wszystkie problemy wyparowały, stały się nic nieznaczącą mgiełką wspomnień.
– Kiedy zakończysz ten nieznośny maraton dyżurów i nauki?
– Jeszcze chwila i będę miał parę dni wolnego.
– Tylko parę? – sapnęłam niepocieszona. Parę to zawsze lepiej niż nic, ale egoistycznie chciałam więcej.
– A później będę miał więcej luzu, w końcu będziemy mieć czas na szukanie mieszkania.
Z przepełniającej mnie radości prawie podskoczyłam w miejscu. Uśmiech, który nie sądziłam, że może być jeszcze szerszy, był jak zwykle najjaśniejszą rzeczą, jaką byłam w stanie w tym momencie dostrzec.
Dominik otulił gorącymi palcami kark i przysunął wargi do mojej skroni, składając na niej krótkie muśnięcie.
– Muszę się już zbierać, padam na twarz – wyszeptał miękko w moją skórę po zaledwie trzech piosenkach. Jęknęłam udręczona, chwytając mocniej poły jego koszuli i zaciskając na niej pięści. Nie chciałam by sobie szedł. Chciałam skraść jeszcze kilka nędznych minut w jego obecności.
Roześmiał się cicho na mój żałosny akt desperacji.
A uporczywy wzrok brata bez ustanku wypalał dziury w moich plecach.
***
– Spóźnione! – Amanda krzyknęła donośnie, niezdarnym ruchem unosząc się na równe nogi i wymierzając oskarżycielsko palec w zmierzające w naszą stronę koleżanki z pracy. – Ominęło was spotkanie Dominika – poruszyła sugestywnie brwiami, chichocząc pod nosem, na co z zażenowaniem przewróciłam tęczówkami. Alkohol zdecydowanie zbyt szybko i zbyt mocno uderzył jej do głowy.
– Dominika?
Dziewczyny otworzyły szerzej oczy, rzucając mi krótkie, niedowierzające spojrzenie. Obniżyłam się na siedzeniu, wykrzywiając usta w skrępowanym uśmiechu.
Z Igą i Kornelią nie trzymałyśmy się tak blisko. Kornelia pracowała w kadrach, a Iga w dziale IT, toteż miałyśmy świeże i najnowsze plotki ze świata zatrudnień, zwolnień i ewentualnych problemów technicznych.
– Tak, Dominika, co przyniósł mi kwiatki z gratulacjami, a pierdolony Karol nawet nie życzył mi udanej zabawy!
Och, wkroczyłyśmy na grząski grunt. Czekałam tylko na moment, w którym Milewska zacznie wypisywać do wybranka serca wiadomości pasywno-agresywne, co całkowicie pozbawi ją chęci do dalszej zabawy, a rozpali w niej żądzę mordu.
Przesunęłam się pod ścianę, robiąc miejsce przybyłym koleżankom. Przy naszym stoliku zrobił się gwar, a po chwili kelner przyniósł zamówione drinki, które znikały w ekspresowym tempie.
Zaledwie kilkanaście minut później ruszyłyśmy na parkiet, chcąc pozbyć się nadmiaru procentów z organizmu. Czułam jak szkarłat zalewa moje policzki i uszy pod wpływem tego jakże upierdliwego i nieustępliwego spojrzenia, które przykleiło się do mnie jak rzep psiego ogona i śledziło każdy najmniejszy ruch.
Dobra, jednak nie byłam ponad to tak bardzo jak próbowałam sobie wmówić. Mój upośledzony instynkt kazał mi się odwrócić w jego stronę z wystawionymi środkowymi palcami, a następnie wsadzić mu je centralnie w oczodoły, aby przestał gapić się jak ciele. Jeżeli miał problem to wystarczyło podejść i powiedzieć mi to prosto w twarz.
Jakież było moje zdziwienie, gdy okręcając się z gracją na szpilce, z drżącymi palcami wyczekującymi aż będą mogły wystrzelić arogancko w górę, na spotkanie mojemu mordującemu spojrzeniu wcale nie wyszły tęczówki brata.
Zachwiałam się tracąc rezon pod ciężarem chłodnego, przeszywającego wzroku, który wycelowany był we mnie jak niebezpieczna broń przyłożona wprost do skroni. Z trudem przełknęłam ślinę, próbując poluźnić niespodziewany ucisk w gardle, który zacisnął się na nim jak pętla.
Zaledwie kilka metrów dalej Dawid pląsał radośnie do muzyki w towarzystwie Darii, wcale nie zawracającego sobie głowy moją obecnością w tym przybytku rozpusty.
Adam osaczył mnie zielenią pociemniałych oczu, powodując rujnujące uczucie w klatce piersiowej odbierające dech. A on tylko siedział i patrzył jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Jakby wpatrywanie się w kogoś tak dogłębnie, wręcz potrafiąc przeszyć duszę, było okej. Szukał czegoś. Próbował dostrzec to, co zagubiło się gdzieś poza czasem i rzeczywistością. A gdy przyszła Nina i niby przypadkiem traciła mężczyznę w ramię, wyrwała go z dziwnego zawieszenia, w którym zagubił się na kilka uderzeń serca.
– Tu jesteś!
Prawie podskoczyłam w miejscu na ten niespodziewany dźwięk, który zaświergotał nad moim uchem. Wypieki malowały się na twarzy i dekolcie Julianny, a oczy błyszczały od alkoholu. Nawet nie zorientowałam się, że zdążyły znaleźć jakieś miejsce do tańca i zostawić mnie samą wśród gęstego tłumu, który w tym momencie całkowicie zasłaniał widok na Dawida i jego towarzyszy.
– Już się bałyśmy, że się zgubiłaś! – zachichotała, próbując przekrzyczeć dudniącą muzykę. Poprawiła pośpiesznie klejącą się do spoconego ciała sukienkę i zacisnęła palce na moim przedramieniu, ciągnąc za sobą. Poddałam się temu, nadal będąc w dziwnym letargu, jakbym dopiero przebudziła się ze snu. Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się z siebie resztek tej z pozoru prozaicznej sytuacji.
Co to, do cholery, miało być?
Wpadłyśmy pomiędzy dziewczyny, które żywiołowo wymachiwały kończynami, nie do końca synchronizując się z melodią wybrzmiewającą z głośników, ale czy ktokolwiek się tym przejmował?
– Wiecie co? Powinnyśmy wybrać się na pole dance! – wykrzyknęła entuzjastycznie Milewska, wpadając na kolejny, jej zdaniem, genialny pomysł, szczerząc się przy tym tak szeroko, jakby balansowała na cienkiej, psychopatycznej granicy. Zanim zdążyłyśmy zaprzeczyć z jawną desperacją, kontynuowała: – Zrobiłyśmy kurs z samoobrony w zeszłym roku, byłyśmy na kilku zajęciach z kickboxingu, myślę, że czas na pole dance.
– Uważasz, że kierowniczce w dużej agencji marketingowej wypada świecić prawie gołą dupą i tańczyć na rurze?
Brew Julianny uniosła się w kpiącym wyrazie i prychnęła pod nosem.
– Właśnie dokładnie tam, gdzie światło nie dociera mam to, co mi wypada a co nie.
***
To był ten moment, w którym powinnyśmy grzecznie zebrać swoje rzeczy i udać się do domu, tak jak dwie godziny temu zrobiły to Iga i Kornelia. Jednak ilość promili krążąca po naszych organizmach nie pozwoliła nam nawet na rozważenie takiego scenariusza. To oznaczało ten stan, w którym ściągnięcie szpilek w klubie i tańczenie boso na brudnej, klejącej podłodze, nie stanowiło żadnego problemu, bo kto by przejmował się takimi detalami, kiedy upojenie osiągało poziom, w którym rzeczywistość przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie?
Pierwsze takty remixu Demons wyrwały nas wręcz na środek parkietu. Byłyśmy zdecydowanie zbyt roztańczone, głośne i roześmiane. I wcale się tym nie przejmowaliśmy. Śpiewałyśmy słowa piosenki, bujałyśmy się w rytm melodii, nie zważając na to, co działo się dookoła. Liczyłyśmy się tylko my i otaczająca nas zewsząd muzyka.
Gdy tylko rzuciłyśmy w swoją stronę porozumiewawcze spojrzenia, że to najwyższy czas się zwijać, z głośników popłynęła piosenka Clarity od Zedda i kim byśmy były, gdybyśmy zdecydowały się w takim momencie opuścić lokal?
– Cause you are the piece of me I wish I didn't need! – wyłyśmy do zdarcia gardła, razem z całą salą ludzi, którzy poderwali się na parkiet. Nasze finezyjne fryzury już dawno się rozwaliły, włosy wilgotne od potu kleiły się do twarzy i karku. I właśnie dlatego, że wyglądałyśmy jak trzy kupki nieszczęścia i ludzkiego upadku, wmawiałam sobie, że ten uporczywy wzrok świdrujący moje plecy, to tylko wymysł tego ostatniego drinka, którego wypiłam. – If our love is tragedy, why are you my remedy? If our love's insanity, why are you my clarity?
Tak, powinnyśmy zebrać resztki godności z podłogi i skierować się do wyjścia.
Wszystko dookoła zabawnie wirowało, nogi zdawało się, że były mięciutkie jak chmurki. Wszystkie problemy, z którymi tu przyszłam, przestały ciążyć na ramionach. Julianna wyglądała na równie wstawioną, kołysząc się niepewnie na boki, jakby miała za chwile runąć. Za to Amanda złowieszczo zmrużyła powieki, podrygując niby do muzyki, ale bez ustanku wystukiwała wiadomości na telefonie.
Dość. Trzeba się stąd zmywać.
Trąciłam je obie, a gdy przekrwione dwie pary tęczówek spojrzały na moją twarz, wiedziałam, że będziemy rano okrutnie cierpieć.
Skinęłam w kierunku wyjścia, na co kiwnęły zgodnie głowami. W szatni, kiedy odebrałam torebkę, wyciągnęłam z niej telefon, sprawdzając odruchowo powiadomienia, a w tej samej minucie wyskoczył dymek z rozmową.
Od Dawid: Odwiozę was.
Zamrugałam, powoli przetwarzając przeczytaną wiadomość, mimo że słowa zabawnie rozbiegłały się po ekranie. Raptownie odwróciłam się za siebie, unosząc z pożałowaniem brwi, a wzrok wycelowałam w brata, który tak jak podejrzewałam, wgapiał się w naszą trójkę, oczekując odpowiedzi.
Do Dawid: podziekujemy, jestesmy dorosle, damy sobie rade. noc jeszcze mloda, braciszku, zabawa dopiero sie zaczyna!
Kilka minut poprawiałam nieodpowiednio kliknięte literki, przymykając raz jedno oko, raz drugie, aby telefon przestał tak uporczywie wirować. Musiałam sprawiać wrażenie trzeźwiejszej niż w rzeczywistości byłam.
Dawid bywał nieobliczalny, jak pierwiastek z trzech, toteż nie chciałam skończyć przerzucona przez ramię i wpakowana do samochodu. Spacer do domu dobrze nam zrobi, pooddychamy świeżym powietrzem, alkohol zdąży wyparować z naszych ciał, może dzięki temu zaśniemy bez helikopterów.
Od Dawid: Jesteście pijane...
Ten sms aż śmierdział z daleka pogardą. Prychnęłam zdegustowana pod nosem.
Do Dawid: ale heca, kto by się spodziewal!
Upchnęłam telefon w torebce, ignorując kolejną wiadomość i nawet nie zaszczycając brata spojrzeniem, odwróciłam się i razem z dziewczynami, które zdążyły przywdziać swoje płaszcze, opuściłyśmy lokal. Amanda, mimo swojego stanu, nie zapomniała zabrać bukietu tulipanów, który wyglądał jakby umierał już co najmniej dwa razy. Kwiaty zwisały smutno z jej dłoni, ale nie sprawiała wrażenia jakby miała zamiar się ich pozbyć.
‐ Idziemy coś zjeść?
To było pierwsze, co opuściło usta Milewskiej, gdy tylko znalazłyśmy się parę metrów od budynku.
– Na kebsa?
Skrzywiłam się. Na samą myśl o kebabie skręcało mi żołądek, nie miałam na niego najmniejszej ochoty.
– Do maczka? – zaproponowałam z nadzieją.
Julianna od razu wyciągnęła swój telefon i zaczęła wklepywać ciąg bliżej nieokreślonych znaków.
– Jak dobrze pamiętam nie ma całodobowego maka w tej okolicy. Jest tylko otwarty drive.
– Idealnie! – zaświergotała Amanda i złapała nas pod łokcie, zaczynając maszerować przed siebie. – Drive nam wystarczy.
Tak jak poinformowała Juls, niestety o tej godzinie w najbliżej okolicy nie było opcji uświadczyć otwartego dla klientów McDonaldsa, więc stanęłyśmy kulturalnie w kolejce do McDrive. Czy to było mądre? Oczywiście, że nie. Ale alkohol wyżerający nasze żyły zaburzał całkowicie pogląd rzeczywistości i uznałyśmy to za całkiem zabawne. Złożyłyśmy zamówienie i gdy tylko samochód przed nami podjeżdżał pod kolejne okienka, maszerowałyśmy za nim posłusznie, zbliżając się do upragnionego odbioru jedzenia. Co chwila chichotałyśmy głupkowato, walcząc zaciekle z nazbyt przyciągającą grawitacją, a w tej walce wcale nie pomagał fakt przytwierdzonych do naszych stóp szpilek. Julianna odbiła się od ściany McDonaldsa, klnąc pod nosem, na co wybuchłyśmy gromkim, pijackim śmiechem. Amanda przez to potknęła się o krawężnik, zgięła w pół próbując złapać równowagę, prawie świecąc pośladkami przed samochodem, który stał w kolejce za nami.
Godność opuszczała nasze ciała w popłochu.
Zrobiłyśmy sobie pamiątkowe selfie na tle restauracji, jednak obawiałam się, że identyfikacja naszych zapijaczonych twarzy na nie do końca ostrym zdjęciu mogła być z deka utrudniona.
Po odebraniu zamówienia, usiadłyśmy na krawężniku z boku parkingu dla klientów. Wyciągnęłam z ulgą przed siebie nogi, podczas gdy Julianna rozdawała nam nasze racje żywnościowe. Skusiłam się na tortille z kurczakiem i frytki. Do ust na samą myśl napływała mi ślinka, przełknęłam ją, gdy tylko w ręce trafiła moja porcja.
Milczałyśmy, całkowicie oddając się pijackiej gastrofazie.
– Boże – zawodziła z rozkoszy Amanda – orgazm w gębie.
Julianna zakrztusiła się przełykanym kęsem. Kaszlała spazmatycznie, ręką uderzając w okolice mostka i próbowała się nie udusić. W ułamku sekundy dotarło do mnie, jaka myśl zakiełkowała w jej zbereźnej główce. Hamując pijacki chichot wyrywający się z ust, wzięłam zamaszysty rozmach i klepnęłam ją w plecy, nie bacząc na siłę z jaką to robiłam i mając nadzieję, że dzięki temu uratuję jej życie. To byłaby głupia śmierć, zabiłby ją kawałek tortilli z maka, kiepska sprawa.
Blondynka łypnęła spod przymrużonych powiek na przyjaciółkę, a kiedy zorientowała się, o czym ta pomyślała, szturchnęła ją zaczepnie w ramie, parskając śmiechem, gdy ta nadal ledwo przełykała oddechy.
– Nie to miałam na myśli, ale podoba mi się twój tok rozumowania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro