Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jeden


Stukot szpilek wybijał się głuchym echem wśród wysokich ścian korytarza i chociaż znałam je już na pamięć, każdy kolejny pokonany metr zachwycał mnie tak samo jak za pierwszym razem.

– Czuję się tu jak w Hogwarcie z dwudziestego pierwszego wieku – przepełniony fascynacją głos przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię.

Musiałam przyznać jej rację. Monumentalny, architektoniczny dziwoląg nie wpisujący się w ogólną estetykę miasta przywoływał na myśl zabudowę z odległej krainy wyobraźni. Budynek z zewnątrz zdecydowanie został nadgryziony upływem czasu, jednak starannie zachowana elewacja i dbałość o każdy jej detal nie sprawiały wrażenia zaniedbanego. W środku natomiast nowoczesność przeplatała się z latami ubiegłymi i niby nic do siebie nie pasowało, ale sprawiało wrażenie harmonii, jakby ktoś z nadprzyrodzenie wysokim poczuciem estetyki wylał swoją duszę na tę przestrzeń. Wysokie sufity, pomalowane sklepienia, czy szklany dach na najwyższym piętrze, za każdym razem budziły mój niesłychany podziw. To będzie coś za czym będę tęsknić, gdy wrócimy do domu, miałam beznadziejną słabość do takich nieoczywistych połączeń.

– Brakuje jeszcze byśmy zaczęły tu czarować – dodała konspiracyjnie szeptem.

Nagle Amanda przystanęła wpół kroku, rozkładając na boki ręce, przez co również my zostałyśmy zmuszone do raptownego zatrzymania się, aby na nią nie wpaść i nie połamać jej kończyn. Odwróciła się do nas z gracją i posłała protekcjonalne spojrzenie, układając dłonie na biodrach.

– Ja czaruję – oświadczyła z dumą, ostentacyjnie zarzucając blond puklami na plecy – wzmagam w ludziach potrzebę zakupu produktu, który chce im sprzedać, znajduję im problem, którego rozwiązanie mam w rękach, jestem ich odpowiedzią na pytanie, którego nie wiedzieli, że potrzebują zadać.

– Perswazja – zauważyła, bądź co bądź, trafnie Julianna.

– Dokładnie tak. – Milewska pstryknęła uradowana palcami. – A teraz wybaczcie, muszę znikać do swoich obowiązków. Avada kedavra! – Machnęła dłonią jakby trzymała w niej różdżkę i próbowała wyczarować sobie nową suknie, po czym odwróciła się na pięcie, zarzucając włosami.

– Właśnie się zabiłaś! – zawołała za nią Juls.

Amanda spojrzała na nas przez ramię.

– Nawet jako duch byłabym zajebista w tym, co robię.

Puściła oczko, po czym ponownie ruszyła przed siebie, zostawiając nas w towarzystwie echa wygrywanego przez jej oddalające się obcasy.

Julianna pokręciła głową z rozbawieniem, po czym zwróciła się w moją stronę.

– Skąd myśmy ją wytrzasnęły?

Przytknęłam palec do ust, stukając nim przez moment w wargi i udawałam, że zastanawiam się nad odpowiedzią na zadane przez nią pytanie.

– Myślę, że z kapusty.

Spojrzała na mnie z wyraźną kpiną wymalowaną na twarzy

– A ja uważam, że po pijaku wezwaliśmy nie tego demona, którego chciałyśmy.


***


Szybkim krokiem w stronę mojego biurka zbliżał się szczupły, wysoki mężczyzna roztaczając wokół siebie gęstą aurę pewności siebie i ciskał surowym spojrzeniem w każdego mijanego pracownika. Na widok przełożonego każdy w mgnieniu oka prostował się nerwowo na swoim miejscu, żwawiej stukając opuszkami palców w klawiaturę. Nie odwracałam wzroku od swojego monitora, wcale nie domyślając się co spowodowało jego wizytę. Mój pobyt w tej firmie powoli dobiegał końca, dwutygodniowa delegacja zmieniła się w dwumiesięczną, a zanim się obejrzałam trzeci i zarazem ostatni miesiąc zmierzał ku końcowi. Mieliśmy do omówienia ostatnią kampanię, która okazała się niebywałym sukcesem, a mój przełożony unikał rozmowy o niej jak diabeł święconej wody. Po prostu nie każdy lubił przyznawać się do błędu, a na moje wargi cisnął się zdecydowanie zbyt zadowolony uśmiech z takiego obrotu spraw.

Mężczyzna opadł na blat pośladkami. Omiótł mnie ciężkim, intensywnym wzrokiem i skrzyżował ręce na torsie. Opieszałym ruchem odsunęłam się od krawędzi biurka i zwróciłam w jego kierunku, przechylając nieznacznie głowę w bok i pewna siebie założyłam ostentacyjnie nogę na nogę. Przez moment walczyliśmy na spojrzenia, jednak po chwili wydał z siebie przeciągłe westchnienie i niezdarnie przeczesał palcami kosmyki włosów. Brew powędrowała mi w górę, ale nie odzywałam się. Na mój brak reakcji ponownie wypuścił z siebie udręczony oddech. Nie spuszczałam z niego tęczówek, a moja twarz nie wyrażała niczego.

Czekałam.

– Maja, miałaś rację – przyznał w końcu, nie kryjąc w głosie niechęci do wypowiadanych słów.

Bingo.

Po prostu wiedziałam.

Czułam jak moje usta rwały się do uśmiechu, jednak nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Zagryzłam wargę, hamując odruch własnego ciała.

– Wiem – odparłam niby od niechcenia i wzruszyłam ramionami z lekkością. Niech sobie nie myśli, że jego słowa łechcą moje ego. To nie tak, że miałam zamiar chełpić się własną racją, po prostu na tego konia postawiłam wszystkie swoje karty, a trzeba przyznać, że hazardzistka ze mnie kiepska.

– Twoje grafiki to był strzał w dziesiątkę – kontynuował z bólem, bo przecież kto jak kto, ale kierownik działu przyznający się do błędu to niecodzienna sytuacja.

Wiedziałam to, od początku wiedziałam, że to się przyjmie. Na cały sukces kampanii pracowało wiele osób, grafiki to była tylko wisienka na torcie całego tego procesu, ale i tak odczuwałam dumę, że postawiłam na swoim. Kierownik od razu odrzucił przedstawioną przeze mnie koncepcję. nie lubił wychodzić poza utarte schematy, sztywno trzymał się tego, co się do tej pory sprawdzało. Nie uważałam, że to błąd, ale czasami dużo większy zysk przynosi wyjście poza własną strefę komfortu. Nowe wcale nie musi być gorsze, ani lepsze, może być całkowicie i w zupełności inne i to też okej. Powiew świeżości i innego spojrzenia wyzwala kreatywność, a w odbiorcach wzbudza nowe emocje.

Sama kilka lat temu zaczynałam z pustą kartą, od samego początku, i jedyne, co mnie hamowało to oczekiwania innych co do tego, kim się stawałam, jak bardzo zaczynałam odbiegać od ich wizji, od tego, jaką znali mnie przed tym wszystkim. I to nie oznaczało, że stawałam się lepsza czy gorsza, stawałam się po prostu inną wersją tej siebie, której nie dane było mi nigdy poznać.

– Wiem – ponownie potwierdziłam, coraz mniej panując nad kącikami warg.

– Ta kampania to sukces! – wybuchł w końcu z entuzjazmem, trącając mnie zaczepnie w ramię. Po sali rozeszły się dziwne szmery, napięcie można wyczuć w powietrzu jak obiad sąsiadki na klatce schodowej. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam z politowaniem głową na boki. – Naprawdę, dostaliśmy niesamowicie pozytywny feedback odnośnie strony graficznej, już odzywały się firmy, które też chcą iść w tym kierunku.

– A widzisz?

Twarz zaczynała boleć mnie od uśmiechania się, ale nie potrafiłam przestać. Byłam z siebie cholernie dumna. Uwielbiałam tę pracę, mimo tylu przeciwności, jakie napotkałam, byłam wdzięczna za drogę, którą pokonałam i miejsce, do którego dotarłam. Miałam nadzieję, że Maja sprzed wypadku podzieliłaby moje zdanie gdybym tylko miała szansę ją poznać.

– Nie będę po raz kolejny przyznawał ci racji, wyczerpałem już swój limit do końca roku!

Uniosłam ręce w geście obronnym po czym wyszczerzyłam się chytrze.

– Było warto.

– Wasze pokolenie mnie przeraża.

– Jesteś tylko trzy lata starszy!

– Umysłowa przepaść!


***


Siedziałam na balkonie w naszym wynajętym przez firmę mieszkaniu. Owinęłam się w koc, chociaż przy temperaturach rzędu ponad dwudziestu kilku stopni istniało wysokie prawdopodobieństwo hipertermii, to w tym momencie nie miałam zamiaru się tym przejmować. Lubiłam siedzieć przykryta kocem, oczywiście nie mogło zabraknąć gorącej herbaty w kubku, dawało mi to niewyjaśnione poczucie spokoju. Czasami zastanawiałam się, czy nie powinnam się zapisać do anonimowych herbaciarzy, bo uzależnienie od parzonych liści chyba wykraczało ponad społecznie akceptowalną normę.

Umoczyłam wargi w napoju, rozkoszując się smakiem rumianku. Odetchnęłam z błogością, czując jak gorąca ciecz przepływa przyjemnie przez przełyk.

Telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Z zainteresowaniem pochwyciłam go między palce, unosząc na wysokość oczu, a widok nazwy nadawcy spowodował rozbawione parsknięcie wymykające się z ust.

W tej samej chwili na balkon weszła Julianna.

– Dominik? – rzuciła, dosiadając się obok. Ściągnęła z parapetu popielniczkę i przeniosła ją na stolik.

– Co?

Uniosłam na nią pytające spojrzenie, bo nie dosłyszałam, co mówiła.

– Pytam, czy to Dominik, bo uśmiechasz się do telefonu – odparła rozbawiona i wsadziła między usta papierosa.

– Nie, to Dawid.

Ponownie skupiłam się na telefonie.

Od Dawid: czy z łaski swojej moglabys mi odpisać? Wiesz, bardzo chętnie wlamie sie do monitoringu miasta w poszukiwaniu twoich zwłok, albo ostatnich śladów przed zaginięciem, ale nie mam zielonego pojęcia, czy to spodoba się włodarzom i policji

Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową i odpisałam krótko.

Do Dawid: jesteś nienormalny, lecz sie na nogi, bo na glowe juz za pozno

Zablokowałam ekran i odłożyłam urządzenie na bok. Podniosłam wzrok natrafiając na ponaglające spojrzenie przyjaciółki. Zaciągnęła się, po czym wypuściła w powietrze chmurę dymu.

– Napisał, że jak mu nie odpisze to włamie się do monitoringu miasta – wyjaśniłam.

Dziewczyna wygięła brwi w zaskoczeniu, jakby zastanawiając się nad czymś.

– Czy twój brat nie pracuje przypadkiem w cyberbezpieczeństwie?

– Pracuje – potwierdziłam, nie do końca rozumiejąc do czego zmierza. Przecież dobrze wiedziała czym się zajmuje.

– Czyli dla niego bezpieczeństwo i włamanie stoi po tej samej stronie barykady moralnej?

Zamilkłam na moment, skubiąc wnętrze policzka. Cóż, stawiając sprawę w tym świetle, faktycznie, nie wyglądało to zbyt dobrze.

– Na to wychodzi. – Wzruszyłam od niechcenia ramionami, przecież nie będę umoralniać ponad trzydziestoletniego faceta na temat dobra i zła, widocznie coś w jego wychowaniu poszło nie tak, a to już nie moja wina.

– Twój brat jest pierdolnięty – przyznała i skrzywiła się na dźwięk własnych słów – wygląda jak informatyczny Einstein.

No może po części przyznawałam jej rację. Wewnętrznie, nie że tak od razu na głos. Rozjaśniane prawie do białego włosy Dawida w wiecznym nieładzie, jakby pół życia trzymał palce wskazujące w kontakcie, mogły przywodzić na myśl Einsteina. W niewielkim stopniu, ale byłam w stanie to zrozumieć.

– Nie przesadzaj – przewróciłam oczami – nie ma takiego wąsa jak Einstein.

Tak, zdecydowanie nie miał wąsa jak Einstein, a to była znacząca różnica.

Dawid był specyficzny i mogłam zrozumieć, czemu dziewczynom (w sumie komukolwiek innemu również) ciężko go lubić. Raczej nie zależało mu na czyjejkolwiek sympatii, był oceniający i zanim kogokolwiek do siebie i kogoś w swoim otoczeniu dopuści, prześwietli jego rodzinę do pięciu pokoleń w tył i na boki. Tak, ja wiedziałam, że to niepokojące i nie mieszczące się w ogólnie przyjętej definicji pojęcia normalne, ale w końcu każdy miał jakieś swoje dziwactwa, prawda? Jako jego siostra natomiast uważam, że to troskliwy i kochany człowiek, który po prostu dość niesztampowo okazuje swoje uczucia. Wiele mu zawdzięczałam, w szczególności w starciu z rodzicami rozkładał nade mną parasol ochronny, bo mimo że bardzo ich kochałam to ich sposobem wyrażania miłości była wręcz dusząca nadopiekuńczość, a ja, czy im się to podobało, czy nie, byłam już dorosła i wbrew temu, co uważali, potrafiłam podejmować własne, świadome decyzje z uwzględnieniem własnych potrzeb i pragnień, co nie do końca wpisywało się w ich wizję mojego życia.

Ekran telefonu podświetlił się po raz kolejny i chociaż byłam wręcz przekonana, że to kolejna wiadomość od brata, miło się rozczarowałam, gdy zobaczyłam nadawcę.

Od Dominik: Tęsknie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro