Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziewięć


Skronie tętniły tępym bólem, a powieki ciążyły tak bardzo, że nie miałam nawet sił ich unieść. Jednak to suchość trawiąca gardło zmusiła mnie do ociężałego uniesienia się na łokciach w półsiadzie. Miałam nadzieję, że koło łóżka nadal stała butelka z niedopitą wodą. Zbierając w sobie szczątkowe pokłady silnej woli, ślamazarnie rozchyliłam oczy, a pierwsze, co zobaczyłam to dwa blade, nagie pośladki.

Opadłam z powrotem na poduszki, a z moich ust wypełzł zrozpaczony jęk. Widziałyśmy swoje nagie ciała nie raz, w szczególności wtedy, gdy naoglądałyśmy się w środku nocy jakiś filmów katastroficznych i doszłyśmy do wniosku, po wypiciu kilku kieliszków wina w czasach studenckich, że musimy być w stanie zidentyfikować nasze zwłoki w przypadku katastrofy w ruchu lądowym lub powietrznym. Od tamtej pory nie istniała między nami żadna bariera wstydu, której byśmy nie przekroczyły. Ale dziś mój nie do końca wytrzeźwiały umysł nie był przygotowany na takie widoki.

Dziewczyna, która świeciła swoimi wdziękami jak księżyc w pełni, poruszyła się nieznacznie, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Leżała w poprzek łóżka na moich nogach, a czupryna Julianny zamajaczyła mi się gdzieś na drugim końcu pościeli.

– Jezu – szepnęła skacowanym głosem Juls, szamocząc się z tylko sobie znanym przeciwnikiem. – Amanda masz gołą dupę na wierzchu.

– Nie jestem goła, mam stringi.

– Hemoroidy lubią to.

– Martw się o swój odbyt, nie mój.

Dziękowałam w duchu, że przykryłam się kołdrą pod samą szyję i miałam nadzieję, że moje newralgiczne części ciała znajdują się we właściwych miejscach.

Milewska zaczęła się kręcić jakby miała owsiki, stękając przy tym w niezadowoleniu.

– Wiecie, że walnęłyśmy się do łóżka bez mycia?

– Co? – jęknęłyśmy równocześnie z Julianna. Zacisnęłam mocno powieki i wcisnęłam twarz w poduszkę, prawie odcinając sobie dopływ tlenu, a obrzydzenie wspinało się po kręgosłupie kręg po kręgu, jak na najlepszym placu zabaw. Przecież tańczyłyśmy na boso w lokalu, siedziałyśmy na krawężniku pod McDonaldem i w takim wydaniu wpakowałyśmy się do spania?!

To było tak wstrętne, aż mdłości zacisnęły supeł na żołądku.

Koniecznie będę musiała zmienić pościel i wyprać ją w co najmniej sześćdziesięciu stopniach. Może dziewięćdziesięciu. Albo od razu spalić.

I dlaczego nie pamiętałam, że to miało miejsce? Urywki z nocnych zdarzeń majaczyły mi się pod powiekami, powrót całkiem nieźle utkwił mi w głowie, ale w miarę posuwania się wskazówek zegara do przodu, wspomnienia nocy mętniały, aż całkowicie się rozmyły.

Niespodziewany huk przeciął powietrze, a wiązanka przekleństw zatańczyła w jego melodii. I chociaż na ten dźwięk serce podskoczyło mi aż do gardła, grożąc wymiotami, nie znalazłam w sobie tylu sił, aby unieść się i ocenić straty. Mogłam jedynie pokładać nadzieje, że nie stanę się posiadaczką trupa.

– Jezu, dziewczyny, wasza troska jest nieoceniona! – zawodziła Milewska na brak reakcji z naszej strony, najprawdopodobniej podnosząc się z podłogi, biorąc pod uwagę harmider, który przy tym robiła. – Wali tu gorzelnią.

– A tobie spod pachy! – fuknęła urażona Wójcikowa. – Czego się spodziewałaś z rana w pokoju, gdzie spały trzy najebane mieszaniną wszelakich alkoholi trupy?

– Wy się cieszcie, że na drogę powrotną nie kupiłyśmy wina w Żabce.

– Nie kupiłyśmy, bo całe szczęście jedyna Żabka jaką mijałyśmy była zamknięta.

Nie brałam udziału w tej wymianie zdań. Na samą wzmiankę o alkoholu mój żołądek wykonał salto w tył i bałam się, że cały wczorajszy wieczór wyląduje na pościeli, a nie zamierzałam się aż tak upodlić.

Julianna poprawiła się na łóżku i przysunęła bliżej, zatapiając mnie w swoich ramionach. Drobna, krucha sylwetka przylgnęła do ciała jak druga skóra.

– Dobra, nie mam dziś ochoty na oglądanie lesbijskiego porno, idę się myć.

– To nie lotnisko, nie musisz ogłaszać swojego odlotu.

– Nie musisz ogłaszać swojego odlotu – parodiowała Juliannę Amanda i zapewne, choć nie mogłam tego zobaczyć, krzywiła się głupkowato.


***


Kubek gorącej herbaty przyjemnie parzył owinięte wokół niego palce. Zapach rumianku, który unosił się delikatnie w powietrzu, koił wymęczone imprezowaniem ciało. Głowa ciążyła na karku, jakby ważyła co najmniej tonę. Kolejny łyk zdecydowanie zbyt ciepłego napoju otulił miękko przełyk i żołądek. Czułam się przynajmniej jak przejechana przez walca. Nie mam pojęcia, jak czuje się człowiek przejechany przez walec, ale gdybym miała obstawiać, dałabym osiemdziesiąt pięć procent na to, że jego chęci do życia oscylowały na tym samym poziomie co moje. Dziewczyny, patrząc po ich zmordowanych wyrazach twarzy, wcale nie przejawiały oznak lepszego samopoczucia. Ta impreza sponiewierała nas bardziej niż przypuszczałyśmy.

Poprawiłam się na stołku i podparłam łokciem na blacie wyspy kuchennej, odwracając się mocniej w stronę saloniku. Amanda siedziała na kanapie, Julianna skuliła się na fotelu, a na telewizorze grał jakiś serial z Netflixa, na którego żadna z nas nie zwracała uwagi.

– Dobra, to wyjaśnijmy sobie to jeszcze raz, co tam robił twój brat? – zachrypnięty głos Amandy rozerwał na strzępy panującą w mieszkaniu ciszę. Jej słowa w sekundzie spowodowały nagły skok ciśnienia w mojej czaszce, przypominając o obecności Dawida. Czułam jak mdłości ponownie rozpychają się w brzuchu.

– Przyszedł się zabawić? Serio, nie mam pojęcia – odetchnęłam, rozkładając bezradnie rękę do boku. – Nic mu nie mówiłam, że gdziekolwiek się wybieramy. Nie rozmawiamy ostatnio ze sobą.

– Czemu? – zaskoczona Julianna dołączyła do rozmowy.

– Posprzeczaliśmy się – wyjaśniłam lakonicznie. To nie najlepszy moment na wdawanie się w szczegóły i tłumaczenia. Ta niesnaska nadal wydawała się idiotyczna i niepotrzebna, bo wystarczyło, by powiedział to, co ciążyło mu na duszy. A powód naszej kłótni miał zielone oczy i głos ze snów.

I im bardziej w to brnęłam, tym uświadamiałam sobie, jak ciężko będzie się z tego wyplątać. A prawda była taka, że nadal sama prawie nic nie wiedziałam. Znaliśmy się, to pewne, znali się z Dawidem. Ba, z całą ich paczką. O dziwo, z Niną zdawało mi się, że łączyły ich jeszcze bardziej zażyłe stosunki. I z jakiegoś powodu Dawid nie chciał bym spotkała Adama. Twierdził, że go pamiętam, chociaż nic takiego nie miało miejsca. I dałabym sobie rękę uciąć, że za tym coś się kryło, zamknięte w skrzynce przeszłości z napisem "za żadne skarby nie otwierać".

I potrzebowałam to poukładać. Połączyć kropki, które póki co walały się chaotycznie na planszy, bez żadnego ładu i składu, po prostu bez sensu.

– O co? – Julianna nie ustępowała. Z zainteresowaniem przechyliła do boku głowę i podparła ją o zwiniętą pięść.

– Nie wiem – parsknęłam sucho – właśnie w tym problem, że ja tak naprawdę nie wiem o co nam poszło. Ubzdurał coś sobie, a potem miał do mnie o to pretensje.

– Ale co sobie ubzdurał?

Tym razem to Amanda nie dawała za wygraną. Spojrzenie jakim mnie obdarzyła przepełniało powątpiewanie. Przełknęłam z trudem gulę, która formowała się w gardle, a tętno rozpoczęło szalony galop.

Zapędziły mnie w kozi róg.

– Że spotkałam jakiegoś jego znajomego, więc muszę go pamiętać, gdzie gościa pierwszy raz na oczy widziałam i choćbym chciała nie jestem w stanie sobie nic a nic przypomnieć – słowa wypadały ze mnie w takim tempie, aż zabrakło mi w pewnym momencie tchu. Poczucie winy wywiercało mi dziurę w piersi. Nie do końca skłamałam, ale prawdy też nie powiedziałam.

– Jakiego znajomego?

– Gdzie go widziałaś?

– Czemu miałabyś go pamiętać?

– Skąd w ogóle wiedział, że go spotkałaś?

Przekrzykiwały się jak staruszki na bazarze. Już otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, ale głos zamarł mi w krtani.

Właśnie, skąd Dawid wiedział, że spotkałam Adama?

Skąd wiedział?

Adam mu powiedział?

Potarłam nerwowo skroń, która zaczęła boleśnie pulsować.

– Nie wiem, nie mam pojęcia skąd wiedział. Może ten znajomy mu powiedział.

Wzruszyłam niepewnie ramionami, sama nie do końca wierząc własnym słowom, bo nawet w moich uszach brzmiało to słabo i beznadziejnie.

– Mówię ci, to nie jest, kurwa, normalne. – Amanda wstała z kanapy i szybkim krokiem znalazła się w kuchni przy lodówce. Otworzyła je z rozmachem i zaczęła rozglądać po dość pustym wnętrzu. – Gdybym nie miała kaca, to w tym momencie musiałabym się napić.

Trzasnęła drzwiczkami, które przed sekundą uchyliła i stanęła niedaleko mnie jak kat nad grzeszną duszą. Posłała spojrzenie szukające wsparcia Juliannie, ale ta skrzyżowała nogi na fotelu, opadła na oparcie i cicho westchnęła.

– Nie sadzę, że to nienormalnie.

Milewska prawie się zapowietrzyła, słysząc słowa przyjaciółki. Wciągnęła ze świstem oddech przez zęby i nadęła policzki.

– Serio?!

– No daj mi skończyć. Mogli się przecież spotkać gdzieś na mieście i ten znajomy rzucił "Ej, spotkałem ostatnio twoją siostrę!". I tyle, nie róbmy problemu tam gdzie go nie ma. – W normalnych okolicznościach tak właśnie by to wyglądało. I może faktycznie Adam mu to tak po prostu powiedział, nie miałam przecież powodu twierdzić, że było inaczej. – Dawid jest specyficzny, ale nie dopisujmy mu złych intencji. To jej brat.

Sama już nie wiedziałam co o tym myśleć. Rozbolała mnie głowa i jedyne na co miałam ochotę to błoga drzemka.

– Idę się położyć – rzuciłam cicho, wstając ze stołka i skierowałam się do sypialni, nie zapominając zabrać ze sobą kubka z zaparzonym rumiankiem.


***


Niedzielny obiad u rodziców Dominika nie znajdował się w moim bingo na dzisiejszy dzień, ale czego nie robiło się dla swojej drugiej połówki? To nie tak, że nie lubiłam jego rodziców, po prostu... chyba nie do końca czułam, że pasowałam do tego obrazka. Mama mężczyzny była anestezjologiem, a ojciec chirurgiem onkologicznym. Klasa i prestiż unosiły się w powietrzu, a ja byłam dziewczyną, która projektowała grafiki, tańczyła boso w klubie i jadła McDonaldsa w środku nocy siedząc na krawężniku, upojona procentami. Prezentowałam co najwyżej trzecią klasę podstawówki i to tą o najgorszej opinii.

Odmówiłam lampki wina do obiadu. Piątkowa impreza awansowa Amandy wystarczająco przeorała mój żołądek, nadal czułam dyskomfort, a na samą myśl o alkoholu cofał mi się obiad komunijny, którego nawet nie pamiętałam.

Dominika od kilkunastu minut pochłonęła konwersacja prowadzona przez komunikator na telefonie. Trąciłam go zaczepnie w ramię, próbując sprowadzić na miejsce, w którym aktualnie powinien wykazywać choć nieznaczne zainteresowanie.

– Z kim piszesz? – wymamrotałam tak cicho, jak tylko potrafiłam, nie chcąc zwracać na nas uwagi rodziców chłopaka.

– Co?

Niestety Dominik nie wyczuł aluzji w moim przyciszonym głosie. Uniósł na mnie zamglone, nieobecne spojrzenie.

– Pytałam, z kim piszesz – wyjaśniłam bez cienia emocji, skupiając się na swoim posiłku. Nałożyłam porcję ziemniaków i mięsa na widelec, a następnie włożyłam jedzenie do buzi.

Potarł twarz i odetchnął głęboko.

– Chcą bym dziś przyszedł na dyżur – rzucił z wyczuwalną udręką.

Kobieta uniosła wzrok na syna, ale nie odezwała się słowem. Zamieszała zgrabnie winem trzymając kieliszek na cieniutką nóżkę, a następnie umoczyła w alkoholowym trunku wargi. Przyglądała mu się o ułamek sekundy za długo, po czym odwróciła wzrok na męża, który jedynie wzruszył ramionami.

Przymknęłam na minutę powieki, łapiąc w płuca haust powietrza. To nie tak, że mieliśmy po obiedzie ruszyć nad jezioro, posiedzieć z dala od zgiełku miasta i poprzebywać w swoim towarzystwie, zanim poniedziałkowy kołchoz porwie nas nurtem w monotonną rzeczywistość. Nie czułam się zawiedziona, może jedynie trochę rozczarowana, bo naiwnie liczyłam na choć kilka godzin w spokoju i normalności, oderwania się od wszystkich myśli, które zaprzątały głowę i ciążyły na ramionach. Ale nie byłam zła, wiedziałam na co się pisałam, i że to wszystko to tylko stan przejściowy. Dla niego to również nie było łatwe, pozostało nam jedynie czerpać z tego, co nam pozostawało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro