Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dwanaście


Od Dawid: masz zamisr zabrac trgo swojego zloma, czy mam go oddac na utylizscje?

Nosz ten to miał tupet! Jęk pełen frustracji utknął mi w gardle, gdyż znajdowałam się w miejscu publicznym i nie wypadało mi wydawać z siebie tak dziwnych dźwięków. Miałam ochotę uderzyć głową o blat biurka i utopić się w tej bezsilności do jego osoby.

Przecież za każdym razem zapominałam o tym głupim laptopie przez jego afery koperkowe niewiadomego pochodzenia. Odpalał się jak fajerwerki na sylwestra.

Do Dawid: przyjde po pracy

Odpisałam szybko, licząc, że na tym zakończymy dyskusję. Musiałam wracać do pracy. Niestety, Amanda miała dziś jakieś spotkanie dla kierowników i nie miała szansy uszczknąć dla nas choćby kilku minut na przerwie, a Julianna siedziała po uszy zawalona robotą w swoim dziale i widziałyśmy się jedynie przelotem.

Ja też się nie nudziłam. Okazało się, że Karina dogadała się z Konradem, przez co przejęłam kilku klientów, którymi opiekowałam się w trakcie delegacji. Czy się cieszyłam? Po części, bo oddałam kilku swoich kolegom z działu, ale niestety projekty tych nowych zdecydowanie zabierały dużo więcej czasu. Oczywiście, że dostałam też dzięki temu podwyżkę, ale równocześnie spadło na mnie więcej obowiązków. Coś za coś.

Gdy ekran telefonu, leżącego na biurku, podświetlił się, nie musiałam na niego patrzeć, ani nawet zerkać na nadawcę, bo dobrze wiedziałam, kto mi odpisał.

Od Dawid: Jakbym nie zdazyl przyjechac, to poczekaj na mnie. Zamknalem chyba tego laptopa u siebie w gabinecie, a klucze mam przy dupie.


***


Oczywiście, że nie uświadczyłam samochodu Dawida na posesji. Nie miałam jednak zamiaru podnosić sobie tym faktem ciśnienia. Wejdę do środka, zrobię sobie herbaty, poczekam. Daria miała popołudniowe zmiany, więc wiedziałam, że jej również nie będzie w domu.

Otworzyłam drzwi własnym kompletem kluczy, weszłam za próg i ponownie przekręciłam klucz. Buty zdjęłam, kopnięciem przesunęłam pod szafkę i już miałam kierować się do salonu, gdy dotarł do mnie dziwny dźwięk szurania i ciche bluzgi.

– Dawid?! – usłyszałam stłumione nawoływania z garażu. Stanęłam jak wryta, nie miałam nawet czasu do namysłu, bo drzwi do pomieszczenia otworzyły się zamaszyście. Serce prawie wypadło mi z klatki, kątem oka zauważyłam stojącą w rogu miotłę. Dopiero gdy chciałam po nią sięgnąć, aby w samoobronie znokautować włamywacza, dotarło do mnie, że znałam tę twarz.

Adam patrzył się na mnie z takim samym zaskoczeniem, jak ja na niego. Przeskakiwał wzrokiem pomiędzy mną, a miejscem, w które skierowana była moja ręka, gdzie palce prawie stykały się z drewnianym kijem.

Zmrużył oczy.

– Czy ty... – zaczął, ale nie skończył.

Czy chciałam zaatakować go tym kijem? Oczywiście.

– Tak – sapnęłam, krzywiąc wargi w zażenowanym grymasie, i wyprostowałam się, poprawiając nieistniejące zagniecenia na bluzie i jeansach.

– Wybacz, że cię przestraszyłem. Naprawiam motor w garażu, myślałem, że to Dawid wrócił.

Nie wiedziałam, co bardziej mnie zszokowało, jego ponowna wizyta u Dawida i Darii pod ich nieobecność, to, że mówił o Dawidzie jakby wcale co chwila się nie kłócili, czy to, że naprawiał jakiś motor.

Dawid miał motor? W dodatku zepsuty? Ja do tej pory sądziłam, że on ledwo na rowerze potrafił jeździć.

– Jeżeli nie masz nic ciekawszego do roboty, to możesz mi potowarzyszyć – odezwał się ponownie i kciukiem wskazał oświetlone pomieszczenie za sobą, z którego kilka chwil temu się wyłonił.

– Przyszłam po laptopa, ale jak nadal nie ma Dawida, to go nie odzyskam, bo zamknął go w biurze – westchnęłam i skinęłam w jego kierunku głową, dając mu znak, że chętnie skorzystam z jego propozycji. I tak byłam zmuszona poczekać. Znowu. Tym razem jednak musiałam w końcu wyjść z tym laptopem.

Buty, które przed chwilą ściągnęłam, ponownie założyłam na stopy. Adam przepuścił mnie w drzwiach. Garaż z wiadomych względów świecił pustkami, jednak w jednym z jego rogów faktycznie stał motor w fatalnym stanie. I przypomniałam sobie, że w tym miejscu od dawna znajdował się niezidentyfikowany obiekt przykryty zakurzoną płachtą, jednak byłam przekonana, że Dawid w ten sposób zasłaniał bałagan, którego nie chciało mu się sprzątać.

Mężczyzna opadł tyłkiem przy motocyklu, a ja usiadłam pod ścianą naprzeciw niego.

– Przepraszam cię Adam na sekundkę, napiszę tylko do Dominika.

Głupio mi było, że zaraz po znalezieniu się w garażu, utonę na kilka chwil w telefonie. Wydawało mi się to zdecydowanie niezbyt kulturalne. Ale obiecałam Dominikowi, że będę go informować, gdy ponownie zostanę z kimś obcym sama, a dla niego Adam był kompletnie obcym człowiekiem, więc zamierzałam słowa dotrzymać.

– Jasne, luz – odparł mężczyzna. Ułożył się na półleżąco i zaczął sprawdzał coś przy maszynie, albo próbował odkręcić. Nie miałam pojęcia. Nie znałam się na tym.

Do Dominik: Poszlam do Dawida po laptopa, ale standardowo go nie ma. Czekam na niego z Adamem.

Wystukałam na ekranie, a wiadomość zwrotna nadeszła prawie od razu.

Od Dominik: Okej, uważaj na siebie. Kocham Cię.

Zagryzłam dolną wargę, próbując ukryć zdecydowanie zbyt radosny uśmiech, który podrywał moje kąciki w górę.

Do Dominik: Będę. Ja Ciebie też.

– Długo jesteście razem? – pytanie przecięło ciszę, wyrywając mnie z transu, w którym tkwiłam, śledząc otrzymane wiadomości.

Spojrzałam na Adama zza telefonu, który następnie szybko zablokowałam i schowałam w kieszeni bluzy.

– Z Dominikiem? Jakieś trzy lata.

– Jak się poznaliście?

– W szpitalu. Zamęczali mnie badaniami, ze względu na to, że moja pamięć wcale nie chciała wracać. Dominik zaczynał tam rezydenturę. Spotkaliśmy się na korytarzu i tak od słowa do słowa, od wiadomości do wiadomości, jakoś samo tak wyszło.

Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie tych pierwszych niewinnych wiadomości, nieśmiałych gestów, które później ewoluowały we wspólne czekanie na wyniki, łapanie się na korytarzu, ukradkowe całusy w pokoju pielęgniarek. Motyle w moim żołądku aż same poderwały się do lotu.

Adam wyjrzał zza jakiejś części motocykla i wyprostował się nieznacznie.

– A teraz, jak wygląda twoje życie po takim czasie od wypadku, po utracie pamięci?

– Chyba normalnie. – Wzruszyłam niepewnie ramionami. – Jak nie wiesz, czego nie pamiętasz, to nie masz świadomości, czego ci tak naprawdę brakuje. Co cię ominęło. Na co dzień nawet nie zwracam na to uwagi, minęło przecież już tyle lat, ale nie da się ukryć, że czasami o tym myślę, co by było gdyby, co się wtedy tak naprawdę wydarzyło, co zostało przemilczane. – Nie udało mi się powstrzymać delikatnego drżenia głosu. Przekładałam kosmyk włosów między palcami, próbując uspokoić wewnętrzny niepokój, który narósł w piersi.

Nadal miałam koszmary, słyszałam głosy w głowie i to właśnie to trzymało mnie tu przy nim, jakby próbując rozwiązać zagadkę, którą się dla mnie stał. Ale w pracy, robiąc obiad, kąpiąc się, czy kładąc spać, nie zatruwało to aż tak każdej mojej myśli. Jasne, od kilku tygodni, gdy zachrypnięty tembr wypadł z mojej głowy, to przybrało na sile, ale do tej pory, poza właśnie koszmarami, i tym głosem, codzienność była całkowicie normalna, monotonna, wręcz nudna, i byłby zapewne taka sama, gdybym wszystko pamiętała.

– Dużo sobie przypomniałaś? – zapytał, unosząc lekko brwi i otulił mnie pełnym zrozumienia spojrzeniem. Wydawał się szczerze zainteresowany tym, co mówiłam. Nie przypominałam sobie, kiedy ostatnio tak normalnie rozmawiałam z kimś o tym, co się wydarzyło. Po diagnozie o trwałej utracie pamięci ten temat dla każdego stał się drażliwy. Dawid opowiadał mi wiele rzeczy, ale nie zawsze do końca to, co chciałam. Z Dominikiem mogłam o tym rozmawiać godzinami, ale prawda była taka, że jego nie interesowało jaka byłam, nie znał mnie wtedy i nie musiałam starać się, aby udowodnić mu, że nadal jestem tą samą osobą, a to była najcudowniejsza rzecz pod słońcem, jaka w tamtym momencie mogła mi się przytrafić.

– Nie wiem. W sumie to sama nie wiem – wydobyłam z siebie ciche westchnienie, przepełnione wątpliwościami. – Pamiętam jak jeździliśmy tutaj do dziadków za dzieciaka na wakacje, czy święta, pamiętam kuzynkę Wiktorię, z którą przyjaźniłam się latami, pamiętam to jak uciekałyśmy z domu na imprezy, żeby rodzice się nie zorientowali – zaśmiałam się na to jedno z nielicznych wspomnień, które przypłynęły do mojej pamięci. – Mam w głowie urywki pewnych zdarzeń, miejsc, jakiś dom, których nie potrafię nigdzie umiejscowić. Nie widzę twarzy ludzi, nie potrafię ich rozpoznać. I właśnie im bliżej wypadku tym wszystko blaknie, niknie, jakbym miała w głowie czarną dziurę. Ciebie w ogóle nie pamiętam, co jest dziwne, jeżeli przyjaźniłeś się z Dawidem. Dlatego cię wtedy o to pytałam, czy spotkaliśmy się już kiedyś. Bo chociaż cię nie pamiętam, to twój głos... – urwałam na moment, a nagłe uczucie napięcia zmusiło mnie do przełknięcia drżącego oddechu w ściśnięte w pułapce płuca. Czułam jak z nerwów paliły mnie organy. Nie chciałam się przyznawać, ale jednocześnie nie widziałam innej opcji, aby poznać jego perspektywę. – Twój głos wydaje mi się znajomy.

Adam zamarł z ręką przy motocyklu, słuchał w pełnym skupieniu tego, co mówiłam i wydawało się, że na kilka chwil zapomniał o oddychaniu. Drgnął dopiero, gdy zamilkłam, ale nic nie odpowiedział. Spojrzał na mnie, wymusił niepewny uśmiech i powrócił do odkręcania jakiejś części, gubiąc się we własnych myślach.

– Spędzałem sporo czasu z Dawidem – zaczął nienaturalnie zduszonym głosem – ty raczej nie preferowałaś naszego wspólnego towarzystwa.

Pokiwałam powoli głową, chociaż nie mógł tego zauważyć. Skupił się na rozkręconym motocyklu. I chociaż nie powiedział zbyt wiele, to jego słowa potwierdzały to, co mówił Dawid. Był przyjacielem brata, nic mniej, nic więcej.

Biłam się z myślami, czy powinnam pytać o to, co wywiercało mi dziury w brzuchu, czy tą nachalnością nie przekroczę jakiejś niezwykle cienkiej granicy dobrego smaku. Rozmawialiśmy jak starzy, dobrzy znajomi, którzy po latach rozłąki ponownie się spotkali. Drobnymi kroczkami pozbywaliśmy się kolejnych, przywdzianych warstw, dzieląc się tak naprawdę nie tylko słowami, ale wszystkim tym, co kryło się poza nimi.

– A ty, jak to jest żyć po stracie? – spytałam w końcu niepewnie, uważnie przyglądając się mężczyźnie.

– Utknąłem. – Z ciężkich oddechem smutek wyrysował się na jego wargach. Poprawił się na miejscu i oparł plecami o chłodną ścianę. – Dosłownie utknąłem w tamtej chwili, ale żyję dalej, bo przecież nie mam innego wyjścia.

Żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie, a jedna, rozrywająca wnętrzności myśl przemknęła przez umysł.

Czy to oznaczało, że...

– Byłeś tam? – prawie wyszeptałam, czując jak brakuje mi tchu.

– Oglądałem wszystko jak z pieprzonego pierwszego rzędu w kinie i nie mogłem nic zrobić, aby temu zapobiec, aby ją uratować. Kompletnie nic – głos nikł mu z każdym wypowiedzianym słowem, spowity ciasnymi nićmi bezsilności.

Zaledwie na ułamek sekundy zwiesił wzrok w jednym punkcie, po czym potrząsnął głową, jakby próbując zmyć z powiek to, co się przed nimi pojawiło. Miałam wrażenie, że klatka piersiowa wręcz zapadła mi się pod ciężarem jego wyznania. Był tam. Tego nie sposób było zakopać w najczarniejszych czeluściach pamięci.

Ponownie skupił na mnie uwagę i zmienił tor rozmowy:

– Wtedy roztrzaskałem motocykl. Przez kilka lat nawet nie wiedziałem, że tu jest. Mój brat go zwiózł do Dawida. Byłem pewny, że skończył na złomie. Za to twój brat to sentymentalny skurwysyn. Nie wiem, czy trzymał to wszystko po to, abym mógł do tego wrócić, gdy będę gotowy, czy aby mnie tym katować. Oba scenariusze są tak samo prawdopodobne.

Patrzył na mnie, ale puste, zielone tęczówki, jakby wcale mnie nie widziały. Wargi, niby roześmiane, ale wcale nie radosne. Zamykał się powoli we własnej pułapce ze wspomnień, które niezamierzenie rozbudziłam jednym, wścibskim pytaniem. Nie musiał odpowiadać, ale jednak to zrobił. Podzielił się ze mną tym okrutnie bolesnym kawałkiem własnej przeszłości.

– Nie istnieje chyba taki przedział czasowy, który by mnie z tego wyleczył – dodał prawie bezgłośnie po chwili ciszy, podczas gdy ja nadal walczyłam z własnymi myślami.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie istniały chyba słowa, które byłyby odpowiednie w takiej sytuacji. Nawet nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Tego bólu, tej traumy, którą nosił w sercu. Nie wiem, co bym zrobiła na jego miejscu, nie wiem, czy byłabym w stanie dalej jakkolwiek funkcjonować. Czas podobno leczy rany, ale czy mieliśmy go wystarczająco dużo, aby wyleczyć się z czegoś takiego? To była wyrwa w miejscu serca, pieprzony rów, takie rany się nie goją. Nigdy. One powoli zabijają.

Kiwnęłam głową w kierunku gitary ukrytej w futerale, która stała oparta o ścianę.

– Nosisz ją ze sobą?

Powiódł spojrzeniem na instrument.

– Kiedyś prawie się z nią nie rozstawałem. Teraz mam zamiar zabrać ją w końcu do domu.

– Mogę ci coś pokazać? – zaproponowałam, sama nie wiedząc, czemu miałoby go to zainteresować. Potarłam nerwowo dłonie o spodnie, zdając sobie sprawę, że zrobiły się dziwnie wilgotne. Po prostu chyba chciałam jakoś wybrnąć z tej naprawdę ciężkiej atmosfery, która osiadła nam na ramionach.

Widziałam jak w jego oczach zamigotało coś ciepłego, co w ułamku sekundy zmyło mrugnięcie powiek.

– Dawaj. – Machnął zachęcająco ręką wybrudzoną jakimś smarem, a kącik ust drgnął mu w uśmiechu, który starał się ukryć. Tym razem na jego policzku uformował się niewielki dołeczek, który przebijał się nieśmiało spod kilkudniowego zarostu okalającego szczękę.

Uniosłam się i sięgnęłam po futerał, z którego wydobyłam instrument. Usiadłam z powrotem na betonie, wygodnie opierając gitarę na udach, i dopiero teraz odczułam nieznaczne zakłopotanie, gdy zielone tęczówki obserwowały z uwagą każdy mój gest. Wypuściłam powietrze, aby się uspokoić, rozłożyłam palce na odpowiednich progach gryfu i szarpnęłam za struny. Powoli zmieniając akordy, skupiłam się na granej melodii, której nuty unosiły w powietrzu. To była ta sama piosenka, którą Adam zagrał ostatnim razem.

Gdy skończyłam, mężczyzna uparcie próbował ukryć bezczelnie radosny uśmiech, który malował zmarszczki przy jego oczach. Przygryzł dolna wargę i pokręcił z niedowierzaniem głową na boki.

– I pomyśleć, że dwa tygodnie temu ledwo byłaś w stanie ułożyć gitarę na kolanach.

– Co nie?

Wyszczerzyłam się w jego kierunku, przez co nie wytrzymał i parsknął śmiechem. A ten dźwięk brzmiał tak lekko i beztrosko, jakby na zaledwie jedno mrugnięcie powiek wszystkie troski przestały przygniatać serce jak głaz.

Nadal trzymałam instrument pomiędzy ramionami, przemykając palcami po jego strunach, nie do końca zdając sobie sprawę, jaką melodię właśnie wygrywałam.

– Mogę ci zadać pytanie? – rzuciłam niezobowiązująco, przyglądając się jak mężczyzna gimnastykuje się, aby odkręcić kolejną część w maszynie.

– Pytaj o co tylko chcesz.

– Dlaczego wcześniej o tobie nie słyszałam?

Adam przerwał na moment dłubanie w motocyklu, smutny grymas wykrzywił mu usta. Ponownie usiadł naprzeciw mnie, a w dłoniach przekładał klucz francuski.

– Podejrzewam, że dlatego, że Dawid ma do mnie ogromny żal, i ma do tego całkowite prawo, bo nie byłem takim przyjacielem jakim powinienem być wtedy, gdy mnie najbardziej potrzebował – odparł z przygnębieniem majaczącym się w tonie tembru. – Oboje byliśmy w tamtym momencie w gównianym miejscu, Dawid przeżywał twój wypadek, a ja odejście mojej Anieli. I chociaż Dawid wbrew wszystkiemu był przy mnie, ja nie potrafiłem być wtedy przy nim.

– O mój boże, nie mógł tego wymagać, przecież Aniela...

Przerwał mi. Nie pozwolił dokończyć myśli, jakby nadal po takim czasie bał się tych słów wypowiedzianych na głos.

– Mógł, powinien, Maja, on tracił siostrę. A ja nie zrobiłem nic, by mu z tym pomóc – żałość tańczyła na strunach głosowych mężczyzny. Opuścił bezwiednie ramiona, sprawiał wrażenie jakby sam był rozczarowany swoją postawą w tamtym momencie życia.

– W takim razie nie wiem, co tu robisz – odparłam i dopiero, gdy usłyszałam, co powiedziałam, zrozumiałam, jak bardzo źle to zabrzmiało. – Znaczy, nie zrozum mnie źle, po prostu... nie rozumiem. Skaczecie sobie do gardeł, kłócicie się, a ty nadal tu jesteś, spotykacie się, wychodzicie razem, siedzisz u niego w domu, gdy go nie ma. Ja naprawdę nie rozumiem – próbowałam wyjaśnić, co faktycznie zaprzątało moją głowę od pewnego czasu.

– Twój brat oprócz tego, że ma problemy z kontrolą i zaufaniem, jest też lojalny i jest jedna z tych osób na które można dosłownie zawsze, bez względu na wszystko, liczyć. A ja... – zawahał się przez moment, czy na pewno wypowiedzieć słowa, które gryzły go w język – w końcu postanowiłem posprzątać swój życiowy bałagan, bo chyba za długo w nim tkwiłem.

Nie miałam nawet chwili, by przetrawić to, co powiedział Adam. Dopytać o rzeczy, które po tym wyznaniu gryzły mnie w duszy. Usłyszeliśmy trzask drzwi. Równocześnie spojrzeliśmy na siebie, dobrze wiedząc, kto wrócił do domu.

Dawid jakby wiedziony jakąś wyższą siłą od razu otworzył drzwi prowadzące do garażu. Stanął w progu, lawirował wzrokiem pomiędzy mną a Adamem, a następnie skinął głową w stronę byłego przyjaciela. Nie odezwali się do siebie słowem. Przerzucił spojrzenie na mnie, ale to na gitarze w moich rękach zawiesił się na odrobinę zbyt długi moment.

Instrument zaczął niekomfortowo uwierać mnie pomiędzy ramionami. Czułam się, jakbym została przyłapana na czymś, czego zdecydowanie nie powinnam się dopuszczać. Szybkim, zwinnym ruchem odłożyłam gitarę do pokrowca i powoli podniosłam się, otrzepując tyłek z paproszków i piachu, które przyczepiły się do niego, gdy siedziałam na betonie.

– Chodź, oddam ci tego laptopa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro