Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⁴ - ᴡᴇʟᴄᴏᴍᴇ ᴛᴏ ᴛʜᴇ "ᴅᴇꜱᴛʀᴏyɪɴɢ ᴋɪᴍ yᴜɢyᴇᴏᴍ" ᴄʟᴜʙ

↷ 너를 몰랐었던 그
때처럼 잘 살고 싶어

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───

Do pracy przyszedłem z lekkim opóźnieniem, spowodowanym nie wyspaniem i korkami.

Na szczęście mój pracownik Junhoe, który miał zapasowe klucze, zdołał otworzyć zakład i zająć się pierwszymi klientkami.

— Cześć szefie, jak tam noc minęła? — Wesoły ton tego wielkoluda, przeważnie mi się udzielał, ale nawet teraz jego kwadratowy uśmiech mi nie pomagał.

— Cześć Junhoe! A szkoda gadać, jak zwykle mam zepsuty humor przez tego durnia — Zdjąłem płaszcz, by następnie go powiesić i odejść na swoje stanowisko pracy, gdzie siedziała już pierwsza klientka.

Po usłyszeniu co sobie życzy, od razu przystąpiłem do pracy.

— Jak to szefie? Przecież dzisiaj jeszcze go nie było widać na horyzoncie.

— Wyobraź sobie, że ten kretyn chodzi z moim Hyukiem. — Powiedziałem z wyrzutem — Przecież mnie coś trafi

— Nie, nie może być — Szok na jego twarzy utwierdził mnie w przekonaniu, że nawet taka gnida, jak Kim nie zasługuje na Hyuka.

— A właśnie, że może Juju i ja nic z tym nie zrobię

Zmarszczył brwi i przymknął powieki, co oznaczało, że myśli.

Po około pięciu minutach dostał chyba olśnienia, bo patrzył na mnie jak na święty obraz.

— Co takiego znowu wymyśliłeś? I zdejmij już pani tą folie z głowy, bo zamiast pasemek, wyjdzie jej balejaż — Pouczyłem go i sam zająłem się farbowaniem odrostów mojej klientki.

— Otóż, co szef powie na to, żeby tak pograć mu na uczuciach i poderwać kogoś bliskiego dla Kima, a potem potraktować go jak szmacianą lalkę? — Zaproponował nieśmiało, czekając na moją reakcję.

Przetwarzałem to, co do mnie powiedział przez dobre kilka minut, próbując połączyć kropki.

Gdy w końcu wszystkie lampki się zaświeciły, uznałem ten pomysł za wspaniały.

— JUNHOE! TO GENIALNY POMYSŁ JEST, DOSTAJESZ PODWYŻKĘ — Po odłożeniu farby, klasnąłem w dłonie i uśmiechnąłem się szatańsko.

Ten plan był prosty i za razem idealny na moje potrzeby.

Że wcześniej o tym nie pomyślałem, cóż za wstyd..

Ale dobrze, że przy boku mam kogoś takiego jak Koo.

Może jest nie bardzo rozgarniętym człowiekiem, ale jak potrzeba, to zawsze coś wymyśli.

Do przerwy obiadowej knułem, kogo by niby wykorzystać jako moją pułapkę na Kima i ostatecznie padło na jego kuzyna Bobby'ego, którego akurat dojrzałem przez okno jak szedł z jakimś pudełkiem w ręku.

Miał pełno tatuaży, kolczyka w brwi i królicze zęby, przez które śmiesznie mówił i nosił zawsze czterolistną koniczynę w portfelu.

Nie był partią dla mnie wymarzoną, miał sporo wad i sam fakt, że pracował pod jednym dachem z tą mendą sprawiał, że mnie mdliło ale miał za to słodki uśmiech i był dość przystojny, co rekompensowało mi większość krzywd wyrządzonych przez jego kuzyna.

Wiedziałem też ze swoich źródeł (Nie, to tym razem nie był żaden z moich pracowników, tylko pani ze sklepu obok), że prawdopodobnie mu się podobałem i postanowiłem to wykorzystać.

Patrząc na godzinę mogłem być niemal w stu procentach pewny, że ten palant będzie wszystko widział, gdyż będą mieli otwarte studio jeszcze przez kilka dobrych godzin.

Po konsultacji z Koo i dogadaniu szczegółów, udałem się do znienawidzonego przeze mnie miejsca.

Już na wejściu do budynku chciało mi się wymiotować od smrodu papierosów, a moje oczy umierały przez fatalny wystrój wnętrza i negatywną energię, która kipiała aż z tego budynku.

Po zlokalizowaniu mojego celu, przybrałem swój uwodzicielski uśmiech numer pięć, po czym podszedłem do chłopaka pewnym krokiem.

— Cześć Bobby! Jak ci mija dzień? — Zapytałem, uśmiechnięty, pochylając się lekko w jego stronę.

Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał i dość szybko się speszył, uciekając ode mnie wzrokiem.

— Cześć Bam, miło mi cię widzieć. Co cię tu sprowadza?

— Ah tak — Zaklaskałem wesoło — przyszedłem żeby zapytać, czy nie chciałbyś zostać moim prywatnym testerem i pofarbować włosów za darmo, no i... — Nie dane mi było skończyć, ponieważ ktoś postanowił mi przerwać.

— Co on tutaj robi?

Donośny głos Kima odbijał się echem od ścian pomieszczenia, nadając mu wygląd jeszcze większego gangstera, niż był.

— Nic, co cię powinno obchodzić buraku. Wracaj na swoje pole — Warknąłem w jego stronę, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

— Właśnie, że powinno, bo to mój kuzyn, a ty stoisz koło niego i coś ewidentnie knujesz

—Ja knuje? A w życiu, jestem niewinny. Przyszedłem, żeby zaprosić twojego kuzyna na darmowe farbowanie odrostów, oraz dodatkową kolację w miłym towarzystwie — Odpowiedziałem miło i uprzejmie, w duchu zaś płacząc ze śmiechu, gdyż jego mina pewnie wyrażała obraz czystego komizmu.

— Na randkę — Obydwoje byli w niemałym szoku, a zwłaszcza mój wróg, który wyglądał jakby dostał w twarz cegłą z dość dużej wysokości.

— TY JEGO NA RANDKĘ? A W ŻYCIU — Krzyknął, po czym mnie popchnął.

Pech chciał, że poleciałem akurat na Bobby'ego, który zamknął mnie szczelnie w swoim uścisku.

Wykorzystując chwilę, w której wstawałem, niby przypadkiem dotknąłem ręką jego policzka, na co ten znowu się speszył, zaś Kim dostawał powoli szału.

— Nie dotykaj go, bo jeszcze coś mu się stanie — Rzucił w moją stronę.

— Używam najdroższych kosmetyków w całej Korei i jedyne, co może mu się stać, to od twojego dotyku rolnego wieśniaka. Poza tym, daj mu mówić za siebie, a nie — Odpyskowałem i popatrzyłem na niego z gniewem w oczach.

— Tak, chętnie pójdę na randkę z tobą Bam, a co do ciebie Yugi, to jestem dorosły i wiem, co robię — Odpowiedział mu Bobby, na co ja już chciałem tańczyć wewnętrzny taniec zwycięstwa.

Udało mi się go omamić i to tak łatwo.

Ja naprawdę muszę być jakimś geniuszem.

— Okay, w takim razie zapraszam do mnie do salonu na dwudziestą, na darmowe farbowanie. Potem możemy pójść do mnie na kolacje i telewizję. Niestety muszę już iść, jednak mam nadzieję, że zostaniemy w razie czego w kontakcie. — Ucałowałem go w policzek i z uśmiechem wyszedłem z lokalu, zostawiając zdziwionego Bobby'ego i na maksa złego Kima, który wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.

Brawo Bamie, jesteś geniuszem, mój drogi.

Przechodzimy teraz do fazy drugiej, operacji „zniszczyć życie pana Kima Yugyeoma".







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro