¹⁶ - yᴏᴜ ᴛʜɪɴᴋ yᴏᴜ'ʀᴇ ɪɴ ʟᴏᴠᴇ ʙᴜᴛ yᴏᴜ ᴊᴜꜱᴛ ᴡᴀɴᴛ ᴛᴏ ʙᴇ ʟᴏᴠᴇᴅ
↷ 너를 몰랐었던 그
때처럼 잘 살고 싶어
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
— Teraz mi powiesz?
Uszanowałem jego prośbę i nie poruszałem tego tematu do czasu aż spokojnie dotrzemy do jego domu i będziemy mogli w cztery oczy porozmawiać.
Zaparzyłem nam herbaty i usiadłem na fotelu naprzeciw niego.
Obserwowałem uważnie jak bierze pierwszy łyk napoju i lekko krzywi się odstawiając go na bok.
Możliwe, że dałem mu nieco za dużo cukru i stąd ta reakcja.
Co mam ci powiedzieć? — Odpowiada beznamiętnym tonem, woląc patrzeć na parujące kubki niż w moje oczy.
Lekko drżały mu ręce, co próbował nieudolnie zamaskować, chowając je między swoje uda.
Udałem jednak, że tego nie widzę i postanowiłem dalej drążyć temat.
— Najlepiej całą prawdę, od początku do końca — Podkreśliłem ostatnie słowa, po czym kontynuowałem — Co z nim robiłeś w tym domku? I kim jest ten różowo-włosy frajer?
Czekałem, aż zacznie mi odpowiadać i streści jaka relacja ich łączyła, jednak on zaczął się denerwować, że obrażałem jego kochasia i postanowił nieco bardziej mnie denerwować, stając w jego obronie.
— Nie obrażaj go — Burknął, posyłając mi nieprzyjemne spojrzenie — Taeyong to naprawdę dobry mężczyzna i nie chcę byś go obrażał w mojej obecności
Zaśmiałem się głośno, kręcąc głową na boki.
Nie mogłem uwierzyć, jaki on był głupi i naiwny.
Na własne oczy widziałem, jak się zachowywał względem niego, ale on i tak to mi zarzuci, że przesadzam i czepiam się niewłaściwej osoby?
Czy on naprawdę był aż tak ślepy?
— Ta, jego dobroć aż buchała od niego z kilometra — Prychnąłem, pochylając się do przodu na fotelu — Biegnij dać mu order dzielnego pacjenta, skoro taki z niego aniołek
— Nie musisz być dla niego niemiły, nawet jak go nie znasz. Jakbyś miał szansę z nim porozmawiać, to zmieniłbyś zdanie o nim na dobre
Jego argumenty do mnie w ogóle nie przemawiały.
Brzmiał jak wariat, który prędzej próbuje siebie przekonać tymi słowami niż mnie.
— Moje zdanie się o nim nie zmieni, Bam — Zaprzeczyłem stanowczo — Jak mam mieć o nim pozytywne zdanie, skoro widziałem, jak potraktował cię w klubie? Nie uważasz, że to brzmi to dość śmiesznie?
— Jezu, co ty masz do niego, co? — Jęknął zrezygnowanym tonem, przygryzając dolną wargę.
Powoli ta dyskusja zaczynała nie mieć sensu.
W samochodzie zachowywał się normalnie, to dlaczego teraz odbija mu palna i brzmi jakby ktoś przestawił mu włącznik.
— Wszystko — Warknąłem zirytowany. — Mam do niego wszystko co negatywne
— Proszę cię, nie bądź zazdrosny — Próbował złapać mnie za rękę, jednak ja odtrąciłem tą propozycję, prostując się na fotelu i przybierając neutralną minę — Mam prawo być szczęśliwy
— Ty się słyszysz co ty mówisz? Brzmisz nieracjonalnie
— Czy ty jesteś zazdrosny, Kim? — Zaśmiał się perliście, ukazując rząd równych, białych zębów.
Zauważyłem niemal od razu, że próbuje odwrócić moją czujność, zaczynając żartować i traktować mnie niepoważnie, do czego nie mogłem dopuścić.
— O ciebie? Nigdy — Starałem się przybrać niewzruszony, niemal pogardliwy ton, który dementowałby jego oskarżenie, ale coś kiepsko mi szło, co nie umknęło jego uwadze — Prędzej zjadłbym worek tłuczonego szkła, niż uważał cię za atrakcyjnego
— Oj nie kłam Kim — Popatrzył mu w oczy, zalotnie mrugając w jego kierunku — Wyczułem cię na kilometr. Wystarczyło powiedzieć, to może zlitowałbym się i pozwoliłbyś zaprosił mnie na kolację ze śniadaniem
— Pierdol się — Syknąłem, wstając z miejsca i kierując się do wyjścia. — Popełniłem błąd, marnując czas na ratowanie cię z rąk tego skurwiela. Skoro tak bardzo lubisz jak ktoś się nad tobą znęca, to proszę bardzo, droga wolna. Nie będę ci przeszkadzał w randkowaniu
Ostatnie zdanie niemal wyplułem mu w twarz.
Byłem wściekły na siebie, że dałem się tak ośmieszyć.
Moje uczucia mnie zawiodły i pozwoliły mi, by Taj zagrał mi na nosie.
Zapiąłem swoją kurtkę i złapałem za klamkę by otworzyć drzwi, gdy poczułem, jak łapie mnie za rękaw i zatrzymuje.
Nie chce patrzeć mu w twarz, dlatego się nie odwracam.
Mam swoją dumę i drugi raz nie pozwolę śmiać mu się w moją twarz.
— Puść mnie, wracam do domu — Oznajmiłem obojętnym tonem. — Nie mam ochoty w ogóle na ciebie patrzeć, więc nie zatrzymuj mnie tu ani sekundy dłużej
— Jak ty mnie denerwujesz, ja nie wierzę — Westchnął cicho — Nie możesz teraz odejść i dobrze o tym wiesz
— Bo co? Co mnie powstrzyma od wyjścia
— Przecież chciałeś żebym opowiedział ci wszystko o Taeyongu — Wyjaśnił, nie ukrywając żartobliwego tonu —A ty już zdążyłeś się unieść niepotrzebnie honorem. Nie mam dobrej kondycji i nie każ mi się gonić w nieskończoność, okay?
Kim zawsze był nie w humorze, ale chyba teraz to przechodził samego siebie, obrażając się na mnie jak małe dziecko, gdy chciałem tylko nieco pożartować i rozluźnić atmosferę.
Doceniałem, że był przejęty i oferował mi pomoc jednak było to dla mnie dość nowe i czułem się przez to nieswojo.
Kim byliśmy dla siebie by dzielić się swoim intymnym życiem?
Czy to, aby na pewno miało sens?
Upiłem łyk swojej herbaty, która zdążyła już porządnie ostygnąć.
Była zdecydowanie za słodka i mogłem dać sobie rękę uciąć, że wlał o wiele za dużo syropu z dzikiej róży.
Ale z grzeczności nie zamierzałem jej wylewać.
Niechętnie przełknąłem ślinę w gardle, zbierając się do mojej opowieści.
Gdzieś w głębi duszy przeczuwałem, że gdy Kim dowie się prawdy, może się wściec jeszcze bardziej (a tego wolałbym uniknąć).
— Spotkałem go na imprezie, w klubie — Zacząłem ostrożnie — Byłem mocno pijany i nawet nie protestowałem, gdy pojawił się znikąd i zaprosił mnie do tańca. Nie mogłem mu odmówić. Miał coś takiego w sobie, co mnie fascynowało. Wyglądał bajecznie, jakby ktoś wyciągnął go z kart webtoonu i wszystko, co mówił brzmiało przekonywująco. Taeyong jest przystojny, seksowny i pewny siebie. Dobrze wiesz, że mam słabość do ładnych mężczyzn
— Przestań zbaczać z toru i przejdź do rzeczy — Mruknął Kim, przewracając oczami.
Siedział obok mnie na kanapie i tupał nerwowo stopą o podłogę.
Wolałem mieć go jak najbliżej siebie, gdy zacznie się denerwować by móc szybko uspokoić chłopaka, jak zajdzie taka potrzeba.
„Ty też teraz ładnie wyglądasz, gdy próbujesz się nie wściekać i udajesz, że cię to nie obchodzi" Powiedziałem sobie w myślach, uśmiechając się delikatnie.
Nigdy się tego nie dowie, więc mogłem sobie pozwolić na takie niestosowne komentarze w jego stronę.
— Poniosło nas z alkoholem i nie wiem co doprowadziło do tego, że chwilę później uprawialiśmy seks. Jeden z lepszych, jak mam być całkowicie szczery; chłop zna się na rzeczy jak mało kto. Po jakimś czasie skontaktował się ze mną i poszliśmy na kolację, gdzie doszliśmy do wniosku, że w miarę dochodzimy do porozumienia i zaczniemy się spotykać. Mówi mi, jak bardzo mnie kocha i pragnie oraz jak pragnie by ułożyć sobie ze mną życie na stałe. Rozumiesz? Ktoś jest we mnie zainteresowany i nie patrzy na karierę, którą mam i pieniądze jakie posiadam. Przy nim nie czułem się już jak obcokrajowiec, który wiecznie musi udowadniać sobie i innym, że tu pasuje
Skończyłem mówić i kątem oka zerknąłem na niego.
Wyglądał, jakby w ogóle mi nie wierzył i traktował moje słowa jako żart, zaczynając się śmiać histerycznie, co mnie nieco zdziwiło?
— Czy ty siebie słyszysz? — Zapytał, wycierając łzy zbierające się w kącikach jego oczu, powstałe przez ciągłe kilkunastu sekundowe śmianie bez przerwy. — Chłopie, on z ciebie dziwkę na telefon robi i właśnie do tego jesteś mu tylko potrzebny. Tu żadnego uczucia nie ma
— Skąd możesz to wiedzieć? — Żachnąłem się, nie dając po sobie poznać, że zrobiło mi się przykro słysząc z jego ust takie słowa.
— Bo ktoś, kto by cię kochał nie zrobiłby ci nigdy krzywdy – nawet podczas seksu. Nieważnie, ile alkoholu by wypił i jak bardzo byłby pijany
— Ludzie są różni i mają różne kinki; nie wiesz, co siedzi innym w głowach
Spiął się lekko i mogłem zobaczyć przez ułamek sekundy jak zaciska dłonie w pięści, jak najmocniej tylko potrafi.
— Ale wiem, że żaden zdrowy na umyśle człowiek nie robi komuś krzywdy w ten sposób
— Dlaczego nie dasz mi szansy na bycie szczęśliwym? — Zapytałem proszącym tonem — Każdy ma kogoś, nawet ty. A ja co? Nie chcę być wiecznie sam
Kim zaczął zgrzytać zębami, głośno oddychając.
Próbował się uspokoić i nie powiedzieć o dwóch słów za dużo, co wymagało od niego dużo samokontroli.
To co mówiłem, denerwowało go i rozwścieczało mocniej i mocniej.
Nie był przekonany co do moich wyborów i próbował wiecznie je podważać, co sprawiało mi przykrość.
Dlaczego się wściekał na mnie, skoro to on naciskał na to by poznać prawdę?
— I nie będziesz sam. Poczekaj na swoją okazję a nie łasisz się do każdego, kto okaże ci odrobinę zainteresowania, Miej trochę godności
— A co, jak moja wymarzona nie jest dla mnie i szansa, którą kiedyś miałem przepadła? Co wtedy? Mam się biczować i żyć jakby nic się nie działo, po cichu licząc, że ta osoba sama do mnie trafi? — Zapytałem, tak formując słowa, by podtekst w nich zawarty trafił go prosto w twarz.
Byłem przez sekundy przekonany, że nie wiedział o co mi chodziło, jednak błysk, który wychwyciłem w jego oczach, kazał mi wierzyć, że doskonale zdawał sobie sprawę o czym mówię.
— Jeśli to jest odpowiednia osoba dla ciebie, to nieważne, ile czasu może minąć – na samym końcu odnajdziecie siebie i szczęście
— To już wolę różowo-włosego kena. Przynajmniej szybciej mi to szczęście zapewni
— Nawet nie zaczynaj — Westchnął Kim — Powtarzam ci to po raz dziesiąty, on zrobi ci co najwyżej krzywdę
— Wdech i wydech wielkoludzie. Nic mi nie będzie, wiem co robię — Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco, jednak on nadal miał swoją nieprzekonaną, naburmuszoną minę.
Nie zdołam go raczej przekonać.
Dopiłem herbatę do końca i tak, jak zrobił to wcześniej on w samochodzie – złapałem go za rękę, przysuwając się do niego tak, że stykaliśmy się kolanami.
— Przyjaźń z tobą mnie wykończy. Jesteś głupi jak but i nic do ciebie nie dociera
— Zaufaj mi Yugyeom, jestem dużym chłopcem i wiem, jak radzić sobie w tym strasznym wielkim świecie. Jestem w końcu samotnym rodzicem i nawet udało mi się wychować dzieciaka tak by wyszedł na ludzi, więcej wiary miej we mnie, proszę
— Nie jestem jakoś przekonany co do twojego sposobu „radzenia sobie" — Powiedział kwaśno, przybierając lekko zdegustowany wyraz twarzy, który w jego wykonaniu wyglądał jak jego normalny, codziennie wyraz, nie zmieniający się przez cały rok.
— Dlaczego? Nie jesteś w stanie zaufać mi jak przyjaciel przyjacielowi?
— Nie. Jesteś nieodpowiedzialny i nie myślisz racjonalnie. Nie mam podstaw by ci zaufać
Ugh, dlaczego on musi mi tak utrudniać sprawę?
Dlaczego nie może odpuścić i skończyć udawać, że mu na mnie zależy i martwi się o to, co robię ze swoim życiem?
Dobijało mnie, że od pewnego czasu czuje do niego dziwne uczucia, które nie pozwalają mi normalnie funkcjonować.
Czuje motylki w brzuchu, gdy go widzę, moje serce bije jak szalone, gdy do mnie mówi, a jego oczy same zdają się zapraszać mnie, bym czynił śmielsze kroki w jego kierunku.
Chyba zaczynałem się w nim zadurzać i to mnie gubiło.
Wiedziałem, że on nigdy nie spojrzy na mnie w ten sposób.
Przecież jeszcze do niedawna byliśmy wrogami skaczącymi sobie do gardła.
Co ja sobie w ogóle myślałem?
Gdy tak podziwiałem jego piękne, ciemne oczy, do głowy wpadł mi nieco chaotyczny pomysł, który mógłby nakłonić go do ujawnienia się ze swoimi prawdziwymi uczuciami względem mnie.
Poprawiłem się na kanapie, szturchając go łokciem w żebra, by całą swoją uwagę skoncentrował na mnie.
Gdy tak się stało, pochyliłem się do przodu i pocałowałem go.
Z początku nic się nie działo i zaczynałem wątpić w swoją intuicję, w ostatniej chwili oddał pocałunek.
Tak jak przypuszczałem – moja wyobraźnia mnie nie zawiodła i Kim świetnie całował.
Przeciągałem ten moment, jak tylko mogłem, chcąc zachować go na dłużej.
W końcu odsunąłem się od niego, by po raz ostatni zapytać go o zmianę zdania, licząc na nieco przychylniejszą odpowiedź.
— I co? Zmienisz zdanie? Ładnie proszę — Zapytałem, przechylając głowę w bok i uśmiechając się cwanie.
— No nie wiem — Odpowiedział zadziornie — Jako osoba chaotyczna i mało rozumna, musisz być porządnie pilnowany w ciągu dnia. Takiej decyzji nie mogę podjąć pochopnie. Jak zginiesz, to policja pierwsza przyjdzie do mnie
Miałem już go w garści.
Na dziewięćdziesiąt procent się zgodzi.
Musiałem tylko nieco się wykazać.
— A co, jak cię dobrze przekonam?
— To może się zastanowię — Odparł z rozbawieniem, patrząc na moje usta.
Nie musiał mi dwa razy powtarzać, bym zrozumiał o co mu chodzi i pocałował go po raz drugi, tym razem mocniej i intensywniej.
Wystarczyło mi kilkanaście sekund, by w pełni uzależnić się od jego ust i nie chciałem całować już żadnych innych, które nie byłyby tymi jego.
— Dobra, nie zgadzam się i tak — Zawyrokował, gdy przerwał pocałunek, by mi to powiedzieć — Próbuj, ile chcesz, ale mnie nie przekonasz, nawet jakbyś chciał próbować tysiąc razy
Zirytowany, skrzyżowałem ręce na piersi i spojrzałem na niego spod byka.
Byłem już tak blisko, by go złamać, ale wszechświat znowu kopnął mnie w dupę i wróciłem do samego początku.
— Jeszcze cię przekonam, zobaczysz — Obiecałem, wstając i chwytając go za ręce, próbując podnieść — A teraz chodź, musisz położyć mnie spać, bo jestem zmęczony
— Co masz na myśli?
— Potrzebuję, by ktoś mnie przytulił i głaskał po głowie, gdy będę zasypiał. Na chwilę obecną jesteś wszystkim, co mam. Nie masz wyjścia
— Miałeś mi przecież powiedzieć całą tą historię z watą cukrową — Przypomniał mi, wstając samemu z kanapy i dając się prowadzić do mojej sypialni.
— I powiedziałem. Więcej nic nie było, słowo — Skłamałem, nie chcąc już niepotrzebnie drążyć temat.
Chciałem by odpuścił i byłem w stanie zrobić wszystko, by mi się to udało.
Kim nawet nie zdawał sobie sprawy, że od początku miał rację i jego przeczucia co do Taeyonga okazały się słuszne, a ja nie miałem odwagi by powiedzieć mu prawdę.
Musiałem więc żyć w kłamstwie, które niedługo mnie zdradzi i wyjdzie na jaw, ciągnąc za sobą ogromne konsekwencje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro