Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obserwatorka #7

Podniosłam powoli powieki, ale nie zobaczyłam swojego małego pokoju, tylko ścianę, od której odchodziła farba. Przeszedł mnie dreszcz, bo przez nieszczelne drzwi do środka dostało się zimne powietrze.

Podniosłam się do pozycji siedzącej i zastygłam.

- I co teraz ? - pomyślałam żałośnie. - normalnie, to muszę pędzić, żeby zrobić Izai śniadanie na czas...

Jakoś wygramoliłam się spod koca i poczułam jak bardzo źle śpi się na takiej desce, jak ten materac. Zapomniałam jak to jest, bo spałam w ciepłym pokoju, na mięciutkim i wygodnym łóżku.

Westchnęłam i położyłam stopy na skrzypiących deskach. Nawet nie patrzyłam do lodówki, bo wiedziałam, że znajdę tam najwyżej zdechłego pająka.

Podeszłam do okna i zobaczyłam pustą uliczkę pełną śmieci, i ani żywej duszy.

- Powrót do normalnego życia, co ? - prychnęłam. - to jest nędzna egzystencja, a nie życie. - dodałam przejeżdżając palcem po ramie. Była ukryta pod warstwą kurzu i nie wiadomo czego jeszcze.

Musiałam pójść do oddalonego o co najmniej półtora kilometra sklepu po jedzenie. Okazało się, że moja ulubiona bluzka została w domu informatora ! Nie zabrałam jej, bo była mokra. Założyłam najcieplejszą bluzę jaką miałam i zabrałam pistolet oraz pieniądze. Już miałam nacisnąć klamkę lecz... drzwi odpadły z zawiasów i z hukiem upadły.

- Szlag by to ! - warknęłam i uderzyłam się dłonią w czoło.

Spróbowałam je podnieść, ale w ogóle nie chciały się trzymać. Zdenerwowana podeszłam do pobliskiego, bezlistnego drzewa i podniosłam solidnie wyglądający patyk. Dopiero za jego pomocą udało mi się ustawić drzwi do pionu.

Kiedy już miałam odetchnąć z ulgą, źle postawiłam stopę i zjechałam po kilku schodkach, lądując na twardej ziemi. Myślałam, że gorzej już nie będzie, ale po otrzepaniu się z brudu wyszłam na ulicę i od razu zostałam ochlapana wodą z kałuży przez przejeżdżający samochód.

Po prostu chciało mi się już ryczeć. Było w tym tyle szczęścia, że dostałam samą wodą, a nie błotem. Rozpięłam bluzę i rzuciłam ją pod próg swojego nędznego mieszkanka. Zostałam zmuszona do pieszej przechadzki w samej bluzce.

Kiedy wreszcie dotarłam do sklepu, byłam już niemal sucha, ale też sina z powodu zmarznięcia. Marzyła mi się porządna jajecznica z kubkiem espresso z pianką, ale zwiesiłam głowę, gdy uświadomiłam sobie, że przecież nie mam na czym jej zrobić. Aż mi ślinka ciekła na wspomnienie tych pysznych dań, które przyrządzałam mieszkając jeszcze z Oriharą.

- Jedyne co mogę zjeść to chleb z czymś - załamałam się patrząc na czerstwe wypieki i ukradkiem zerkając na smakowite makarony, jajka i mięsa, do których przygotowania potrzebowałabym co najmniej kuchenki. - może można zrobić spagetti za pomocą termosu ? - jęknęłam i wzięłam najlepiej prezentujący się bochenek, a następnie poszukałam sobie serka, masła i kilka warzyw oraz owoców. Wzięłam też kilka ,,zupek na szybko", żeby mieć coś rozgrzewającego do zjedzenia. - przynajmniej zrzucę parę kilo... - starałam się znaleźć jakiś pozytyw w tej beznadziejnej sytuacji.

- Należy się 487 Jenów - oznajmiła mi kasjerka z miną ukazującą pogardę dla świata.

487 Jenów = 18 Złotych (dokładniej 18.43zł)

1 PLN = 26.42 JPY

- Policzyła pani masło dwa razy - zwróciłam jej uwagę, patrząc na nią z pod przymkniętych powiek.

- Nie...

- Jeśli pani nie pamięta, to proszę jeszcze raz wszystko policzyć albo dać mi...Hmmm, kilka makaroników za darmo - powiedziałam delikatnie się uśmiechając, by wywrzeć na niej presję. - mogę też poprosić by szef sprawdził nagranie albo rozpowiedzieć ludziom, że nie warto tu kupować. - ciągnęłam obojętnym tonem.

Byłam najzwyczajniej w świecie zła i nawet nie myślałam o milszym nastawieniu.

- D-dobrze... - zgodziła się, gdy przeszył ją mój złowrogi wzrok.

- Dziękuję i do widzenia - burknęłam, gdy z mojego portfela ubyło 487 Jenów.

Nie chciało mi się wracać do tej rudery zwanej domem, więc usiadłam na ławce w parku. Oparłam się i odłożyłam zakupy pod nogi.

Nagle usłyszałam trzask, a raczej huk oraz wrzask. Już wiedziałam, że to się źle skończy.

- No proszę ! - usłyszałam znajomy głos i podniosłam się. - toż to damska wersja Izai, zwana Natsuki. - dokończył Heiwajima i stanął naprzeciw mnie.

- Czego ? - warknęłam kładąc sobie dłoń na twarzy i mocno zaciskając zęby.

- Zły humor ? Czyżby kłótnia z tym gnojem ? - wyszczerzył się czym przypieczętował swój los.

- Stul ryj.

- Dlaczego ? - prychnął.

- A masz ochotę na przerwę na papierosa ? - skrzywiłam się.

- Nawet chętnie...ej. Czekaj. To ma jakieś drugie dno - opamiętał się i wyrzucił fajkę na ziemię.

- No. Jak dobrze trafię, to pójdzie jedynka i może nawet dwa się zmieszczą - zaśmiałam się szyderczo i powoli podniosłam, ale nadal byłam od mężczyzny niższa. Oriharze łatwiej było spojrzeć w oczy, ale i tak nie mogłam tego zbyt długo wytrzymać. Zawsze przeszywał mnie wzrokiem na wylot.

- Bardzo śmieszne, ale wolę zachować wszystkie zęby - odgryzł mi się. - to powiesz dlaczego nie jesteś przy swoim mentorze ? Wywalił cię na zbity ryj czy jak ? - zaśmiał się pogardliwie, ale chyba nie przewidział, że to jego ryj będzie zbity.

- Wku*****ś mnie Shizuś - wycedziłam i z impetem uniosłam błyskawicznie nogę celując dokładnie między jego nogi.

Nawet on nie mógł powstrzymać jęku i napływających łez rozpaczy, tym bardziej, kiedy nie spodziewał się, że jestem do tego zdolna. - ostrzegałam...Mówiłam żebyś się zamknął, ale nie słuchałeś. W sumie...? Obiecałam Ci też przerwę na papierosa ! - wrzasnęłam i grzmotnęłam go pięścią w twarz.

Zachwiał się, a na ziemię upadły jego strzaskane okulary. Na mojej pulsującej ręce znajdowała się krew. Może i nie wybiłam mu zębów, ale zafundowałam śliwę sporych rozmiarów.

Otrząsnęłam się, złapałam za torbę z zakupami i pędem ruszyłam przed siebie.

- IZAAY...NATSUUUUUKIII !!! - wydarł się i pognał za mną. - Ty się nigdy nie zmienisz, co ?!

- Dziękuję za, jakże miły, komplement - zwróciłam się do niego swoim sarkastycznym tonem i zgrabnie ominęłam grupkę ludzi, którzy na widok blondyna uciekli w popłochu.

W prawdzie teraz walczę o życie, ale przynajmniej się wyładowałam.

Zmęczenie zaczęło dawać mi się we znaki, a wrzaski Heiwajimy nie ustawały. Najwyżej się wzmagały. Czułam jak pali mnie w płucach, a każdy wdech tnie gardło, ale nie zamierzałam żegnać się jeszcze z tym światem... Nie wiem nadal dlaczego Izaya tak nagle się mnie pozbył. Gdyby planował to od dawna, to torbę z moimi rzeczami zrzuciłby z, przynajmniej, trzeciego piętra. Jednak tym razem zrobił to spontanicznie, a to było do niego niepodobne. Zawsze ustawiał pionki...Właśnie. Może byłam pionkiem, którego trzeba było się pozbyć ? Ale dalej coś mi tu się nie trzymało kupy...

- UŁA ! - ledwo ominęłam samochód, który nieomal we mnie wjechał. Zamyśliłam się i wbiegłam centralnie na środek ulicy. - i to jeszcze w godzinach szczytu ?! - zaklęłam w myślach i na moment się odwróciłam. Prawie popuściłam na widok rozszalałego Shizuo, ale bynajmniej ze strachu, tylko ze śmiechu.

- Ha ha ha ! Wyglądasz jak małpa z zaparciami - zadrwiłam z blondyna i po pokazaniu mu języka wróciłam do ucieczki.


10 minut później...


- Po jaką cholerę go drażniłam !?! Co mi to, kurde dało !? - zadręczałam się podczas, gdy unikałam kubłów na śmieci, ale na domiar złego pełnych i nawet czasami niewinnych przechodniów, którymi ciskał we mnie Heiwajima.

Chyba nawet Izaya go jeszcze tak nie wkurzył !

Wbiegłam w pierwszą lepszą uliczkę i otworzyłam drzwi, by następnie pędem wbiec po nich na dach budynku. Doigrałam się... Miałam szczerą nadzieję, że ten sadysta mnie nie znajdzie, ale na wszelki wypadek wyjęłam z torby nieszczęsne masło i rozpaćkałam je jakiś metr ode mnie.

Nie raz drażniłam się i z jednym, i z drugim, ale po raz pierwszy poczułam taki strach. Za wysoko by zeskoczyć, wyjście jedno. Byłam w kropce. Nie mogłam biec dalej, bo już nie miałam sił. I tak ledwo łapałam oddech i z trudem utrzymywałam się na nogach.

- O, a któż to ? - usłyszałam za plecami i momentalnie odwróciłam się w stronę głosu z miną mordercy.

- Czego chcesz... - wycedziłam. - ...Orihara ? - dokończyłam starając się wywiercić mu spojrzeniem dziurę między oczami.

- Usłyszałem wrzaski i byłem ciekaw - uniósł ramiona i zlekceważył moją wściekłość.

- To nie jest najlepszy mome... IKKK ! - jakimś szczęśliwym trafem w porę uchyliłam się i nie oberwałam oponą z tira. - weź się opanuj ! Przecież masz jeszcze wszystkie zęby i zachowałeś męskość... Jeśli kiedykolwiek ją miałeś. - mimo powagi sytuacji nie mogłam powstrzymać się od złośliwego komentarza.

- TA ?! - ryknął. - nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś mnie tak wnerwił ! Przysięgam, że osobiście rozgniotę twoją facjatę o chodnik, a później cię podepcze !

- To najpierw podejdź ! Chyba, że się baby cykasz - wyśmiewałam się z niego nadal, mając jakieś pięćdziesiąt procent szans, na to, że wlezie w to masło, które miało być moim posiłkiem.

Jednak miałam wyjątkowego farta. Poślizgnął się i zyskałam kilka cennych sekund. Zdobyłam się na odwagę i zjechałam po rynnie na sam dół. Nie takie ryzykowne rzeczy się już robiło, ale nigdy jeszcze nie goniła mnie chodząca niszczarka. Dlaczego go jeszcze w rzeźni nie zatrudnili ?!

- W sumie, to by się pewnie bali dać mu tasak... Moment ! To nie jest odpowiedni czas na takie rozmyślania - skarciłam się w myślach, kiedy dotknęłam stopami ziemi.

- Gdzie się tak spieszysz, Shizuś ? - dotarł do mnie głos handlarza informacji. Czyżby opóźniał Heiwajime ? Ale to do niego niepodobne... Poza tym, wywalił mnie, prawda ?

Skorzystałam z pomocy - czy celowej, czy nie - ruszyłam przed siebie, byle jak najdalej od blondyna, a mianowicie w kierunku stacji metra. Obawiałam się tylko, że jeśli nadal był na dachu, to mógł mnie zobaczyć.

- Zdana na łaskę Izai ? - pomyślałam. - no to zdechłam.

Mimo wszystko biegłam i biegłam, ściskając tą torbę z zakupami od siedmiu boleści. Jakich tam siedmiu - była jedna i nazywała się Heiwajima Shizuo !

- Z drogi ! - wrzasnęłam.

- Proszę pani ! Tu nie wolno wchodzić bez b-biletu ! - odkrzyknął do mnie ochroniarz.

- Człowieku uciekaj ! Bo cię Heiwajima rozdepcze !

- C-c-c-co ?!

Zanim się zorientowałam, wyprzedził mnie i już go nie widziałam. Co za palant.

Smród był okropny i ledwo go znosiłam, ale Shizuo niemal deptał mi po piętach. Słyszałam go już za plecami. Do moich uszu dotarł odgłos nadjeżdżającej maszyny. W mojej głowie pojawił się niezwykle ryzykowny plan, ale nie miałam wyboru... Rozpędziłam się z zamiarem przeskoczenia torów, zanim rozpłaszczy mnie pojazd lub chodząca niszczarka.

Czas jakby stanął w miejscu.

- Nie zdążę - pomyślałam zrozpaczona i zacisnęłam powieki.

W tym samym momencie poczułam jak coś ciągnie mnie na drugą stronę i uderzam nie o twarde płyty, a o czyjąś klatkę piersiową. Zanim jednak zdążyłam otworzyć oczy, postać zniknęła w tłumie.

- Izaya ? - szepnęłam. Wydawało mi się, że wylądowałam na tym mięciutkim futerku. - Izaya ! - krzyknęłam i starałam się go odnaleźć.

Skąd we mnie taka pewność, że to właśnie on ? Dlaczego miałby mi ratować życie ?

Racja...nie powiedziałam mu jeszcze czegoś bardzo ważnego.

Otrząsnęłam się i wybiegłam na zewnątrz, gubiąc tym samym Heiwajime.

Po tym wszystkim jakoś doczołgałam się do mieszkania. Aż mi się rzygać chciało po tym szaleńczym biegu, ale przynajmniej drzwi się same przede mną otworzyły.

Wpełzłam do środka i jakoś zamknęłam się wewnątrz. Wcześniej zabrałam ze schodów mają uciapaną bluzę, która zdążyła już wyschnąć.

Postanowiłam resztkami sił przygotować sobie coś do jedzenia, bo ledwo chodziłam.

Masła już nie miałam, a szkoda. Zjadłam dwie kanapki z grubą warstwą serka, popiłam to piwem, które wcześniej udało mi się kupić w miarę przyzwoitej cenie. Nie zdarzało mi się wcześniej sięgać po procenty, ale sporo się nazbierało i miałam dosyć.

- Wymieszam piwo z prochami i będzie spokój, raz na zawsze - burknęłam otwierając kolejną puszkę. - tylko, że mnie stać najwyżej na wdychanie mąki ! - uderzyłam się w czoło i wbiłam zęby w kromkę pieczywa, tym razem z pomidorem, ale bez masła.

Był to mój posiłek na cały dzień, ponieważ przez większość czasu uciekałam przed Shizuo, a teraz wyglądam jak wydarta ze śmietnika i pobita przez uliczne koty.

Udałam się do maleńkiej łazienki i po zdjęciu brudnych rzeczy weszłam pod prysznic.

- AAA ! - pisnęłam, kiedy przeszedł mnie lodowaty dreszcz.

Z przyzwyczajenia nie sprawdzałam temperatury wody. W końcu do tej pory mogłam rozkoszować się idealnie ciepłą, a teraz dosłownie krople na mnie zamarzały.

Jakoś zniosłam przeraźliwy chłód i zmyłam z siebie warstwę błota i nie wiadomo czego jeszcze.

Nawet się jeszcze nie rozpakowałam. Wyciągnęłam tylko czyste ubranie z nadzieją, że trochę mnie ogrzeje.

Położyłam się na twardym materacu i starałam się zasnąć, jednak moją głowę ciągle zalewały nowe myśli.

- Izaya wywalił mnie zaraz po rozmowie z Isao, a ten z kolei ma długi... - zaczęłam analizować. - do tego Izaya dziwnie się zachowywał... i ta rozmowa... - głowiłam się nad tym już od dłuższego czasu, ale najwyraźniej na trzeźwo bym do tego nie doszła. - chodziło o mnie ! - niemalże krzyknęłam i zerwałam się na równe nogi.

Bez zastanowienie kopnęłam drzwi, które poleciały dobre pięć metrów dalej. Ukryłam pistolet i wybiegłam z mieszkania.

Zapamiętałam, że Isao zostawia w biurze otwarte okno i teraz wyszło mi to na dobre.

Orihara tak po prostu by się mnie nie pozbył. Dotarłam do kilku powodów: po pierwsze, zbyt wiele o nim wiedziałam, a po drugie, gdyby już, to pastwiłby się nade mną dłużej i pewnie nawet by mnie spakował.

Podkradłam się pod budynek i zerknęłam do środka. Pusto. Z pomocą śmietnika weszłam do środka i od razu dobrałam się do komputera.

- No to pięknie - podsumowałam po zobaczeniu folderu pełnego informacji o Izai.

Nie mogłam po prostu tego skasować, bo byłoby to zbyt ryzykowne. Zamiast tego pozmieniałam wszystko. Zaczynając od koloru oczu, a kończąc na rozmiarze buta.

- Dlaczego ja w ogóle coś dla niego robiłam ?? Zbyt często myślę o tym facecie. Zdecydowanie za bardzo mi na nim zależy - burknęłam zabierając się za szufladę i wkładając pendrive'a do komputera, by wszystko skopiować.

Ponownie uniosłam brwi na widok gigantycznego zadłużenia. Znalazłam też inne, warte uwagi papiery, które postanowiłam skserować. Dowodów starczyłoby na co najmniej pół wieku za kratami. Zastanawiało mnie, dlaczego Orihara się z nim zadaje. To mogło jedynie mu zaszkodzić... Po chwili domyśliłam się powodu. Powodu, którego właśnie się pozbyłam.

Niespodziewanie usłyszałam głosy. Były coraz wyraźniejsze, więc wyciągnęłam pendrive'a i kilkoma kliknięciami zatarłam ślady, po tym małym włamaniu. Zdążyłam wyrwać kabel od kserokopiarki, wrzucić dokumenty do szuflady, a kopie złapać do ręki. W ostatniej chwili wskoczyłam do szafy z płaszczami, a sekundę później do środka wszedł Isao we własnej osobie i jego podwładny.

- Mam go w garści - wycedził od razu z perfidnym uśmieszkiem. - był wściekły, kiedy powiedziałem i pokazałem mu, że mam o nim informacje...He, he. Sporo mnie to kosztowało. - wykrzywił usta tak, że myślałam, że wypluje własny język.

- Szefie, sprawdzałem tak, jak pan kazał i... - podjął jego pomocnik.

- Tak, taaak, TAK ?! - byłam niemal pewna, że oczy mu wypadną i nieszczęsny pomagier będzie je zbierał z podłogi.

- Orihara nie próbował się kontaktować z Daisuke i w drugą stronę. Wygląda na to, że nic nie uknuł.

Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, że to ma ze sobą powiązania, ale dalej nie mogłam do końca tego zrozumieć. Postanowiłam słuchać dalej i nie dać się przyłapać.

- Huh. Powiedziałem mu, że jej nie ufam oraz, że się jej pozbędziemy jeśli namiesza. Mówił, że nie jestem do tego zdolny, ale jestem. Może i jest sprytna, ale gdyby została z nim, mogłaby narobić mi problemów. Orihare załatwiłem tymi danymi o nim, a na nią nie miałem nic - Isao jak głupi wyśpiewywał mi to, czego chciałam... - zaproponował, że odsunie ją od tego raz na zawsze. Idiota. Nie wiedziałem, że będzie mu tak zależało na jednej kobiecie.
- Dlatego ten podsłuch i kamerka ? Żeby upewnić się, że ją wyrzucił i widzieć, że...dajmy na to, nie pisze nic na kartce - zabrał głos podwładny, a Isao przytaknął.

- Gdybym tylko widział jej minę ! Chociaż jej głos. Taka złość i rozczarowanie...Miód dla uszu, ale nie taki, co to się go wyciąga, bo zalega i fatalnie wygląda tylko...

- Tak szefie. Z-zrozumiałem - powiedział mężczyzna i wyszedł pospiesznie.

- Huh, ten Izayaszyna może już pisać testament. Jest w kropce - podsumował jasnowłosy i zbliżył się do szafy, w której się ukryłam. Wstrzymałam oddech i zamarłam w bezruchu. Jeśliby mnie przyłapał cały plan spaliłby na panewce ! Ba ! Dostałabym jeszcze kulką w łeb i zgniłabym zakopana w rowie.

Gorączkowo zaczęłam szukać rozwiązania aż wpadł mi do głowy najgłupszy możliwy pomysł. Nie tylko idiotyczny, ale też poniżający i dziecinny.

- Dlaczego ja to dla niego robię ? Jak się o tym dowie, to mi nie da żyć - powstrzymałam westchnięcie i wydałam z siebie odgłos zarzynanej myszy.

- AAAAA ! Mysza w agonii ! Ratuj, Eizo ! - zaczął wydzierać się Isao i wybiegł za drzwi w mgnieniu oka.

Tyle dobrego z przychodzenia tu, że dowiedziałam się, że ma fobię związaną z gryzoniami.

Bez wahania wyskoczyłam z szafy, a następnie przez okno. Może i to było głupie oraz nieprzemyślane z mojej strony, ale zdecydowałam się pójść do Orihary.

Kiedy stanęłam już przed wejściem, poczułam gulę w gardle. To było tak spontaniczne, że nie poczułam, kiedy nogi same mnie tu poniosły.

Nabrałam powietrza i z zaciśniętymi pięściami weszłam do środka. Bądź co bądź, nadal miałam klucze.

Powędrowałam dobrze mi znanymi korytarzami w kierunku biura Orihary, ale gdy stanęłam przed drzwiami, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Czyżbym się bała ?

Przygryzłam wargę i wtargnęłam do środka.

- N-Natsuś ?! - brunet otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

- Tak, Izaya. Spodziewałeś się kogoś innego ? - odszczekałam mu się i szybkim krokiem podeszłam, po czym rzuciłam mu dokumentami na blat. - nie wiem, po jaką cholerę to robiłam, ale...

- Ale co ? - uśmiechnął się i wziął papiery lecz po chwili wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. - skąd...

Nie dałam mu dokończyć i włożyłam pendrive'a do jego komputera.

- Och, Natsuś, zdradź mi dlaczego to zrobiłaś. Ale szczerze, bo będę wiedział kiedy skłamiesz.

- E...Ja... - zarumieniłam się nieco. - b-bo to było do Ciebie niepodobne. To wszystko...Zachowywałeś się inaczej i tak jakoś wyszło... - dokończyłam odwracając wzrok.

- Zależy Ci na mnie ? - wypalił niespodziewanie z nadzwyczajnym zainteresowaniem.

- CO ?! - spaliłam porządnego buraka. - no dobra...t-tak trochę. - wydukałam czerwona aż po uszy.

- Doprawdy urocze, Natsuś.

- W-weź się tak nie szczerz.

...

- Zaplanowałeś to ? - odezwałam się wreszcie, kładąc dłoń na biodrze.

- Nie wiem o co Ci chodzi... - burknął niby zajęty.

- Pytam czy wiedziałeś, że coś zrobię ! Skąd mogłeś wiedzieć, że wtedy podsłuchiwałam ?

- Podsłuchiwałaś ?

- N-no tak...Mniejsza. Przecież gdyby ten przygłup Isao miał informacje o Tobie, to miałbyś poważny problem - wymieniałam żywo gestykulując.

- No...jakieś czterdzieści dziewięć, nie - osiem procent szans - zabrał głos po chwili ciszy. - ...na to, że zorientujesz się, że to była jego sprawka i mam problem. - dokończył robiąc w międzyczasie z dokumentu samolot.

- To nawet nie połowa ! - zezłościłam się. - dlaczego tak zaryzykowałeś ?! - wykrzyczałam, a moje zaciśnięte pięści drżały.

- Natsuś... - wstał i powolnym krokiem się do mnie zbliżył. Zaczęłam się cofać z obaw przed jego dziwnym zachowaniem.- bo Ci zaufałem. - szepnął mi do ucha, kiedy dotknęłam plecami ściany.

Przeszedł mnie dreszcz, w momencie, w którym musnął moje ucho wargą. Przełknęłam głośno ślinę i mocno się zarumieniłam.

Wyrzucił mnie ze swojego domu, nagle wracam, a on od tak się spoufala ? Do tego posuwał się znacznie za daleko. Nie miałam pojęcia jak zareagować, ale w każdym razie nie chciałam go pobić. Może również dlatego, że nie miałam siły.

- Posłuchaj, Natsuś - spojrzał mi głęboko w oczy. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz rozerwie mi klatkę piersiową. - ja...

*burczy*

Oboje zbaranieliśmy. Tą niesamowitą i niepowtarzalną atmosferę popsuł mój żołądek domagający się pokarmu.

Teraz dopiero przybrałam soczyście czerwony odcień.

- Głodna ? - zapytał unosząc nieznacznie brew. - weź mi też coś przygotuj, bo tamto co zrobiłaś się skończyło i byłem na przymusowej diecie. - dorzucił odsuwając się.

- H-hę ?? - zgłupiałam nie na żarty.

Tak po prostu wszystko wróciło do normy ? Znów mogłam z nim mieszkać ?

- A moje... - zaczęłam niepewnie.

- A, Twoimi łaszkami zajmiemy się później. Jeśli chcesz, to przejdę się z Tobą do jakiegoś sklepu i sobie nowe znajdziesz - zabrał głos i pomachał ręką.

Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w jego plecy, niezdolna do jakichkolwiek gestów czy słów. Po prostu stałam jak zahipnotyzowana i dopiero powoli docierało do mnie, co się tak właściwie stało...

- Heh... - zaśmiałam się pod nosem. - na co masz ochotę ? - wydusiłam w końcu.

- Zdam się na Ciebie, ale błagam, nie ryba - burknął, prawdopodobnie wspominając moje ostatnie numery.

- Może lazania ? - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Mi tam pasuje - zachichotał.

Już miałam wyjść i udać się do kuchni, ale zatrzymałam się.

- Izaya... Co Ty chciałeś mi powiedzieć ? - zapytałam lekko się denerwując.

- Ja ? A tamto ? - przytaknęłam zniecierpliwiona. - że bardzo tęskniłem.

Stanęłam jak wryta. Jego słowa wydawały mi się niezwykle odległe, niczym gwiazdy na niebie. Ktoś taki jak on - chytry i uwielbiający, gdy ktoś ma problem - powiedział mi coś tak...uroczego.

- Wiesz Izaya... - zaczęłam z szerokim uśmiechem. - ja tęskniłam bardziej.

W końcu czułam do niego coś więcej...

Kilka miesięcy później...

- Natsuś ! Weź ją ode mnie - wycedził brunet.

- O co Ci chodzi ? Musze zrobić zdjęcie, bo wyglądacie słodko - uniosłam wysoko kąciki ust.

Mieszkałam już z Oriharą bardzo długo. Jestem coraz lepszą kucharką, ale dostałam zakaz kupowania ryb na papierze. Oczywiście dla żartu, ale i tak bym mu tego nie zrobiła.

Jeśli chodzi o Isao, to Orihara wsadził go do paki w pół godziny.

Ja również nie próżnowałam i zadebiutowałam, podgalając Heiwajime. W sumie to zdepilowałam mu jedną brew do połowy, ale dość szybko mu odrosła.

Aktualnie jesteśmy oboje uziemieni, bo...

- Natsuś ! - warknął mężczyzna.

Z jego nosa ciekła krew. Okazało się, że to maleńkie dziecko przywaliło mu grzechotką, więc przyszedł do mnie, wcześniej kładąc dziewczynkę na kanapie.

- W porządku, Izaya ? - podeszłam do niego zmartwiona i zaczęłam delikatnie wycierać krew chusteczką. - gotowe. - oznajmiłam, gdy skończyłam. - nie denerwuj się. Opiekujemy się nią tylko dziś. - dodałam przeczesując palcami jego ciemne włosy. Lubił to. Nawet bardzo i otwarcie się do tego przyznawał.

- Natsuś, może my też sprawimy sobie dziecko ? - oświadczył z szerokim uśmieszkiem.

To w końcu była córka jakiejś kobiety, która obiecała mu numery do jakiś gości w zamian za opiekę nad nią.

- C-c-co Ty ? - wybełkotałam oblewając się rumieńcem.

Zachichotał i przyciągnął mnie do siebie, a następnie delikatnie złączył nasze usta.

- Myślałaś, że się nie domyślę ?

- Czego ? - burknęłam zakłopotana.

- Że się zakochałaś. Lecz nie mogę Ci nic zarzucić, bo Ty też mi namieszałaś w głowie - powiedział lekko zawstydzony.

- Myślisz, że Ikebukuro dałoby sobie radę z Twoim wychowankiem ? - zagaiłam. - ale takiej propozycji z Twojej strony to się nie spodziewałam.

- Miałbym godnego następcę - stwierdził tuląc się do mnie, niczym mały kotek.

- Czasami potrafisz być czuły i uroczy - zauważyłam z wielką satysfakcją.

Jego reakcja była niezapomniana. Zarumienił się nieco i odwrócił wzrok. Wykorzystałam to i obdarzyłam mężczyznę pocałunkiem.

Na początku był nieco zaskoczony, ale po chwili go odwzajemnił.

Nasze losy połączyły się w tak dziwny sposób, a na końcu czekało silne uczucie, którego będę zaciekle broniła.

- Wiesz co... włamię się gdzie trzeba i zmienię ci nazwisko - chlapnął w pewną słoneczną niedzielę, gdy rozkoszowaliśmy się spokojem, siedząc wtuleni w siebie na kanapie.

- Jak to ?

- Będziesz się nazywała Orihara Natsuki. Idealnie - zachichotał i oparł się o mnie. - Shizuś rzuci się może pod rozpędzony pociąg...coś jak Ty, nie ?

- Ale jego nie uratujesz jak mnie... - burknęłam niby obrażona.

- To jak z tą moją propozycją ? - zaczął z szerokim uśmieszkiem na twarzy.

- Nie pozwalaj sobie ! Nie będę jadła z Tobą z jednej miski - odpowiedziałam nieco oburzona.

- To sobie zabiorę tą gumę, którą teraz żujesz....

- I-Izaya !

~ Koniec ?


Jeszcze kilka kliknięć i byłoby 4000 słów


 Zanim ktokolwiek, cokolwiek napisze dodam, że to NIE JEST koniec. Na SQ poproszono mnie o kontynuację po zrobieniu specjalnej #8 części, która pojawi się za kilka dni.

Ta część #8 bardzo pozytywnie się przyjęła, więc powinna się (mimo że jest dość krótka) dobrze tu przyjąć ^^

Jeszcze nie minęły dwa tygodnie od założenia konta, a Obserwatorka ma 130 wyświetleń i 18 gwiazdek ! Inne serie też gonią, ale jednak fanfic ze ,,znanymi" postaciami są bardziej lubiane ;P

1-7 seria I

8/9-10 seria II

(na koniec jest ponad 4000 słów)


KONIEC SERII PIERWSZEJ (seria druga będzie kontynuowana  jako #8)

LINK: https://www.wattpad.com/story/90709120-obserwatorka%E2%9D%B7-izaya-durarara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro